Literatura to nasz haczyk
Opublikowano:
10 listopada 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z Piotrem Wiśniewskim, dyrektorem Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna - o wizji działań, projektach kulturalnych, własnych doświadczeniach czytelniczych, fenomenie małych festiwali, zespole pracowników, księgozbiorze i o tym, dlaczego biblioteka to nie dom kultury, a także filmowych korzeniach i pandemii - rozmawia Kamila Kasprzak-Bartkowiak.
Kamila Kasprzak-Bartkowiak: Kiedy prawie trzy lata temu zostałeś dyrektorem Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna, to miałeś jakiś plan – choćby minimum, jeśli chodzi o wizję działania tej instytucji?
Piotr Wiśniewski: Obejmując w 2019 roku funkcję dyrektora Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna wiedziałem, że dołączam do zespołu o ogromnym doświadczeniu i wypracowanych przez lata metodach promocji czytelnictwa, zwłaszcza wśród najmłodszych czytelników. Rzeczywistość, jak to się często zdarza, zaskoczyła mnie in plus. Szybko zdałem sobie sprawę, że ta najstarsza instytucja kultury cieszy się ogromnym zaufaniem i jest traktowana niczym „dobro wspólne”, które winno pełnić swoją służbę dla Gniezna, mimo zawirowań i niekorzystnych okoliczności zewnętrznych.
Przekonałem się o tym, kiedy musiałem zamknąć Bibliotekę w czasie pierwszej fali epidemii – pierwszy raz od 1945 roku! Wtedy rozdzwoniły się telefony, a wielu czytelników pukało codziennie w nasze szyby z jednym i tym samym pytaniem: „Czy już można?”.
Tak silna pozycja biblioteki w naszej społeczności jest z jednej strony dużą odpowiedzialnością, z drugiej zaś stanowi doskonały punkt wyjścia do podejmowania nowych inicjatyw. I tu powracam do istoty Twojego pytania – o wizję. Po pierwsze: nie zaprzepaścić i nie roztrwonić kapitału instytucji. Po drugie: wprowadzać bez przerwy nowe elementy, które razem, współgrając ze sobą, będą kreować bibliotekę jako miejsce przyjazne Czytelnikowi, wrażliwe na jego potrzeby i oczekiwania, otwarte na przemiany społeczno-kulturowe i zmiany w sposobach konsumpcji dóbr kultury, zwłaszcza tej audiowizualnej. A nawet pod wieloma względami te zmiany antycypujące…
KKB: Jakie plany udało się zrealizować?
PW: To może po kolei. Pierwszym dużym przedsięwzięciem było wprowadzenie nowej usługi „Książka na telefon”, co mogliśmy w pełni zrealizować, dzięki wspólnemu projektowi z Gnieźnieńskim Uniwersytetem Trzeciego Wieku. Trafiliśmy we właściwym momencie, bowiem w czasie pandemii i ograniczonej mobilności mieszkańców Gniezna, ta właśnie usługa cieszy się ogromnym zainteresowaniem i stała się filarem programu skierowanego do seniorów, czyli ogromnej liczby naszych czytelników.
W międzyczasie trwały prace nad programem skierowanym do młodzieży. Widząc Twój uśmiech domyślam się, że przywołujesz w myślach dane statystyczne, które mówią o ogólnopolskiej zapaści czytelnictwa wśród tej grupy odbiorców. I słusznie! Dla mnie jednak to stanowi wyzwanie, przestrzeń do wzmożonego działania i podejmowania niestandardowych działań. I tu się – nie pierwszy i nie ostatni raz – przekonałem ile wspaniałych pomysłów „drzemie” w głowach moich współpracowników. Wiele z nich wprowadziliśmy już w pierwszej edycji projektu „Laboratorium Słowa”, który stał się dla nas swoistym poligonem doświadczalnym.
Nowe, ciekawe warsztaty i spotkania autorskie zwróciły uwagę gnieźnieńskich nastolatków w stronę naszych placówek. Poszliśmy krok dalej: wspólnie z II Liceum Ogólnokształcącym im. Dąbrówki powołaliśmy pilotażową Klasę Patronacką, pierwszą taką w naszym mieście.
Jeśli ten ruch zostanie pozytywnie oceniony przez obie strony, pójdziemy za ciosem i zaproponujemy podobne przedsięwzięcia w pozostałych szkołach średnich. Ponadto pracujemy nad rozbudową księgozbioru o te pozycje, które akurat znajdują posłuch u młodych czytelników. Wymaga to sporej elastyczności i aktywności z naszej strony, bowiem gusta literackie w tej grupie wiekowej mają charakter wybitnie efemeryczny.
