Pop na jazz, jazz na pop
Opublikowano:
5 lutego 2024
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Muzyka w obecnej dekadzie odzwierciedla dzisiejszą młodzież. Ludzkie problemy są nadal takie same, może po prostu w innych proporcjach. Zmieniła się tylko forma przekazu emocji i to nie każdemu może przypaść do gustu. Disco polo ewoluowało, poezja śpiewana ewoluowała, muzyka instrumentalna ewoluowała. Wszystko płynie” – mówią wokalistka Anna Stanisławska i perkusista Maciej Karliński, członkowie ośmioosobowego, poznańskiego zespołu Główny Zawór Jazzu, który niedawno wydał swój nowy album „Nocą w pewnym mieście”.
Sebastian Gabryel: Jak sami to określacie, Główny Zawór Jazzu to projekt, w którym pozornie niedostępne wariacje nurtów jazzowych łączą się z muzyką pop. Skąd w Was potrzeba takiego eksperymentu? Wiele zespołów jazzowych lubi się jasno określić, podczas gdy wy wydajecie się mieć w sobie pewną przekorę. Czy to właśnie, waszym zdaniem, jest największym wyróżnikiem GZJ?
Anna Stanisławska i Maciej Karliński: Spójrzmy nieco w historię jazzu, który pierwotnie był muzyką buntowniczą. Dla Afroamerykanów, którzy zaznali niewolnictwa, muzyka była ucieczką od codzienności. Gospel, blues, piosenki robotnicze i wiele innych form mieszało się, tworząc coś nowego. A ten nowy gatunek z biegiem lat coraz intensywniej wkraczał do lokali i rozpalał taneczne parkiety. Wypierał w ten sposób muzykę klasyczną z wyniosłymi polonezami i walcami na rzecz perwersyjnych, jak na tamte czasy, młodzieżowych zabaw.
Możemy sobie wyobrazić, jakie to budziło kontrowersje. Przekora jest zgodna z duchem jazzu.
Ale łączenie nurtów jazzowych z muzyką pop nie jest nowym eksperymentem. Świetnym przykładem jest „My Favorite Things”, który pochodzi z musicalu „Dźwięki muzyki” autorstwa Richarda Rodgersa i Oscara Hammersteina II. Utwór ten, obecnie uznawany za standard jazzowy, grany był przez setki artystów, a swoją popularność zyskał między innymi dzięki aranżacji Johna Coltrane’a. Przykładów czerpania przez jazz inspiracji z muzyki popularnej jest znacznie więcej. Co ciekawe, zależność ta jest wzajemna. Pop oddziałuje na jazz, tak jak jazz oddziałuje na pop. Trochę jak trzecia zasada dynamiki Newtona. (śmiech)
SG: Nie da się ukryć, że szczególną słabość macie do muzyki z lat 30., 40. i 50. Skąd w was zainteresowanie tym swingiem?
AS, MK: Musimy tu sięgnąć do początków zespołu. Wszystko zaczęło się w listopadzie 2017 roku, kiedy nasze wokalistki wrzuciły na jedną z poznańskich grup muzycznych na Facebooku ogłoszenie, że szukają muzyków do wspólnego projektu grającego w stylu zespołu Postmodern Jukebox. W naszych pierwszych nagraniach, tak jak to ma miejsce u PMJ, eksplorujemy właśnie te lata, skupiając się na tanecznej, swingowej stylistyce. Jednak przez lata wspólnego grania wypracowaliśmy już własny styl i pomysły, sięgając również do lat 60. i 70., gdzie jazz przeplata się z muzyką soulową, R&B czy bluesem.
SG: Pod koniec ubiegłego roku wydaliście swój trzeci album „Nocą w pewnym mieście”. Jak ważny jest to rozdział w waszej działalności? I jak będziecie wspominać pracę nad nim?
AS, MK: To dla nas album szczególny, ponieważ w całości, od początku do końca, powstał w studiu nagraniowym. Nasze poprzednie płyty są kompilacjami, gdzie znajdują się numery nagrane podczas live sessions realizowanych w różnych miejscach na mapie Wielkopolski lub na koncertach.
Natomiast „Nocą w pewnym mieście” jest albumem spójnym, opowiadającym historię, która mogła się kiedyś wydarzyć.
Czujemy, że to pewien hołd dla Poznania, miasta, z którym jesteśmy związani. Zdjęcie okładkowe zostało wykonane na ul. Święty Marcin. Praca nad płytą była intensywna, ponieważ na realizację mieliśmy bardzo ograniczony czas. Ale jesteśmy z niej bardzo dumni.
SG: Z jednej strony Kazik, z drugiej Taco Hemingway. Raz „Kiler”, innym razem Dawid Podsiadło. Niezły koktajl! Jakie kryteria przyświecają wam przy doborze jego składników?
