Odzyskiwanie łączności – wybierz się jesienią do lasu
Opublikowano:
21 września 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Puszcza Zielonka czeka trzydzieści kilometrów pod Poznaniem. Zepsuł nam się samochód, to idealna okazja, żeby wreszcie ruszyć do Zielonki rowerami. Tym bardziej, że z nieba leje się upał, a w lesie czekają jeziora i chłód. Załatwiamy sobie nocleg, ruszamy. Dlaczego teraz, we wrześniu? Bo to czas, na który czekam co roku, czas jeleniej miłości, rykowiska.
Przez Wielkopolskę
Najpierw pola. Wydobywamy się z Poznania przez Śródkę i Koziegłowy. Słońce pali, powietrze ma kolor zmierzchu lata. Sinawe niebo, miodowe światło na drzewach niepostrzeżenie wyciągających soki z liści, budujących pod ziemią zamki z cukru, zimowe zapasy, przyczajone do następnej wiosny. Pod wielkopolskim Mielnem, zjeżdżamy na pobocze, bo na polu statyczne zgromadzenie.
Ściernisko mieni się brązami i szarościami, zlewa się z nim myszołów, przycupnął na bruździe. Kawałek dalej czarno-białe zjawiskowe, ulubione czajki.
Drepczą w luźnym stadku, prostują malownicze, zaokrąglone skrzydła, czyszczą pióra. Tuż za załamaniem wzgórza podnosi się koziołek, nieopodal sarna, dwa rudo-brązowe grzbiety, polegują, pasą się spokojnie. Nasz odjazd podrywa czajki, płyną połyskującą bielą falą. Są po prostu piękne, teraz ciche, ale wiosną wydają niesamowite dźwięki – radio czajka – mawia Marek, a mnie kojarzą się z ubootami, głosy podwodne wypuszczone w powietrze.
Co niesie się ponad lasem?
„Nie ryczą” – komunikuje napotkany znajomy – „Podobno jest za ciepło, czekają, aż się ochłodzi.”
Mimo to jak tylko wjeżdżamy do lasu, zaczynamy nasłuchiwać. W Puszczy Białowieskiej wpadliśmy kiedyś na ryczącego jelenia w samo południe. Byki nadawały swoje komunikaty dzień i noc.
Kładłam się wieczorami na podwórku, na ławce, w ciepłym swetrze i z czapką na głowie, przymrozkiem czołgającym się po trawniku i nasłuchiwałam.
To było jak kino domowe z dźwiękiem dolby surround. Ciemność, a więc niebo usiane gwiazdami no i one, z czterech, pięciu stron, każdy swoim głosem, niczym prehistoryczne stwory gadały całą noc. To naprawdę coś, po co chce się wracać.
Co roku wędruję o zmierzchu do lasu, żeby chociaż trochę posłuchać, poczuć ciarki, bo to głos przyrody, głos z trzewi. Byki wkładają w rykowisko ogromne pokłady sił, tracą wagę, myślą tylko o łaniach i seksie. Są przerażające i piękne. Są kwintesencją jesiennej przyrody.
Odzyskać więź
Tymczasem lądujemy nad jeziorem Miejskim. Jest cicho, kilka osób moczy stopy. Woda jest zimna, wrześniowa, ale słońce praży. To czas długodystansowców. Pojawiają się po cichu, często pojedynczo, mają bojki asekuracyjne, wchodzą do wody, ci starszej daty wykonują rytuał witania się z jeziorem – zanurzają się powoli, przyzwyczajają ciało do chłodu, na końcu przecierają twarz i ruszają.
Obserwuję ich, gdy spokojnym kraulem lub krytą żabką przemierzają metodycznie całą szerokość akwenu.
Z perspektywy wody świat ma więcej wymiarów. Pod ciałem zawieszonym w cieczy toczy się życie, mieszkają ryby, osadza się muł, rozkładają rośliny. Pływając, lubię o sobie myśleć jako o kawałku przyrody – zdegenerowanej, ale jednak – gotowej roztopić się, zlać w jedno z niebem nad głową, jaskółkami, jeziorem. Mija mnie zaskroniec, zmierza na drugi brzeg. Tuż nad taflą płynie babie lato. Na niebie rój jaskółek.
