fot. Dawid Tatarkiewicz, na zdj. zimorodek

Światowe życie polskich zwierząt

W pewnym mieście, nie za dużym, ale i nie za małym, znajduje się ogród. Żyją w nim rośliny sprowadzane z całego świata. Pośród bambusów, metasekwoi, a nawet pięknotek japońskich, czyli roślin z dalekich krajów, żyją w nim całkiem zwyczajne, polskie zwierzęta.

Jakoś odnalazły się w tym małym ekosystemie z wielkiego świata. I choć świat ten kręci się wokół roślin, to każdy obserwować w nim może stworzenia z różnych królestw.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że poza reprezentantami Prokaryota – bakteriami i archebakteriami, w systematyce istot żywych wyróżnia się również przedstawicieli Eukaryota – pierwotniaki oraz, w wielu przypadkach dostrzegalne już łatwo okiem nieuzbrojonym: grzyby, zwierzęta i rośliny właśnie.

 

Tak mnie uczono. Teraz, w wyniku badań genetycznych, rzecz nieco się skomplikowała, jakby wcześniej skomplikowaną nie była.

Jeśli mówimy o zwierzętach, to w ogrodzie botanicznym – bo o nim mowa – najłatwiej jest wypatrzyć istoty dwunożne. I wcale niekoniecznie mam na myśli ludzi. Na dwóch nogach kroczą lub skaczą w końcu także ptaki. Tych jest w ogrodzie całkiem sporo. Jednak, jako że często są raczej małe, zwykle nie rzucają się w oczy. W każdym razie, niektóre z pewnością łatwiej jest usłyszeć niż zobaczyć.

Kolorowe łowy

Przeciągły gwizd – to jego charakterystyczny głos. Czy to jednak możliwe, by zawitał do ogrodu zlokalizowanego właściwie w centrum miasta?
Podszedłem bliżej do miejsca, z którego dochodził głos. I rzeczywiście, ptak ów siedział w szuwarach w ten listopadowy, pogodny ranek. Wydało mi się to tym bardziej dziwne, że jesień była dotąd raczej łagodna, pozbawiona długich i uciążliwych przymrozków. Teoretycznie więc, pożywienia w naturalnym środowisku tego ptaka nie powinno było brakować.

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Podchodziłem więc coraz bliżej i bliżej, co nie pozostało bez konsekwencji – kolorowy jegomość pomknął na drugi brzeg oczka wodnego charakterystycznym lotem, przywodzącym na myśl barwną strzałę. To bowiem jeden z piękniej ubarwionych polskich ptaków lęgowych. Nazwę również ma bardzo oryginalną: zimorodek (Alcedo atthis).

Jaki to magnes przyciągał go i trzymał przy tym sztucznym zbiorniku wodnym, działając silniej niż odpychanie powodowane obecnością człowieka? I to w miejscu przecież stosunkowo często odwiedzanym przez przedstawicieli naszego gatunku?

W oczku wodnym o rozmiarach około siedem na dwanaście metrów przebywają nie tylko żółwie czerwonolice (Trachemys scripta elegans), ale pływają w nim również ławice karasi złocistych (Carassius auratus). Te ostatnie, szczególnie osobniki wyróżniające się jaskrawą barwą, były łatwe do dostrzeżenia, przynajmniej dla człowieka, w dodatku liczne i stosunkowo łatwo dostępne na małej powierzchni.

 

W jaki sposób zimorodek dowiedział się o tym źródle pożywienia? To pozostanie tajemnicą.

 

Głośny plusk przerwał moje rozważania. Zanim się obejrzałem, zimorodek siedział już stosunkowo wysoko na gałęzi drzewa z upolowanym karasiem. Nim ryba zniknęła w czeluściach przełyku, zdążyłem jeszcze podnieść aparat fotograficzny do oka i utrwalić ten niecodzienny widok: kolorowy ptak, który pożywiał się barwną rybą.