W końcu, wychodzimy na zewnątrz, aby być wszędzie tam gdzie są nasi czytelnicy, zwłaszcza ci nastoletni. Włączyliśmy się jako współorganizatorzy w realizację Królewskiego Festiwalu Artystycznego, Festiwalu Literackiego „Preteksty”, Festiwalu „Fyrtel” oraz Konwentu Fantastyki „Fantasmagoria”. Ta ostatnia z wymienionych inicjatyw, pięknie rozwijana przez Stowarzyszenie Fantasmagoria i Wiktora Kolińskiego, to przedsięwzięcie o ogromnym potencjale, które może w krótkim czasie stać się, jeśli już nie jest, kolejną kulturalną wizytówką Gniezna. Warto także wspomnieć naszą obecność w gościnnych progach „Latarni na Wenei”, za co bardzo w tym miejscu dziękuję Stowarzyszeniu Ośla Ławka.
Nie zapominamy też o tym, co stało się swoistą marką Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna, a więc działaniom skierowanym do najmłodszych mieszkańców miasta.
Ogromna w tym zasługa Ewy Jaworskiej, kierowniczki Filii nr 2. W ostatnich trzech latach położyliśmy duży nacisk na rozwój tego programu wykorzystując nowe instrumenty i pogłębiając współpracę z placówkami edukacyjnymi jak przedszkola i szkoły podstawowe, a także z Bazą, czyli Centrum Edukacji Kreatywnej. To pozwala nam przede wszystkim poszerzać grupę odbiorców. Poza tym wprowadziliśmy do kalendarza imprez miejskich Piknik Czytelniczy jako coroczne święto naszych czytelników oraz powołaliśmy do życia „Myszkę Marcysię”, wyróżnienie dla przyjaciół naszej instytucji.
Nie mogę zapomnieć o naszych inicjatywach gwarowych i najnowszym „dziecku” czyli „Bibliotece Otwartej Na Każdego”. Dzięki tej ostatniej inicjatywie docieramy do naszych czytelników w domach opieki senioralnej, Zakładzie Karnym w Gębarzewie, czy do Miejskich Świetlic Socjoterapeutycznych oraz do osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. Uświadamiamy sobie przy tym, ze biblioteka jest „dobrem wspólnym”, z którego nikt nie powinien czuć się wykluczony. Nie robimy tego dla statystyk, ale dla misji.
Wiele z tych inicjatyw, o których tutaj opowiadam, nie powstałoby gdyby nie realizacja projektów. I tutaj chciałbym bardzo podkreślić rolę nowej komórki w naszej strukturze, Działu Animacji i Promocji, który przygotowuje i stara się pozyskać tak nam potrzebne dofinansowanie, a także dba o medialny rozgłos naszych inicjatyw.
Teraz, jak tobie wyliczam te wszystkie wprowadzone w ostatnim czasie inicjatywy, to uświadomiłem sobie ich liczbę i skalę (śmiech). Sęk w tym jednak, że te nowe elementy są procesami, które stale wymagają obserwacji i wyciągania na ich podstawie wniosków. Z ogromną uwagą wsłuchujemy się w opinie naszych czytelników, to przecież dla nich to „całe zamieszanie”.
KKB: A czego jeszcze brakuje?
PW: Oj, jeszcze wiele inicjatyw i etapów dotychczasowych przedsięwzięć czeka na wdrożenie. Jednak zamiast ich omawiania i tym samym zdradzania naszych planów, chciałbym podkreślić jeden element „układanki” – stabilność finansowania. Do tej pory wszystkie nasze inicjatywy są finansowane z projektów, na które pozyskaliśmy środki w ramach procedur konkursowych ze wsparciem Miasta Gniezna, które zapewnia nam wkład własny.
Taka filozofia powoduje jednak brak pewności co do kontynuacji projektu i tym samym poszczególnych programów w przyszłości.
Finansowanie programów w ramach dotacji podmiotowej jest niemożliwe z uwagi na jej wysokość. Takie są realia, bardzo niekorzystne dla stabilności wszystkich przedsięwzięć. Ten element wymaga, uważam, uregulowania, ale to już nie zależy od biblioteki. Na razie korzystamy z zapewnień organizatora, czyli Miasta Gniezna, że wesprze nas dotacją celową w przypadku pozyskania środków na nasze projekty.
KKB: Zostałeś szefem gnieźnieńskiej biblioteki w momencie, gdy była ona kojarzona niemal wyłącznie ze swą podstawową funkcją, czyli wypożyczaniem książek. Jak Ty postrzegałeś to miejsce, kiedy byłeś jedynie odbiorcą?
