Statek pełen rozbitków
Opublikowano:
14 września 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Z Polski do Danii. Wspomnienia emigrantów marcowych” Bogusławy Sochańskiej to najnowsza propozycja wydawnictwa Driada.
Książka jest zapisem wspomnień kilkunastu osób, które opuściły Polskę w wyniku wydarzeń marcowych 1968 roku. To sprawy wydawałoby się odległe w czasie i przestrzeni. Po lekturze wielogłosowej narracji można jednak odnieść wrażenie, że rzecz dotyczy naszego tu i teraz, co zresztą na końcu wstępu zaznacza Bogusława Sochańska.
Lepszy świat
Kontekst historyczny jest jednak istotny. Rok 1968 w Europie Zachodniej wiązał się z rewoltą studencką. Młodzi ludzie kwestionowali porządek obyczajowy, polityczny, zastane i oznajmiane jako nienaruszalne, bo odwieczne hierarchie. Chcieli nowego, lepszego i sprawiedliwszego świata. Od takiego idealnego świata jesteśmy wciąż daleko – wpierw trzeba by na przykład osiągnąć jednomyślność w kwestii tego, co oznacza „lepszy świat”, a to mało prawdopodobne. Przeobraził jednak ten bunt wyraźnie oblicze kultury.
Z tej też racji wydarzenia te do dzisiaj są skrajnie różnie oceniane; w podręczniku do HiT-u Wojciecha Roszkowskiego jest wykładnia konserwatywna, surowa i nieprzejednanie broniąca tradycji.
W Polsce rok ten miał inne oblicze. Żelazna kurtyna powodowała, że był to negatyw wydarzeń z drugiej jej strony. We wprowadzeniu zarysowuje ten kontekst Dariusz Stola, były dyrektor muzeum Polin. Wydarzenia polityczne na nowo wznieciły antysemityzm, który – jak się wydawało – po doświadczeniu koszmaru drugiej wojny skutecznie odszedł w niebyt.
Gra kartą żydowską pozwoliła Gomułce i jego akolitom skierować impet napięć społecznych w stronę tych obywateli państwa, których można było zidentyfikować jako posiadających żydowskie pochodzenie. Działania te miały zamaskować narastające kłopoty polityczne i gospodarcze. Formułowane oskarżenia szkodzenia polskim interesom, perswadowanie, że tylko Polacy mogą być dobrymi obywatelami polskiego państwa, spowodowało narastanie atmosfery wrogości, ostracyzmu społecznego, zwolnienia z pracy i w efekcie korzystanie przez wykluczanych z otwartej przez władze furtki, by wymknąć się z pułapki: emigracji.
To wiązało się z bolesną dla wielu rezygnacją z obywatelstwa polskiego. Kilkadziesiąt tysięcy osób wyjechało wówczas z Polski. Około trzech tysięcy znalazło azyl w Danii.
Wspomnienia wypełniające ten tom generalnie pomijają polityczny szeroki kontekst. Prywatne historie pokazują, w jaki sposób jesteśmy więźniami okoliczności, jak procesy i wydarzenia polityczne – czasem bardzo odległe – determinują pojedyncze biografie. Obrazy przechodzących na drugą stronę ulicy znajomych, nagle milknących rozmów, komunikatów, że brak miejsc w szkole, etatów w zakładzie pracy, by przyjąć tę czy inną osobę – to wybija się na pierwszy plan i jest narzucającą się ilustracją procesów, dotkliwym ich efektem.
Niektórzy, szczególnie młodzi ludzie, dowiadywali się o swoim pochodzeniu dopiero w momencie represji, pochodzili bowiem ze zasymilowanych rodzin, niekultywujących tradycji religijnych. Inni, choć byli świadomi swojej żydowskości, uznawali się za Polaków. Odmawianie im prawa do nazywania się Polakami głęboko ich więc raniło, podważało podstawy tożsamości. W starszym pokoleniu uruchamiało to uśpione obawy przed powtórką Zagłady. W każdym przypadku czuli, że są wyrzuceni poza nawias i dryfują w nieprzewidywalnej rzeczywistości.
Skibet
Dania przyjmowała emigrantów marcowych bezwarunkowo i serdecznie. Punktem, przez który przewinęła się większość uchodźców, był zacumowany u kopenhaskiego nabrzeża statek-hotel. Mówią o nim z duńska – skibet. W tym miejscu zwykle rozpoczynali swoją duńską egzystencję. Mimo to wejście w obcą kulturę i język nie było łatwe. Oznaczało budowanie od podstaw nie tylko codzienności, w zupełnie różnych warunkach, ale i tożsamości.
Niektórym się nie udawało. Zostawali rozbitkami na całe życie. Odcinali się od Polski zranieni dogłębnie, a jednocześnie nie potrafili stać się Duńczykami. Inni łączyli w sobie różne tożsamości – polską, żydowską (często nowo odkrytą) i duńską – nie chcąc pozbywać się tego, w czym wyrośli i jednocześnie przyjmując nieuniknioność egzystencji w oddaleniu od Polski.
Ten aspekt jest szczególnie ciekawy i wybrzmiewa w tworzących książkę wspomnieniach. Konieczność poszukiwania siebie, tworzenia siebie od nowa w świecie tak różnym od szarzyzny PRL-u lat sześćdziesiątych. Wcześniej nabyte kwalifikacje były tu nieważne, język trudny, obyczaje odmienne, relacje międzyludzkie miały inną temperaturę. Mierzenie się z tymi wszystkimi aspektami emigranckiego losu było wyzwaniem i mimo osiągniętego przez osoby opowiadające swoje historie sukcesu, pobrzmiewa w nich jednocześnie zmęczenie. Udało się, ale koszt był wysoki. Przy tym była to sytuacja niepozostawiająca wyboru. Z Polski wyjeżdżali pozbawieni obywatelstwa, bez możliwości powrotu. W Danii, czy gdziekolwiek indziej, nie mogliby oczekiwać niczego innego, jak tylko trudu odnalezienia się w nowej sytuacji.
Ta książka, bardzo interesująca ze względu na ukazanie złożonych biografii emigrantów marcowych i dopisanie dalszego ciągu tam, gdzie zwykle narracja się kończy, jednocześnie w okolicznościach trwającej już pół roku wojny w Ukrainie zyskuje nowe znaczenia.
Losy dawnych emigrantów rzucają światło na doświadczenie tych, którzy wciąż przybywają. Tak jak ci wcześniejsi, zostali skazani na bieżeństwo nie z własnej woli, agresor odmawia im prawa do własnej, ukraińskiej tożsamości. Choć zastali na oścież otwarte drzwi, nie znaczy to, że łatwo im się odnaleźć, że nie odczuwają różnych aspektów naszej polskiej codzienności jako trudnych do przyjęcia, zrozumienia, może nawet drażniących. Jakkolwiek nikt im nie odebrał paszportów, powrót w tak niepewnej sytuacji jest dla wielu niewyobrażalny.
Opowieści wypełniające „Z Polski do Danii” pokazują coś jeszcze – emigranci nie tylko biorą od swoich gospodarzy. Tyle samo, co otrzymali, oddają swoimi zdolnościami, swoją pracą, aktywnością, twórczością. Wzbogacają na różne sposoby kraj, w którym przyszło im żyć.