fot. Jakub Wittchen

Skanceluj mnie do reszty

„Kancelowanie” ludzi i książek, obrazów czy muzyki stało się ulubionym zajęciem tych, co woleliby widzieć historię raczej w formie uładzonego scenariusza, dopasowanego do ich punktu widzenia, aniżeli jako bogactwo wielowarstwowego zapisu ludzkiej myśli i aktywności, przefiltrowanego przez stulecia zmieniających się dialektyk.

Ostatnio to Szekspir – jeden z „martwych białych mężczyzn” – został oskarżony o grzechy, w tym o rasizm, kolonializm i seksizm. Komentatorzy rasizmu Szekspira usiłują dopaść autora o niesamowitej złożoności, którego finezja jest związana z tworzeniem barwnych, wielowarstwowych postaci, a podnosząc pytania dotyczące moralności, ograniczają jego [twórczość] do [raptem] jednego aspektu.

 

Tak zżyma się Henya Drescher, opisując próbę „skancelowania” Williama Szekspira w taki sposób, abyśmy możliwie silnie odczuli absurdalność tego spektakularnego w swej głupocie i zaślepieniu występku.

Sen Nocy Letniej, fot. Jakub Wittchen

Na współczesną listę ksiąg i osób zakazanych, stale rozszerzaną przez „lewą stronę mocy”, trafiają nie tylko pojedyncze dzieła, ale i całe bibliografie, filmografie, dyskografie czy kolektywy i zespoły. Choć trudno sobie wyobrazić rozmawianie o kulturze Zachodu bez Szekspira, to pewnie łatwo przegapimy ciche znikanie fragmentów różnych dzieł – „kłopotliwych” rozdziałów z pozycji literatury pięknej z kanonu, scen ze starych filmów, wersów z popularnych piosenek, edytowanych przez wydawców przy okazji wznowień i remasteringu, czy przez dostarczycieli treści w streamingu.

 

Duch czasów stał się doprawdy przedziwny i trudno czasem już nadążyć za kierunkiem ostrych zygzaków fal, wyznaczanych przez wzburzone morze wojny kulturowej.

Sen Nocy Letniej, fot. Jakub Wittchen

Ciężko przewidzieć, do jakiego stanu rzeczy nas ona doprowadzi, stąd wywołuje wiele niepokoju – i to nie tylko wśród zatrwożonych, białych cismężczyzn czy zaniepokojonych strażników status quo. Kapryśność i nieprzewidywalność kolejnych aktów gumkowania dzieł i twórców dzieli komentatorów i odbiorców sztuki. Linie podziału przebiegają nie tylko między różnymi światopoglądami, ale i częściowo oddają przepaść między pokoleniami. Osoby w wieku średnim czy seniorzy i seniorki nierzadko nie są w stanie zrozumieć „problematyczności” niegdyś hołubionych klasyków i reprezentatywnych tekstów kultury. Czy całe to bogactwo przeszłości jest w ogóle sens oceniać ze współczesnej perspektywy? – zastanawiają się, pogubieni w (być może tylko pozornie) świetlanej rzeczywistości, kreowanej przez pokolenie ich dzieci.

 

Powroty do klasyki

 

Hunwejbini i hunwejbinki lewicowej ideologicznej poprawności (że przekornie posłużę się określeniem użytym w Polsce względem osób prawicowych) stają się groteskowo odmalowanymi osobami antybohaterskimi w „Śnie nocy letniej” w interpretacji Jana Klaty. Ta wywołująca wiele skrajnych emocji produkcja Teatru Nowego w Poznaniu została przygotowana na jego 100-lecie. Trzeba przyznać, że trudno o lepsze, bo jakże silnie angażujące publiczność przedstawienie rocznicowe, wpisujące się przy tym w ideę dyrektora Piotra Kruszczyńskiego, by z okazji jubileuszu sięgać do klasyki – szczególnie tej już niegdyś granej na tych samych deskach – i opowiadać ją na nowo – tu i teraz.

 

Sen Nocy Letniej, fot. Jakub Wittchen

I tak w ostatnich latach, stopniowo zbliżających nas do obchodów, w teatrze odbyło się sporo interesujących premier, reprezentujących jakże różne podejścia do interpretacji znanych tekstów.