PW: Książki są stale obecne w moim życiu, pewno w drodze na bezludną wyspę, niejeden tom próbowałbym przemycić. Mój dom rodzinny obfitował w spore zbiory, toteż w poszukiwaniu książek najpierw tam zaglądałem. Z tego to powodu do Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna trafiłem dość późno, i to wcale nie przez książki, ale… komiksy! Wypożyczalnia na Mieszka I miała ogromny, jak na tamte czasy, zasób komiksów, więc byłem tam częstym gościem. Nieco później trafiłem do Filii Muzycznej przy ulicy Staszica, czyli obecnie Filii nr 2, która specjalizowała się w płytach gramofonowych. Nierzadko jako nastolatek dumnie kroczyłem ulicą Budowlanych w stronę moich Winiar trzymając w ręku torbę z płytami The Beatles, Pink Floyd czy Maanamu. Pamiętam zwłaszcza okładkę albumu „Sticky Fingers” The Rolling Stones z rozporkiem wszytym w obwolutę!
KKB: Dziś biblioteka, poza udostępnianiem książek, działa także jako swoisty dom kultury. Czy taka jej rola w dzisiejszych czasach jest konieczna?
PW: Zaznaczę od razu, że biblioteka nie jest domem kultury. Działalność domów kultury z zasady bazuje na tak zwanym uczestnictwie stałym: na sekcjach, kołach i obejmuje ogromną paletę aktywności artystycznej. To jest istotą domu kultury, czego nie jest w stanie zapewnić i nie powinna, żadna inna instytucja kultury. Jeżeli jako biblioteka wprowadzamy do swojej oferty warsztaty, spotkania autorskie, czy organizujemy wystawy to zawsze z myślą o tym, aby te inicjatywy poruszały się wokół literatury, a więc słowa. Tu jest nasz haczyk i o tym staramy się pamiętać realizując tak wiele różnych działań. A że stwarza to ogromne pole możliwości, to już „wina” innowacyjnego i pełnego pomysłów zespołu moich współpracowników.
KKB: Dużą część programu kulturalnego biblioteki gnieźnieńskiej stanowią takie imprezy, jak Festiwal Literacki Preteksty, czy Festiwal Fyrtel. Czy tego typu wydarzenia decydują dziś o atrakcyjności instytucji kultury?
PW: Jeżeli zdefiniujemy pojęcie atrakcyjności instytucji kultury jako jej wrażliwość na potrzeby i oczekiwania potencjalnych odbiorców to tu się z Tobą zgodzę – staramy się być atrakcyjni. Skoro aktualne trendy w kulturze kładą nacisk na małe, rodzinne wręcz imprezy – swoiste „święta kultury” to i my w Gnieźnie sięgamy po ten instrument. Polacy pokochali małe festiwale. Analizę zjawiska pozostawmy socjologom kultury, natomiast jako animatorzy wykorzystajmy to w pełni. Tak, masz rację, w tym miejscu zdradziłem się z tym, w jaki sposób patrzę na Preteksty, Fyrtel czy nawet Offeliadę. Ich ogromny potencjał postrzegam przede wszystkim w mikroskali, bez „czerwonych dywanów”, ale w otoczeniu Gniezna, naszej pięknej małej ojczyzny.
KKB: Kluczem do sukcesu instytucji są też pracownicy. Czy masz zgrany zespół?
PW: Zespół, podobnie jak stal czy okręty, sprawdza się i hartuje nie w spokojnych, bezpiecznych czasach, ale w trudnych, kryzysowych sytuacjach. Taką jest na przykład panująca pandemia, która rzuciła nam wyzwanie i zmusiła do maksymalnej elastyczności i kreatywności. I choć ona jeszcze się nie zakończyła, to mogę śmiało powiedzieć, że daliśmy radę jako zespół.
Rzecz jasna, że nie odbywa się to w „sielankowej” atmosferze. Kadra kierownicza Biblioteki to osiem osób, osiem indywidualności o sporym doświadczeniu, odmiennej wrażliwości i wielu pomysłach. W takiej sytuacji nie trudno o wymianę poglądów, merytoryczne spory i dylematy. Ale to sobie właśnie najbardziej cenię w pracy zespołowej – możliwość wspólnego wypracowywania optymalnych rozwiązań, analizowania problemów z wielu, czasem sprzecznych, punktów widzenia. Jako dyrektorowi instytucji pozostaje mi potem dokonanie wyboru i wzięcie na siebie odpowiedzialności za jego przyszły sukces bądź porażkę.
