fot. archiwum Domu Polskiego – Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

Interesujące, nawet jeśli nieznane

Na przełomie lipca i sierpnia w Zakrzewie odbyła się pierwsza edycja Letniego Festiwalu Muzyki Kameralnej Musica Sine Finibus. O jego założeniach i przebiegu rozmawiamy z koordynatorem artystycznym Przemysławem Czekałą.

Piotr Tkacz-Bielewicz: Skąd wziął się pomysł na ten festiwal?

Przemysław Czekała: Jako członek Affabre Concinui miałem przyjemność występować na wielu imprezach, szczególnie utkwił mi w pamięci Schleswig-Holstein Festival, zresztą jeden z największych w Europie. Jego częścią są koncerty w często bardzo małych miejscowościach, my mieliśmy okazję śpiewać w takich, które składają się z kościoła, będącego centrum, wokół którego rozmieszczonych jest 15-20 domów.

 

I to cała miejscowość, natomiast kościół jest wypełniony po brzegi, bo przyjeżdżają ludzie z Hanoweru, Bremy, Hamburga czy nawet Berlina.

Byłem zachwycony tym, że można w pięknym, choćby architektonicznie, miejscu zaproponować coś tak ciekawego, że będą chcieli przyjechać słuchacze z odległych miast. To było moje marzenie od dawna i wiedziałem, że będę chciał je zrealizować. Oczywiście nie wiem, czy ono się spełni – czy do Zakrzewa będą przyjeżdżać osoby z Gdańska czy Poznania, ale takie jest założenie.

 

PTB: Byłem niedawno na Festiwalu Bachowskim w Świdnicy, którego istotnym elementem są koncerty w okolicznych miastach i miasteczkach. Pomyślałem wtedy, że to działa w dwie strony, bo nie tylko dociera tam publiczność przyjezdna, ale to też okazja do obcowania z rzadko wykonywaną muzyką dla miejscowych.

PCz: Tak, to druga strona medalu.

 

fot. archiwum Domu Polskiego - Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

fot. archiwum Domu Polskiego – Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

Z kolegami z Affabre Concinui mamy autorski projekt „Kultura bliżej nas”, w ramach którego, zresztą dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego, koncertujemy w malutkich miejscowościach. Docieramy dzięki temu do pięknych miejsc, a przede wszystkim do ludzi, którzy chcą słuchać muzyki, czasem niełatwej, ale widzimy zasłuchaną publiczność.

To trochę jak w przypadku festiwalu w Świdnicy, jedna z nielicznych okazji do posłuchania takiej muzyki.

 

PTB: No właśnie, czy mógłby pan opowiedzieć, jak to wyglądało na festiwalu? Bo mi, mieszkańcowi dużego miasta, wręcz zepsutego przez nadmiar wydarzeń, chyba trudno sobie to wyobrazić.

PCz: Akurat Zakrzewo jest przyzwyczajone do bogatej oferty kulturalnej, dzięki prężnie działającemu tam od wielu lat Domowi Polskiemu: mieszkańcy mogli więc usłyszeć na żywo Orkiestrę Amadeus, działają tam zespoły folklorystyczne i chóry. Dlatego czuliśmy, że poprzeczka jest postawiona wysoko i może nie być tak łatwo zainteresować odbiorców – zdecydowaliśmy, że przyciągać powinien repertuar.

 

Plakat Letniego Festiwalu Muzyki Kameralnej w Zakrzewie

Plakat Letniego Festiwalu Muzyki Kameralnej w Zakrzewie

Ale dotarliśmy też do miejscowości Stara Wiśniewka, gdzie jest pięknie odnowiony kościół barokowy, ze wspaniałą polichromią. To było wyzwanie, bo tam kultura faktycznie rzadko dociera, ale kościół był pełen, część osób musiała stać na zewnątrz. Co było miłym zaskoczeniem, bo występował zespół wokalny, Minimus z Poznania, tu repertuar nie był specjalnie znany – pojawiła się zarówno muzyka dawna, romantyczna, jak i współczesna. Ale widać było, że ludzie byli ciekawi, to dobry prognostyk.

Zresztą podkreśliłem to, mówiąc kilka słów na zakończenie festiwalu, że to budujące, że festiwal dociera w takie miejsca i że trafia do publiczności zainteresowanej muzyką, której wcześniej nie znała.

 

PTB: Możliwe, że mieszkańcy czują się trochę niczym gospodarze i chcą godnie przyjąć swoich gości, w tym przypadku muzyków, zadbać o nich, pokazać, że są mile widziani.

