fot. Materiały prasowe

Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #59

„Muzyka bezcenna w Wielkopolsce” to rekomendacje albumów z naszego regionu, których autorzy umożliwiają ich bezpłatne pobranie. W tym odcinku Anne Marie, Latent Space i Signal Lost.

ANNE MARIE
Nu
wydanie własne, 2023

Subtelne pociągnięcia dźwięku. Brak rytmu, melodii, struktury. Ambient od początku sięgał granic formy, rezygnując z niej na rzecz świata hipnozy, który potrafi naprawdę oszołomić. Najlepiej pokazał to chyba jego pionier – Brian Eno, który pod koniec lat siedemdziesiątych swoją płytą „Ambient 1: Music for Airports” tchnął w muzykę elektroniczną zupełnie nowego, stoickiego, choć tak absorbującego naszą percepcję ducha.

 

Jeśli jednak ktoś sądził, że ambient to gatunek ograniczony do jednego, względnie sielskiego, bądź relaksującego nastroju, szybko zrewiduje swoje myślenie, sięgając choćby po dzieła niewiele mniej znanego Lustmorda i jego podobnych.

Ta muzyka, choć całkiem linearna i transowa, często zyskuje zupełnie inne oblicze – niepokojące, obleczone mechanicznym pancerzem, co, jak w przypadku poznańskiej artystki Anne Marie i jej najnowszego albumu „Nu”, nadaje wszystkiemu zupełnie nowy obrót.

Choć otwierający „Darting Cross” usypia naszą czujność, to w kolejnych kompozycjach robi się tylko ciemniej i ciemniej. Basowe sekwencje w następującym utworze „Nu” dają znak, że tu chodzi o coś więcej niż medytacja, a kiedy po nawiedzonej hauntologii „123” ewoluujemy w „1234”, nagle jesteśmy atakowani zdehumanizowanym industrialem, który gaśnie tylko po to, by na „Final” przemielić nas na papkę dźwiękowymi iluzjami oscylatorów, polirytmicznym neo-classicalem („More”) i dźwiękiem, po którym wydaje się, że nie ma już nic („The Plastic Bag”).

To kapitalny seans – niemal spirytystyczny.

 

LATENT SPACE
Simulacrum
wydanie własne, 2023

Nie ma wątpliwości, że AI zyskuje w muzyce coraz większą rolę – szczególnie na polu tej eksperymentalnej i elektronicznej. Jej możliwości są już na tyle szerokie, że od pewnego czasu możemy mówić o nowym zjawisku, zwykle określanym jako AI driven music.

 

Jedną z pionierek tego zapewne przyszłościowego nurtu jest choćby niepokorna Holly Herndon ze swoim albumem „Proto”, zrealizowanym we współpracy z maszynerią sztucznej inteligencji. Warto wspomnieć też o projekcie Yacht, który w ramach płyty „Chain Tripping” napisał utwory, w których zarówno teksty, jak i melodie powstały w zupełnie sztuczny i zautomatyzowany sposób.

Teraz, kiedy silniki AI z miesiąca na miesiąc nabierają tylko większej, być może nieco przerażającej mocy, ten trend kontynuują twórcy na całym świecie. Jednym z najnowszych, a jednocześnie zupełnie lokalnych, przykładów jest tajemniczy poznański projekt Latent Space.

Można powiedzieć, że „Vectorstep 2” to kwintesencja użycia sztucznej inteligencji w muzyce. Najpierw utwory zostały przetworzone przez AI, a następnie wrzucone w tryby drugiej maszyny. Efekt? Co najmniej intrygujący, mając na uwadze pięcioelementową, ambientowo-glitchową hybrydę, którą tworzy „Vectorstep 2”.

W ogólnym rozrachunku ta płyta to wykraczanie poza tradycyjne ramy, z konwencją włącznie – to dekonstrukcja muzyki przy udziale maszyny, by kolejna mogła skonstruować, a raczej zaimprowizować z niej coś zupełnie nowego.

Patrząc na to w szczególe, szybko dostrzeżemy podobieństwa do twórczości tych, którzy jednak maczają w niej własne palce. Spektrum, w jakie wpasować można Latent Space, rozciąga się pomiędzy oldschoolowcami z Autechre a nowicjuszami pokroju tak chwalonego dzisiaj Korelessa.

Sprawdzić wypada – choćbyśmy wciąż nosili telefon z klapką.

 

SIGNAL LOST
Vectorstep
wydanie własne, 2023

Polska scena post-rocka stanowi skomplikowany temat. Z jednej strony, zdaje się emanować intensywnością i wręcz kipieć kreatywnością. Z drugiej jednak, podobnie jak w całej Europie, przemierzając jej krajobraz, musimy lawirować pomiędzy tym, co zasługuje na uwagę, a tym, co jest całkowicie odtwórcze, jedynie powielające to, co przed laty lepiej sprzedali nam reprezentanci, powiedzmy, brytyjskiego podwórka.

 

W Polsce środowisko post-rockowe zazwyczaj albo szanuje korzenie gatunku, albo bezceremonialnie je wyrywa. Istnieją jednak zespoły, takie jak poznańska grupa Signal Lost, które umiejscowione są pomiędzy tymi dwoma biegunami.

„Simulacrum” – druga płyta zespołu, wydana w kwietniu tego roku – to pięć utworów, które choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nieco naiwne w treści, to z czasem odkrywają przed nami swą głębię. W niej znajdujemy piękno, siłę i przestrzeń – trzy aspekty, na których, jak podkreślają muzycy, najbardziej im zależy.

 

„Spójrz, na niebie lśnią tysiące gwiazd, lecz żadna nie powie Ci, kim jesteś, co robić masz…” (otwierające „Gwiazdy”) – te i podobne linijki mogą irytować, niebezpiecznie zbliżając się do klimatu rodem z krążków Nickelback.

 

Jednak gdy weźmiemy pod uwagę takie utwory jak późniejsze „Papierowe samoloty” czy „W ciszy”, z gustownymi, elektronicznymi tłami czy melodeklamacją, „Simulacrum” zaczyna nabierać ładniejszych barw. Co ciekawe, oddzielając zwrotki od refrenów, mamy do czynienia z dwoma różnymi zespołami.

W przypadku tych pierwszych Paweł Janecki, Marcin Giedrowicz, Jan Szot i Adrian Waszkowiak wypadają zdecydowanie lepiej, proponując nam coś na kształt nie post-rocka, ale post-grunge’u (jak we „Wstań”). W przypadku drugich robi się bombastycznie – to coś jak obecna Ira, tyle że na gitarowych sterydach.

Chłopaki, przestańcie się w to bawić, a wszystko będzie naprawdę dobrze!

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0