W stronę nocy
Czekamy na zmierzch. Chcemy jechać, nasłuchując lasu. Gdy słońce jest już nisko, wydaje mi się, że wiatr przynosi charakterystyczny chrapliwy głos. Ale może to złudzenie, bo już bardzo chcę tego spotkania. Po drodze do Zielonki zbieramy podgrzybki złotawe z zamszowymi, popękanymi łebkami.
Trzeszczą liście pod nogami, gdy stajemy bez ruchu dopada nas głęboka cisza – zbyt głęboka.
Gdy wreszcie siadamy z kolacją – chleb, pomidory i ciepłe grzybki – w napięciu czekam na jelenie. Byki gdzieś tu są, co robią, na co czekają, czy naprawdę jest im zbyt ciepło? I co na to łanie?
Dziewiętnasta czterdzieści siedem – jest pierwszy i być może jedyny, bo głos przez cały wieczór płynie z tej samej strony. Budzi mnie jeszcze o północy, słyszę ryczenie nad ranem.
Nie jest to spektakl, pojedynek niosący się ponad leśnym uniwersum, ale są, ryczą, napełniają Puszczę swoimi głosami.
Owinęliśmy się kocami, mamy gorącą herbatę, nasłuchujemy i odzyskujemy spokój. Przyroda jest barometrem. Pozwala mi myśleć, że nie wszystko stracone, że katastrofa jest bliżej, niż chcemy, ale momenty w lesie, gdy coś jednak działa, to jakby zębatki świata jeszcze przez chwilę wskakiwały na właściwe miejsce.
Rano na ziemi
Poranek zastaje nas w modrzewiowym zagajniku. Odkryliśmy grzyby, rosną stadami, niektóre wychynęły z runa solo, ale wszystkie w obrębie wpływów modrzewia. Tworzą żółte, złociste plamy, aż nie chce się wierzyć, że nikt ich nie porwał do koszyka.
Szukamy informacji i znajdujemy – to maślak żółty, grzyb modrzewiowy. Atlas z 1967 roku twierdzi, że to grzyb mało znany i niezbyt zbierany, a bardzo smaczny.
Pamiętając o umiarze, który wpaja mi ostatnio książka „Pieśń Ziemi” Robin Wall Kimmerer (wydał Znak, przetłumaczyła Monika Bukowska), opowiadającej o odzyskiwaniu łączności człowieka z przyrodą, o nieustannym patrzeniu na świat jak na dar, za który wypada dziękować. Zrywamy więc tyle grzybów, żeby starczyło na obiad. Żeby nie zmarnować. Może wrócimy po nie, gdy będziemy robić zaprawy na zimę.
Las w pierwszych promieniach słońca osnuty jest ciszą wyplatanych sieci. Przystajemy przy strumieniu, wśród zarośli. Między gałęziami sosen, krzewów rozpościera się pajęczy świat. Sieci błyszczą w słońcu, są doskonale widoczne.
Pająki pracują metodycznie, tylnymi odnóżami układają kolejne wersy. Jeleni nie słychać.
Poradnik
Świetny poradnik dla tych, którzy chcą posłuchać rykowiska, przygotowała Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot. Znajdziecie go: tutaj.
Czym jest rykowisko? Najprościej – to czas godów jeleni szlachetnych.
Bardzo ważny, dlatego powyższy poradnik jest właściwie niezbędnikiem, bo uczy jak zachować się wobec łań i byków tak, by im nie przeszkadzać.
Ja mam taki nietypowy pogląd, że nawet bez chodzenia na łąkę, podchodów, nocne nasłuchy dają olbrzymią przyjemność. Wystarczy podejść o zmierzchu na Świetlistą Dąbrowę w Wielkopolskim Parku Narodowym albo pojechać do wioski takiej jak Zielonka, usiąść przed domem i po prostu nadstawić uszu.