PCz: Na pewno. Stowarzyszenie na rzecz rozwoju Starej Wiśniewki „Gromada” znakomicie zadbało o stronę organizacyjną, od przygotowania sali po poczęstunek. Widać było, że to dla nich święto i nawet jak teraz o tym mówię, to czuję ciarki na plecach i radość, że mogę współpracować z takimi osobami.

 

PTB: Pomówmy zatem o samym repertuarze. Z jednej strony, jak pan wspominał, muzyka dawna i współczesna na jednym koncercie, ale też przebój klasyki, czyli „Cztery pory roku” Vivaldiego. To, jak rozumiem, miał być ten magnes na publiczność.

PCz: Dokładnie. Jak mówiłem, Zakrzewo jest już wyrobione, więc trzeba było zaproponować coś, co przyciągnie tytułem. Natomiast zespół Paderewski Ensemble nie jest bardzo znany, aczkolwiek wykonanie było na najwyższym poziomie. Ja byłem pod ogromnym wrażeniem ich przygotowania.

 

fot. archiwum Domu Polskiego - Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

fot. archiwum Domu Polskiego – Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

Warto to podkreślić, bo muzycy ci nie mają okazji zbyt często grać zespołowo, więc dla mnie było też pewną zagadką, jak wypadną – znam ich tylko jako solistów, kolegów z poznańskiej Akademii Muzycznej. Ale kiedy szedłem na próbę i usłyszałem dźwięki na zewnątrz, bo okna były otwarte ze względu na wysokie temperatury, to byłem już spokojny.

Słychać było, że oni wspólnie oddychają Vivaldim. Na to zwróciły uwagę też osoby bez specjalistycznej wiedzy, które dostrzegły, że muzycy wręcz razem się poruszali, przekazywali sobie tematy. Mamy również to szczęście, że Zakrzewo dysponuje świetną salą w Domu Polskim, pomieszczeniem na około 200 osób, ze znakomitą akustyką. Z jednej strony selektywną, pozwalającą się wsłuchiwać w smaczki i wirtuozerię, a z drugiej dającą niesamowite ciepło, co podkreślali także muzycy.

 

PTB: „Cztery pory roku” są znane, ale to oczywiście nie ujmuje nic wartości tej kompozycji, jej zdolności do uniesienia nie tylko słuchaczy, ale i grających.

PCz: Dokładnie, zresztą muzycy sami o tym mówili. Kiedy rozmawialiśmy po koncercie, stwierdzili, że są mi wdzięczni, bo sami może by po ten utwór nie sięgnęli, ale też poczuli, że on ich zarazem spoił i unosił.

 

PTB: Natomiast koncert inaugurujący festiwal wiązał się z warsztatami wokalnymi.

PCz: Zaprosiłem Marzenę Michałowską, pedagożkę z Akademii Muzycznej w Poznaniu, oraz Paulinę Zarębską jako akompaniatorkę. Stwierdziliśmy z Henrykiem Szopińskim, współorganizatorem, koordynatorem organizacyjnym, że dobrze, gdyby festiwal miał też wymiar edukacyjny dla młodych adeptów sztuki.

 

fot. archiwum Domu Polskiego – Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

fot. archiwum Domu Polskiego – Centrum Idei Rodła w Zakrzewie

Z rozmów wiem, że to zawsze jest cenne doświadczenie – wcale nie chodzi o to, by pedagog wywracał świat do góry nogami, ale o rozszerzanie horyzontów, dopracowywanie pewnych szczegółów.

Podczas koncertu wieńczącego te kilkudniowe warsztaty repertuar też wcale nie był prosty. Pojawiły się utwory, o których ja, z wykształcenia wokalista, nie miałem pojęcia, był między innymi angielski romantyzm.

Co zaskakujące, wykonawczyni tego kompletnie nieznanego utworu dostała jedne z największych braw, dzięki poruszającej interpretacji. Było nam też miło, gdyż koncert można było określić hasłem „Mistrz i uczeń”, bo Marzena Michałowska dała się namówić na zaśpiewanie dwóch utworów i zrobiła piorunujące wrażenie. Nie tylko na publiczności, ale także na uczestniczkach kursu – to jest jednak forma weryfikacji samego pedagoga, który przez kilka dni tylko daje rady i wymaga, więc dobrze usłyszeć, jak faktycznie coś wykonuje.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0