Oda do pożycia (po)małżeńskiego czyli Pani Wolff u Bogusławskiego
Opublikowano:
4 października 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Z pięknej Kleopatry stała się podstarzałą zgryźliwą pijaczką. Elisabeth Taylor, bo o niej mowa, na potrzeby występu w ikonicznej ekranizacji dzieła Edward’a Albee z 1966 roku, przytyła kilkanaście kilogramów i zaryzykowała utratę statusu seksbomby.
Jak się szybko okazało po premierze „Kto się boi Virginii Wolff”, nie tylko niczego ze swojej sławy nie straciła, ale dowiodła swojego talentu aktorskiego.
10 września 2022 roku w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu miała miejsce premiera nowego sezonu artystycznego.
Na deskach – „Kto się boi Virginii Wolff”, sztuka jak symfonia Beethovena, gdzie znaleźć „nowe” jest niezmiernie trudno.
Kawał niezłej sztuki
Jeszcze zanim na deskach kaliskiej sceny zagościła sztuka Albee’go, reżyser Radosław Maciąg mówił:
„Istnieje pewna wielka przyjemność w obcowaniu z tego typu materiałem i trzeba trochę schować ego. To nie jest tak, że wchodzi się w to z założeniem: będę rewolucjonistą. Trzeba mieć trochę pokory przed tego typu materiałem i się od niego uczyć.”
Teatr w Kaliszu, wystawiając to arcydzieło, nie tylko postawił sobie poprzeczkę kunsztu teatralnego na niebotycznym poziomie, ale w pewnym sensie także przypomniał, że tutejsza scena jest domem dla wysokiej sztuki. I to nie tylko w czasie trwania dorocznych Kaliskich Spotkań Teatralnych.
Takie zresztą opinie dało się słyszeć już po spektaklu, podczas szeptów konkurujących z jazzem w Kontrabasie – teatralnej restauracji. Scena Kameralna teatru, na deskach której premierowo wystawiono „Panią Wolff”, już od dawna nie jest tylko „młodszą siostrą” sceny głównej.
Kipi tutaj talent i temperament aktorów pracujących u „Bogusławskiego” i jako filia ikonicznego teatru nad Prosną, Kameralna nie ma powodów do żadnych kompleksów w stosunku do uroków i przywilejów sceny głównej.
To tutaj szlifuje się kunszt aktorski. Także tutaj eksperymenty z teatrem przybierają niepowtarzalne formy. Kompleks dwóch scen – głównej i kameralnej to ośrodek sztuki wysokiej. Nad spokojnymi wodami Prosny, na tle zielonej kurtyny parku, to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych w formie i treści miejsc w Kaliszu.
Z kogo ten śmiech?
Oglądając spektakl „Kto się boi Virginii Wolff”, nasuwa się odpowiedź, że to z nas samych – ten co rusz cichy chichot nad losami bohaterów. Zatarcie granic pomiędzy żartem a powagą, prawdą a fałszem, miłością i nienawiścią, rzeczywistością a iluzją to wytłumaczenie szablonu tej sztuki.
Dwugodzinna epopeja małżeńska ukazuje tematy i zjawiska, takie jak brak szacunku, nielojalność, prowokację i szaleństwo.
W tej historii o najbardziej szczerej i niezatapialnej małżeńskiej miłości, pełnej zepsucia a nawet wyrachowania, wybrzmiewa definicja komedii – to jest tragedii. w której nikt zbytnio nie ucierpiał.
„Z kim tak Ci będzie źle, jak ze mną?” – zapytać mogłaby główna bohaterka sztuki, cytując Kalinę Jędrusik.
W dniu premiery – wszystkie miejsca zajęte. Na „kameralnej” tym razem gościli Agnieszka Dzięcielska w głównej roli – Marthy i Wojciech Masacz w roli George’a oraz Jakub Łopatka (Nick) i Aleksandra Pałka-Łopatka (Honey).
Tyle dziegciu ile kostek lodu w szklance
Noce i dnie Marty i George’a – głównych bohaterów sztuki upływają pomiędzy kolejnymi konfliktami i drinkami… Zekranizowany jeden z wielu późnych wieczorów w ich domu, wyróżnia się spośród innych obecnością osób trzecich. To młode małżeństwo z sąsiedztwa. Zwyczajna sąsiedzka wizyta i niezwyczajna kultura podejmowania gości – jest szkicem fabuły.
Marta i George upokarzają się nawzajem. Wciągają też w kłótnię swoich gości – Nicka i Honey. Alkohol staje się do tego doskonałą platformą. I szybko okazuje się, że kłótnia jest tak naprawdę nieodłączną częścią życia bohaterów.
