fot. Ośko/Bogunia

Powrót muzyki do gmachu pod Pegazem

Nowe otwarcia teatrów po remoncie zawsze budzą zaciekawienie. Widz, który pojawił się z początkiem października w Teatrze Wielkim w Poznaniu, prawdopodobnie nie zauważy spektakularnych zmian, ponieważ widownia wygląda tak samo jak przed remontem, fotele te same, tylko żarówki w pięknym żyrandolu zostały wymienione na energooszczędne. Rewolucja dokonała się w przestrzeni scenicznej, ale o tym później.

 

Na początek muzyka

„Gala otwarcia sceny” miała charakter stricte muzyczny. Poza krótkim wystąpieniem Renaty Borowskiej-Juszczyńskiej, dyrektorki Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki, nie było żadnych przemówień, przecinania wstęgi czy pokropku. Orkiestrę, chór i solistów poprowadził Jacek Kaspszyk, nowy dyrektor muzyczny. W pierwszej części wieczoru usłyszeliśmy Uwerturę do opery „Paria” Stanisława Moniuszki oraz młode pokolenie artystów związanych mniej lub bardziej z operą poznańską.

 

fot. Ośko/Bogunia

fot. Ośko/Bogunia

Ruslana Koval (znana dotąd poznaniakom jako Hanna w „Strasznym dworze” i Królowa Nocy w „Czarodziejskim flecie”) oraz Volodymyr Tyshkov zaprezentowali się w ariach Neali i Akebara z „Parii”. Trudno sobie wymarzyć lepszy początek. Następnym artystą, na którego czekałem, był Szymon Mechliński, którego obserwuję od studiów w poznańskiej Akademii Muzycznej. I nie zawiodłem się, ten młody artysta z bogatym już doświadczeniem i ambicjami odkrywania zapomnianych dzieł operowych zachwycił mnie wykonaniem arii Janusza z I aktu „Halki” – „Skąd tu przybyła”.

Wielką klasę wokalną Tyshkov potwierdził w arii Leporella „Madamina, il catalogo è questo” z I aktu „Don Giovanniego” Mozarta, a Mechliński w arii Rigoletta „Cortigiani, vil razza dannata” z „Rigoletta” Giuseppe Verdiego.

 

Gwiazda gwiazd

Po przerwie wieczór należał do Artura Rucińskiego, którego na żywo nie słyszałem od dawna, czemu trudno się dziwić, ponieważ najczęściej śpiewa poza granicami kraju. Pojawienie się tej postaci na otwarciu gmachu pod Pegazem po remoncie należy uznać za święto. Artysta tak też potraktował swój występ i zachwycił mnie.

 

fot. Ośko/Bogunia

fot. Ośko/Bogunia

Ruciński zaprezentował się w repertuarze verdiowskim, który od pewnego czasu najchętniej wykonuje. Usłyszeliśmy obszerne fragmenty II aktu „Traviaty”, w którym Ruciński kreował postać Giorgia Germonta, a Ruslana Koval wcieliła się w postać Violetty, zaś partię Alfreda zaśpiewał Piotr Kalina. Dawno nie klaskałem tak głośno w operze. Ruciński to mistrzostwo, a Koval zapowiada się na kolejną genialną interpretatorkę tej pięknej partii operowej.

Na zakończenie wieczoru Ruciński zaśpiewał arię Miecznika z II aktu „Strasznego dworu” – „Kto z mych dziewek, serce której” oraz arię i recytatyw Renata z III aktu „Balu maskowego”. Takiego frazowania dawno pod Pegazem nie słyszałem. A przy okazji, siedząc dość blisko sceny, mogłem obserwować fantastyczną współpracę solisty z dyrygentem, Jackiem Kasprzykiem. Zdawało mi się, że równocześnie panowie oddychają.

 

Po dwóch latach remontu

Modernizacja dotyczyła głównie sceny. Wymieniono ponad 800 m2 drewnianej podłogi; zamontowano elektryczne sztankiety, położono ponad 60 km kabli, zmodernizowano system zapadni, wymieniono w całości system oświetlenia sceny, zawisała nowa kurtyna, która powstała z wykorzystaniem ręcznie malowanych fragmentów materiału poprzedniej kurtyny…

Jednak najważniejszą rewolucyjną zmianą jest immersyjny system dźwięku przestrzennego L-ISA Hyperreal 360° wraz z systemem wspomagania akustyki Ambiance. Siedząc podczas gali na widowni, widziałem rozstawione mikrofony, ale nie słyszałem dźwięku z głośników – jak to często się zdarzało przed remontem. Po powrocie do domu rozpocząłem poszukiwania. Okazuje się, że ten system nagłaśniania nie wymaga mikroportów, natomiast pozwala kreować wokół widzów pejzaż dźwiękowy w taki sposób, aby de facto byli otoczeni dźwiękiem. Dzięki temu systemowi widz słyszy to, co się dzieje na scenie. Twórcy tego systemu deklarują, że słyszalność jest jednakowo dobra niezależnie od miejsca, gdzie się siedzi.

 

fot. Ośko/Bogunia

fot. Ośko/Bogunia

Cieszę się z zastosowania nowych technologii w sztuce teatralnej, rodzi się jednak we mnie kilka wątpliwości. Chór, który występował w pierwszej części wieczoru, dźwiękowo był wycofany. Zastanawiałem się, dlaczego tak słabo go słyszę, ale szybko wytłumaczyłem sobie, że stał w głębi sceny za orkiestrą. A może to oznacza, że nowy system nagłośnienia jednak nie wszystko obejmuje. A co będzie, jeśli realizator dźwięku będzie miał inną wrażliwość niż moja? A może jako widz nie chcę słuchać opery w teatrze za czyimś pośrednictwem. Teatr Wielki w Poznaniu informuje, że jest jedyną operą w Europie wyposażoną w taki system nagłaśniający.

Pierwsze z nim spotkanie nie było złe. Powiem więcej, nie zauważyłem go. Wychodziłem z teatru wręcz uniesiony piękną grą orkiestry, uważnością i maestrią dyrygencką Jacka Kasprzyka, fantastycznymi kreacjami wokalnymi Rucińskiego, Koval, Mechlińskiego i Tyshkova, ale po przeczytaniu informacji, na czym polega nowy system nagłaśniający, zastanawiam się, czy my – publiczność – będziemy oklaskiwać piękne głosy, czy raczej sztukę realizatora dźwięku siedzącego przy pulpicie mikserskim?

 

 

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0