fot. Domena publiczna, kadr z filmu pt. "Córki dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej

Striptizy i cygańskie wróżby

Rozświetlone od neonów, gwarne w dzień powszedni i świąteczny, przeczące szarości czasów, w których zostały zbudowane. Kaliniec i Serbinów – dziś jedne z najludniejszych osiedli Kalisza, wraz z okolicznymi dzielnicami były w czasach Polski Ludowej synonimem dostatku i nowoczesności.

Dziś ponad tę sławę, wybija się sentyment. Do mleka pozostawionego przy drzwiach mieszkania, do starszej pani od magla, czy do długich sukien z tafty i żorżety mieniących się na miejskich dancingach. To tutaj w Kaliszu po raz pierwszy zaprezentowano rewię striptizu i tutaj, między blokami parkowały romskie tabory. Kulturowy kocioł – tym były te dwa kaliskie osiedla.

„Seta i lorneta” w Serbinowskiej, oraz „bigos na winie” w Dworcowym.

Kaliskie osiedla zachodnie, począwszy od tzw. „Wrocławskiego Przedmieścia” wzrastały etapami. Najbardziej zintensyfikowanej urbanizacji, tereny te doświadczyły w końcu lat 50-tych oraz na początku lat 70-tych XX wieku. Drugą cezurę sygnuje nazwisko sekretarza Gierka i wspomina o niej pierwsze kaliskie pokolenie któremu dane było zamieszkać we własnym „em” z wielkiej płyty. W maszynkach do mieszkania – corbusier’owskim manifeście architektonicznym w którym każdy ma prawo do przestrzeni i światła, przy skrzyżowaniu ulic: Górnośląskiej i Serbinowskiej, bił puls powojennego Kalisza.

 

Katastrofa stylistyczna na współczesnym Kalińcu, fot. z archiwum autora

Katastrofa stylistyczna na współczesnym Kalińcu, fot. z archiwum autora

Podążając na Kaliniec i osiedle Serbinów od Rogatki, mijamy w obecnym czasie wiele zapomnianych miejsc, anonimowych witryn i budynków pozbawionych tożsamości. Chichot losu sprawił, że w Trzeciej, wolnorynkowej Rzeczypospolitej, jest w tej okolicy mniej miejsc z kultową strawą niż w Polsce Ludowej.

Po drodze z centrum na dzisiejsze blokowiska mijamy skromną kamienicę w której niegdyś funkcjonowała „Kujawianka” – popularny tani bar z napojami alkoholowymi; dalej mijamy nieruchomość z nieistniejącą „Bursztynową” i z kwitnącym tam literackim życiem Kalisza. Następnie, wędrujemy obok ikonicznego bloku „Merino” i pierwszych delikatesów, gdzie prosperowało do roku 2005 peerelowskie okno na świat – Orbis Prosna z nocnym lokalem „Piekiełko”.

Przy Serbinowskiej (w miejscu dzisiejszego banku PKO) powojenne pokolenia raczyć się mogły w jadalni – a jakże – „Serbinowskiej” z charakterystycznym interiorem – posadzką z lastriko, małymi stolikami krytymi ceratą w pepitkę i umieszczonymi na nich wazonikami z kwiatkami.

 

„Serbinowska” co prawda nie pieściła podniebień wykwintną kuchnią, ale nie przeszkadzało to w zdobyciu jej dużej popularności. W latach 70-tych zapamiętana jako drewniana knajpa, później przebudowana w technologii płyt „promonto”, serwowała sztandarową setę z lornetą.

Dworzec kolejowy zamykający ciąg spacerowy ulicy Górnośląskiej, podobnie jak dzisiaj, tak przed dziesięcioleciami, prócz oczywistej funkcji dla której go wybudowano, pełnił mimowolnie jeszcze kilka innych. Obszerna poczekalnia z miejscami siedzącymi i… leżącymi, zapewniała także zaplecze gastronomiczne, czym zaskarbiała sobie sympatię nie tylko Kaliszan, ale także przyjezdnych.

Choć próżno było szukać wytrawnego wina w bigosie, który tam serwowano i mimo prześmiewczej opinii o tym daniu, w skład którego kucharz rzekomo dodawać miał „co mu się nawinie”, o dworcowej nie usłyszałem od udzielających mi wywiadu nawet jednego złego słowa. Tutaj woda sodowa nie uderzała do głowy, chyba, że od wróżb starych cyganek.

Maria Dąbrowska jest dumna

W roku 1970 rozpoczęto budowę lokalu, który w późniejszym czasie zaskarbił sobie wśród mieszkańców Kalisza ogromną sympatię; obrazując przy okazji znaczenie słowa prestiż. Restauracja „U Barbary i Bogumiła”, od samego początku jej funkcjonowania, postrzegana była jako powiew zachodu, a jej lokacja, przy skrzyżowaniu Górnośląskiej i Serbinowskiej w samym centrum „nowego Kalisza”, z całą pewnością pomogła jej znacznie w zdobyciu popularności. To właśnie tutaj w latach 70-tych koncentrowało się życie towarzyskie mieszkańców nowobudowanych dzielnic zachodnich.

 

Restauracja U Barbary i Bogumiła w l. 70. XX wieku, fot. zbiory Wirtualnego Muzeum Fotografii Kalisza

Restauracja U Barbary i Bogumiła w l. 70. XX wieku, fot. zbiory Wirtualnego Muzeum Fotografii Kalisza

Warty odnotowania jest zamysł projektantów lokalu, którzy budując dwukondygnacyjny przybytek, zaplanowali zarówno część przeznaczoną dla codziennych gości restauracji, jak i okazjonalną otwartą przestrzeń, dla bawiących się na dansingach, występach, odczytach i wieczorkach towarzyskich. Zwłaszcza w trakcie bali sylwestrowych i przyjęć weselnych, trwających tutaj nierzadko od soboty aż do poniedziałku, lokal pękał w szwach.