Martha i George są przesiąknięci jadem. Tłoczą go w siebie wzajemnie. Jeśli czegoś w ich związku brakuje, to zahamowań. Nie dbają o to, by ukrywać przed swoimi gośćmi, jak bardzo zepsute są ich relacje oraz jak dalece posunięte w rozkładzie jest ich małżeństwo.
Rosnąca ilość wypitych drinków podczas tego osobliwego przyjęcia jest równoważna ilości coraz bardziej absurdalnych pomówień. Przy dzwoniących w kieliszkach od whiskey kostkach lodu, dowiadujemy się o winach George’a oraz jego porażkach. W międzyczasie sąsiad uprawia seks z gospodynią, bo to zasugerował mu George, obiecując pozytywny wpływ na karierę. do kolekcji anty-cnót dołącza zatem wyrachowanie.
Salwy przekleństw podczas spektaklu mogły niektórych szokować, ale należy sobie uzmysłowić, iż ten rodzaj wyrażania emocji stanął również u podstaw rewolucji, jakiej dokonało dzieło Edward’a Albee, wyreżyserowane przed ponad półwieczem przez Mike’a Nicholsa.
Niektórzy krytycy sztuki upatrują w tym „bluźnierczym dziele” pewnego rodzaju precedensu. Tak dużej ilości mówiąc delikatnie – słownych utarczek, widz dotąd nie słyszał. Cóż – to samo zdanie, usłyszałem po premierze w kaliskim teatrze od kilku widzów. I ciekawy w dyskusji nad sztuką głos Gabrieli Jaśkiewicz, która stwierdziła, dzieląc się ze mną wrażeniami po premierze, iż:
„(…) oglądając spektakl, miałam wrażenie, że jestem osobą, której nie powinno tam być; nie powinnam być świadkiem kłótni, wyzwisk i poniżania bohaterów. Czułam, że przełamuję pewna barierę intymności postaci.”
Tak dogłębna interakcja widza z aktorami, wyzwalająca postawę, jak przywołana wyżej, to najlepsza recenzja dla reżysera Radosława Maciąga.
O grze czwórki aktorów – bohaterów tej ody do pożycia pomałżeńskiego – padły w kuluarach również inne słowa, z którymi autor tego artykułu się zgadza:
„Aż żal było wychodzić na przerwę.”
Podkreślmy, że z pewnością nie jest łatwo przez dwie godziny grać osobę upojoną alkoholem ! Gromkie brawa dla aktorów, należały podobno do najdłuższych w historii tutejszej Sceny Kameralnej.
W sezonie 2022/2023
Wrześniowa premiera w kaliskim teatrze, otwierająca nowy sezon artystyczny, pokazuje pewne zjawiska psychologiczne. O części z nich sami boimy się mówić. Pokazuje, że każdy z nas buduje swój świat, swoją rzeczywistość, która nie zawsze jest zgodna z rzeczywistością.
To świetny katalizator do przemyśleń o tych wszystkich kotarach, którymi zasłaniamy się w życiu i o przyklejanych do twarzy uśmiechach. Przyklejanych zaraz po płaczu i kłótni.
Wymiana złośliwości to tutaj przykrywka do tajemnic, które niszczą ludzi od środka. Uniwersalny przekaz „Kto się boi Virginii Wolff” zmusza widzów do dokonania rozrachunku z własnymi demonami, co również dało się usłyszeć w kuluarach po premierze. Bijąca brawa publiczność, z której część zawieszała wzrok w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie styku rachunku sumienia i wspomnień – to efekt siły tego spektaklu. Skłonił on do autorefleksji wielu.
Sięgnięcie po sztukę wystawianą na świecie setki razy, a także sfilmowaną z dotąd nie pobitym rekordem nominacji do Oscara we wszystkich kategoriach Akademii Filmowej, to jednoznaczny wyraz ambicji przybytku Melpomeny w Kaliszu.
Sztukę przetłumaczył Jacek Poniedziałek, scenografię i kostiumy zaprojektowała Dominika Nikiel, a choreografię i ruch sceniczny stworzyła Karolina Rentflejsz. Spektakl będzie może obejrzeć na Scenie Kameralnej Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu 22, 23 i 25 października. Do zakupów biletów zachęcam poprzez stronę internetową Teatru, jak również na miejscu w kasach.
Czy wypada bać się Pani Wolff? Chyba tylko wtedy gdy milczy i zbiera myśli. To zdarza się jednak bardzo rzadko…