„Matka” Witkiewicza w koncepcji Radka Stępnia zwracała uwagę neurotycznością i bardzo dekoracyjną, wytworną scenerią Pawła Paciorka. „Wróg ludu” Ibsena przeszywał chłodem lodowatej i skrajnie minimalistycznej wizji Anny Augustynowicz. „Wesele” Wyspiańskiego w skupionej na samym tekście wizji Mikołaja Grabowskiego, pozwalającego sobie jedynie na bardzo subtelne prztyczki w nos polskiej, patologicznej współczesności (dość ostentacyjnie symboliczne obsadzenie Filipa Frątczaka w rolach Rycerza i Księdza), zachwycało pełną paletą barw, przewijających się w kostiumach Mirka Kaczmarka. Z kolei „Siostry!” samego Kruszczyńskiego – bardzo nowoczesna i oryginalna wariacja na temat „Trzech sióstr” Czechowa – pozornie znacznie oddalały się od tekstu, by mówić o współczesności, korzystając z języka lewicowej nowomowy. A przez obecne w tej produkcji uwagi dotyczące „cancel culture” trzeba przyznać, że ideowo łączy się ona z rocznicową adaptacją Szekspira.

 

„Niezła suka z tej Ściany”

 

Sen Nocy Letniej, fot. Jakub Wittchen

Jan Klata w przenikliwy sposób skomentował w „Śnie nocy letniej” stan współczesnego teatru w Polsce, błyskotliwie wykorzystując formę i tematykę jakże wdzięcznej sztuki komicznej Williama Sz. W tym celu solidnie przetworzył pocieszne przygotowania do sztuki o Pyramie i Tysbe, którą w dramacie nieudolnie odgrywa marna trupa aktorska. W poznańskiej edycji szekspirowskiej komedii artyści, przebrani w miękkie stroje zwierzątkowych piżamek, swoimi przerysowanymi zachowaniami odbijają w krzywym zwierciadle wizję nowego polskiego teatru. Ukazują śmieszność idealistycznej koncepcji świata inkluzywnego – demokratycznego, bezpiecznego, nastawionego na komfort osób aktorskich i współpracowników, w którym niepodzielnie panuje poprawnościowa nowomowa. Klata boleśnie ujawnia jej naiwność, wskazując na potencjalną obecność w niej wszelakich patologii, z którymi teoretycznie ma walczyć, czy obśmiewając fałszywość charakterystycznych dla niej chwytów propagandowych, cynicznych zagrywek piarowskich. Na otwarcie reżyser Łukasz mówi:

 

Drogie osoby zasiadające na widowni: czujemy wasze wsparcie. To, że jesteście, jest dla nas bardzo ważne. W ramach negocjowania nowych strategii artystycznych nie chcemy nikogo pominąć. Dlatego transparentnie, w ramach inkluzywnego open callu pytamy: czy któreś z was chciałoby zostać osobą kuratorską  naszego projektu, czy – jak się kiedyś przemocowo mawiało – reżyserem?

 

Po zmaltretowaniu materiału podczas próby, na rozejście się osoby aktorskie skandują „Viva la vulva!”. W czasie ćwiczeń wymuszają na biednym reżyserze Łukaszu szereg ustępstw, kaleczą i podważają przygotowany przez niego tekst, wykorzystując odwróconą równowagę sił i (pozornie) zburzoną hierarchię. Zresztą – obecne dzieje Teatru Dramatycznego pod kierownictwem Moniki Strzępki pokazały, że Klata miał w tym szyderczym obrazie więcej racji, niźli sam by pewnie przypuszczał w najczarniejszych koszmarach.

 

Sen Nocy Letniej, fot. Jakub Wittchen

Ze swoją koncepcją teatru ostentacyjnie pełnego przemocy, prowokacji, szaleństwa, odmawiając widowni wygody uczestnictwa w kulturze bezpiecznej i asekuranckiej, sytuuje się on po drugiej stronie domniemanej barykady. Zaciekle broni też stanowiska reżysera jako kierownika i kreatora – artysty z konkretną wizją twórczą, którą współpracownicy powinni wspierać i realizować, a nie podważać, negować, dowolnie przerabiać, „zinkluzywniać”.

