Gombrowicz powinien być zadowolony
Opublikowano:
29 listopada 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Zygmunt Krauze ma w swoim dorobku dziesięć oper, z których cztery powstały do sztuk teatralnych wybitnych polskich dramaturgów: Witolda Gombrowicza – „Iwona, księżniczka Burgunda” i „Ślub”, Tadeusza Różewicza – „Pułapka” oraz Helmuta Kajzara – „Gwiazda”. Oprócz wysokiej literatury te cztery dzieła łączy styl muzyczny, z charakterystyczną frazą postrzępionych motywów.
Dobrze opowiedziana historia
Dwóch głównych bohaterów „Ślubu”, wracających z wojny – Henryka (Michał Partyka) i Władzia (Piotr Kalina) – poznajemy w szpitalu, a może zakładzie psychiatrycznym. Ta sytuacja wymusza poniekąd pytanie, czy to, co oglądamy, jest jawą, czy snem lub urojeniem pacjentów. W dramacie Gombrowicza problem ten w lekturze nastręcza sporo problemów. Jednak autor libretta Krzysztof Cicheński, jak się zwierza w rozmowie zamieszczonej w programie, mocno uprościł warstwę tekstową. Na świat patrzymy okiem Henryka, który z perspektywy łóżka roztrząsa swoją historię i nurtujące go dylematy. W kluczowych momentach jego krótkie monologi (wygłaszane na ekranie) przechodzą w sen, który śledzimy jako akcję sceniczną.
Prosty zabieg, a jakże potrzebny, by uporządkować prezentowaną treść. Idąc tym tropem, Cicheński w dużej mierze pozbawił Gombrowicza groteskowości. Postacie występujące na scenie są bardziej realistyczne, prawdziwe, a ich dylematy niekiedy rymują się z współczesnością (wojny, które toczą się niedaleko nas, zespół stresu pourazowego); są poważne i zabawne.
Decydując się na przeniesienie gatunkowe i ostre cięcie tekstu „Ślubu”, autorzy opery musieli się liczyć, że ich dzieło nie będzie tak rezonować nowatorskimi odczytaniami, jak legendarne inscenizacje Jarockiego, Skuszanki czy Grzegorzewskiego, realizowane przed laty w teatrach dramatycznych. Powstała udana adaptacja i niezwykle atrakcyjna realizacja teatralna opery. Dzieło Gombrowicza przez muzykę albo dzięki niej zyskało nowy wymiar.
Forma teatralna
W początkowej scenie Henryk stwierdza:
„Przepraszam cię, jakoś sztucznie mi się mówi… nie mogę mówić w sposób naturalny…”.
To klucz do zrozumienia dzieła. Opera bowiem a priori zakłada nienormalność, sztuczność mówienia/śpiewania. Dzięki ołówkowi librecisty i dyscyplinie reżyserskiej te słowa Henryka również porządkują treść opery: w monologach wewnętrznych mówienie wypada naturalnie, w obrazach, które przesuwają się w jego wyobraźni/śnie i przed oczami widzów – wszystko brzmi sztucznie. Ale w niczym to nie przeszkadza wykonawcom, którzy potrafią się odnaleźć w każdej przestrzeni językowej, psychologicznej i co bardzo ważne – w każdej przestrzeni sceny. Za tę ostatnią oprócz reżysera odpowiada scenografka i autorka kostiumów Julia Kosek.
Te różne przestrzenie (warto także pamiętać o tej muzycznej) są bardzo precyzyjnie zaplanowane i nie przeszkadzają sobie wzajemnie. Wręcz odwrotnie. Tworzą stylistyczna jedność, a może raczej – formę, na której Gombrowiczowi zawsze zależało. Teatralna forma jest moim zdaniem siłą opery Krauzego. Cicheński jako reżyser nie pozwolił nikomu na fałszywy krok, a nawet ruch. A przy tym jego praca/kontrola zdaje się być niewidoczna dla niewtajemniczonych.
I o to chodzi. Reżyser zgromadził znakomite grono wykonawców, którzy weszli w formę i konsekwentnie się nią posługiwali.
Śpiewacy-aktorzy
Najbardziej cieszy mnie powrót Michała Partyki i Jana Jakuba Monowida na scenę pod Pegazem. Patrząc na nich i słuchając, odnosiłem wrażenie, że znam tych panów z innych dzieł autora „Ślubu”. Obaj bardzo gombrowiczowscy. Sprawiali wrażenie, jakby gra formą, z formą, była ich operowym chlebem powszednim.
Obaj jakby na co dzień obcowali z muzyką Zygmunta Krauzego (Monowid był Robespierre’em w operze „Olimpia z Gdańska” i wcielił się w tytułową postać opery „Polieukt”). Równie interesujące, choć nie tak eksponowane postaci, stworzyli Piotr Kalina, Łukasz Konieczny (Ojciec), Monika Mych (Matka), Gosha Kowalinska (Mania), Michał Korzeniowski (Kanclerz), Albert Rugieł (Kardynał) oraz chór. Nie byłoby tych kreacji, gdyby nie orkiestra Teatru Wielkiego pod kierunkiem Katarzyny Tomali-Jedynak.
Dyrygentka idealnie odczytała partyturę Krauzego, wydobywając i podkreślając urokliwe momenty dzieła. Muzyka Zygmunta Krauzego nie starszy, chociaż jest specyficzna, na pewno nie weselna. Osobiście moją ulubioną operą tego twórcy pozostaje „Gwiazda”, ale opuszczając Teatr Wielki w Poznaniu, zabrałem ze sobą „musicalową” melodię duetu Henryka i Pijaka z II aktu.
Teatr Wielki w Poznaniu:
„Ślub”
Muzyka – Zygmunt Krauze
Libretto – Krzysztof Cicheński na podstawie „Ślubu” Witolda Gombrowicza
Scenografia – Krzysztof Cicheński i Julia Kosek
Kostiumy – Julia Kosek
Reżyseria świateł – Wiktor Kuźma
Projekcje – Leszek Stryła
Kierownictwo chóru – Mariusz Otto
Asystent reżysera – Dominika Babiarz
Asystent dyrygenta – Wiktor Kozłowski
Premiera 22 listopada 2024 roku