Miasto teatrem rozwijane
Opublikowano:
25 maja 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Osiem lat temu, po premierze spektaklu Teatru Muzycznego w Poznaniu „Jekyll & Hyde” – pierwszego poważnego musicalu za dyrekcji Przemysława Kieliszewskiego – napisałam recenzję zatytułowaną „Między Broadwayem a Czerniowcami”. Zwracałam w niej uwagę, że poziomem wykonawstwa zespół teatru zbliża się już do tego broadwayowskiego, niestety „rzeczywistość skrzeczy”.
„Prawdziwy problem z musicalami w Poznaniu pojawi się dopiero wtedy, kiedy podochocony sukcesem dyrektor Kieliszewski będzie chciał rozwijać taką linię repertuarową. Porządnych musicali nie da się robić w budynku jak nie przymierzając z Czerniowców z czasów debiutu Modrzejewskiej. (…) byłoby naprawdę dobrze, gdyby warunki sceniczne nie były tamą dla tak dobrze zapowiadającego się programu Teatru Muzycznego. Od razu podpowiadam miejscowym radnym, którzy już ratowali dodatkowymi pieniędzmi Teatr Muzyczny – odebranie siedziby Teatrowi Ósmego Dnia nic tu nie da, bo jego sala jest jeszcze mniejsza. Chyba że w czyjejś głowie zrodziłby się pomysł zrekonstruowania całego wnętrza dawnego Teatru Niemieckiego…”.
Dziś jesteśmy już mądrzejsi w nowe doświadczenia i możemy być prawie pewni, że powstanie nowy gmach dla Teatru Muzycznego. 20 kwietnia 2022 miasto Poznań oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podpisały umowę na sfinansowanie budowy nowego gmachu przy zbiegu Świętego Marcina i Skośnej. Zwycięzcą konkursu na bryłę Muzycznego zostało Atelier Loegler Architekci. Choć nie jestem fanką owego projektu, zostaje mi ucieszyć się z nowego gmachu teatralnego, pierwszego, jaki po ponad stu latach powstanie w Poznaniu.
Miejsce i wygląd mają znaczenie
Wydaje mi się, że to dobry moment, by przypomnieć sobie, w jaki sposób powstające w tym wielkopolskim mieście budynki teatralne wiązały się z rozwojem urbanistycznym (i nie tylko) Poznania. Badacz miejski Lewis Mumford już kilkadziesiąt lat temu pisał, iż teatry są jednymi z niewielu budowli, które towarzyszą życiu miast od kilkudziesięciu wieków. Badacze architektury teatralnej i jej związków z urbanistyką zwracali uwagę na to, że umiejscowienie teatrów w tkance miejskiej oraz ich wygląd zawsze były ważnym elementem znaczącym i prezentującym rolę, jaką teatr pełnił bądź też miał pełnić w życiu społeczności. Zauważono także, że od wieków wybudowanie teatru w jakimś miejscu miało być komunikatem: tu dotarła cywilizacja albo też – bardziej praktycznie – na włączenie jakichś zaniedbanych przestrzeni w tkankę miasta. Mówiąc krótko: budynki teatralne były od dawna narzędziem rewitalizacji przestrzeni.
Ale nie tylko – w starożytności, zarówno w greckim, jak i rzymskim wydaniu, stałe budynki teatralne znajdowały się w pobliżu innych ważnych dla państwa instytucji: niedaleko świątyń czy miejsc praktykowania demokracji czy republikańskich zasad. Teatr był wtedy szanowaną instytucją społeczną. Po wiekach marginalizacji do tych właśnie odniesień i tradycji powrócili w XVIII wieku architekci teatralni i ich mocodawcy, wierzący w użyteczność sztuki teatralnej w oświecaniu społeczeństwa i stawiając teatry stylizowane na budowle starożytności, w klasycystycznej estetyce.
Od tamtych czasów przykładów takich budynków teatralnych mamy w całej Europie (a właściwie wszędzie tam, gdzie dotarli kolonizatorzy z Europy) mnóstwo. W takim też klasycyzującym stylu powstały najstarsze i istniejące do dziś teatry Poznania. Pierwszym z nich był tak zwany Teatr Niemiecki, który działał w budynku Arkadii. Jego poprzednik powstał w ramach budowania tak zwanego Nowego Miasta – rozbudowy Poznania na zachód, w okolice dzisiejszego placu Wolności. Ponieważ ówczesne Nowe Miasto miało być dzielnicą dla pruskich urzędników, uznano, iż trzeba zapewnić im rozrywkę, by zechcieli przenieść się na prowincję. Pierwszy budynek powstały w latach 1802–1804 był właśnie formą zapewnienia, że oto tu też jest miasto i cywilizacja. W zbudowanym na jego miejscu w roku 1879 obecnym budynku dobrze widać dbałość, by kojarzył się on nie tyle z podrzędną rozrywką, co z szacowną instytucją miejską. Do wejścia do teatru prowadziły schody mające symbolicznie podkreślać wyniesienie tej świątyni sztuki ponad poziom codzienności. Kolumny, fronton i monumentalna fasada podkreślały klasyczne odniesienia do starożytności.
