To nie był anty-Katyń
Opublikowano:
22 maja 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Obóz w Strzałkowie nie służył mordowaniu jeńców. Czerwonoarmiści umierali w nim jednak jak muchy, bo polskie państwo było zbyt biedne, by zapewnić im odpowiednią opiekę medyczną.
Sto lat temu między Słupcą a Strzałkowem, po wschodniej stronie skrzyżowania dzisiejszej drogi nr 92 z drogą do Łężca znajdował się ogromny obóz jeniecki o powierzchni niemal 80 hektarów. Dziś są tu uprawne pola, ale nie tylko – o dawnej obecności tysięcy jeńców przypominają cmentarz i pomnik zmarłych w obozie. Dojechać tam można drogami gruntowymi.
Ten słabo znany fragment Wielkopolski to również okruch zapomnianej historii tysięcy osadzonych tu jeńców rosyjskich, bolszewickich, a potem również internowanych Ukraińców. Dla wielu z nich obóz w Strzałkowie był miejscem śmierci.
W 2011 r. na polach pod Strzałkowem pojawili się rosyjscy dziennikarze telewizyjni. Kręcili materiał o „ośmiu tysiącach czerwonoarmistów zamęczonych w polskich obozach koncentracyjnych”. Był to jednak materiał propagandowy, nie dokumentalny. Przedstawiany często przez Rosję jako swoisty anty-Katyń, obóz jeniecki pod Słupcą nie był bowiem ośrodkiem celowej eksterminacji – raczej świadectwem sanitarnej i medycznej katastrofy odradzającej się biednej Polski.
OBÓZ CIĄGLE POTRZEBNY
Obóz założyli na początku I wojny światowej Niemcy – dla jeńców z krajów ententy: Francuzów, Belgów, Rosjan. Przez krótki czas po powstaniu wielkopolskim przebywali tam również żołnierze niemieccy, zamknięci przez powstańców.
Polskie władze chciały go zlikwidować, ale już wiosną 1919 r., gdy prowadzona na wschodzie wojna z bolszewikami stała się intensywniejsza, okazał się znowu potrzebny – tym razem jako miejsce przetrzymywania kilku tysięcy czerwonoarmistów. Latem 1919 r. otrzymał nazwę Obozu Jenieckiego Numer 1.
W polskich dokumentach pisze się też o nim jako „obozie koncentracyjnym” – nie chodziło jednak wtedy o miejsce zagłady w rozumieniu z czasów II wojny światowej, lecz punkt koncentracji jeńców.
Już pierwsza mroźna zima z 1919 na 1920 rok zdziesiątkowała więźniów, zmarło ich ponad 1200.
W kolejnym roku – wraz z rozwojem wojny – do trzech obozów dla jeńców rosyjskich w Tucholi, Wadowicach i Strzałkowie trafiło prawie 80 tysięcy wziętych do niewoli bolszewików. Aż 18 tysięcy z nich zmarło w następnych miesiącach, zwłaszcza zimą 1920/1921.
Z badań przeprowadzonych w 2004 r. przez naukowców rosyjskich i polskich wynika, że w tym samym czasie w rosyjskich łagrach dla jeńców wojennych – w jeszcze gorszych warunkach – zmarło ponad 26 tysięcy Polaków.
ZAŁAMANIE OPIEKI MEDYCZNEJ
W obozie w Strzałkowie przetrzymywano w sumie do 20 tys. jeńców sowieckich. Zmarł niemal co trzeci z nich.
Profesor Wiesław Olszewski, nieżyjący już badacz tego tematu, oszacował, że na cmentarzu strzałkowskim może spoczywać w sumie około 7,6 tys. jeńców. 7310 z nich znanych jest z imienia i nazwiska. 500 jeńców zmarło w okresie I wojny światowej, kiedy był to niemiecki obóz dla jeńców. Najliczniejszą grupę zmarłych (około 6,2 tys.) stanowią czerwonoarmiści.
Poza tym na cmentarzu chowano Ukraińców, wziętych do niewoli podczas walk o Lwów, a także internowanych tu białogwardzistów, żołnierzy białoruskiej armii ochotniczej gen. Stanisława Bułak-Bałahowicza, uwięzionych w Polsce zgodnie z postanowieniami traktatu ryskiego.
Co najbardziej wstydliwe, około tysiąca zmarłych w Strzałkowie to polscy ekssojusznicy w wojnie z bolszewikami…
Wszystkiemu winne były warunki egzystencji w obozie, zgodnie określane przez historyków jako fatalne. Obfite żniwo zbierały epidemie chorób: hiszpanki (grypy), tyfusu czy czerwonki – tym bardziej że więźniowie trafiali do obozu w kiepskiej kondycji fizycznej, z reguły niedożywieni i osłabieni. Z dokumentów wynika, że na samą tylko epidemię cholery, która pojawiła się w Wielkopolsce jesienią 1919 r., zmarły w obozie 323 osoby.
