Dzikość rzeki i smak cementu
Opublikowano:
15 sierpnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zapach roślin wodnych, dźwięki wydawane przez kaczki, powolny letni zmierzch. W takiej scenerii, w Bramie Poznania nad Cybiną, gdzie architektura i natura pozostają ze sobą w harmonii, odbyły się projekcje filmowe z cyklu „WEEKLY”, którego organizatorem jest Fundacja Ad Arte.
Podczas trzydniowego przeglądu„Film i architektura” ponownie można było zobaczyć krótkometrażówki z kategorii „Urban View”, zaprezentowane na tegorocznym Short Waves Festiwal, a także kanadyjski dokument „Lost rivers” (2012, reż. Caroline Bâcle) i koprodukcję Niemiec, Libanu, USA, Emiratów Arabskich, Syrii i Kataru „Taste of cement” (2017, reż. Ziad Kalthoum). Dwa długometrażowe dokumenty zasługują na szczególną uwagę, pierwszy ze względu na społeczne znaczenie tematyki, drugi – również z racji nowatorskiego języka filmowego.
RZEKI I ŚCIEKI
„Lost rivers” („Zaginione rzeki”) przedstawia działania aktywistów z kilku krajów, poszukujących rzek, które dosłownie „zepchnięto do podziemi” wielkich aglomeracji. Wzrastająca świadomość ekologiczna i tęsknota za kontaktem z naturą stały się podstawą architektonicznych projektów pozwalających przywrócić rzeki miastom. Niektóre z tych projektów zyskały przychylność władz miejskich, jak w Yonkers, Londynie czy Seulu, inne zostały odrzucone, jak w Toronto.
Działalność wolontariuszy i architektów przestrzeni miejskiej wynika z pogłębionej refleksji nad błędami urbanistycznymi, jakie popełniono na całym świecie, rozwijając wielkie aglomeracje.
Pierwsze miasta powstawały nad rzekami lub innymi zbiornikami wodnymi, woda była bowiem niezbędna do życia. Wraz z rozwojem miast i ich rosnącym zatłoczeniem powstał problem groźnych zanieczyszczeń. Wody zaczęły przypominać cuchnące ścieki, pojawiły się, m.in. w XIX-wiecznym Londynie, cholera i inne choroby, których źródłem była brudna woda.
W 1858 r. w Londynie upał spowodował taki rozwój bakterii w rzece, że mówiono o „Wielkim Smrodzie” nad Tamizą. To właśnie wtedy w stolicy Wielkiej Brytanii zaprojektowano i zbudowano potężną sieć kanalizacyjną, spychając tym samym większość dopływów Tamizy pod ziemię. Płyną tam nadal jako ścieki.
Jeden z projektów rewitalizacyjnych objął rzekę Quaggy w Sutcliffe Park, w wyniku czego wzrosła liczba osób odwiedzających ten teren oraz populacja różnych gatunków roślin i zwierząt. Twórcy filmu pokazują też realizowany przez kilka miesięcy w Yonkers projekt odkopania rzeki Saw Mill, płynącej w centrum miasta pod wielkim parkingiem. Po kilku latach konsultacji i przekonywania władz lokalnych ruszyły prace odkrywania rzeki. Dziś oczyszczona, zazieleniona i zarybiona przez biologów przypomina o pięknie zaniedbanej niegdyś dzielnicy.
Na tym jednak nie poprzestano. Pomyślano też o innych potrzebach, m.in. budując kilkupiętrowy parking na niewielkiej przestrzeni. Co istotne, w trakcie projektowania zaproszono mieszkańców dzielnicy do dyskusji o kształcie rewitalizacji terenu, wychodząc z założenia, że ludzie dbają o to, w czym pozwala im się mieć swój udział.
Do podobnych działań nie udało się jednak przekonać władz Toronto, mimo że przepełniająca się podczas ulewnych deszczy kanalizacja wyrzuca co jakiś czas ścieki do jeziora Ontario, a na plażach notuje się okresową obecność groźnych dla zdrowia bakterii coli. Projekt architektów miejskich zakładał skierowanie nadmiaru wód retencyjnych do naturalnych ukształtowań terenu w parkach i na skwerach. Dzięki takiemu rozwiązaniu tereny zielone nabrałyby atrakcyjności, a problem przelewów z kanalizacji zostałby rozwiązany. Zamiast tego obrano drogę „więcej tego samego” i zbudowano jeszcze potężniejszy zbiornik ściekowy.