Teatr w centrum i na peryferiach
Tu dochodzimy do okoliczności powstania kolejnego budynku teatralnego w Poznaniu. O ile w starym teatrze miejskim można było grać także spektakle po polsku, o tyle w nowym nie było takiej możliwości – teatr jako instytucja miał służyć państwu utożsamianemu z tylko jednym narodem. Kultura mniejszości nie mogła znaleźć się w centrum – także w centrum nowego niemieckiego Poznania. Tę historię znamy wszyscy: społeczność polska (nie tylko w Poznaniu, ale we wszystkich zaborach) zebrała fundusze, by wybudować sobie teatr. Ziemię pod przyszłą inwestycję przekazał w 1870 roku Bolesław Potocki. Tyle tylko, że owa parcela znajdowała się na peryferiach miasta, w okolicach współczesnej ulicy Libelta. Teatry budowane na obrzeżach odgrywały wówczas zupełnie inną rolę, niż te, które umiejscowione były centralnie – teatry bulwarowe, teatry ogródkowe służyć miały przede wszystkim rozrywce i dobrej zabawie. Tak więc teatr zbudowany na parceli Potockiego nie byłby żadną przeciwwagą dla Miejskiego Teatru – domu niemieckiej kultury; automatycznie – właśnie z racji umiejscowienia – wprowadzałby zupełnie inne skojarzenia niż świątynia sztuki czy dom dla kultury narodowej. Dlatego też darowany teren sprzedano, by zakupić inny, położony tak blisko centrum, jak tylko się dało, na tyłach Teatru Miejskiego. W ten sposób obie społeczności kulturowe niemal równie mocno mogły zademonstrować swoją obecność i prawo do widzialności w centrum Poznania. Teatr Polski w Ogrodzie Potockiego (taką nazwę przyjęła spółka odpowiedzialna za jego powstanie) stał się widomym (choć nieco skrytym w podwórzu) znakiem odzyskiwania przez Polaków prawa do własnego miejsca. Tu również styl architektoniczny, choć w mniejszej skali, odwoływał się do architektury teatrów – szacownych instytucji narodowych, jakie pojawiły się nieco wcześniej w Paryżu, Londynie czy Lizbonie.
Scena polska rozpoczęła swoją działalność w 1875 roku, a już trzydzieści parę lat później pojawił się w Poznaniu kolejny budynek teatralny – nowa siedziba Teatru Miejskiego, obecny Teatr Wielki. Znów wzniesienie teatru związane było z rozwojem przestrzennym miasta, kiedy w miejsce fortyfikacji utworzono Dzielnicę Cesarską. Tu teatr, podobnie jak w starożytnych miastach, stanął jako część kompleksu władzy-wiedzy, obok Zamku Cesarskiego, zabudowań Collegium Minus i Maius (gdzie miała swoją siedzibę Komisja Kolonizacyjna), banków i dyrekcji poczty. Monumentalny teatr stał się znów symbolem zarówno wkraczania cywilizacji i kultury na nowe tereny, jak i niemieckiej dominacji. Teraz centrum miasta przesunęło się właśnie w stronę Dzielnicy Cesarskiej z jej placami i parkami.
Niemal równolegle z projektowaniem Dzielnicy Cesarskiej włączono do Poznania wieś Jeżyce. Kolejny raz to właśnie budynek przeznaczony na cele teatralne stał się znakiem przekształcenia wsi w miasto. W kamienicy na najbliższym Poznaniowi skraju Jeżyc, zbudowanej w latach 1906–1907, znalazła swoje miejsce sala widowiskowa Bandolina, w której działał kabaret, a po odzyskaniu niepodległości znalazł swoje miejsce Teatr Nowy im. Heleny Modrzejewskiej, gdzie grano lżejszy repertuar niż w pozostałych teatrach (farsy i komedie). Tak to w okresie międzywojennym Poznań dorobił się własnej wersji teatru bulwarowego. Poprzez umieszczenie sceny wewnątrz kamienicy fasada teatru nie wyróżnia się niczym z całej pierzei ulicy Dąbrowskiego. Inaczej niż w przypadku teatrów – świątyń sztuki, próżno tu szukać jakichkolwiek odniesień do starożytnej architektury. Wejście do teatru – już pozbawione schodów – znajduje się na poziomie ulicy, podobnie jak wejścia do okolicznych sklepów. Zaprojektowano je więc tak, by nie odstraszało swoim monumentalizmem, tylko – podobnie jak okoliczne placówki handlowe – zachęcało do wejścia każdego przechodnia. To dopiero wieloletnia praktyka artystyczna przemieniła to miejsce w teatr utożsamiany z prezentowaniem dzieł sztuki.