Stąd tropy obecne w tym niepokornym „Śnie nocy letniej” przenoszą nas nie do marzeń, a raczej do koszmarów miłosnego zaślepienia, świata sadomasochistycznych rozrywek, przemocy seksualnej i seksualnego poniżenia, przywołując upiorne obrazy deprawacji z „Salò, czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego. I tak oto poniekąd zostało odmalowane również i samo środowisko teatralne, uwiecznione w groteskowej pogoni za odczarowaniem świata z patriarchatu i różnych izmów, działające pod wpływem zaślepiającej ideologii (tu: substancji rozpylonej na oczy przez demonicznego Puka).

 

Udana prowokacja

 

Wizja miłości jako toksycznego zauroczenia bardzo dobrze się zresztą Klacie udała. Ciekawie wypadł i sam odbiór plakatu, przykuwającego wzrok szwabachą (pismem gotyckim), zaprojektowanego przez Grzegorza Myćkę. Jak relacjonuje artysta:

 

Sen Nocy Letniej , plakat

Projekt plakatu powstał po rozmowie z reżyserem  i Rafałem Michalczukiem, szefem działu promocji Teatru Nowego. Na początku chodziło nam o nawiązanie do estetyki zespołów metalowych, ponieważ Jan Klata – z powodu upodobań do muzyki popularnej i cięższych brzmień – preferuje „formę teledyskową”. Potem chciałem to jednak jeszcze wzmocnić, aby – znając założenia spektaklu i ogólnie panującą w nim estetykę – oddać jego ostrość. Takie zresztą wrażenie wyniosłem potem z pokazu przedpremierowego, gdy plakat był już gotowy.

 

Na Facebooku teatru pojawił się głos oburzenia – jednej z pań komentatorek czcionka skojarzyła się z niemiecką okupacją Polski w czasie II wojny światowej i skonstatowała, iż „wstyd”, że w Poznaniu (takie plakaty wieszać?). Takie komentarze – trochę chyba wbrew intencjom ich autorów czy autorek – tym silniej ukazują, że klatowska wersja „Snu nocy letniej” ma sens i działa, bo drażni.

 

 

Odwołanie się w takich oburzonych komentarzach do historii, a tu konkretnie do upodobań estetycznych nazistów, jest przy tym niechcący bardzo celne, bo polski reżyser dotyka trwającego zjawiska wojny polsko-polskiej, w której lewica i prawica oskarża drugą stronę o faszyzm i zamach na wolność.

Jednym z zakładników tego konfliktu jest polska kultura, w tym i teatr. A choć trudno się czasem zapewne powstrzymać od opisywania z lubością (domniemanych?) skłonności totalitarnych przeciwnika, to bywa, że z takich wypowiedzi wyłania się hipokryzja i niezdolność dostrzeżenia własnego umiłowania despotyzmu.

 

Z plakatem doskonale koresponduje wyjątkowy program, również zaprojektowany przez Myćkę, którego redaktorką jest Magdalena Koryntczyk. To świetne i zaskakująco pojemne wydawnictwo, odróżniające się estetycznie na tle poprzednich programów Teatru Nowego. Zapewnia przy tym niesamowitą ucztę intelektualną, bo zawiera bogaty i różnorodny wybór tekstów, w tym cytat z przywoływanych przez Klatę w spektaklu „Fragmentów dyskursu miłosnego” Rolanda Barthes’a. Jest to również bardzo przydatna książeczka, bo znalazły się w niej słowa niektórych spośród dziewięciu użytych przez Klatę piosenek.

