fot. Rafał Siderski

Towarzyszenie rzece

W rok po zakończeniu 1113-kilometrowego biegu od źródeł do ujścia Wisły, który dla Małgorzaty Lebdy stanowił skrajne środowisko dla jej pracy literackiej, wracamy do doświadczeń i refleksji, wiążących się z tym przedsięwzięciem.

Z autorką reportażu „Czytanie wody: Wisła” i Rafałem Siderskim, twórcą zdjęć stanowiących równoległą opowieść w tym tekstowo-wizualnym eseju, rozmawia Michał Sita.

Pretekstem do naszego spotkania jest powstająca wystawa, która na nowo zinterpretuje fotografie i teksty, zrealizowane w czasie biegu, uzupełniając je o nowe materiały i narracje.

E40

Michał Sita: Małgosiu, impulsem dla twojego biegu był między innymi sprzeciw wobec planu zabetonowania brzegów Wisły, zredukowania rzeki do funkcji transportowej?

Małgorzata Lebda: Na informację dotyczącą planów budowy drogi wodnej E40 trafiłam w czasie, gdy przez Polskę przetaczały się czarne protesty. Sparaliżowało mnie to. Gesty kontroli, wykonywane w stosunku do kobiet, okazały się bardzo podobne do tego, co włodarze robią z rzekami. To aktywistyczny płomień kazał mi pomyśleć o rzece jak o kobiecie i zobaczyć w niej autonomiczny byt. Potrzebowałam również opowiedzieć sobie i innym o Wiśle, a ta opowieść – liczyłam na to – miała być uniwersalna, inspirująca, pobudzająca. Zainspirowana książką „Dunaj” Claudio Magrisa, chciałam przyjrzeć się Wiśle, podglądając dzięki temu zbliżeniu nasze relacje ze środowiskiem, w tym właśnie sposób traktowania słabszego, słabszej.

 

projekt „Czytanie wody: Wisła”, fot. Michał Sita

Jednocześnie zależało mi na tym, by opowiedzieć o tych kwestiach, nie używając języka aktywizmu, który nie zawsze do mnie trafia, a często polega na przerzucaniu się argumentami z drugą stroną, i bywa oparty na agresji.

Przyszło mi więc do głowy, by opowiedzieć rzekę językiem poetyckiego reportażu, który mógłby się stać atrakcyjny dla kogoś, kto nigdy nie słyszał o drodze wodnej E40, kto nie żyje blisko rzeki i natura rzeczna, tak naprawdę, w ogóle go nie interesuje.

 

Wszystkie konteksty, które ciekawiły mnie w tej przygodzie, wiązały się z przekraczaniem granic, tych fizycznych i psychicznych.

Fizycznie – nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobiłam, choć od zawsze biegałam, również ultramaratony. Wiedziałam, jak ruch działa na mnie inspirująco. Wiedziałam, że intensywność tego doświadczenia coś ze mną zrobi. Pisanie na bieżąco poetyckiego reportażu do „Pisma” było kolejnym przekroczeniem, tym razem sposobu pracy w języku. Kuszące było spróbować opowiedzieć o procesie fizycznym za pomocą języka, który zbiera różne aspekty tego doświadczenia, języka, który nie będzie tylko relacją. Kuszące było też to, by sprawdzić, jak ta sytuacja zarezonuje wizualnie. Wiedziałam, że opowiem swoją historię z jedynej dostępnej mi perspektywy, fizycznej, osadzonej w tu i teraz, blisko ziemi, ale jednocześnie Rafał miał na to patrzeć z boku, uzupełniając kontekst, rysując wizualnie krajobraz, w którym się poruszałam.

 

M.S.: Rafale, jak wyglądało to z twojej perspektywy?

Rafał Siderski: Dla mnie to też była okazja do przekroczenia pewnej granicy. Bieg Małgosi pozwalał zerwać z dokumentalnym sposobem używania fotografii. Wiedziałem, że nie chcę, by powstał reportaż o wyczynie sportowym. Chodziło raczej o to, by stworzyć opowieść o tym, jak odbieraliśmy rzekę, co i kogo spotkaliśmy. Zostawałem trochę dłużej w miejscach, przez które właśnie przebiegła Małgosia.

