Masoni i stare koronki
Opublikowano:
16 lipca 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kobiety nie stanowią tła, jak często bywa w powieściach kryminalnych, jest raczej tak, że to pojawiający się na kartach powieści mężczyźni rysowani są bardziej drugoplanowo - tak o nowej powieści Joanny Jodełki "Córka nieboszczyka" pisze Andrzej W. Nowak
Klasyka kryminału w kobiecej oprawie
Wartka narracja, stare wnętrze, postacie o silnych charakterach niepozbawione ekstrawagancji. Duża dawka ironicznego, ciętego humoru. Tak, z pewnością „Córka nieboszczyka” Joanny Jodełki wpisuje się w tradycyjną formułę kryminału, gdzieś z okolic Joanny Chmielewskiej czy Agathy Christie. Nie zawiodą się też widzowie takich klasycznych kryminałów jak „Arszenik i stare koronki” czy „Jak zabić starszą panią”.
To, co charakterystyczne dla książki Jodełki, to nasycenie silnymi, ciekawymi postaciami kobiecymi. Siostry Raj to mocne wejście na powieściową, kryminalną scenę. Tycjana – odrobinę zagubiona konserwatorka sztuki, której życie jest „na zakręcie”, to główna bohaterka książki. Jej pierwszoosobowa perspektywa tworzy narrację. Zarazem książka byłaby niekompletna, gdyby nie kontrapunktująca ją Angelina. Zarówno swym miętowym kolorem włosów, jak i autem-karawanem stanowczo zapada w pamięć czytelniczek i czytelników. Tycjana i Angelina, duet zbudowany na zasadzie klasycznego kontrastu, to też gra Joanny Jodełki z dozwolonymi społecznie (i literacko) sposobami bycia kobiet. Angelina przebija przyciasne role płciowe, w które wtłacza się kobiety. Z tym przytłoczeniem nie radzi sobie – przyznajmy od razu – tak dobrze siwowłosa, odrobinę „mysia” Tycjana.
Kobiety nie stanowią tła, jak często bywa w powieściach kryminalnych, jest raczej tak, że to pojawiający się na kartach powieści mężczyźni rysowani są bardziej drugoplanowo. Jodełka unika prostego, dualistycznego zamieniania schematów, nie kontrastuje stereotypowej męskości i kobiecości, zmieniając jedynie znaki plusa i minusa. Bohaterki kobiece, ta pierwszoplanowa, jak i te z dalszych planów, są zróżnicowane, niejednorodne.
Autonomiczność kobiecych postaci sprawia, że książka zyskuje na świeżości ujęcia. Pozwala uniknąć standardowych rozwiązań stosowanych w „kryminałach” i „policyjniakach”. Wydawać by się mogło, że postać Jaroty, pijącego, zdradzonego przez „złą kobietę” policjanta, niebezpiecznie się w taki schemat obsuwa. Tak jednak nie jest, Jarota jest figurą świadomie grającą ze stereotypem, grą autorki z męskim kryminałem. Na tle barwnych, wielowymiarowych postaci kobiecych snujący się na kacu, z lekka niezadbany bohater pozwala spojrzeć na standardową figurę męskiego detektywa z zewnątrz.
„Kobiecość” tej powieści nie oznacza braku uniwersalności czy usilnej zamiany ról. „Córka nieboszczyka” jest po prostu opowieścią, w której kobiety mają swoje przynależne, proporcjonalne miejsce. Jodełka nic nie wymusza, zwyczajnie porzuca przymus pisania pod dyktando męskiego oka. Dzięki temu zyskujemy powieść uniwersalną, uwolnioną od zafiksowania na świecie jednej płci, jak zwykle bywa to w przypadku przygód chmurnych detektywów, którzy obarczają czytelniczki i czytelników swą prywatną historią wypitego alkoholu i mniej lub bardziej udanych seksualnych podbojów. „Córka nieboszczyka” pozwala cieszyć się pełną sarkastycznego dowcipu i trzymającą w napięciu fabułą, bez męskocentrycznej nudy.
