(Samo)zamknięcie w chorobie
Opublikowano:
1 maja 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Wystawa „Choroba jako źródło sztuki” w Muzeum Narodowym w Poznaniu ukazuje chorobę jako temat – robi ważny ruch w stronę odsłaniania tego, co wypychane, skrywane, pomijane, a wszystko w splocie z twórczością i biografią artystów i artystek. Tyle zamiar, a co z realizacją?
Wystawa skupia się na egzystencjalnym, osobistym wyrazie choroby, na związaniu artystek i artystów z aktem chorowania, wyrażeniem cierpienia, pracą z własnym ciałem i procesem chorowania. Głosem, który dominuje na wystawie, jest głos jednostki, która mówi z wnętrza choroby. To ważne, gdyż głos ten często jest pomijany, lekceważony, tłamszony.
SZWANKUJĄCE WEHIKUŁY
Katalog wystawy rozpoczyna się silną deklaracją: „To nie jest wystawa o chorobach, tylko o sztuce, która powstaje z ich udziałem”. Jednak wbrew powyższej wypowiedzi tym, co uwidacznia się na wystawie, jest raczej (samo)zamknięcie w chorobie.
Nawet jeśli choroba jest rozumiana jako (pośrednio) twórcza, to na wystawie dominuje skupienie na niej. Wypiera wszystko inne – to ona, a nie życie, zdrowie, twórczość stają się bohaterkami.
Pytanie, które nie zostało na wystawie wyartykułowane, brzmi: jak to uczynić, aby oddając głos osobom cierpiącym, ciałom chorującym, równocześnie wprowadzić głos, który byłby po stronie życia i za jego afirmacją?
Agnieszka Skalska, kuratorka wystawy, chcąc oddać głos chorym, stała się mimowolną sojuszniczką choroby raczej niż traconego w jej wyniku zdrowia. Ciało cierpiące, chorujące włożone zostaje w romantyczno-eschatologiczną ramę, która cierpienie uwzniośla, staje się momentem twórczym. Pobrzmiewało to w wypowiedzi Skalskiej podczas otwarcia wernisażu.
Może jestem nazbyt „przetrenowany” przez filozoficzne wykształcenie, ale dał się w jej wypowiedzi wyczuć moment gnostyczny – ciał, materialności, które są więzieniem, utrapieniem, zamknięciem, a które mimo wszystko pokonuje twórczy wysiłek artystów i artystek. Ciała zostały przedstawione jako szwankujące wehikuły, w których zamieszkujemy, a nie wszystko, co mamy i czym jesteśmy. Ten gnostyczny wymiar pobrzmiewa w tytule pierwszej części wystawy: „Warunki ciała”, gdzie ciało jawi się w napięciu do nas samych.
CHOROBA JAKO FAKT
Choroba jako akt egzystencjalny – podobnie jak śmierć – przychodzi wraz z dojmującym doświadczeniem zamknięcia, pochłonięcia, samotności. Reakcją obronną – zarówno psychologiczną, jednostkową, jak i kulturową, społeczną – jest wyparcie, ucieczka od choroby i cierpiącego, często zdeformowanego ciała.
Chore ciała, w potrzasku choroby, często są usuwane w wyniku pracy norm widzialności – to horyzont oczekiwań, który tworzy przestrzeń zaludnioną przez ciała zdrowe, uśmiechnięte, wysportowane (a i pewnie niecierpiące nędzy). Owo naruszenie, apelację ciała, które nie dało się wypchnąć, uwidacznia w swej przytłaczającej obecności praca Katarzyny Kozyry „Olimpia” oraz dużo bardziej koncepcyjne prace Małgorzaty Dawidek, które przedstawiają obraz choroby „przepracowanej”, uchwyconej dzięki żałobie, utracie i wreszcie – pogodzeniu.
W wypowiedzi na temat choroby i w sposobie organizacji wystawy dostrzec można związanie dwóch perspektyw – egzystencjalno-indywidualnej i eschatologicznej.
Zabrakło miejsca dla choroby jako faktu społecznego, politycznego, historycznego. Tego, że choroby mają swoją historię, że sama możliwość bycia dotkniętym chorobą jest stwarzana i współtworzona przez politykę, naukę, medycynę.
Widoczne jest to dobrze w nieopatrzonej żadnym komentarzem krytycznym pracy zatytułowanej „Życie organiczne” Grupy Bergamot. Kupione przez artystów tabliczki żebracze, na których wypisane są apele dotyczące chorób i kosztów leczenia, nie zostają wpisane w problematykę finansowania służby zdrowia, nierówności społecznych, ale już choćby poprzez sam tytuł stają się elementem „choroby” społecznej. Obecność tej pracy, bez kontrapunktu, pokazuje niebezpieczeństwo styku świata sztuki i doświadczenia choroby. Owe tabliczki nie przedstawiają bowiem doświadczenia artystów, którzy przepracowują własne cierpienie i chorobę, ale symbolicznie zawłaszczają życie osób doświadczających wykluczenia.
WIELCY NIEOBECNI
Ten brak widać wyraźnie także w części wystawy zatytułowanej „Nastrój”. Sala wypełniona została krajobrazami, które na różny sposób pracują z nastrojem zadumy, nostalgii i melancholii. Sala ta, będąca przejściem do części wystawy poświęconej „tańcom śmierci”, wpleciona zostaje w ramę romantyczno-eschatologiczną.
Co zdumiewające, „zgubiono” odniesienie do melancholii, depresji jako wszechobejmującej, przerażającej choroby. Krajobraz melancholijny oświetla czarne słońce depresji (por. Julia Kristeva, „Czarne Słońce. Depresja i Melancholia”), niestety tego na wystawie o chorobie się nie dowiemy.