 

Starałem się je rozpoznać, skupiając się na tafli wody, obserwując z powietrza albo pochylając się nad drobiazgami.

Cieszę się, że zdjęciom udało się w ten sposób wyjść poza funkcję ilustracyjną wobec tekstu powstającego do „Pisma”. Stworzyliśmy równoległe narracje, które meandrują, czasami biegną wspólnie, ale też oddalają się od siebie, eksplorując różne, niezależne od siebie obszary.

 

M.L.: Nie ułatwiałam tej pracy. Byłam skoncentrowana na ciele.

 

Każdy krok, a były ich około dwóch milionów, był związany z odczytywaniem sygnałów, które płynęły z ciała.

Wszystko musiało być precyzyjnie, co do minuty zaplanowane – odpoczynek, masaż, jedzenie, spanie. Będąc w dwuosobowym zespole, Rafał musiał wstawać wcześniej, robić śniadanie, później obiad, masować – w porozumieniu z moim fizjoterapeutą Kamilem Klichem wykonywał swoimi rękami jego polecenia. Dużą, jakby to powiedzieć, zaletą całej tej przygody było doświadczanie partnerstwa.

 

R.S.: Gdyby brała w tym udział większa ekipa, przygoda ta miałaby zupełnie inny charakter. Nie chodzi o to, że byłoby łatwiej, ale o to, że narracje, które powstawały w nas i które rezonowały, po prostu nie miałyby okazji zaistnieć. Byliśmy sami, we dwoje, w dość intymnej sytuacji. To coś, na czym nam zależało.

Narracje

projekt „Czytanie wody: Wisła”, fot. Michał Sita

Przez cały okres biegu wykonałem 15 000 zdjęć. Tych pokazujących biegnącą Małgosię jest niewiele. Nasze szlaki się jedynie przecinały. Widzieliśmy się nawzajem na mapie. Mogłem reagować na to, gdzie jest, gdzie będzie za 20 minut, znaleźć drogę, którą kamper przejedzie. Tam czekałem na Małgosię. Robiłem kilka zdjęć z reportersko-dokumentalnego obowiązku, ale przede wszystkim szukałem sytuacji mniej oczywistych. To, że biegnie, jest zmęczona, odpoczywa, było jasne. Ale już to, jak w czasie tego miesiąca zmieniała się tafla wody, albo sposób, w jaki Małgosia czesze włosy, było o wiele mniej przewidywalne.

 

Doświadczenia, nie proste fakty, były dla mnie najbardziej interesujące.

Architekturą dla mojej wizualnej opowieści jest bieg. Ale to jedynie rama – wypełniają ją dygresje, i to właśnie one wysuwają się na pierwszy plan.

 

M.L.: Mówiłeś, Rafał, że strukturę narracji organizował mój bieg. Ale wchodząc głębiej, nasze narracje porządkowała po prostu rzeka. Poruszaliśmy się zgodnie z czymś, co już istniało. Rzeka była linią, która nas prowadziła. Trzeba było być wobec niej pokornym – weryfikować trasę, pokonywać dopływy. Narracja była i nadal będzie więc dość prosta: od źródła po Bałtyk. To rzeka, ta główna linia, porządkuje historie towarzyszące, na których – mam takie poczucie – najbardziej nam zależało.

 

Logistykę obmyślaliśmy tak, żeby prowokować te historie towarzyszące.

Wybierałam takie drogi, by być jak najbliżej rzeki. Jeśli miałam do wyboru szutrową ścieżkę leżącą poza wałem albo wał porośnięty pokrzywami i krzakami – wybierałam wał. Ciążyłam ku rzece, chciałam ją podglądać w różnych odsłonach, zobaczyć jej rozliczne twarze. Często też spaliśmy przy rzece, żeby doświadczać jej świtem, obserwować, jak pracuje na niej światło, w jaki sposób podnoszą się mgły, przysłuchiwać się pracy fauny i flory.