Porównanie warunków panujących w obozie niemieckim z czasów I wojny z tymi z pierwszych lat zarządzania nim przez Polaków (1919–1920) daje wyobrażenie o skali degradacji opieki nad osadzonymi tam jeńcami: za Niemców zmarło tam ponad 500 osób, a za Polaków – czternaście razy więcej.
WIELU JEŃCOM ZABRANO BUTY
W lipcu 1919 r., dwa miesiące po otwarciu polskiego obozu, przyjechał tam poseł Farbsztein. Jego interpelacja spowodowała powołanie specjalnej komisji sejmowej. Pracowała ona od jesieni do wiosny 1920 r. Strzałkowo wizytowały też komisje wojskowe. Wyniki prac obu komisji były dla zarządzających obozem negatywne.
Stwierdzono, że więźniowie żyli w nieogrzewanych barakach (brakowało węgla). Na środku baraku stał wprawdzie piec, ale nie był używany. Jeńcy mieszkali też w nieogrzewanych ziemiankach.
W dodatku sowieccy jeńcy mieli słabe odzienie, bo większość z nich dostała się do niewoli latem 1920 r. Nie byli więc do zimy przygotowani. Wielu jeńcom zabrano buty (wtedy nie wszyscy polscy żołnierze mieli obuwie).
„Warunki stłoczenia i permanentnego niedożywienia powodowały, że jeńcy byli bardzo podatni na wszelkie choroby, zwłaszcza te epidemiczne. Największe spustoszenie czyniła czerwonka, na którą umarło około połowy wszystkich zmarłych w obozie. Innych dziesiątkował tyfus” – wspominał prof. Olszewski w jednym z wywiadów prasowych.
Jeńcy otrzymywali też niższe od oficjalnie podawanych racje żywnościowe. Nic dziwnego, skoro obóz był przeznaczony dla 20 tys. ludzi, a faktycznie mieszkało w nim 30 tys. jeńców. Około połowa z nich pracowała w polu albo na stacjach przeładunkowych. Według dokumentacji chociaż oni mogli liczyć na 500 gramów chleba, 150 gramów mięsa co drugi dzień i 700 gramów ziemniaków. Raz w tygodniu dostawali też dwa jaja, a dwa razy – po 100 gramów kaszy. W praktyce jeńcy dostawali racje mniejsze nawet o połowę. Jeńcy, którzy nie pracowali, przymierali głodem.
Polska otrzymywała wprawdzie pomoc żywnościową ze Stanów Zjednoczonych, ale ponieważ kraj był spustoszony przez I wojnę światową i wojnę na wschodzie, większość pomocy zagranicznej była rozdzielany pomiędzy ludność polską.
WYNIK OGÓLNEJ SYTUACJI W POLSCE
Opieka medyczna w obozie w Strzałkowie istniała w formie szczątkowej. Wynikało to nie tyle ze złej woli nadzorujących obóz Polaków – ile z biedy, zacofania i z kradzieży medykamentów. „Piłsudski jako naczelnik państwa wydał (wtedy – red.) rozkaz o rozstrzeliwaniu urzędników kradnących własność państwową. To były wtedy, niestety, rzeczy nagminne” – przypominał prof. Olszewski.
W obozie nie było warunków do leczenia chorób zakaźnych. Brakowało leków i kadry. Na to wszystko nakładały się niedociągnięcia organizacyjne: brak nadzoru i kontroli. Znaczna część załogi obozu kradła np. mięso.
Choć na terenie obozu działał szpital, chorujący trafiali do niego z reguły w końcowej fazie choroby. Warto jednak podkreślić, że to właśnie dzięki staraniom komendanta szpitala, kapitana Władysława Gablera, w marcu 1921 r. udało się zapanować nad szerzącymi się w Strzałkowie epidemiami.
W grudniu 1921 r. w obozie doszło do incydentu z użyciem broni palnej. Strażnicy otworzyli ogień do jeńców, którzy nocą nie usłuchali zakazu opuszczania baraków. W dokumentach dotyczących zgonów znajduje się ponad 30 przypadków śmierci z adnotacją „zastrzelony przez posterunek”, „przestrzelony kulą karabinową”, „wylew z powodu złamania nogi”, „przestrzelony przez posterunek”, „przebicie kulą karabinową kiszek i nerki”.
Sytuacja w obozie wynikała z ogólnej sytuacji w Polsce, kraju zniszczonego I wojną światową i ledwie poskładanego z ziem trzech różnych zaborów. „Nie zdejmuje to jednak z nas odpowiedzialności za los tych jeńców” – uważał prof. Wiesław Olszewski.
