Świat podwórek
Opublikowano:
28 kwietnia 2020
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Może to jest tak, że miasto ma być uporządkowane, bezpieczne, bez tych wszystkich glistników, psianek, wrotyczy, a w weekend można jechać do lasu, jeśli masz deficyt dzikości, zieleni?
Jeżyce
Na Jeżycach dyskretnie zaglądam przez bramy – ktoś zbudował z pustaków grilla na przepięknym kawałku zieleni ze starymi owocowymi drzewami. Skąd się tu wzięły? Kto je posadził?
Na płocie duża tablica – „zakaz dokarmiania ptaków” – czy ptaki to dla mieszkańców tylko gołębie, czy jednak w tej zagospodarowanej przez człowieka przestrzeni ptaków po prostu ma nie być?
Grill wydaje mi się urządzeniem społecznym, jednoczącym przy wieczornej imprezie. Od T. słyszę, że był na parterze sąsiad, który grillował, ale wszyscy się go bali, wyszedł z więzienia, bywał agresywny. Latem rozstawiał na podwórku basen, tresował z kolegą psy rasy niebezpiecznej. Egzotycznie, ale nie jednoczył społeczności.
Ktoś tu kiedyś zrobił sobie warsztat samochodowy. Rozmawiamy, patrząc na zaniedbaną przestrzeń między pięknymi starymi kamienicami. Placyk ma znamiona dawnej świetności, ciekawy kształt, chodniczki, krzewy, rośnie modrzew, wiosną zakwitnie bez.
T. chciałaby, żeby podwórko się zmieniło, ale do tego trzeba współpracy.
Pytam o mieszkańców – wspomina, że niektórzy wyprowadzili się pod Poznań, mają teraz domek w bliźniaku, w deweloperce, trawnik spryskują roundupem, cieszą się, że wreszcie jest porządek.
Ale mieszkała tu też starsza pani – wspomnieniem po niej są właśnie zakwitające na trawniku prymulki. Sąsiednią kamienicę wyremontowano – przed budynkiem pas wysypanej białymi kamyczkami ziemi, posadzono bukszpan – przyrodnicza pustynia.
Czego potrzebujemy w mieście od przyrody?
Co wpływa na nasz stosunek do niej? Brzydzimy się ptaków, gołębi, chwastów? Skoro w mieście mieszkają ludzie z tak różnymi potrzebami, pochodzący z miast, miasteczek, wsi, lubiący pracę w ziemi i mający serdecznie jej dość, bo nie po to zamieszkali w mieście, żeby uprawiać marchew – jak połączyć te wszystkie potrzeby?
Może to jest tak, że miasto ma być uporządkowane, bezpieczne, bez tych wszystkich glistników, psianek, wrotyczy, a w weekend można jechać do lasu, jeśli masz deficyt dzikości, zieleni?
Czterdzieści minut za miastem jest już kilka miejsc gęstych od drzew. Potrzebujesz przyrody – wyjeżdżasz. Wszyscy wiemy, że to nie tak. Trudność polega na tym, żeby się dogadać, czego właściwie na podwórku potrzebujemy.
Zielony azyl
Podwórko M. jest jak przejście z ruchliwej ulicy Poznańskiej do innego wymiaru. Na drewnianą huśtawkę zrzucili się mieszkańcy, w narożniku zrobili ogródek z ziołami otoczony płotkiem.
Tuż obok zakwitły żonkile, na skarpie kończącej podwórko – dużo krzewów, jest leszczyna, coś kwitnie podobnie do forsycji, z ziemi wystawiły kielichy krokusy – jak żółtka jajek w fioletowej łupince.
Pod murem grill, używany tym razem przez wszystkich. Jest piaskownica, a ogródek ziołowy, który podupadł po wyprowadzce opiekunów, M. chce zamienić na łąkę kwietną. Latem organizują sobie tu kino pod chmurką.
W kamienicy mieszka międzynarodowe towarzystwo, średnia wieku raczej poniżej czterdziestki. Pojawiły się dzieci, łąka z trawą przydałaby się, żeby dzieciaki miały gdzie rozłożyć koc, mogły się wybiegać. Przyjście na świat dziecka zmienia perspektywę? M. kiwa głową, no pewnie, że tak. Chcą, żeby ich trzylatek miał kontakt z przyrodą, a podwórko było dla niego przyjazne.
Zmiana
Sąsiednia kamienica i sąsiednie podwórze – beton, płytki, pojemniki do segregacji śmieci – tyle.
„U nas też tak było – opowiada M. – zanim się wprowadziliśmy, sąsiedzi z naszej kamienicy spotkali się i stwierdzili, że dłużej tak nie chcą i wszystko zmienili”.
Czy to, co widzimy za oknem, po wyjściu z mieszkania – jest dla nas ważne?
„Odpoczywam, gdy patrzę na drzewa – mówi T. – nie wyobrażam sobie, żeby ich nie było”. „To fragment naszego mieszkania – śmieje się M. – jak zobaczyłam to podwórko, wiedziałam, że się tu wprowadzimy”.