Miasto jako gniazdo historii
Opublikowano:
30 stycznia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
O zdobieniach na poznańskich kamienicach, uwrażliwianiu na otoczenie i alternatywnych mapach miasta opowiada Marta Węglińska, artystka i edukatorka, która otrzymała stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury.
Barbara Kowalewska: W jaki sposób miejsce pochodzenia wpłynęło na panią jako artystkę?
Marta Węglińska: W Poznaniu jestem od 2010 roku, od czasu studiów na Uniwersytecie Artystycznym. Urodziłam się i wychowałam pod Lublinem, w małej wsi Strzyżewice, co rzeczywiście miało wpływ na moje działania artystyczne. Kontakt z przyrodą i oddech, jaki daje otwarta przestrzeń, wyraźnie ukształtowały moje myślenie. Wieś i przestrzeń naturalna to w pewnym sensie wolność – ułatwia odnalezienie siebie, własnych myśli. Energia zieleni, połączenia obecne w ekosystemach – to tematy, które pojawiają się w różnych odsłonach w moich realizacjach artystycznych i edukacyjnych.
Gdy znalazłam się w Poznaniu, moją obecność tu zaczęłam od szukania zieleni – parków, skwerów i obszarów podmiejskich, tych dzikich, mniej popularnych.
Robiłam wycieczki poza miasto, aby mieć przed sobą więcej wolnej przestrzeni i widzieć horyzont. Wychowałam się na terenie wyżynnym, przebywając w mieście, lubię być wysoko, na przykład na szczycie Okrąglaka, aby widzieć, gdzie się kończą zabudowania, a zaczyna roślinność i niebo.
BK: Widać w projektach, że przestrzeń jest dla pani ważna, a przestrzeń miejska w szczególności.
MW: Tak, dość często wracam do tego tematu. Po przyjeździe do Poznania zainteresowała mnie architektura miasta, stare kamienice, a zwłaszcza znajdujące się na nich dekoracje. Program, który aktualnie realizuję w ramach stypendium Marszałka, jest dopełnieniem tych pierwszych miejskich fascynacji.
Podczas licznych spacerów po mieście zwróciłam uwagę na zdobienia, zwłaszcza niepokojące wizerunki zwierząt i postaci, niektóre napisy, chociażby „Salve” (z łac. „Witaj”). Oczywiste jest, że przestrzeń to wszystko, co nas otacza. To, co najbliżej, często jest w ogóle niezauważane. Spacerując, zwykle nie patrzymy do góry, na boki, przed siebie, a mijamy piękne, czasem zaskakujące motywy zdobnicze. Jeszcze w czasach studiów na Uniwersytecie Artystycznym przemierzałam Poznań, szukając nietypowych miejsc, aby przygotować w nich prezentacje, wystawy, różne działania artystyczne.
Wtedy najważniejsze było dla mnie danie mieszkańcom dostępu do architektury, umożliwienie wejścia do opuszczonych, zamkniętych budynków bądź tych będących tuż przed gruntownym remontem. Chodziło również o zwrócenie uwagi na to, że sztuka zawsze odczytywana jest w kontekście konkretnej przestrzeni.
Kilka lat temu jedną z moich książek artystycznych – „Egzotyki. Notatki zebrane z podróży” – prezentowałam w starej, mocno zniszczonej wieży sędziowskiej przy stadionie lekkoatletycznym koło Rusałki. Książka dotycząca przemieszczania się, zmiany i czasu nie bez powodu znalazła się w tym miejscu. Odbiorca, czytając teksty złożone za pomocą dawnych czcionek, znajdując się w wieży, mógł też patrzeć z kilkudziesięciometrowej wysokości na bieżnię. Książkowa podróż i to, co za szybą – ludzie biegnący po torach – wszystko to łączyło się w wielowątkową opowieść. Sztuka pokazana w nietypowych miejscach zyskuje szerszy wymiar i pozwala na inny odbiór niż w klasycznej galerii.