MIASTO PRZYJAZNE NATURZE I LUDZIOM
Dokument „Lost rivers” niesie ze sobą nie nachalne, ale oparte na doświadczeniach kilku miast przesłanie: jeśli chcemy, by przestrzeń miejska była ludziom przyjazna, by mieszkańcy nie uciekali na peryferia, potrzebujemy bardziej niż kiedykolwiek przedtem zadbać o obecność natury w tkance miast. Jednak żeby to było możliwe, musimy w porę się opamiętać i przestać zabetonowywać każdy skrawek ziemi. Przywracanie raz zniszczonej równowagi między infrastrukturą miejską a zielenią i wodą kosztuje o wiele więcej niż regularne planowanie współistnienia obu tych przestrzeni w perspektywie wieloletniej.
Projekcję „Lost rivers” poprzedziło spotkanie z londyńskim architektem, Thomasem Randallem-Pagem, którego projekty łączą w sobie myślenie o użyteczności publicznej i miejskich potrzebach z poszanowaniem natury.
Według niego miasto jest jak żywy organizm, w którym nakładają się na siebie różne systemy. System wydalniczy aglomeracji jest ukryty, to rzecz wstydliwa. Jednym z niezrealizowanych jeszcze projektów architekta jest propozycja połączenia przepompowni ścieków z przestrzenią publiczną, ośrodkami kultury i swobodnie funkcjonującym transportem publicznym.
Randall-Page jest zwolennikiem rewitalizacji i włączania do miasta opuszczonych, poprzemysłowych ruder jako nowych obiektów kulturalnych czy sportowych. Przestrzeń miejska kurczy się, dlatego tak ważne jest mądre wykorzystanie już istniejącej. Takim małym, zrealizowanym projektem „Air Draft” była nadmuchiwana przestrzeń na starej barce, stanowiąca miejsce dla koncertów, kabaretów i innych spotkań młodych ludzi. Najnowszy projekt Randalla-Page’a to prosty w konstrukcji, ale efektowny most, który zmieniając swoją pozycję, pozwala przejść pieszym lub przepłynąć wyższym barkom. Most miałby połączyć oba brzegi w niezagospodarowanej jeszcze do końca dzielnicy starych londyńskich doków.
Londyński architekt pozytywnie ocenił wykorzystanie nabrzeży rzeki w Poznaniu. Jego zdaniem dzikość rzeki powinna zostać zachowana. Rzek nie można bezkarnie „wyzyskiwać” wyłącznie dla celów przemysłowo-transportowych, jak to się działo do tej pory w wielu miastach, również w przypadku Tamizy. Rzekę trzeba okiełznać, ale ostrożnie, żeby jej nie zabić.
Projekty Thomasa Randalla-Page’a można zobaczyć na jego stronie: thomasrandallpage.com.
SMAK CEMENTU W USTACH I W DUSZY
Syryjscy robotnicy budujący w Bejrucie drapacz chmur są bohaterami poetyckiego dokumentu Ziada Kalthouma „Taste of cement” („Smak cementu”). Nie jest to jednak zwyczajna rejestracja monotonnej pracy budowlańców.
Syryjski reżyser był żołnierzem w armii syryjskiej podczas wybuchu rewolucji w 2012 r. Odszedł z niej rok później, nie chcąc walczyć przeciwko rodakom, i wyemigrował do Bejrutu, gdzie rozpoczął zdjęcia do dokumentu „Taste of cement”, który słusznie uhonorowano nagrodą za najlepszy film na festiwalu Vision du Réel w 2017 roku, w Locarno i nominowano do nagrody za najlepszy film europejski DOC ALLIANCE AWARD 2017.
Według Ziada Kalthouma gdziekolwiek pojawia się wojna, zostaje zerwana komunikacja między ludźmi. On jednak zdał sobie sprawę z tego, że może stworzyć nowy język, który przemówi do ludzi poprzez kino. Wydaje się, że właśnie za sprawą owego „nowego języka” jego dokument przemawia z niesłychaną siłą emocjonalną. Jaki to język?
