fot. materiały prasowe „Nago. Głośno. Dumnie”

Oglądać, nie oglądać

Czerwiec to Miesiąc Dumy, w którym celebrujemy społeczność LGBTQ+. Dlatego piszę o dwóch serialach bardziej lub mniej związanych z nieheteronormatywnością.

Pierwszy serial opowiada o polskich środowiskach dragu i burleski. Drugi to nowa produkcja twórcy „Euforii”, która przez wielu uważana jest za przełomową w portretowaniu nastoletniego queeru. Któremu serialowi warto dać szansę? Podpowiadam.

„Nago. Głośno. Dumnie”, HBO Max, sezon 1

„Nago. Głośno. Dumnie”, fot. materiały prasowe

Queerowa pocztówka z czasu pandemii koronawirusa i jednocześnie pierwszy polski serial HBO Max i to o rodzimej scenie dragowej i burleskowej. Za sterami produkcji stoją Agnieszka Mazanek i Dellfina Dellert. Twórczynie zaprosiły do udziału takie osoby, jak Kim Lee (już nieżyjąca), Betty Q, Twoją Starą, Pin Up Candy, Red Juliette, Kali Katharsis, Gąsia, Bunny de Lish i Hieemerę. Wszystkie one przedstawiają swoją historię. Opowiadają, jak znalazły się na scenie (zarówno burleskowej, jak i dragowej), o odkrywaniu siły performerskiej i/lub nieheteronormatywności.

 

 

Jednocześnie osoby bohaterskie są swoistym „słowniczkiem”.

To z ich ust padają wyjaśnienia pojęć, które często kojarzą się ze społecznością LGBTQ+. Niekiedy to objaśnianie z potknięciami, jak definicja transpłciowości czy samego terminu „burleska”, która zostaje nazwana „nie takim zwykłym striptizem”, co jednocześnie jest szyderstwem z pracy seksualnej (niesłusznie). Mimo tych nieścisłości 5-odcinkowe „Nago. Głośno. Dumnie” jest zaproszeniem za kulisy scen klubów LGBTQ+ w Polsce. Osoby performerskie dają się poznać prywatnie, bez makijażu. To dobry zabieg – znany chociażby z reality show „RuPaul’s Drag Race” – by „zwykłym” śmiertelnikom i śmiertelniczkom pokazać, że obcują z osobami takimi jak one.

 

 

„Nago. Głośno. Dumnie”, fot. materiały prasowe

W homofobicznej i transfobicznej Polsce taki rodzaj edukacji jest na wagę złota.

Co prawda wszyscy bohaterzy i wszystkie bohaterki mówią o samoakceptacji, wolności i wychodzeniu poza utrwalone ramy, jednak historia Pawła (a.k.a. Silver Daddy’ego), partnera Gąsia, zostaje wysunięta na plan pierwszy. Mężczyzna, szeregowy pracownik banku po czterdziestce, towarzyszy swojemu chłopakowi na jednym z występów. To podczas niego i w nim rodzi się pragnienie wyjścia na scenę i zrobienia dragowego show. Przez kolejne odcinki śledzimy, jak realizuje swoje marzenie. Wymyśla ideę show, uczy się makijażu, chodzenia w butach na koturnie, projektuje kostium…

 

Paweł staje się swoistym awatarem widowni, która może nie tylko zobaczyć w nim siebie, ale też krok po kroku poznać tworzenie drag persony.

„Nago. Głośno. Dumnie”, fot. materiały prasowe

Pomaga także aparycja bohatera – jest klasycznie męski, umięśniony i owłosiony, co nijak ma się do stereotypu faceta, który „przebiera się za babę”. „Nago. Głośno. Dumnie” to serial ważny, bo przełomowy. Bycie queer i bycie queer w Polsce wreszcie nie zostaje przedstawione jako trauma. Może być też (i często jest!) wybuchem radości.

 

Serial warto zobaczyć!

„Idol”,  HBO Max, sezon 1

„Idol”, fot. materiały prasowe

Nowy serial twórcy (w pewnych kręgach kultowej) „Euforii”, Sama Levinsona. Opowiada o Jocelyn (Lily-Rose Depp), największej i najbardziej seksownej gwieździe pop w Ameryce, która jest miksem Ariany Grande i wczesnej Britney Spears. Kobieta zmaga się jednak nie tylko ze statusem celebrytki. Po śmierci matki i załamaniu nerwowym ma problemy z zaakceptowaniem wizerunku narzuconego jej przez media i agentów. Wolałaby sama go kreować. Ale czy to na pewno się sprzeda? Otoczona wianuszkiem producentów i producentek (w tych rolach wyśmienite nazwiska, m.in.: Hank Azaria, wielka Jane Adams, moja ulubiona Da’Vine Joy Randolph, a nawet Eli Roth!), zmuszona jest bardziej skupiać się na tym, co dobre dla jej kariery, choć niekoniecznie dla niej samej. Gdy do sieci ktoś wypuszcza jej zdjęcie po stosunku seksualnym, Jocelyn, by odreagować, wychodzi do klubu. Tam spotyka tajemniczego Tedrosa (Abel „The Weeknd” Tesfaye), w którym z automatu się zadurza.

 

Nawiązują relację. Okazuje się, że Tedros jest liderem kultu…

W założeniu miała to być „słuszna” produkcja o młodej dziewczynie wrzuconej w machinę celebryctwa, która do woli ją eksploatuje i monetyzuje stworzony wizerunek. Być może wyszedłby z tego niezły serial, gdyby nie był w całości konstruowany przez pryzmat męskiego spojrzenia. Miało być inaczej. Za kamerą stała kobieta, Amy Seimetz, która jednak odeszła z produkcji. Podobno z Levinsonem poróżniły ją „kreatywne różnice”. Na początku 2023 roku magazyn „The Rolling Stone” donosił, że twórca „Euforii” widział „Idola” w bardziej mizoginistycznej wersji. Z kolei Tesfaye zaprotestował, bo według niego serial przedstawiał „zbyt kobiecą perspektywę”. Panowie przepisali scenariusz, co opóźniło produkcję.

Ostatecznie wyszedł serial, który (ledwie) dycha tylko na samym początku, kiedy oglądamy satyrę na przemysł rozrywkowy, z chórem greckim producentów i agentów komentującym poczynania Jocelyn. Gdy na ekranie pojawia się Tedros, „Idol” wydaje ostatnie tchnienie. Drewniana gra Tesfaye’a odziera jego postać z jakiejkolwiek autentyczności. Dlaczego sławna bohaterka miałaby zakochać się w tak niedorzecznej, nieautentycznej i pozbawionej charyzmy osobie? Nie wierzymy relacji, nie wierzymy w zbudowany świat. Jedyne, co pozostaje, to lepkie fantazje dwóch facetów o poniżaniu młodej dziewczyny, która oddaje się w ręce starszego mężczyzny, by ten ją „obudził”, nie tylko do życia, ale też artystycznie.

 

„Idola” zdecydowanie można sobie odpuścić.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0