fot. Wydawnictwo WBPiCAK

Ćwiczenia pamięci

Kim jesteś? I co ważniejsze: dlaczego taki/taka jesteś? Poetycki debiut Marty Stachniałek „polski wrap” zmusza do naciśnięcia najpierw przycisku pauzy, a potem do przewinięcia taśmy do samych początków. Wbrew narracjom o self-made manie poetka wskazuje na siatki powiązań, w których się szamoczemy.

Ćwiczenie: skojarzenia

Czytelniku, czytelniczko, co kojarzy ci się z Polską? Które wspomnienie nadawałoby się na wizytówkę? Na krótki spot marketingowy? Może coś z polskiej kuchni albo lepiej: z polskiej szuflady, szafki albo półki. Jakim słowem określisz czterdziestomilionową całość? A jeżeli nie jednym, to jaki szereg fraz byłby odpowiedni?

To zadanie jednocześnie proste i niemożliwe. Trzeba jednak przyznać, że jest w nim coś z kuszącego wyzwania. Marta Stachniałek, w debiutanckiej książce poetyckiej „polski wrap”, tę próbę podejmuje.

 

Poetka przedstawia swój zestaw podręcznych pojęć-wspomnień, zapisując po jednym słowie pod każdym kolejnym wierszem.

Ciąg wyróżnionych kursywą rzeczowników wyciągniętych ze spiżarni (a raczej z szafki, która trzaska drzwiczkami przy zamykaniu; jesteśmy w końcu na polskim osiedlu lat 80. i dekad kolejnych) układa się następująco (w pisowni oryginalnej): kleik ryżowy, kurczak z rożna, guma turbo, pepsi, drożdże, zupa mleczna, misie haribo, zapiekanka, oranżada w proszku, karp, przysmak świętokrzyski, szpik, rosół, hot-dog, happy-meal, marmolada, lody bambino, woda z syfonu, kompot, paprykarz, schabowy, wata cukrowa, skrzydełka kurczaka, paluszki, mąka tortowa, mizeria, sardynki, vibovit, obierki.

Dlaczego decyduję się na tę wymieniankę?

Polski Wrap

Polski Wrap

 

Jeśli kartkowalibyśmy najnowszą premierę Wydawnictwa Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, moglibyśmy łatwo dać się zwieść sentymentowi.

Wyrazy pokazujące się dyskretnie na samym dole strony na początku nie przyciągają szczególnej uwagi. Ot, odwołania do minionych lat, do dziecięcych i nastoletnich wspomnień, do symbolu dorastania w czasie przełomu politycznego, który za kilkanaście lat otworzy nam drzwi do Europy.

Ten gastronomiczno-spożywczy zestaw owszem, układa się w opowieść: o relacjach rodzinnych, o transformacji, o nieprzystawalności. I chociaż mizeria, vibovit czy oranżada w proszku chcą kojarzyć się ciepło i nostalgicznie, Stachniałek sięga po rewersy tych emocji. Poetka wcale nie podsuwa tylko miłych, ucukrowanych wspomnień. Z rozmachem i rozpędem rozkrzyczanej frazy wyciąga to, co w dojrzewaniu w Polsce może najbardziej boleć.

Na początku pojawia się słowo. Potem wiersz, oparty na asocjacji. Asocjacji nie zawsze czytelnej, częściowo możliwej do rozszyfrowania jedynie przez autorkę, częściowo ujawniającej się dopiero w ostatnim momencie. Tak, jak w przypadku oranżady w proszku:

 

 

musli

ramiona Warszawy, zgniłe zapiekanki, obumarłe, niezdolne do objęcia

[tych wszystkich ludzi,

którzy chodzą, jakby zamiast nóg mieli protezy,

jednym tempem, Hale Banacha, stałym tętnem, Bitwy Warszawskiej,

niezdolni do objęcia, niemający pojęcia,

że ich ułomność jest nabyta, przyjęta, przejęta, wyjęta z nieudanego przyjęcia

imienin ciotki Warszawy, na których

musieli być, musieli się całować, musieli się dotykać, musieli, się ocierać,

[jeść musli,

pić sok z granatu, granatowe marynarki, rodzinne przeplatanki, gry w klasy

[i skakanki,

lepkie ciała, twarde członki, lepkie ciasta, twarde spody, iPody, iPhony,

[kucyki Pony

i

wisienka na torcie

i malinka na torsie

i

z tego całego krajobrazu wyłaniasz się ty

z prawdziwym ciałem jesteś od nich inna

jakaś żywa jak żywica jak drzewo rzewna

jak oranżada orzeźwiająca

szklana oranżeria

oranżada w proszku

oranżada w proszku

 

Ćwiczenie: czytanie na głos

Wiersze Stachniałek przybierają postać małych manifestów, jak gdyby wykrzykiwanych na jednym oddechu. Rym, krótka fraza, nagromadzenie podobnie brzmiących głosek, gęstość zazębiających się obrazów: wszystko to rytmizuje tekst i rozpędza go do niewiarygodnej prędkości. I chociaż wspomniane rymy nie zawsze są najzręczniejsze, dobrze spisują się właśnie w lekturze głośnej: równie szybkiej i zdecydowanej.

 

Fraza przepływa wtedy naturalnie we frazę, żeby wiersz mógł nagle urwać się, dać okazję do zaczerpnięcia powietrza.