KKB: Jak obecnie prezentuje się i jak liczny jest wasz księgozbiór? Czy możesz powiedzieć, po jakie książki najczęściej sięgają młodzi, dorośli i najstarsi gnieźnianie?
PW: Jeśli pytasz o skalę wypożyczeń, to nie odbiegamy od średniej krajowej. Tradycyjnie najliczniejszą grupę stanowią seniorzy, a zaraz za nimi rodzice z dziećmi w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. I to nas cieszy najbardziej! Najważniejsze jest jednak, że czytelnicy wracają do swoich bibliotek – w tym kontekście wracamy do „sprawności” sprzed pandemii (śmiech).
Gdy idzie o księgozbiór, to ten staramy się na bieżąco uzupełniać zgodnie z potrzebami naszych odbiorców. A ci poszukują przede wszystkim nowości. Niestety, nasze możliwości finansowe nie pozwalają w pełni sprostać tym oczekiwaniom i lista oczekujących pozycji na zakup robi się coraz dłuższa. Wspierają nas także sami czytelnicy hojnie ofiarowując dary. Ale to nadal „kropla w morzu potrzeb”. Czekamy na lepsze czasy i większy budżet.
KKB: Zanim trafiłeś do biblioteki, pracowałeś w Urzędzie Miasta i byłeś związany z różnymi dziedzinami kultury, w tym z filmem. Powołałeś do życia wspomniany już wcześniej Festiwal Filmowy Offeliada. Czy film jest nadal ważny w Twoim życiu?
PW: Niepoprawnym kinofilem nadal jestem, choć coraz rzadziej mogę się chować na strychu przed ekranem. Jeśli chodzi o Offeliadę to sprawa jest bardziej złożona. Odwołanie w ostatniej chwili ubiegłorocznej edycji mocno podcięło skrzydła całemu zespołowi. „Para poszła w gwizdek” i w tym roku długo zbieraliśmy się do prac organizacyjnych. W końcu jednak się udało, choć kiedy rozmawiamy, do otwarcia festiwalu pozostało jeszcze kilkanaście dni.
Przyszłość Offeliady wymaga natomiast głębszej analizy.
Coraz bardziej dociera do mnie, że należy „ster” oddać komuś innemu, o innej wizji i z nowym zapasem sił. Zmiany mogą tylko pomóc festiwalowi, który już myślę, że na stałe wpisał się w kalendarz wydarzeń kulturalnych Gniezna i cieszy się uznaniem twórców w całej Polsce. Myślę, że moje pożegnanie z Offeliadą za rok, po okrągłej 15. edycji, będzie słuszną decyzją.
KKB: Czego nauczyła Cię pandemia – jako animatora, dyrektora i odbiorcę kultury?
PW: Chyba jest jeszcze za wcześnie na takie podsumowania. Pandemia cały czas trwa, o czym niestety zapominamy. Od samego początku traktowałem ją jako wyzwanie, przed którym stanęliśmy nie tylko jako animatorzy kultury, ale jako całe społeczeństwo. Tak na szybko – na pewno baczniejszą uwagę zwracam na zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom i odbiorcom. Zdałem też sobie sprawę, jak wiele rzeczy w kulturze jest ulotne i jak wielkim świętem są publiczne wydarzenia kulturalne, których nagle zabrakło. Okazuje się, że kultura odbierana grupowo jest tak samo dla mnie ważna jak ta w której uczestniczę samotnie, w zaciszu swojego domu. Choć obie smakują zgoła inaczej.
KKB: Co czytasz, jakie filmy oglądasz, co cię inspiruje, jakich artystów podziwiasz?
PW: Czytanie ma u mnie charakter bardzo sezonowy (śmiech). Aktualnie kończy się sezon na Stasiuka i Pilcha, a zaczyna, przyznam się ze wstydem, na Olgę Tokarczuk. Od dawna się nad tym zastanawiam – co powoduje, że sięgam po tę, a nie inną książkę, w tym właśnie momencie? Nierzadko moje podświadome wybory okazują się niezwykle trafne i pozwalają rozwiązać bieżący problem. A może tak mi się tylko wydaje? Do kina też się ostatnio wybrałem. Rozczarowałem się nowym Smarzowskim, czyli jego „Weselem”, ale wiara w kino wróciła mi wraz z „Diuną” Villeneuve’a oraz, i tu Ciebie zaskoczę, najnowszym Bondem…
Ale to pewno rozmowa na inny czas. Dziękuję!