„Nowy” Teatr Muzyczny
Jak w ten znaczeniowo-wizualny obraz miasta wpisze się nowa siedziba Teatru Muzycznego? Póki projekt nie zostanie zrealizowany, wypada się skoncentrować na miejscu, jakie dla niego wyznaczono. Z jednej strony budynek, który powstanie przy Świętym Marcinie zyska to, co nazywane jest „dobrym adresem” – znajdzie się w centrum miasta (na którego obrzeżach się dotąd funkcjonował) i stanowić będzie współczesne przedłużenie Dzielnicy Cesarskiej. Choć będzie to miejsce dla tej dziedziny teatru, którą utożsamia się bardziej z komercją i rozrywką, stanie tuż obok budynków szanowanych instytucji: Uniwersytetu i Akademii Muzycznej, nieopodal Zamku Cesarskiego i blisko Teatru Wielkiego. Można to odczytywać jako symboliczną nobilitację Teatru Muzycznego, dla którego znalazło się miejsce w panteonie ważnych instytucji Poznania, oddziałujących też na całą Polskę. Jeśli się jednak przyjrzeć samej działce przeznaczonej pod budowę, to przypomina ona historię tej, na której powstał Teatr Polski: niby w prestiżowym centrum, ale jednak wciśnięta gdzieś z boku między tory kolejowe a uliczkę, której istnienia trudno się było domyślać, bo wygląda jak przejazd przez chodnik na parking. Niby więc miejsce prestiżowe, ale niepozwalające w pełni pokazać się samemu budynkowi, który jednak – w przeciwieństwie do zaprojektowanego jako widzianego poprzez bramę, a więc raczej filigranowego Teatru Polskiego – na wizualizacjach sprawia wrażenie dość monumentalne i przedstawiany jest w perspektywie, jakiej obserwatorowi w rzeczywistości nie uda się znaleźć (ulica Święty Marcin nie jest tak szeroka, jak wynika to z konkursowych wizualizacji). Miejsce przeznaczone na teatr wydaje się więc zbyt małe w stosunku do wrażenia, jakie budynek miałby komunikować – tory kolejowe to dość kontrowersyjne towarzystwo dla gmachu, w którym prezentowana ma być muzyka, a na dodatek przywołują raczej kontekst zaniedbanych miejskich terenów niż symbolicznego centrum.
Podzielę się tym, dlaczego mnie owa bryła nie zachwyca. Odwiedzając wiele sal i budynków teatralnych w całej Europie, zdążyłam się przyjrzeć tendencjom we współczesnej architekturze teatralnej i projekt Teatru Muzycznego wygląda jak przegląd owych tendencji. Nawiązanie do budynku Filharmonii w Szczecinie nasuwa się samo – pionowe linie zwieńczone dachem posiadającym kilka szczytów. Szklany front mający być, wedle założeń przyświecających architektom teatralnym już od kilkudziesięciu lat, sposobem na uczynienie teatru bardziej dostępnym dla przeciętnego przechodnia, który ze swojego miejsca na ulicy może obserwować, to co „lepsze towarzystwo” robi w „świątyni sztuki” i oswoić się z takimi widokami.
Czasem daje to efekt daleki od zamierzonego. Przykładem takiej budowli może być Teatre Nacional De Catalunya w Barcelonie, gdzie szklana wersja greckiej świątyni stwarza wrażenie, iż w budynku mieści się nowoczesny dworzec kolejowy. Podobne przezroczyste ściany dookoła całego teatru stworzono w The Curve w Leicester, co miało być zachętą, by muzułmańska większość mieszkańców stroniąca od teatru zaczęła z niego korzystać poprzez oswojenie się z widokiem jego wnętrza. The Curve jest jednak na wskroś współczesnym architektonicznie budynkiem, natomiast wnętrze Teatru Muzycznego przywołuje stare tradycje teatrów dworskich, czyli tych dla bogatego i dobrze wychowanego społeczeństwa. Użyty w środku kolor czerwony podkreśla raczej tradycje królewskie niż demokratyczne; co więcej, przestrzeń widowni jest bardzo podobna do innego projektu tej samej pracowni architektonicznej – Opery Krakowskiej.
Jak wpisze się nowy Teatr Muzyczny w tkankę miejską, będzie się można przekonać za jakieś trzy lata, jak wszystko dobrze pójdzie. Teatr Wielki budowano 18 miesięcy, ale to były inne czasy. Póki co wrażenie, jakie sprawia miejsce dla nowego budynku teatralnego, wciąż sytuuje go gdzieś między Broadwayem a miejscem debiutu Heleny Modrzejewskiej.