Patrząc z perspektywy kilku ostatnich lat, obecnie realizowany przeze mnie program stypendialny Marszałka jest klamrą obejmującą pierwsze fascynacje przestrzenią miejską.
BK: Na czym polega ten projekt i na jakim jest etapie?
MW: Źródłem inspiracji są wcześniej wspomniane zdobienia na poznańskich kamienicach. Projekt składa się z dwóch części. Pierwsza to program edukacyjny dla różnych grup wiekowych. Podczas warsztatów uczestnicy szukali alternatywnych sposobów wykorzystania dekoracji miejskich, pracowali nad własnymi mikroopowieściami w formie barwnych ilustracji.
Mówiąc w skrócie, ważne było wyobrażenie sobie, że to my, mieszkańcy, możemy zaprojektować nowe bądź zmienić, rozbudować istniejące już zdobienia, na przykład przy okazji zupełnie eksperymentalnego remontu jakiejś kamienicy. W działaniu edukacyjnym najważniejsze było zwrócenie uwagi na otoczenie i pobudzenie wrażliwości na bogactwo opowieści obecnych w architekturze.
Drugą częścią projektu jest przygotowywany właśnie alternatywny miniprzewodnik po wybranych dekoracjach miejskich.
Alternatywny, bo miasto obserwowane przez pryzmat zdobień może zostać potraktowane jako sieć splątanych historii, na wpół fikcyjnych bądź zupełnie wymyślonych.
Publikacja składa się z mapy, wybranych ilustracji powstałych między innymi podczas warsztatów i z prostego wprowadzenia w duchu „zrób to sam” – pokazującego, jak stworzyć własny ciekawy spacer szlakiem miejskich zdobień i na jego podstawie stworzyć fikcyjną opowieść. Bo miasto to także nasze odczucia i wyobraźnia, nie tylko to, co znajdziemy w książkach na temat architektury i historii Poznania.
BK: W publikacji będą tylko historie wymyślone czy również te prawdziwe, oparte na historycznych kontekstach?
MW: Połączenie fikcji z faktami historycznymi mogłoby stanowić dalszą częścią projektu, bo dostęp do źródeł archiwalnych, okazał się bardzo skomplikowany. Wyobrażałam sobie, że projekty kamienic wraz z opisem dekoracji i ich symboliki znajdują się w jednym archiwum. W trakcie pracy okazało się, że materiały mogą być w różnych miejscach, więc dotarcie do nich wymaga znacznie większego nakładu czasu.
Przy pracy nad projektem stypendialnym bardzo pomocny okazał się pan Dawid Tomalak, który dzielnica po dzielnicy opracowuje szczegółową dokumentację fotograficzną dekoracji.
Jego wiedza w dużej mierze pomogła mi zweryfikować, czym są niektóre motywy rzeźbiarskie, skąd pochodzą i co symbolizują. Fotografie jego autorstwa posłużyły mi jako materiały wykorzystywane podczas warsztatów tworzenia ilustracji.
BK: Wróćmy do tej fikcyjnej mapy. Ma być środkiem do pobudzenia wyobraźni i wrażliwości na otoczenie?
MW: Właśnie tak. Dekoracje rozrzucone po całym mieście, najróżniejsze zwierzęta, wieńce z owoców, portrety, putta, rośliny, symbole, tajemniczo zestawiane przedmioty – wszystkie one mieszają historię z mitologią i fikcją literacką. Celem publikacji/przewodnika jest stworzenie własnej opowieści w oparciu o najciekawsze dla czytelnika motywy, które znajdzie, spacerując po mieście.
Założyłam, że zwykle dorosłe osoby (niezajmujące się kulturą) raczej nie mają wiele okazji do wymyślania, nadawania nowych znaczeń i interpretowania tego, co widzą. System edukacji uczy nas, że musimy odpowiadać według klucza, aby dostać dobrą ocenę. Umiejętność użycia wyobraźni, jak to się dzieje przy pisaniu fikcyjnego opowiadania, jest tym, co stopniowo tracimy przez specyficzne wymogi szkolne.