 

Uwierający gorset ideologiczny

 

Sen Nocy Letniej, fot. Jakub Wittchen

Przeprowadzając wywiad z Janem Klatą, Dorota Wodecka zwróciła uwagę na to, że artysta w kuluarach „obrywa od środowisk progresywnych”. Reżyser tak podsumował obecny trend tzw. środowiska, agresywnie reagującego na osoby niezakładające „ideologicznego gorsetu”:

 

A mnie akurat gorset uwiera, chociaż generalnie wydaje się, że ideologiczny gorset pomaga w życiu, zwłaszcza jeśli się go z odpowiednim wyprzedzeniem zmieni na modniejszy. Pomaga w karierze, ale bardzo szkodzi na głowę, przede wszystkim artystom, ponieważ powoduje, że sztuka, której strumień przez człowieka przepływa, przestaje być sztuką, a staje się propagandową agitką. Czy to jest agitka prawicowa, czy lewicowa, to tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Efekty są zadziwiająco podobne pod względem artystycznym.

 

Ten wywiad można traktować w pewnej mierze jako ogólny ideowy statement Klaty, wyraz jego stanowiska względem obowiązujących się trendów. Jak zawsze niepokorny i uszczypliwy, w pewnym momencie po rzuceniu kolejnej prowokacyjnej uwagi twórca mówi:

 

Sądząc po pani minie, czeka mnie ban i cancel na mediach społecznościowych? Będzie gównoburza na Fejsie z uwagi na naruszenie tabu jakiegoś -izmu?

 

Ta szydercza uwaga odbija zjawisko symptomatyczne dla specyfiki „cancel culture” – mianowicie stosowanie przez aktywistów mediów społecznościowych jako środka do przeprowadzenia szybkich działań względem jednostek i dzieł uznanych za ideologicznie niepoprawne bądź wrogie. Eve Ng, wskazując na wielką siłę kapryśnych fanów, gotowych obrazić się na swoich dawnych idoli za jedno nieodpowiednie sformułowanie, pisze:

 

Jednym z motywów [„cancel culture”] jest powszechność kultur fanowskich we współczesnych, zmediowanych przestrzeniach. Fandom zwykł być bardziej subkulturowy i stygmatyzowany, teraz jednak wiele z jego praktyk jest znacznie bardziej widocznych poprzez mainstreamowość i wejście platform mediów społecznościowych, które fani szeroko zaadaptowali. Poza tym spora część debaty wokół „cancel culture” jest związana z aktywizmem w mediach społecznościowych (…).

 

Potyczki z klasyką

 

Przymierzając się do oglądania przedstawienia, odświeżałem różne interpretacje komedii Szekspira. Bo chciałem Was – drodzy czytelnicy, czytelniczki i osoby czytelnicze – poprowadzić lekką stopą, nie muskając ziemi pokrytej ostrą i drapieżną, mięsożerną roślinnością, przez moje ukochane adaptacje „Snu nocy letniej”. Byłem przekonany, że pisanie o nich na zasadzie doszukiwania się tego, co Klacie jest w nich bliskie, a co dalekie, może okazać się nawet i trochę intrygujące. Co warto sprawdzić?

 

 

Jeśli pozwolimy sobie na zanurzenie się w staromodnym uroku hollywoodzkiej produkcji z 1935 roku w reżyserii Maxa Reinhardta, z obsadą rzędu tysiąca osób, prowadzoną przez piętnaście gwiazd, przeżyjemy zgoła przyjemne uniesienie.

A jeśli pamiętamy kultowy cykl telewizyjny „W starym kinie”, to pewnie dopadnie nas melancholia i zatęsknimy za młodością czy dzieciństwem, gdy słuchało się rozprawiających ze sobą Kałużyńskiego i Raczka. Szukając z kolei ucieczki w brytyjską klasykę, przesyconą ironicznymi wtrętami krzywymi bądź kwaśnymi uśmiechami, na pewno pokochamy adaptację Petera Halla z 1968 roku – także i ze względu na role Helen Mirren i Judi Dench.

 

„Sen nocy letniej”, reż. Julie Taymor, USA 2014

Czy można zresztą napawać się Szekspirem, omijając jego ojczyznę?