Wszystkie te cechy są jeszcze bardziej jaskrawe w tekstach kierowanych do Warszawy: jednocześnie nienawidzonej i uwielbianej. W klinczu tych dwóch sił pojawia się wiersz:

 

 

okna

a oczy Warszawy miliony oczu Warszawy od zawsze

niewzruszone przesuszone sprawiają wrażenie ciężkich i obrzękniętych

widzę Warszawę z nogą w gipsie, w spękanej zaprawie cementowo-wapiennej

kulejącą Warszawę, kulturalną Warszawę, królewską i kurewską Warszawę

idącą w stronę strefy € Warszawę potykającą się

o stary testament Warszawę, upadającą na nowy świat Warszawę zawsze

uważałem, że Praga, północ i niedoskonałości są piękne i że seks

nie ma nic wspólnego z romantyzmem ale z tym ostatnim

chyba się myliłem odkąd płakałem podczas burzy i jednocześnie dochodziłem

do siebie przez kolejne pół nocy i patrzyłem jak moja dziewczyna już dawno śpi

klimatyzowana Warszawa korporacyjna Warszawa kopulacyjna stacja

benzynowa kopuła stołeczna laboratorium ruchu

ruch drogowy most północny lanie betonu jestem pod wrażeniem

wszystko zmierza w dobrym kierunku

sytuacja gospodarcza poprawia krążenie i perystaltykę jelit

zdrowy układ pokarmowy to podstawa stosunków między nami

jest dobrze a nawet lepiej

być nie może

być może włożę jutro czerwoną sukienkę

a katolickie oczy Warszawy miliony katolickich oczu Warszawy od jutra

spojrzą na mnie z niedowierzaniem

ty spojrzysz na mnie z niedowierzaniem a ja zrobię ci striptiz

na oczach wszystkich będziemy się kochać a potem

zrobię ci śniadanie wyjdę z psem na spacer a później porozmawiamy

o pustych oczach Moskwy i spokojnym wyrazie twarzy Tokio

a teraz

właśnie w tej chwili spróbuję poskładać siebie z części

ładowarek telefonów komórkowych plastikowych okładek po kasetach

[magnetofonowych

 paprykarz

 

 Ćwiczenie: tożsamość

Warstwa konceptualna to tylko jedna z warstw książkowego debiutu Marty Stachniałek. „Polski wrap” jest również subtelną, choć bardzo ważną opowieścią o relacjach rodzinnych. O poszukiwaniu swojej tożsamości oraz naginaniu jej do oczekiwań najbliższych osób i społecznych konwencji. Kilka pierwszych utworów, które traktują o biografii bohaterki cyklu, są skondensowaniem zapisu z czasu dojrzewania i wkraczania w dorosłość.

Jest więc opowieść opowieść o babci Irenie, która doznaje szoku:

 

„kiedy dowiedziała się, że za ścianą bankomatów /wcale nie siedzą ludzie”.

 

Jest opowieść o rozmowach z mamą, przepisach na biszkopt, wspominkach psa sąsiadki, planowaniu przyjazdu do rodzinnego domu i kontynuowaniu przekazywania metod postępowania z ciastem.

Mowa jednak o przyjeździe szczególnym, bo opartym na kłamstwie:

 

„babci Irenie powiemy że będziesz z koleżanką”.

 

 

wypieki

to nie są czasy na robienie wielkich rzeczy to czasy na robienie ciasta

dzwoni mama i dyktuje mi przepis na biszkopt z owocami mówi że już nie

chce piec że zapisała się na jazdę konną i narty biegowe pyta co u nas bo

u nich po staremu nigdzie razem nie wychodzą nie jeżdżą w góry oglądają

szkło kontaktowe i że w środę była u nich pani Patrykowa pamiętasz ta od

tego psa chow chow a może to był wtorek w każdym razie po szesnastej

bo po szesnastej robi się ciemno słońce zachodzi nie to co latem ale co

u was tata się pyta czy jesteście zdrowe czy wszystko w porządku może

przyjedziecie do nas

w następnym tygodniu

pociągi

jeżdżą tak samo od dwudziestu lat nie powinno być problemu najwyżej

[poczekamy

kilka godzin

a babci Irenie powiemy że będziesz z koleżanką

zapisałaś już

pamiętaj

że najpierw musi wystygnąć

dopiero później krem

drożdże

 

 

Co interesujące, dalsze teksty po mimowolnym coming-oucie, który nie miał szansy się dopełnić, bohaterka wierszy zamienia się w bohatera. Teraz to perspektywa męska, widziana jako „normatywna”, prowadzi czytelnika przez kolejne meandry opowieści.

 

 

Ta złamana optyka rozpada się w jednym z ostatnich utworów, najbardziej kameralnym i intymnym wierszu. Wszystkie podziały upadają, a taniec poprawności kończy się w połowie figury. Bo babcia Irena już o niczym nie pamięta. I żadne słowa i nazwy już tego nie zmienią.

 

babcia Irena pyta kim jestem

teraz babcia Irena mówi

już niewiele

zostało

tylko czekać

 

już nie chodzi

chodzi o to że

leży ze sparaliżowaną prawą częścią

myli się jej

mydli się jej

mówi że zlew jest pełny

ale że ma pociąg do Braniewa

i gdzie jest torebka

musi jechać

jest umówiona

jestem umówiona

ale z kim

 

a kim ty jesteś

 

 

obierki

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0