Henryk Mikołaj Górecki na nowo usłyszany
Opublikowano:
28 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Album Orkiestry św. Marcina ukazuje mniej znane oblicze zmarłego dziesięć lat temu Henryka Mikołaja Góreckiego.
Górecki nagrany i nie nagrany
Chociaż dorobek Henryka Mikołaja Góreckiego (1933–2010) jest bogaty, obejmuje rozmaite gatunki i formy, a także nie da się go jako całości określić jedną stylistyczną metką, to kompozytor kojarzony jest jako autor kilku, pomnikowych wręcz dzieł. Swoistym przebojem (i to na skalę światową) stała się III Symfonia „Symfonia pieśni żałosnych” (1976), w Polsce w powszechnej świadomości funkcjonują też dzieła religijne, z „Beatus Vir” (1979) i „Totus Tuus” (1987) na czele. W programach koncertów filharmonicznych często można napotkać „Trzy utwory w dawnym stylu” (1963).
Metrykalnie kompozycja z wczesnego okresu, ale niereprezentatywna dla ówczesnej twórczości Góreckiego, wtedy zainteresowanego dodekafonią i forsującego nowe rozwiązania.
Górecki, wraz z między innymi Krzysztofem Pendereckim i Kazimierzem Serockim, stanowili w latach 60. awangardę, którą potem określano mianem sonoryzmu (z racji skupienia się na brzmieniu) albo polską szkołą kompozytorską. Warto byłoby częściej wracać do „Scontri” (1960), którego energia i dynamika nadal robią wrażenie albo do praktycznie zapomnianych „Genesis: Elementi per tre archi, Canti strumentali per 15 esecutori” (1962–1963) czy „Monologhi” (1960), za które Górecki dostał I nagrodę w Konkursie Młodych Związku Kompozytorów Polskich.
Można byłoby też sięgnąć jeszcze głębiej w przeszłość, do lat 50., gdzie czekają choćby inspirowane Antonem Webernem „Epitafium” (1958) albo I Symfonia (1959) – czy to możliwe, że nigdy jeszcze nienagrane?
Medytacyjnie…
Można też, jak uczyniła to Orkiestra św. Marcina, baczniej przyjrzeć się późnej twórczości Góreckiego, gdzie obok wielkich dzieł wokalno-instrumentalnych albo chóralnych kryją się intrygujące utwory kameralne. Zarówno „Good Night” (1990), jak i „Kleines Requiem für eine Polka” (1993) nie są może zapomniane, ale na pewno wciąż są zbyt mało znane. Wynika to pewnie po części z tego, że nie są efektowne, a choć na pierwszy rzut ucha proste, to wymagają uwagi i skupienia. Co charakterystyczne dla Góreckiego, są przepełnione emocjami, ale nie jest to emocjonalność tak ekspresyjna jak w dużych formach. Oba utwory to przykłady tendencji minimalistycznych czy redukcjonistycznych w twórczości kompozytora. Mamy tutaj uporczywie powracające nieskomplikowane figury i motywy, sporo wolnego miejsca dla dźwięków, niespieszne rozwijanie wątków i dużą rolę ciszy. Słusznie akcentuje to Jakub Czerski, dyrygent i pianista, pisząc o „muzyce ciszy”, a o samym „Kleines Requiem”, że
„jest to raczej dzieło wprowadzające zarówno słuchacza, jak i wykonawcę w stan medytacji”.
W tekście towarzyszącym płycie Czerski udanie łączy uwagi natury filozoficznej z wglądem wynikającym z praktyki wykonawczej. Szczególnie ciekawe jest spostrzeżenie o tym, jak wskutek zastosowania pedalizacji w fortepianie możliwe jest „uchwycenie pogłosu całej orkiestry rezonującej w strunach fortepianu”. Pod batutą Czerskiego Orkiestra św. Marcina świetnie poradziła sobie z tą muzyką.
To zespół funkcjonujący przy poznańskim Teatrze Muzycznym, założony w 2018 roku z inicjatywy jego dyrektora Przemysława Kieliszewskiego i dyrygenta Piotra Deptucha, który swoją nazwą nawiązuje do kościoła pw. św. Marcina, jak i do nazwy ulicy, przy której powstanie nowa siedziba teatru. Dotychczas zespół grał między innymi Johanna Sebastiana Bacha, Antonia Vivaldiego, Richarda Wagnera, Gustava Mahlera czy Igora Strawińskiego.
Wybór Góreckiego nie był więc czymś oczywistym, ale warto było spróbować. Orkiestra podchodzi do tej muzyki z należytą uwagą, nie lekceważy jej ze względu na powierzchowną prostotę, nie daje się temu zwieść i potrafi dotrzeć do jej wnętrza, wydobyć to, co się w niej kryje.
Ważne też, że nie epatuje emocjonalnością, jest to granie powściągliwe, ale zaangażowane. Nawiązania do muzyki ludowej są umiejętnie zasugerowane, nienachalne. Osobne słowa uznania należą się wykonawcom „Good Night” – sopranistce Joannie Horodko oraz członkiniom orkiestry flecistce Zuzannie Czachor i grającej na tam-tamach Małgorzacie Koperskiej, którym na fortepianie towarzyszy Czerski. Intymny utwór z tytułem nawiązującym do „Hamleta” był pożegnaniem Góreckiego z dyrektorem artystycznym London Sinfonietty. Cytat z Szekspira, słowa Horacego do Hamleta:
„Dobranoc, niech ci do snu chóry aniołów nucą uskrzydlone”,
jest przejmująco wyśpiewany przez Horodko w ostatniej części, a całość ma sugestywnie nocny nastrój.
„Goodnight Mr. Górecki” i kolejne nagrania
Trudno porównywać Henryka Mikołaja Góreckiego ze Stanisławem Moniuszką, ale nasuwa mi się takie skojarzenie ze względu na szczególną sytuację, o której niedawno tutaj pisałem. Tak jak mamy obecnie szansę porównywać różne nagrania „Parii”, dzieła Moniuszki przez lata niedocenianego, tak też o „Good Night” wykonawcy przypominają sobie ostatnio częściej.
Pod koniec 2020 roku z inicjatywy jednej z najciekawszych polskich flecistek Ewy Liebchen, nakładem Bôłt Records ukazał się album „Goodnight Mr. Górecki”. Liebchen towarzyszą tam znakomici muzycy: śpiewaczka Barbara Kinga Majewska, pianistka Emilia Sitarz oraz perkusista Hubert Zemler.
Program płyty uzupełniają rzadko grane „Valentine Piece” (1996) i „For you, Anne-Lill” (1986) oraz nawiązujący do stylistyki Góreckiego hommage Zemlera „Good Luck”. Apetyty zostały rozbudzone, teraz czekamy na kolejne nieoczywiste nagrania.