Dzieci nie tylko w fotografii
Opublikowano:
24 lipca 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Przeglądając dawne fotografie, zwłaszcza XIX-wieczne i z początku kolejnego stulecia, odnaleźć możemy sporą liczbę wizerunków dzieci. Przed upowszechnieniem się tej nowinki technicznej, pojawiały się rzecz jasna ich malowane portrety.
Zarówno oficjalne, stylizowane, pojedyncze, jak i podobizny grupowe, rodzinne i z większą dozą intymności. Jednak to dopiero fotografia spowodowała, że mali bohaterowie życia rodzinnego zaczęli się częściej pojawiać w rodzinnych albumach. Zmieniała się zarazem stopniowo społeczna pozycja dzieci, co fotografia też odzwierciedliła.
Wizerunki dzieci
W archiwach natrafiłem na sporą kolekcję wizerunków dziecięcych. Z jednej strony przyczyniło się do tego upowszechnienie fotografii, z drugiej – wyraźny familiaryzm, który zwiększał się w miarę oddalania w czasie od dość surowego, wzorca relacji spod znaku wielkich rodzin patrzących na dzieci przede wszystkim z perspektywy spadkobierców rodowych majątków i tradycji.
Przez długi czas odsetek dzieci niedożywających wieku dorosłego, umierających młodo lub bezpotomnie był stosunkowo duży. W wielu przypadkach nawet nie upamiętniano miejsca ich pochówku. Dopiero z czasem, gdy warunki życia się poprawiły zmienił się stosunek do dzieci.
Stopniowo rodziny stawały się coraz mniejsze, dość wspomnieć, że dla przykładu Zygmunt Chłapowski z Turwi nie posiadał dzieci, a Mieczysław Chłapowski z Kopaszewa natomiast miał zaledwie jedynaka – Dezyderego (chociaż na antypodach znajdowały się rody liczne, jak Chełkowscy, którzy doczekali się czternaściorga potomków). Dzieci stały się dobrem, o które szczególnie dbano. Wreszcie upowszechnianie nowych poglądów na wychowanie, model rodziny społecznie zaangażowanej zwracał uwagę na najmłodszych jej członków.
Wizerunki dziecięce pojawiają się w dwóch zasadniczych typach: przy okazji przedstawień grupowych w towarzystwie rodziców lub jako prezentujące wyłącznie dzieci. W przypadku drugiego typu były to zarówno podobizny niemowląt lub nastolatków. Praktycznie wszystkie – do II wojny światowej – stylizowane, wykonywane w atelier, na konwencjonalnych lub neutralnych tłach.
Silna była tradycja podobizn w duchu malarskich, z charakterystycznym upozowaniem czy strojem – w przypadku chłopców do piątego roku życia, wielu ubierano w sukienki, nieco starszych zaś w kopie strojów dorosłych.
Interesujące są zestawienia podobizn rodzeństwa – zarówno obojga płci, jak i sportretowanych razem samych dziewcząt lub chłopców. Rzadkim – zwłaszcza wśród ziemian – było wykonywanie zdjęć przez samych rodziców. Nieliczne przykłady pokazują jednak, że to dzieci stawały się głównym podmiotem zainteresowania.
Dwór i domowe wychowanie
W życiu dzieci istotna była edukacja, którą po okresie nauczania domowego kontynuowano w szkołach z internatem. Najczęściej pieczę nad dziećmi powierzano francuskim lub angielskim pedagogom. Model francuski w kolejnym etapie edukacji zastępował wzorzec pruski. Najczęściej w Wielkopolsce wybierano jako miejsce edukacji słynne Gimnazjum Marii Magdaleny w Poznaniu.
Zwyczajowo pieczę nad postępami synów sprawowali ojcowie, na co wskazują ich podpisy na świadectwach szkolnych. Jakkolwiek wydawać by się mogło, że kontrola rodziców nad postępami dzieci nie była najistotniejszym z zajęć wielu rodziców polegających na guwernerach i guwernantkach, to jednak liczne przykłady pokazują, że problem edukacji potrafił przysporzyć zmartwień nawet najbardziej opanowanym i uchodzącym za niewzruszonych rodzicom, jakimi niewątpliwie byli Antonina i Dezydery Chłapowscy.
W świetle zachowanej korespondencji mieli oni nie lada problemy z synem Stanisławem, który nie przykładał się do nauki, spędzając sen z powiek rodzicom, o czym świadczą listy do niego, w których – i to niemal w każdym – ojciec napomina, wręcz zaklina niesfornego chłopaka, by ten przyłożył się do nauki. Ma też – mieszkając na stancji u pani Grudzielskiej w Poznaniu – rozmawiać ze swymi ciotkami po francusku.
Chcąc zachęcić syna do nauki, obiecał w jednym z listów kupno zegarka. Z dalszej korespondencji wynika, że postępy pojawiły się, bo ojciec pisze do syna, by zagubionego zegarka poszedł szukać ze swym nauczycielem! Jak pokazały dalsze losy Stanisława, ojcowskie przestrogi przyniosły pozytywne skutki – z Szołdr uczynił wzorcowy, doskonale prosperujący majątek.
Ochronki – dla dobra dzieci
Nie można zapomnieć o dzieciach, nad którymi pieczę roztaczało wiele rodów ziemiańskich i instytucji społecznych. Wiązało się to z programem ochronek wiejskich. Jednym z twórców idei ochronek był August Cieszkowski (1814–1894), który domagał się poprawy położenia ludności wiejskiej; rozciągnięcia opieki społecznej i wychowawczej nad dziećmi wiejskimi do lat siedmiu, uświadomienia szlachty i skłonienia jej do działalności społecznej na rzecz własnych pracowników.
Hasła te były realizowane przez Ludwika Gąsiorowskiego (1807–1863), który zainicjował w 1842 roku w Poznaniu Towarzystwo dla Zakładania i Prowadzenia Ochronek dla Biednych Dzieci. Prawdziwy jednak boom związany z zakładaniem ochronek nastąpił za sprawą Edmunda Bojanowskiego (1814–1871).
Przy wyraźnym i znacznym wsparciu generała Dezyderego Chłapowskiego opracował koncepcję ochronek wiejskich, w których szczególną rolę odegrały Siostry Służebniczki – zakonnice należące do stworzonego przez przyszłego błogosławionego zgromadzenia (jego reguła została zatwierdzona w 1866 roku). Druga i trzecia ochronka powstały odpowiednio w Kopaszewie i Turwi – majątkach należących do Chłapowskich.
Wspomniana wcześniej Wanda z Potworowskich osobiście doglądała dzieci w ochronce kopaszewskiej, inicjując wychowanie w postawie patriotycznej oraz dbając o nie, czego wyrazem jest chociażby ułożony przez nią program uroczystości trzeciomajowych. Ochronki stały się powszechnym elementem krajobrazu polskich wsi. Przetrwały do II wojny światowej, by po jej zakończeniu zostać zastąpionymi przez przedszkola.