Na ekranie widzimy przestrzeń miejską pokazaną wyłącznie z perspektywy budowy, jakbyśmy byli pozbawieni możliwości uczestniczenia w życiu miasta poza nią. Ilustruje to jednak rzeczywistą sytuację robotników syryjskich, których po godzinie 19 obowiązuje godzina policyjna. Pracują więc i mieszkają na budowie: w dzień na wysokości, w nocy w podziemiach budynku. Pejzaż oglądany z wysokości rusztowań pogłębia uczucie izolacji i bezdomności. Monotonia życia i poczucie odcięcia od ojczyzny ukazana została w długich sekwencjach ciężkiej pracy, powtarzalności niemal więziennego rytmu kolejnych dni. I smaku cementu.
„Gdy twoja dłoń niszczeje, przestajesz liczyć dni”.
Dokument oszczędnie operuje słowami. Nie są to bezpośrednie wypowiedzi czy dialogi. Nieliczne zdania to wyznania anonimowego narratora, „zbiorowego bohatera” syryjskiego narodu. Nie mają one charakteru typowej narracji. To strzępki wspomnień, poetyckie impresje, poszatkowane tak, jak wojna przerywa ludzkie doświadczenie ciągłości i sensowności.
„Gdy wojna się zaczyna, budowlańcy muszą wyjechać, czekając aż wojna przedrze się przez ich kraj. Czekam, tato”.
Ujęcia zza żelaznych prętów albo z kreciej perspektywy, zestawione z przerażającymi scenami wydobywania ludzi ze zbombardowanych syryjskich budynków wzmagają poczucie klaustrofobii i braku możliwości wyjścia z sytuacji. Poruszające się ramię dźwigu zmontowane zostaje z lufą czołgu jadącego przez ruiny syryjskiego miasta. Dźwięk wiertarki miesza się z odgłosami strzelaniny i wybuchów.
„Łomot przynosi ulgę w strachu”.
Przenikanie się w obrazie i warstwie dźwiękowej teraźniejszości i wojennych wspomnień jest subtelne. Efekt emocjonalnego „wciągnięcia” w rzeczywistość syryjskich uchodźców uzyskany został przez naśladowanie środkami filmowymi procesu psychologicznego, w którym trauma, tęsknota, uczucie pustki, wspomnienia okrutnych zdarzeń przenikają się niczym w sennych majakach. Gdy w ścieżce dźwiękowej hałas maszyn budowlanych nagle znika, zostajemy przeniesieni w przestrzeń nierealną, w kłębowisko tęsknot i traumatycznych skojarzeń syryjskich uchodźców.
„Mój dom leżał na mnie… Nie mogłem się ruszyć ani krzyczeć. W ustach miałem smak cementu… A teraz znowu otacza mnie cement”.
Smak cementu w ustach to nie tylko wojenny pył zbombardowanych domów. Towarzyszy również życiu na wygnaniu. To smak goryczy, samotności, napadów nocnej paniki i rozpaczliwego czekania aż będzie można wrócić do kraju i zacząć budować własny dom. Smak cementu to poczucie bycia częścią piekielnego zamknięcia – wciąż w betonie – i wyczerpania ciężką pracą, wypchnięcia na margines społeczności libańskiej, która cię wyzyskuje, ale jednocześnie odrzuca i pozbawia praw do godnego życia na uchodźstwie.
„Gdy ojciec wrócił do domu, czułem od niego zapach cementu… Myślałem, że to zapach podróżujących… a to zapach, który zżera nie tylko skórę, ale i duszę”.
Ten dokument powinien zobaczyć każdy, kto pod wpływem różnych propagandowych narracji boi się uchodźców, których w tej propagandzie zrównuje się z terrorystami. Film głęboko ludzki, budzący wrażliwość, pozwalający, jak mało który, wejść w skórę ludzi, na których wojna odcisnęła straszliwe piętno. Ludzi, których największym marzeniem jest wrócić i odbudować nie cudzy, ale własny dom.
WEEKLY, cykl „Film i architektura”, 9–11 sierpnia 2019 r., Brama Poznania, organizator: Fundacja Ad Arte
Kolejna odsłona miejskiego przeglądu filmowego WEEKLY – „Film i nowe technologie” już w dniach 25–27 września w Centrum Wykładowym Politechniki Poznańskiej. Więcej informacji na stronie Fundacji: adarte.pl/projekty/weekly/.
CZYTAJ TAKŻE: „Najważniejsze jest to, co między ludźmi”. Cinema Italia Oggi 2019
CZYTAJ TAKŻE: Nikt nie uczy się żeglarstwa na spokojnym morzu. Rozmowa z pastorem Piotrem Zarembą
CZYTAJ TAKŻE: Zwierzęta Cybiny w Bramie Poznania