Gardzę tym, czym się staliśmy
Opublikowano:
22 sierpnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Nienasycona chęć posiadania zupełnie przysłoniła nam prawdę – nie posiadamy nieskończonych zasobów, a po totalnym zniszczeniu naszej planety nie będzie dla nas alternatywy” – mówi Wojtek Grabek, poznański skrzypek i twórca muzyki elektronicznej, który powraca z nowym albumem.
Jak ważną rolę odgrywają w twoim życiu ludzie? To może oczywiste pytanie, jednak myślę, że ekstrawertyk odpowie na nie nieco inaczej niż introwertyk. Jak bardzo lubisz się nimi otaczać?
Trudne pytanie, bo z jednej strony kocham ludzi, kocham interakcje – przez osoby mi bliskie nazywany jestem duszą towarzystwa. Z drugiej strony uwielbiam ciszę i swego rodzaju izolację, szczególnie w procesie twórczym. Stąd budowa własnego, wyciszonego wręcz do bólu studia, w którym mogę się po prostu zamknąć i być…
O ile wiem, o tytułowych „Ludziach” wcale nie myślisz najlepiej – zwłaszcza w kontekście ich podejścia do tego, bez czego nie moglibyśmy nawet oddychać…
To chyba kwestia wieku – inne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość, bardziej analityczne myślenie o przyszłości. I tak, zgadza się, moje obserwacje doprowadziły mnie do raczej oczywistej tezy, że gatunek ludzki wyewoluował do formy bezrozumnego pasożyta, nastawionego wyłącznie na konsumpcję. Nienasycona chęć posiadania przysłoniła nam zupełnie prawdę, że nie posiadamy nieskończonych zasobów, a w rezultacie totalnego zniszczenia planety nie będzie dla nas alternatywy. Szczególnie gdy popatrzymy na wydatki, jakie bez wahania ponosimy na wzajemne unicestwienie.
W roku budżetowym 2019 same Stany Zjednoczone wydały 5,9 biliona dolarów (dla ścisłości oto ta liczba: 5900 000 000 000) tylko na wojny w Afganistanie, Pakistanie i Iraku. Wiesz, ile przeznaczono w tym czasie na eksplorację kosmosu? 20 miliardów dolców, czyli… 0,3 proc. tej kwoty… A to jest tylko jeden z setek tysięcy przykładów kompletnego braku myślenia gatunku, który dumnie nazywa się „sapiens”. Więc tak, gardzę tym, czym się staliśmy.
Czy można powiedzieć, że „Humans” to zbiór instrumentalnych protest songów? Odnoszę wrażenie, że w muzyce instrumentalnej znacznie trudniej przemycić jakieś konkretne „przesłanie”.
To raczej krzyk rozpaczy. Ale każdy może dopowiedzieć sobie własną historię. Muzyka bez słów, więc nic nie narzucam [śmiech].
Jak wielką rolę odgrywa w twoim przypadku improwizacja?
Sporą. Nie robię zapisu nutowego moich utworów. Bardzo często dzieje się tak, że nagrywam „na setkę” jakąś partię, która strasznie mi się podoba i kiedy przychodzi moment nagrania jej „na czysto” na płytę, kończy się tym, że siedzę w studio i odtwarzam ją w kółko, żeby w ogóle przypomnieć sobie, co grałem. Podobnie jest z koncertami. W tej chwili na potrzeby występów na żywo przearanżowałem większość kompozycji – niektóre nie do poznania – zostawiając sobie przy tym spory margines na improwizację.
Zainteresowała mnie okładka albumu. Jaka historia za nią stoi?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę wrócić do genezy powstania płyty. Pierwotnie epka miała nazywać się „Human Powers of Hibernation” – tytuł zaczerpnięty z pracy dr Katharine Grabek z Uniwersytetu Stanforda, Wydziału Genetyki. Temat jest zarówno fascynujący, jak i skomplikowany, niemniej w telegraficznym skrócie: według dr Grabek w kodzie genetycznym człowieka uśpiona jest zapomniana przez nasz gatunek zdolność do hibernacji. Ten tytuł na wokandzie był dość długo, aż pewnego dnia Konstancja Rawecka podarowała mi okładkę, która swoją „orwellowską” wymową zainspirowała mnie do skrócenia tytułu i pozostania przy prostym, uniwersalnym, dosadnym „Humans”.