Doświadczenie rzeki

M.S.: Zaproponowałaś rodzaj doświadczania rzeki, w którym ona odbija się w twojej świadomości – jednak ma do tego daleką drogę. Rzeka jest otoczeniem, w którym się znalazłaś, a jednocześnie musi przedostać się przez słuchawki, które masz w uszach i w których słuchasz książek czy muzyki. Musi się przedostać przez fakt, że walczysz z otarciami stóp albo z cielesnymi doświadczeniami sześćdziesiątego kilometra biegu, które trudno mi sobie w ogóle wyobrazić. Na czym polegało doświadczanie rzeki w tej specyficznej sytuacji, którą stworzyłaś?

M.L.: Doświadczanie rzeki, na którym mi zależało, mogło się zrealizować tylko i wyłącznie podczas biegu, wprawiania się w ten specyficzny ruch. Czułam, że muszę się wystawić na doświadczenie graniczne, żeby – zabrzmi to bardzo górnolotnie – zobaczyć więcej i poczuć więcej. Są takie momenty w bieganiu, które są zupełnie euforyczne, są czystą ekstazą, kiedy człowiek czuje, że zatraca własne ciało, że to, co go otacza, pochłania go. Tak się zdarzyło, że w mojej fizjologii dzieje się to gdzieś po trzydziestym, czterdziestym kilometrze, a najwspanialej jest po dziewięćdziesiątym. Potrzebuję długiego uruchamiania siebie, żeby czerpać z zewnątrz więcej.

 

Chciałam doprowadzać się do stanu, w którym  przestanę odróżniać siebie od otaczającej przyrody, kiedy będę cząstką w niej funkcjonującą. To były inspirujące, metafizyczne momenty. Chciałam właśnie takich stanów.

projekt „Czytanie wody: Wisła”, fot. Michał Sita

Być może sama potrzebowałam tego biegu też z innych powodów, niż „tylko” te aktywistyczne. Mój przyjaciel, poeta, który śledził całe wydarzenie, już po, na osobności zapytał: Małgosiu, ale tak naprawdę, powiedz, zdradź, dlaczego to zrobiłaś? I to było dla mnie zupełnie piorunujące pytanie. Miał rację, zadając je, musiał czuć, że było jeszcze coś, coś z wnętrza mnie, też osoby, która pisze. Zatem zdradzę: poza tym wszystkim, o czym mówię, poza sprzeciwem wobec budowy drogi wodnej E40, bieg ten to było coś bardzo osobistego, przyrównałabym to do pielgrzymki, gestu oczyszczenia, próby szukania swojego miejsca w świecie, zostawienia czegoś na początku drogi i bycia kimś już innym na jej końcu. Moje oczekiwania były konkretne, były związane z emocjami i potrzebą przepracowania czegoś w sobie.

 

M.S.: Doświadczanie rzeki jest w waszej pracy najbardziej fascynujące. Czytając twój reportaż, miałem wrażenie, że czasami bliżej opowieści do rzeczywistości, czasami jednak rzeka całkiem się odrealnia, jakby trans biegu stawał się gęstszy od niej.

M.L.: Tak jak rzeka miała różne odsłony, ja doświadczyłam różnych stanów. Rafał, ty o tym wiesz najlepiej. Dni były różnorodne. Szukałam w tej przygodzie momentów, które będą graniczne również poprzez to, co w naturze, ale też we mnie samej. Potrzebowałam ekstremalnych doświadczeń. Tak się składa, że one mnie napędzają, inspirują, pchają w przód.

Towarzyszenie

M.S.: Jak byś określiła rolę samej rzeki w tym projekcie?

M.L.: Od początku myślałam o tym, jaki status może mieć rzeka w mojej pracy, i to określenie „towarzyszenia sobie” powracało. Mam wrażenie, że to właśnie się wydarzało.

 

Dużą uzurpacją byłoby traktowanie Wisły jako czegoś, co chcę opisać, czemu chcę oddać swój głos. Wykorzystać.