Tęskniąc natomiast za najntisową prostolinijnością, kupimy w całości i z przymrużeniem oka trochę kiczowaty, krzykliwy obraz Michaela Hoffmana z 1999 roku. Zwłaszcza, że obsadę ma doskonale pulpową: obok Calisty Flockhart, Michelle Pfeiffer i Sophie Marceau znaleźli się tam Kevin Kline, Rupert Everett, Stanley Tucci i Christian Bale. Pragnąc odczuć ciarki na karku, zachwycimy się mrokiem i patosem doskonałej interpretacji Julie Taymor z 2014 roku. A gdy szukamy źródeł pogańskich, zachwyci nas baletowa, szwedzka adaptacja Alexandra Ekmana z 2016, sięgająca do skandynawskich rytuałów związanych z przesileniem letnim (która zapewne zainspirowała Ariego Astera do pracy nad późniejszym o trzy lata horrorem „Midsommar. W biały dzień”).

 

 

A jednak mam poczucie, że wszystkie powroty do tych cennych tytułów i chęć, by zderzyć je z tym, co zrobił Jan Klata, nie przyniosą aż tyle pożytku, bo są to interpretacje niemające ze sobą wiele wspólnego. Każda oddaje inne nastroje i osobne, lokalne zjawiska. Może właśnie o to chodzi w tym upartym i bezustannym sięganiu do Szekspira, że ciągle wychodzą z niego nowe rzeczy?

 

Niemniej rodzi się kilka ciekawych porównań. Aktorzy Teatru Nowego zostali w „Śnie nocy letniej” tak celnie obsadzeni i dobrze poprowadzeni, że w połączeniu z ich talentem i zaangażowaniem powstała superprodukcja, która spokojnie może konkurować z produkcjami zachodnimi o gwiazdorskiej obsadzie. A Ekman potrafił równie ciekawie osadzić brytyjską komedię w lokalnej tradycji, mitologii i scenerii, jak Klata zrobić z niej komentarz na temat współczesnych zjawisk w teatrze i zmediowanej kulturze globalnej. Minione kreacje z kolei zupełnie zostają zmazane przez dwie przepysznie przerysowane role – Dariusza Pieroga jako Osła z potężnym penisem i Janusza Andrzejewskiego jako Ściany ze szczeliną/szparą. Kłopot będzie miał ten, co obejrzy spektakl Jana Klaty, by podczas powrotów do klasyki nie wspominać z rozbawieniem tych dwóch artystów i tego, jak dosadnie, na granicy wulgarności ogrywają symbole męskości i kobiecości.

 

 

„Sen nocy letniej”, reż. Julie Taymor, USA 2014

Być może na tym polega siła i słabość poznańskiego przedstawienia – że jest ono tak doskonale pasujące na tu i teraz, a tak obmierzłe zda się tym, co mają dość konserwatywne wyobrażenie na temat teatru, Szekspira i niechęć do tego, co się dziś w tym kierunku w sztuce czyni.

Na szczęście i nieszczęście Klata tych ostatnich sromotnie zawodzi, puentując pierwsze stulecie działalności Teatru Nowego w Poznaniu dziełem przepysznie bezczelnym, pamiętnym i świeżym, które zachwyca i drażni, a przy tym nęci do wielokrotnego doń powracania. To nie puste słowa, bo na premierze otaczały mnie osoby, które z zachwytem wspominały przeżycia z oglądania „Snu nocy letniej” na pokazach przedpremierowych i widać po nich było, że w przyszłości chcą znowu przyjść na tę sztukę. Ja spektakl Klaty widziałem póki co dwukrotnie i nie omieszkam na niego jeszcze choć kilka razy powrócić.

 

Bibliografia:
„Czy jeśli inkwizycję rodzaju męskiego zastąpi inkwizycja rodzaju żeńskiego, to będzie sprawiedliwiej?”. Wywiad Doroty Wodeckiej z Janem Klatą, „Gazeta Wyborcza”, 14.04.2023, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29651453,jan-klata-plemie-canceli-kontra-plemie-inceli-zaorac-lewaka.html?fbclid=IwAR2loarnbQM1Pe_ALgNZTQWpDiHhbmV_HB3D9MiMZ7iesLjxiwqVsMI9Fmk
Henya Drescher, „Cancel Culture – Shakespeare Under Attack”, Medium, 16.03.2023, tłum. własne, https://medium.com/politically-speaking/cancel-culture-shakespeare-under-attack-a4c4c04123d4
Eve Ng, „Cancel Culture: A Critical Analysis”, tłum. własne, Palgrave Macmillan, b.m. 2022

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
1
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0