W tym, że grafikę narysowaną piórkiem podarowała mi Koko nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w chwili jej tworzenia Konstancja miała… niecałe 16 lat. Ma niesamowity talent, a jednocześnie jest tytanem pracy, jeśli chodzi o szlifowanie warsztatu. Polecam jej profil na Instagramie @paint_no_more – prace tej nastoletniej dziewczyny, jej niesamowita wrażliwość, wbijają w fotel.
Prywatnie wydajesz się bardzo pozytywnym człowiekiem, ale muzycznie znów złapałeś chandrę [śmiech]. Podobnie jak na „Day One” i tym razem zapraszasz nas do melancholijnego świata, w którym – nomen omen – pierwsze skrzypce gra „skandynawski” ambient. Jakie emocje towarzyszą ci, kiedy kończysz każdy kolejny utwór? To ulga, satysfakcja, oczyszczenie?
Podniecenie.
W jednej z recenzji „Humans” przeczytałem bardzo trafne zdanie, że szeroko pojęta neoklasyka cieszy się w Polsce ogromnym powodzeniem. Chcemy ją tworzyć i chcemy jej słuchać. Skąd ta potrzeba? Wynika z naszej mentalności?
Jeszcze jakiś czas temu odpowiedziałbym, że wynika z naszego niepoprawnego romantyzmu. Niestety, rozglądając się ostatnio „wokół siebie”, romantyzmu widzę niewiele, więc również zachodzę w głowę, o co chodzi. A na poważnie – myślę, że to moda, narzucona nam przez kogoś, kto zwęszył na tym interes. Tak jest z większością rzeczy/zjawisk, którymi się podniecamy: podnieta tłumu nie bierze się znikąd – stoi za nią zawsze chęć ogromnego zysku.
Na jednym z serwisów streamingowych „Humans” otagowałeś jako „soundtrack music”. Nigdy nie kusiło cię, by pójść w stronę muzyki filmowej, stworzonej z myślą o konkretnym scenariuszu?
Oczywiście! Tak naprawdę nie zależy mi ani na koncertowaniu (choć to lubię), ani na wydawaniu płyt (choć to mnie podnieca). Tworzenie muzyki filmowej od zawsze było moim największym marzeniem. Działam „na scenie” od 10 lat i cały czas, drobnymi kroczkami, dążę do tego celu. Nie zapeszajmy, ale może w końcu to się uda.
Grabek „studyjny” to ktoś nieco inny niż ten „koncertowy”[śmiech]. Gdzie posłuchamy cię na żywo w najbliższych miesiącach?
Wstępny plan koncertowy na jesień jest już ułożony: wystąpię w Chrzanowie, Wrocławiu i Gdańsku – miejsca i daty koncertów będą znane niebawem. Ale studyjnego Grabka bym nie bagatelizował [śmiech]. Jeśli plany wypalą w 100 procentach, w ciągu kolejnych kilku miesięcy pojawię się na trzech płytach, więc… bądźcie czujni.
WOJTEK GRABEK – rocznik 1976, z wykształcenia filolog duński, od 2008 roku aktywny na scenie muzycznej. Za debiutancki album „8” nominowany do nagrody Fryderyk 2012 w kategorii Album Roku Muzyka Elektroniczna. Zdobywca nagrody Best Recording 2011 magazynu „High Fidelity”. Wiosną 2018 roku ukazał się jego trzeci, świetnie przyjęty album pt. „Day One”. Obecnie artysta promuje swoją nową epkę „Humans”.
CZYTAJ TAKŻE: Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #15
CZYTAJ TAKŻE: Sam dla siebie jestem zespołem. Rozmowa z Bartoszem Zboralskim
CZYTAJ TAKŻE: Najważniejsze to nie stać w miejscu! Rozmowa z twórcami poznańskiego klubu Schron