AS, MK: Właściwie kierujemy się dwoma kryteriami. Z jednej strony bierzemy utwory, które nam się podobają, są dla nas ważne i inspirujące. Z drugiej – szukamy tego, co podoba się Polakom. Spróbowałeś tego koktajlu i sam usłyszałeś, że ta mieszanka nie jest wcale taka przypadkowa! Staraliśmy się, by nie powodowała bólów brzucha (śmiech).
SG: Wasz zespół liczy aż osiem osób. Jak byście opisali ustrój panujący w jego szeregach? (śmiech) I kto jest tym, który potrafi okiełznać całą tę wesołą ekipę?
AS, MK: Ustrój panujący w zespole to zdecydowanie demokracja. W tak dużym gronie oczywiście zdarzają się kłótnie, ale zawsze staramy się je rozwiązać pokojowo. W końcu gramy już razem ponad 6 lat!
SG: Biorąc pod uwagę założenia projektu, z dzisiejszą polską muzyką pop jesteście na bieżąco. Waszym zdaniem, co generalnie jej brakuje w porównaniu z muzyką, jaką można było usłyszeć w radiu kilka dekad temu?
AS, MK: Chyba niczego jej nie brakuje… Muzyka w obecnej dekadzie odzwierciedla dzisiejszą młodzież. Ludzkie problemy są nadal takie same, może po prostu w innych proporcjach. Zmieniła się tylko forma przekazu emocji i to nie każdemu może przypaść do gustu. Disco polo ewoluowało, poezja śpiewana ewoluowała, muzyka instrumentalna ewoluowała. Wszystko płynie. Ale nadal jest mnóstwo bardzo wrażliwych artystów i póki oni tworzą, to muzyka nie umrze.
SG: Zadałem to pytanie, ponieważ zastanawiam się, czy krytyka dzisiejszego polskiego popu jest w pełni uzasadniona, czy to tylko nostalgiczne narzekanie. Jako osoba niezbyt zainteresowana głównym nurtem, mógłbym zarzucić brak treści. Kiedyś w popie wydawało się, że jest jej mnóstwo – zarówno w tekstach, jak i w pomysłach na muzykę. Jakie jest wasze zdanie na ten temat?
AS, MK: Nasz zespół liczy osiem osób i na każdy koncert jedziemy razem busem. Czasem jedziemy na nasz występ godzinę, a czasami siedem. Słuchamy wtedy muzyki wrzucanej przez wszystkich do jednej playlisty. Nauczyło nas to, że każdy może inaczej odbierać dźwięki i teksty. Często wystarczy jeden komentarz, wyjaśnienie, by zmienić postrzeganie utworu. A może my, zarzucając mu brak treści, nie do końca potrafimy zrozumieć polski pop?
SG: Waszym żywiołem są koncerty, będące muzyczną podróżą w czasie. Nawet wasze ubrania przypominają te z pierwszej połowy zeszłego stulecia! Załóżmy, że wehikuł czasu naprawdę istnieje – wsiadacie do niego i przenosicie się w czasy, do których nawiązujecie. Z kim chcielibyście wystąpić?
AS, MK: Koncerty są zdecydowanie tym, w czym czujemy się najlepiej. Utwierdzają nas w tym rozmowy z naszymi fanami, którzy przekonują nas, że na żywo brzmimy jeszcze lepiej niż na nagraniach. No cóż… musimy im wierzyć (śmiech). Chcemy, by ta „podróż w czasie” była nie tylko kolorową wstążeczką do szarego papieru. Zależy nam, by to było widowisko w stylowych strojach, z wytworną konferansjerką i muzyką na żywo. Niestety nie jest to możliwe, by przy naszym zróżnicowanym repertuarze dopasować ubiór pasujący do każdego utworu na koncercie, ale sam widzisz, że jest to dla nas ważne, by obraz był spójny z dźwiękiem.
A może z czasem zaczniemy koncertować jak Beyoncé, albo polska Doda, i będziemy się przebierać w trakcie koncertu?
Ale wracając do pytania, to w ogóle kto powiedział, że wehikuł czasu nie istnieje? (śmiech) Mamy nadzieję, że to my będziemy tym wehikułem – dla autorów oryginalnych utworów – i kiedyś wystąpimy z nimi razem.
Główny Zawór Jazzu – dynamiczny projekt z Poznania, łączący pozornie nieosiągalne wariacje nurtów jazzowych z wszechobecną muzyką pop. Znane z polskich stacji radiowych przeboje zostały przedstawione w swingowych aranżacjach, zapraszając słuchacza w podróż po zadymionych klubach lat 30., 40. i 50. Ośmioosobowy zespół przełamuje bariery międzygatunkowe, prezentując utwory takich gwiazd jak Monika Brodka, Margaret czy Perfect, wśród wielu innych. Publiczności serwowana jest wyjątkowa mieszanka, płynąca pełnią brzmienia bezpośrednio przez Główny Zawór Jazzu. W listopadzie 2023 roku ukazał się nowy album grupy – „Nocą w pewnym mieście”.