Przekłuwanie balonika
Opublikowano:
3 lipca 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Napisanie pamfletu to wyjątkowo trudna sztuka: jak być precyzyjną, ale nie cyniczną? Czy da się demaskować to, co najbliższe z zachowaniem stylu i bez osuwania się w rozkrzyczany felieton? Otóż można. I to właśnie zrobiła Marta Podgórnik.
Transfer sezonu
Zacznijmy od tego, że wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu dokonało chyba najważniejszego (czy: najbardziej zaskakującego) transferu poetyckiego. Podgórnik, związana od kilkunastu lat z Biurem Literackim (i w konsekwencji: wrocławskim środowiskiem twórczym), pojawia się w wielkopolskiej oficynie z tomem bezkompromisowym. Dlaczego? Bo Erwin i Fatum przypomina przeciąg: Podgórnik zaczyna wietrzyć zatęchły, bo przecież mimo wszystko mało liczny, poetycki (by nie powiedzieć: środowiskowy) pokój. Jest przy tym świadoma, że sama ten pokój od lat zamieszkuje.
Kraj
Mój kraj wolny od bomb, pulsuje miarowo. Przez okno
Widzę tylko bylejakość mojego kraju. Przypuśćmy,
Że okno jest na parterze, z wysokości pewnie lepszy widok.
Mój parter wolny od pięter. Moje okno wychodzi na
Szambo, stertę potarganych przez coś tam literackich gazet.
Widzę tylko, gdy naciągam kołdrę na bolącą czaszkę.
Mój kraj jest tylko we mnie. Przetrzymałam go i nie
Chcę, trzymam go za strzępek ubrań, za schyłek powietrza,
Za dwa pierwsze zdania.
Pastisz, paszkwil, pamflet?
W najnowszej książce poetyckiej Podgórnik nie odżegnuje się od wypracowanego przez siebie stylu. Mówi do nas nieco zgorzkniała, dojrzała kobieta, w tle przewija się śmierć i zawód, a ironiczny dystans odgradza bohaterkę wierszy od rzeczywistości, w której jest zanurzona. I znów, to atut: pisanie satyry czy choćby pastiszu jest ćwiczeniem o tyle trudnym, że wymagającym porzucenia własnego języka – poetce udało się jednak pozostawić swoją sygnaturę.
Poza emocjonalnego dystansu jest w przypadku Erwina i Fatum po prostu kluczowa. Podgórnik tworzy coś na kształt przeglądu kulturowych przedstawień miłości. Są i trudni do zniesienia trubadurzy, porzucone kochanki, dziewczyny zatracające się w romansach, zamknięte w wieżach księżniczki, co czekają na wybawców, nastolatki w fazie Nietzscheańskiej, no i poetka (czy bezpieczniej: bohaterka), której już się nie chce grać.
Piekło niebo
Chłopcze, znajdujesz konspekt wystąpienia straszliwej burzy
w terenie objętym rachitycznym ramiączkiem zwiędłego staniczka.
Oto koniec epoki, co pożera przodków. Chuj anatema, lepiej
Się nie znaleźć w środku gównianej zabawy w dwa serca.
Tak dźga przyjemnie zięba, muzyka poranka w jałowych połajankach.
Cóż, zero oporu. Tak śpiewa skaleczona o pierwiosnek sroczka.
Gambit
Cisza i bezruch w bajce o śpiących królewnach.
Nie budźmy ich, bo sczezną nim ujrzą poranek
Swego czarterowanego all inclusive piekła. Tymczasem
Bledną sobie w sobie zakłamane, otrute poniewczasie
Tą potrzebą piękna.
Hejże, hej, na polany! Moje śliczne martwe,
Rozkładane jak książki na czynniki czwarte.
Bardziej umrzeć się nie da, mniej już nie wypada,
Więc niczym na lotniach zawieszone na chromych
Przęsłach żeber, służące przykładem, och,
Zaśniedziałe w biegu lustereczko – Powiedz,
No powiedz – czym nie najstraszniejsza?