Cztery łapy

Są też tacy mieszkańcy ogrodu, którzy poruszają się na czterech łapach. Te stworzenia, które mam na myśli – tym razem gryzonie – również czasem łatwiej jest usłyszeć niż zobaczyć. Teraz, jesienią, moje spotkanie z nimi często zaczyna się od „dzień dobry”, które i w ich języku bywa trzysylabowe i brzmi wtedy mniej więcej tak: – chrup-chrup-chrup.

 

fot. Dawid Tatarkiewicz

fot. Dawid Tatarkiewicz

Na tak wyartykułowane powitanie wytężam wzrok i słuch, by dostrzec tego małego miłośnika orzeszków o rudej sierści i pięknym, puszystym, jakby natapirowanym ogonie.

Czasem moje spotkanie z nim (lub nimi) zaczyna się jednak odmiennie: od posłyszenia głosów podobnych do dźwięków wydawanych przez ptaki. A bywa jeszcze inaczej.

Pewnego razu usiadłem pod drzewem iglastym. Chciałem chwilę odpocząć, dźwigałem bowiem sporo ważący sprzęt fotograficzny. I tak sobie siedziałem, aż tu nagle ktoś zaczął nade mną energicznie fukać – wydawać dźwięki podobne do przydeptywanej piszczącej zabawki. Trochę się przestraszyłem, ale chyba pierwsza i bardziej przestraszyła się wiewiórka, wyrażając to właśnie rozemocjonowanym, podniesionym, żeby nie powiedzieć rozhisteryzowanym głosem, być może nawet tym razem niepozbawionym wiewiórczych inwektyw.

 

Nie spodobało się jej pewnie, że bez ostrzeżenia i pardonu wybrałem do odpoczynku miejsce akurat pod tym drzewem, na którym i ona siedziała.

Pisałem już o tym w artykule o mysikróliku, tu – czyniąc pętlę w przyrodniczych rozważaniach – przypomnę tylko tę znaną biologom środowiskowym prawdę. Otóż, w życiu obserwatora przyrody bywają i takie sytuacje, w których dopiero spokojne oczekiwanie skutkuje tym, że zwierzę, często niespodziewanie, a nawet niepostrzeżenie, samo podchodzi blisko miejsca naszej obecności. I wcale nie musimy się kryć.

Czekając na ciekawe ujęcie fotografowanego przedstawiciela awifauny, nie raz miałem okazję podziwiać przechodzącą kilka metrów ode mnie wiewiórkę. Mam wrażenie, że czasem była tak zajęta swoją pracą, że nawet mnie nie zauważała.

 

Zdrowo się „wyżyć”

Może i Państwo macie w swoim sąsiedztwie park albo ogród, w którym żyją wiewiórki? Zapewne uda się wówczas dostrzec jak jedzą, gonią się zwinnie, skaczą w koronach drzewach, akrobatycznie przemieszczają się po pniach lub zakopują znalezione smakołyki w ziemi. Niekiedy zapominają o tych swoich przedzimowych zapasach i tym sposobem stają się, nieświadomie, wprawnymi ogrodnikami – to dzięki nim nasiona trafiają do gleby i w ten sposób w swoim czasie wyrastają z nich nowe w danym miejscu rośliny.

 

A jeśli w Państwa okolicy nie ma wiewiórek, nie słychać i nie widać niespodziewanych w danym miejscu „samorodków” – zimorodków? Nic straconego!

Przyroda pełna jest ciekawostek, stąd z pewnością zaobserwujecie Państwo coś interesującego. Wystarczy przecież spojrzeć przez okno, a nawet w dużym mieście szybko dostrzeżecie, że świat pełen jest życia. Życzę jak najczęstszego „wyżywania się” przez obserwację życia. To dopiero jest życie! Nasze, lokalne, ale przecież jednocześnie: światowe.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
4
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0