BK: Jak w takim razie rozumie pani edukację artystyczną, jak pani założenia różnią się od innych w tej dziedzinie?
MW: Od 2018 roku razem z moją przyjaciółką Patrycją Plich prowadzimy Kobalt Migrating Platform, inicjatywę badającą potencjał alternatywnej edukacji i sztuki. Skupiamy się na kilku głównych kwestiach: naturze i ekologii, postrzeganiu miasta, działaniu w grupie. To, co nas wyróżnia – wyjście od sztuki współczesnej oraz doświadczenie i narzędzia, jakie wykształcamy w indywidualnej praktyce artystycznej (na przykład film eksperymentalny, książka artystyczna, instalacja, performance) – wykorzystujemy w prowadzonych przez nas warsztatach.
BK: Co oznacza nazwa platformy?
MW: Najważniejsze jest „migrating platform”, ponieważ realizujemy programy artystyczno-edukacyjne w różnych miejscach i z różnymi kontekstami, nie tylko w Poznaniu.
Na przykład w Miejskim Biurze Wystaw Artystycznych w Lesznie w 2019 roku pracowałyśmy z seniorami nad alternatywnymi mapami miejskimi. Przygotowane przez nas materiały wizualne – pochodzące z różnych stuleci mapy, stare fotografie i pocztówki – stały się punktem wyjścia do rozmów na temat wspomnień uczestników.
Później wspólnie szyliśmy ekologiczne notesy ze skrawków tapet, archiwalnych papierów i kartek pochodzących ze składów makulatury. Powstały w ten sposób kolażowe mapy, będące efektem wspomnień i odczuć każdego z uczestników.
W idei migracji z punktu widzenia edukacji najciekawsze jest dla mnie sprawdzanie, jak jeden bazowy pomysł zmienia się zależnie od tego, czy realizowany jest z osobami w Wielkopolsce, czy na Jawie w Indonezji. Każde miejsce i grupa ludzi to inne refleksje.
BK: Kiedy oglądałam na waszej stronie internetowej te mapy, to zrobiły na mnie duże wrażenie. Nie były to prace, jakie powstają na zajęciach w stylu „wszyscy naklejamy”, ale bardzo osobiste dzieła sztuki. Jak pani pracuje z amatorami, żeby osiągnąć takie rezultaty?
MW: Gdy rok temu zaczęłam prowadzić regularne, cotygodniowe zajęcia z kilkoma grupami wiekowymi w Fundacji Serdecznik, dość dużo eksperymentowałam z technikami i metodami działania. Pracując z osobami o różnych predyspozycjach artystycznych, skupiam się przede wszystkim na wzbudzeniu ciekawości, rozwijaniu wyobraźni i uwrażliwieniu na otoczenie. W trakcie warsztatów stosowałam zarówno kolaż, który przy odpowiednim wprowadzeniu nie musi ograniczać się do wycinanki, jak i autorską technikę graficzną, którą rozwijam również we własnej twórczości artystycznej. Celem jest jednak nie malowanie „ładnych obrazków”, ale świadome obserwowanie otaczającej przestrzeni i życia w niej.
BK: Wróćmy do projektu stypendialnego. Co wydało się pani szczególnie interesujące w trakcie poszukiwań dekoracji w Poznaniu?
MW: Mam kilka swoich ulubionych dekoracji, na które trafiłam jeszcze na samym początku moich spacerów miejskich: płaskorzeźby z wazami antycznymi na podwórku kamienicy przy ulicy Ratajczaka, głowy kozłów oplecione girlandami z owoców na Wildzie. W tej samej dzielnicy nad wejściem do jednej z kamienic znajdują się dwa złowieszcze amorki.