W mrokach Sołacza
Posapujący, łaszący się do wszystkich mops, Ciotka, która stara się żyć na tyle długo, żeby śmierć znudziła się czekaniem, krąg mniej lub bardziej podejrzanych postaci – wypełniają wnętrza starej willi na Sołaczu. Atmosfera, sposób kreślenia postaci silnie przypominają tę, którą, poznański historyk sztuki Piotr Korduba odtworzył w swej książce „Sołacz. Domy i ludzie”.
Dzielnica, zarówno w powieści Jodełki, jak i w książce Korduby, naznaczona jest lekkim bzikiem, zgoła nie tropikalnym. Osadzanie się czasu, ludzi, nawyków, wielopokoleniowe historie miłości, zdrad, zatargów, konfliktów ukrywają się pod sielankową powierzchnią. Kaczki na sołackich stawach widziały niejedno, sugeruje nam Jodełka.
Autorka, podobnie zresztą jak Piotr Korduba, maluje ów wielopokoleniowy świat, budujący się wokół fetyszów drobnych różnic z sympatią; docenia to, ile daje możliwość wzrastania w jednym domu, wpisywanie się w ciąg historii rodzinnej. Willowy Sołacz w narracji Jodełki (ale i Korduby), wraz z jego architekturą, kwadratowym układem placu Spiskiego, stawami, tworzą przede wszystkim jego mieszkańcy: inteligencja, potomkowie dawnego ziemiaństwa. Oczywiście Sołacz jako dzielnica jest pewnym samograjem, w pewnym sensie sam pisze historię. Trzeba jednak przyznać, że dla Jodełki, z jej wykształceniem historyczki sztuki, obsadzającej w roli swych bohaterek i bohaterów: konserwatorkę zabytków, antykwariusza czy zafascynowanego masonami bibliotekarza, trudno o lepszą scenerię.
Cyrkiel, pędzelek i kielnia
Świat sztuki jest ważnym budulcem samej powieści: fabuły, charakterystyk i profesji postaci. Jodełka nasącza książkę swoją wiedzą fachową. Z reguły czyni to zgrabnie, poprzez skontrowane ironicznymi uwagami innych bohaterów monologi-wykłady Tycjany. Wiedza historyczna, frapujące szczegóły podawane są naturalnie i splatają się z fabułą. Bywa jednak, że wkrada się dysonans, opisy poznańskich zabytków bywają odrobinę pedagogiczne, didaskalia stają się nieco zbyt widoczne. Na usprawiedliwienie dodam, że może to być powodowane odbiorem kogoś, kto owszem, napływowym, ale poznaniakiem jest, więc w oczywisty sposób dowiaduje się znanego.
To jednak drobiazg. Jodełka dobrze opanowała sztukę napełniania kreowanego świata treścią. Pozornie prosty zabieg – rozpiszmy fabułę wokół masońskiego spisku – pozwala na stworzenie narracji wpisującej się w klasyczne opowieści o teoriach spiskowych. Jodełka świadomie i autoironicznie zaznacza swoją metapisarską świadomość odwołaniem do Dana Browna. Jest zbyt zaawansowaną czytelniczką i twórczynią, by pozwolić sobie na udawanie naiwności.
Wątek masoński ściśle jest związany z biblioteką UAM i jej zbiorami masoników. Przez lata składowane w pałacu w Ciążeniu, od niedawna znajdują swe miejsce w Collegium Martineum (dawne Historicum na Świętym Marcinie). Zbiór ten to świetny pretekst, by przypomnieć zapomnianą – masońską historię Poznania. Jodełka nie ogranicza się do samych zbiorów, szybkimi, właściwie szkicowymi pociągnięciami nanosi na dzisiejszy Poznań zarys jego masońskiej przeszłości. Rysuje przy tym wątek masoński z mieszanką docenienia, podziwu, ale skontrowanego życzliwym ironicznym dystansem.
To będzie kontynuowane
Masoni i koronki, mops i ezoteryczne tajemnice przyciągają. Świat zbudowany przez Joannę Jodełkę jest już wystarczająco bogaty, by udźwignął kolejną książkę w cyklu.
Bez zdradzania fabuły trudno o bardziej szczegółowe uwagi – dość powiedzieć: tak, to powinno się udać. Poznański kontekst można jeszcze wyzyskać.
Chętnie zanurzę się w kolejną odsłonę przygód sióstr Raj, choć może przydałoby się, aby lekko bardziej subtelnie pojawiał się product placement.