Choroby psychiczne to wielcy nieobecni wystawy w Muzeum Narodowym w Poznaniu, czyżby psuły one zarysowany we wprowadzeniu kuratorki podział na cierpiące ciała i twórcze „dusze”? Somatyczność psychiki, cielesność umysłu zamazują tę widoczną na wystawie dychotomię.
Intryguje też, w jaki sposób performatywność języka, przewrotna moc słów ujawniła niepokojący wymiar wystawy. Ostatnia jej część nosi tytuł „Chore obrazy” – w intencji kuratorki wskazująca na współwytwarzanie dzieła i choroby, na „chorowanie” obrazu wraz z cierpiącym artystą. Jednak nie potrafiłem się pozbyć niepokojącego skojarzenia z użyciem słowa „choroba” jako strategii wykluczania, gdzie „chore obrazy” to takie, których oglądać nie chcemy, które stanowią wyzwanie dla norm widzialności.
W takim wypadku „chore obrazy” to sztuka wynaturzona (niem. „Entartete Kunst”) – to, co powinno być wyrzucone poza „zdrową wspólnotę”. Wspominam o tym dlatego, że ów polityczno-społeczny wymiar choroby jest kolejnym wielkim nieobecnym całej wystawy. Kategoria zdrowia i choroby, normy i odchylenia są uwikłane w gry władzy i przemocy. Nie każde cierpienie zasługuje na uwagę, nie każda choroba ma prawo pojawić się w obrębie tego, co widzialne, co ujawniło się z pełną mocą podczas epidemii AIDS.
WYDOBYĆ CIAŁO
Tym, co uderza w wystawie „Choroba jako źródło sztuki”, jest nadmiar. Wielość obrazów, dzieł, fotografii przytłacza, co powoduje, że zanika wiodąca narracja. Można odnieść wrażenie, że momentami zabrakło skalpela, pracy chirurgicznej, obcięcia, usunięcia narastającej tkanki. Na wystawie wraz z liczbą dzieł rozrasta się sama choroba jako temat wiodący – pochłania wszystko, nie zostawiając miejsca dla życia i nadziei.
Wyjątek stanowi ciemna sala z pracami Joanny Rajkowskiej i Zbigniewa Rogalskiego. Jest poświęcona kwestii widzialności, patrzenia i stanowi najbardziej spójną wypowiedź kuratorską całej wystawy. „Śmierć partyzanta” Rogalskiego ukazuje powidok, ostatni odcisk świata (korony drzew) zapisany na powierzchni gasnącej siatkówki. Współgra z nią praca artysty „Mapa świata”, na której jest tylko przestrzeń oceanu, bez kontynentów; dobrze to oddaje wejście w świat choroby, gdzie nie ma punktów oparcia, tylko egzystencjalne doświadczenie błąkania w chorobowym zamknięciu.
Praca Rajkowskiej „Wszechwidzące oko” nie tylko współgra z Rogalskim, eksplorując motyw widzenia (i władzy widzenia), porusza też intymną historię choroby córki artystki i równocześnie otwiera przestrzeń namysłu nad dającą życie przemocą świata unaukowionej medycyny.
Zestawienie dotkniętego nowotworem oka córki artystki skontrastowane jest z opowieścią o Brasilii, mieście utopii, które powstało w wyniku modernistycznej wiary we wszechmoc władzy widzenia będącej synonimem poznania bez błędu, a więc i bez choroby, i bez śmierci.
Joanna Rajkowska krytycznie odnosi się do modernistycznej utopii racjonalnego panowania, jednocześnie opowiada jednak o dramatycznej walce o życie i zdrowie córki, które odbywa się właśnie dzięki najnowszej medycynie. A tę zawdzięczamy przecież nie eschatologicznej zgodzie na chorobę i śmierć, ale raczej grzeszącej pychą modernistycznej niezgodzie na nie.
Napięcie obecne w pracy Rajkowskiej między prometejskim, modernistycznym sprzeciwem wobec choroby i śmierci a „pracą żałoby”, akceptacją jej obecności ujawniło ryzykowność tytułowego ujęcia, które owszem staje się świadkiem choroby, wydobywa cierpiące ciało z niewidoczności i daje mu głos, ale równocześnie gdzieś gubi życie.
Niezgoda na chorobę, bycie przeciw śmierci – choć ostatecznie skazane na zagładę – to jedyne, co mamy; choćby przychodziło w postaci okaleczających nas zabiegów szpitalnych, raniących ciało ingerencji i często opresyjnej, ale zarazem niewidocznej i niedocenionej pracy tych, którzy przeciw chorobie występują: świata medycyny, opiekunów, bliskich, towarzyszy choroby.
Pomiędzy wypieraniem choroby i cierpienia a (samo)zamknięciem w niej jest jeszcze inna trudna droga, naznaczona niezgodą heroiczna walka życia, któremu na wystawie oddano zbyt mało głosu.
„Choroba jako źródło sztuki”, Muzeum Narodowe w Poznaniu
kuratorka: dr Agnieszka Skalska
aranżacja: Raman Tratsiuk
czas trwania wystawy: 28 kwietnia – 11 sierpnia 2019 r.
CZYTAJ TAKŻE: Odzyskiwane. O wystawie „Damy Reymonda” w ramach festiwalu Konin Miasto Kobiet
CZYTAJ TAKŻE: Czas wyzdrowieć. Frida Kahlo w malarskich trzewiach lekarek
CZYTAJ TAKŻE: Polak globalny („Joseph Conrad i narodziny globalnego świata”)