WSTYD
Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej status jeńców obozu zmieniono na internowanych. Z czasem poprawiła się też opieka nad nimi. Do dziś jednak wstydliwy dla strony polskiej pozostaje fakt, że po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej w Strzałkowie osadzono też – internowanych w myśl traktatu pokojowego w Rydze – żołnierzy sojuszniczej armii Ukraińskiej Republiki Ludowej.
Pod koniec 1921 r. było ich w Strzałkowie ok. 4 tysięcy, nie licząc kobiet i dzieci, które razem z żołnierzami przekroczyły polską granicę. Na terenie obozu zawiązał się Ukraiński Uniwersytet Narodowy, gimnazjum i szkoła elementarna. Działały chóry, orkiestry, grupy teatralne, stowarzyszenia sportowe, a nawet kino.
AGITKA W OBOZIE
Dzieje obozu strzałkowskiego to również przyczynek do historii… sowieckiej Rosji. W końcu listopada 1920 r. władze obozu podjęły decyzję o całkowitym odizolowaniu zdeklarowanych komunistów od reszty więzionych czerwonoarmistów. Powód: uniemożliwienie komunistom agitacji. W osobnym baraku, oddzielonym od reszty obozowych baraków drutem kolczastym, umieszczono około 400 komunistów.
Izolacja komunistów okazała się jednak fikcją, więc jej zaprzestano.
Stało się to akurat w momencie, kiedy po zawarciu pokoju polsko-bolszewickiego w Rydze w obozie rozpoczęła się walka o „rząd dusz” jeńców. Uwalniani musieli się zdecydować: wrócić do Rosji sowieckiej czy pozostać w Polsce. Komuniści agitowali za tym pierwszym – z dużym zresztą powodzeniem. Bardziej nieufni byli Ukraińcy, ale również wielu spośród nich postanowiło wracać w rodzinne strony.
Jak sowiecka Rosja przyjęła swoich bohaterów? Wielu zwolnionych ze Strzałkowa jeńców przez granicę trafiło prosto do… komunistycznych łagrów.
PAMIĘĆ NKWD
Obóz w Strzałkowie istniał do sierpnia 1924 r. Po jego oficjalnym zamknięciu byłych internowanych zaopatrzono w karty azylu i umożliwiono im pracę na terenie całej Polski. Wielu nie wyjechało i związało swoje losy ze Strzałkowem i okolicznymi miejscowościami.
Jeńcy otrzymali możliwość wyboru: powrót do Rosji lub pozostanie w Polsce. Część z nich zdecydowała się zostać. Ponad stu osiedliło się w Wielkopolsce, głównie w poniemieckich gospodarstwach, np. w okolicach Murowanej Gośliny. Otrzymali obywatelstwo polskie. W 1945 r. wielu z nich wróciło jednak do ojczyzny światowego proletariatu – bynajmniej nie z własnej woli.
Bogna Wojciechowska w książce „Bolszewicy pod Strzałkowem” opisała losy Siergieja, Ukraińca, w latach rewolucji w Rosji żołnierza „białego” generała Denikina, potem więźnia obozu w Strzałkowie. Siergiej nie skorzystał z sowieckiej amnestii i zamieszkał w Polsce. W latach 30. zapragnął jednak wrócić do Rosji – do rodzinnego Astrachania. Obawiał się jednak o swój los. Ambasador ZSRR w Polsce poradził mu więc, aby napisał list do Stalina. Bo przecież jeśli Stalin się zgodzi, to wszystko na pewno „będzie w porządku”.
Siergiej napisał, odpowiedzi jednak nie otrzymał. Do wybuchu wojny pozostał w Polsce. W 1945 r. przyszli po niego funkcjonariusze NKWD. I wszelki słuch po nim zaginął.
W artykule wykorzystałem m.in. informacje z książki Bogny Wojciechowskiej „Bolszewicy pod Strzałkowem. Rzecz o obozie jeńców i internowanych z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku”, ViS, Poznań 2001 r. Z niej pochodzą również zamieszczone w artykule fotografie.
PIOTR BOJARSKI – pisarz i publicysta, autor m.in. powieści „Szmery”, „Cwaniaki” i „Pokuszenie”. Temat obozu w Strzałkowie poruszył w kryminale retro pt. „Mecz”.
CZYTAJ TAKŻE: Przed Czerwcem był Maj. Protest studentów w 1946 r.
CZYTAJ TAKŻE: Generał z Poznania w okopach Unii
CZYTAJ TAKŻE: Z chmur do katyńskiego dołu. O życiu kapitana pilota Józefa Mańczaka