O podobnych przyjęciach bowiem, zwłaszcza z udziałem mniejszości romskich, dowiadujemy się od mieszkańców pobliskich blokowisk. Opisują z sentymentem, iż w poniedziałkowe poranki, przed Barbarą i Bogumiłem można było spotkać widoki roztańczonych cyganek, w bajkowych kreacjach mieniących się od cekinów i brokatu. Czy po tak mile rozpoczętym dniu komukolwiek mogłoby przyjść na myśl kultowe zdanie: nie lubię poniedziałku?

Restauracja, każdego dnia wabiła do siebie, nie tylko paletą barw, dźwięków i – podobno nie do przechwalenia – sznyclem po wiedeńsku, ale także nową, wówczas kontrowersyjną formą rozrywki jaką był striptiz. Pierwsze w Kaliszu pokazy nagich tancerek przywodziły tyle samo pozytywnych, co negatywnych opinii. Wielu bywalców, pytanych w czym tkwił europejski standard restauracji, wskazuje jednak właśnie na tę atrakcję.

 

Warto wspomnieć, iż o randze lokalu świadczyli także jego znamienici goście. U Barbary i Bogumiła – bohaterów epopei Noce i dnie, ustawicznie jadali aktorzy i publika Kaliskich Spotkań Teatralnych – imprezy cieszącej się ogromnym uznaniem zarówno w czasach przeszłych, jak i obecnie.

Kraina mlekiem płynąca

W naturze większości z nas tkwi dążenie do wygody. Jak ciężko przychodzi człowiekowi rezygnować z dogodności, wie chyba każdy. Przywołując w tym miejscu zwyczaj corannego dostarczania mleka pod drzwi lokatorów, ciężko autorowi niniejszego artykułu – wyobrazić sobie dziś podobną sytuację. Spoglądając na ten zwyczaj z ogromnym sentymentem oczami poprzednich pokoleń, nie pokuszę się zatem podważenie zdania, że były to dobre czasy.

 

W barze mlecznym przed 50 laty, fot. domena publiczna

W barze mlecznym przed 50 laty, fot. domena publiczna

Do takiej odrobiny luksusu z łatwością przywykł każdy, kogo sięga owe wspomnienie. Jakim poważnym wykroczeniem były więc opóźnienia w codziennym dostarczaniu mleka do sieci Społem? Przed kilkoma dekadami, dotkliwie przekonały się o tym osoby, wobec których konsekwencje wyciągnął sam sekretarz wojewódzkiego KC.

Wtedy to „osobowy monitoring” miał donieść o owych opóźnieniach w dostarczeniu mleka do największej z sieci sklepów spożywczo – monopolowych. Skazę na opinii systemu naprawiono już jedną wizytą sekretarza (o godzinie 4 w nocy!), a cała sprawa zyskała charakter propagandowy. Ot impresje z Kalińca z politycznym tłem.

Co dalej z budownictwem PRL-u?

W próbie odpowiedzi na to pytanie, będę się posiłkować zdaniami specjalistów:

 

„Na Zachodzie coraz częściej podejmuje się decyzje o zakończeniu żywota bloków, czy nawet całych osiedli z minionej epoki (…),Glasgow – największe miasto w Szkocji – pozbyło się właśnie części osiedla z płyty Red Road (…)”.

 

Jak jednak zdążyliśmy nie raz zauważyć – zachód swoje, Polska swoje. Wybitny inżynier, architekt, urbanista – Jan Rutkiewicz, w wywiadzie dla jednego z portali, tłumaczy faktyczny stan bloków, wieżowców i pawilonów handlowych wybudowanych w PRL:

 

„To jest sztywna konstrukcja, której nie da się przerabiać (…), mogą postać długo.”

 

Jeszcze jeden aspekt, wydaje się być ważnym i wymaga poruszenia. Czy budowniczowie omawianych obiektów dopuszczali ich zestarzenie się? Coraz częściej słychać o tym w kontekście cech architektury modernistycznej Polski Ludowej. O specyfice budownictwa z płyty posłuchać można zapewne w każdej rodzinie.

 

W klimacie dancinu i night clubu, fot. domena publiczna

W klimacie dancinu i night clubu, fot. domena publiczna

Od okna trochę ciągnie zimnem – któż z lokatorów blokowisk nie ratował się w tej sytuacji ręcznikiem, lub kocem? Pewni możemy być jednego – jakkolwiek zadbamy o kondycję opisywanych tutaj budynków, w pewnym momencie dojdziemy do wniosku, że architektura ta jest wyjątkową i warto ją zachować. Co jednak z systemem dociepleń, który burzy odbiór specyfiki budowlanej wspomnianych obiektów? To problem, który rozwiążą kolejne pokolenia.

Te oraz moje, nigdy jednak nie skosztują specyficznej, co odrobinę przaśnej, lecz smacznej kuchni domowej serwowanej we wspomnianych w treści lokalach. Bary mleczne, z pokaźnej liczby których gros to tak naprawdę dziś restauracje, przemijają wraz z odchodzącym pokoleniem kształconych w Polsce powojennej kucharzy i kucharek, kształcących swój fach w trudnych warunkach niedostatku … wszystkiego.

Kalisz staje się coraz bardziej grzeczny w swym rozrywkowym kolorycie. Kiedyś było jakoś inaczej – szacuje jedna z mieszkanek osiedla Serbinów. Nawet jeśli w tym przekonaniu rządzi siła sentymentu, to wielu jest w stanie przyznać temu rację.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
1
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0