Gdy przeglądałam zdjęcia z kolekcji pana Dawida Tomalaka, w tym cykl „słońc z twarzami” znajdujących się na szczytach kamienic, pomyślałam, że ich dziwaczne grymasy mają dużo wspólnego z internetowymi memami i że przy dodaniu odpowiednich tekstów mogłyby trafić do młodzieży.
Poznański Zamek również wypełniony jest bardzo ciekawymi zdobieniami: zwierzętami i mitologicznymi stworzeniami wplecionymi w ornamenty (lis, smok oplatający kobietę, małpa, ptaki), ale pojawia się tam też wilk i Czerwony Kapturek. Polubiłam także ratusz ozdobiony licznymi antycznymi portretami (Justynus, Wergiliusz, Archimedes, Homer, Spartakus).
BK: Wyjechała pani na roczne stypendium do Indonezji. Jaki to zostawiło ślad w pani twórczości?
MW: W ramach programu Darmasiswa RI spędziłam rok w mieście Yogyakarta na Jawie. Uwielbiam podróżować, ale bardziej interesuje mnie energia Południa niż na przykład Skandynawia. Znacznie bardziej kusi mnie Azja niż Europa Zachodnia, zwłaszcza na poziomie wyzwania, jakim jest zrozumienie naprawdę odmiennej kultury.
Pierwszy pobyt w Indonezji wpłynął na całe moje aktualne życie. Jeśli chodzi o twórczość, to mieszkanie w Yogyakarcie, mieście przesyconym sztuką i kulturą, ale i wspaniałymi przykładami architektury sakralnej (na przecięciu się największych religii świata), otworzyło mnie na wiele odmiennych dziedzin. Zafascynował mnie tradycyjny taniec z maskami, literatura starojawajska, z okresu między X a XIII wiekiem, a także technika batiku i barwienie naturalnymi pigmentami. W 2016 roku zaczęłam też pracę nad tematem postrzegania natury przez pryzmat kultury, wierzeń i życia codziennego na Jawie. Ale to, co najważniejsze – pobyt tam stał się lekcją pokory, zadawania sobie ważnych pytań, na które rzadko otrzymuje się natychmiastowe odpowiedzi.
BK: Jak w pani umyśle słowa, dźwięki, muzyka przekładają się na obrazy? Jak pani doświadcza świata i łączy go z wyobraźnią?
MW: To się dzieje trochę tak, jak z archeologiem, który lubi wykopywać z ziemi różne fragmenty przedmiotów. Później zaczyna się to, co najbardziej fascynujące, czyli łączenie tych popękanych kawałków w jedną całość.
Początkowo jest tylko intuicja, że uda się to skleić, gdy tylko odnajdę naczelną zasadę.
Zbieram różne elementy – czasem to jedno słowo, zasłyszana rozmowa, cytat z literatury, innym razem energia miejsca, obraz, archiwalna fotografia, jakiś budynek. To może być praktycznie wszystko. Zwykle jest tak, że intuicyjnie coś zaczyna się łączyć, a wtedy trzeba być czujnym i dać sobie czas, bo zwykle z tego stopniowo wyłania się forma.
MARTA WĘGLIŃSKA – interdyscyplinarna artystka, edukatorka i animatorka kultury, współzałożycielka i kuratorka Galerii Silverado (wystawy w Polsce, Szwecji, Danii, Czechach, m.in. podczas niezależnych targów sztuki). Współzałożycielka Kobalt Migrating Platform – inicjatywy artystyczno-edukacyjnej (realizacje m.in.: w CSW Toruń, BWA Tarnów, Poznań Design Festiwal; współpraca z Polskim Instytutem Architektury i Urbanistyki). Założycielka The Blue Carbon (ilustracje i ekoubrania). Absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, prezentowała prace na wystawach w Polsce, Indonezji, Izraelu, Szwajcarii; czterokrotna laureatka stypendium MKiDN; stypendystka rządu Indonezji i Marszałka Województwa Wielkopolskiego.