Bo w Erwinie i Fatum nakładają się na siebie dwie opowieści: ta o formach miłości i ta o rozumieniu literatury. I nierzadko jedna jest rewersem drugiej. Podgórnik bawi się więc ambiwalencją obu tych sfer. Bohaterką cyklu wierszowego nie bez powodu zostaje kobieta dojrzała, doskonale zdająca sobie sprawę z tego, że przestaje mieścić się w obowiązującym kanonie piękna. Nie mu tu zbyt wiele miejsca na rzewność: poetka mówi bowiem sprawdzam. I robi to również językowi.
Miłość i inne zawody
Jak to robi? Całkiem zręcznie przechwytuje frazę wierszy miłosnych: nie tylko korzysta z wyświechtanych motywów, ale je zagęszcza; zwielokrotnienie prostych rymów i bijąca po oczach rytmizacja podbijają tylko infantylność całej gry w kulturową wizję zakochania i relacji romantycznych. Ale wywrócenie klisz rodem z filmów Disney’a, umówmy się, nie jest dziś już niczym odkrywczym czy nawet szczególnie interesującym. W najnowszym tomie Podgórnik to jednak pierwsza, celowo niepozorna, warstwa.
Co dzieje się z kobietą, co miała czelność się zestarzeć? Staje się, zwłaszcza gdy otwarcie pisze o seksualności i odrzuceniu normy, czarownicą, jak czytamy w Gambicie: Zaśniedziałe w biegu lustereczko – Powiedz, / No powiedz – czym nie najstraszniejsza? A co, jeśli bohaterka jest przy tym poetką umocowaną przez lata w środowisku? Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Na drodze pojawiają się Strażnicy Poezji i tego, co w wierszu wolno, a czego nie (uprzedzam: wolno wszystko): Tak teraz będziesz pisać? Tak. Tak będę pisać.
Więc Pogórnik pisze: o szumowinach, koniokradach, krwi, wojnie, zakochaniu, zdradzie, romansie i tym, co kulturowo męskie. I pisze tak, jak tego chce – na przekór tym, którzy myślą i o poezji jakby stawką było tu grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny amen – nie przywiązując się do normy i decorum. Bo, jak w każdej dziedzinie, wciąż pokutuje przekonanie, że kobietom nie wypada. I właśnie na tym nie wypada, Marta Podgórnik buduje swój idiom.
Pomagierzy Nosferatu
Dla M.M.
I cóż z tego, Najmilszy, że mamy się nieźle wśród eterycznych
wzmianek o oznakach życia. W naszej małej katedrze pośród
ksiąg i ikon, jest i krew do wypicia, i portal donikąd.
Na próżno łzy swe roni dziewczynka z szydełkiem, z kordonkiem
na podołku, związana niedbale przez te trzy parki biegłe, co
kładą na usta plasterek nieco szerszy tylko niż na palec.
Wanienka straszy rdzą, od tak dawna pusta. A ja już nie chcę szorować
wanienki. Lakier z paznokci pryska, gdy pocieram tarkę.
Och, siostry urszulanki, siostry magdalenki!
Tak teraz będziesz pisać? Tak. Tak będę pisać. Odkąd mam
czterdzieści (nie lat, a stopni gorączki, jeśli o to pytasz).
Ej, koniokrady, szubrawcy, złoczyńcy
Ej, owcokrady, szalbierze, żalczyńcy,
Czy w moim wierszu jest miejsce i dla was?
Czy z waszej gliny nie jestem taka sama,
Jak z gliny, cedru, opiłków i kwasu?
Czujcie się we mnie jak u siebie w domu.
Czujcie się we mnie jak w swoich koszarach,
Melinach, domach ciemnych, swych zaszczanych
Bramach, tunelach, parkach, i przejściach podziemnych.
Tak samo w błysku flesza, na sklejonej taśmie,
Łożach ze styropianu, płatkach z klombów miejskich.
Albowiem jestem, jaką mnie stworzyli:
Rodzice, państwa, miasta. Wiśnie i ich pestki.