Oczywiście myślałam o pracy w słowie, tej poetyckiej, o tym jak to bycie przy rzece może zarezonować w wierszu. W poemacie mogłabym użyć rzecznej linii narracyjnej jako struktury. Wspaniale zrobiła to Alice Oswald w poemacie „Dart”. Rzeka była w tym procesie towarzyszką. To, co wzięłam od niej, to pewna energia, płynność, konsekwencja. Mam nadzieję, ale też pewność z uwagi na reakcje ludzi, że ktoś usłyszał o drodze wodnej E40. Sygnałów, że zwróciłam czyjąś głowę w stronę rzek, dostałam sporo. Wiele osób po swojemu zaczęło czytać swoje rzeki, rzeczki, potoki, dowiadywać się o nich, poznawać ich imiona. To dla mnie wielka radość, na tym mi zależało. Towarzyszenie polegało też na patrzeniu. Wisła była czymś, do czego często byłam zwrócona twarzą, całym ciałem. Była także punktem wyzwalającym wcześniejsze doświadczenia i pamięć. Kiedy czułam zapach palonej naci, mijałam małe miejscowości i ludzi pracujących w ziemi jak moi rodzice, jak ja w dzieciństwie – to były sentymentalne powroty do minionego.

 

Czytanie wody nie było tylko czytaniem Wisły, ale czytaniem pamięci i ciała.

Myślę o porównaniu tej relacji do towarzyszenia sobie, na ludzkich zasadach. Jesteśmy ze sobą, przyglądamy się sobie, ale istniejemy niezależnie. Mogę najwyżej użyć czegoś, w czym jestem dobra, by się wstawić za tym drugim bytem, na którym mi zależy, któremu towarzyszę.

 

projekt „Czytanie wody: Wisła”, fot. Michał Sita

M.S.: Wasze opowieści na podobnych zasadach wydają się równoległe, towarzyszące sobie. Próbujecie stworzyć opowieść, która będzie wypadkową medium języka i fotografii? Może w kolejnych sytuacjach hierarchie między językiem a obrazem będą się zmieniać? Myślicie, by tworzyć hybrydy zdjęć i tekstów, czy pracujecie osobno nad swoimi narracjami?

M.L.: Miałam takie poczucie, że z końcem tej przygody rozpoczął się okres opowiadania. Bardzo się cieszę, że narracja, która powstawała dla „Pisma” na bieżąco, w czasie biegu, równolegle traktująca zdjęcia i reportażowy tekst, istnieje i jest zamkniętą całością. Kolejne opowieści, literackie i wizualne, tworzą się.

 

R.S.: To właśnie się dzieje, pracujemy nad nimi w tym momencie. Małgosia ma wgląd w moje pomysły.

 

M.L.: Ale ty nie masz w moje. Z językiem poetyckim pracuję w większej intymności. Są próby, piszę. Ale nie czuję jeszcze, że to nurt, który mnie prowadzi, a takiego poczucia potrzebuję. Więc szukam. To jeszcze chwilę zajmie. Kiedy wyobrażam sobie książkę poetycką, ona jest pozbawiona warstwy wizualnej. Jednak na wystawie te dwie perspektywy, wydaje mi się, mogą funkcjonować równolegle.

 

R.S.: Integrując zdjęcia z poezją, łatwo jest wpaść w pułapkę, w której fotografia staje się ilustracją do wierszy albo wiersze ilustrują fotografie. A to jest często banalne i ogranicza możliwości obu tych języków, które samodzielnie mogą sprowokować do myśli, pytań, oddziaływać emocjonalnie, robią to jednak na różne sposoby.

 

Nie mam ambicji, by pakować się ze swoimi zdjęciami do tomów poetyckich Małgosi. Myślę, że ty też nie masz aspiracji, by dopełniać zdjęcia tekstem.

Ale dwie oddzielne narracje, przeplatające się z rzeką, to już całkiem co innego. Wystawa będzie tego rodzaju eksperymentem. Rzeka, pojawiająca się w nim pośrednio, łączy obie, autonomiczne opowieści.

 

M.L.: Tak, to czas na opowieści, na zdawanie sprawy z doświadczonego, ale przecież też praca z rozbudzonymi pragnieniami, żeby zobaczyć więcej, doświadczyć innego, takiego branego z natury. Obsesyjne myślę o Dunaju, więc może, tak, inną narracją czekającą nas będzie właśnie Dunaj, ale najpierw niewielka kilkunastokilometrowa rzeczka o nazwie Mała, którą planujemy przejść wraz  z jej czułym ambasadorem Danielem Petryczkiewiczem. Myślę, że będzie to przygoda nie mniej ekscytująca od tej 1113-kilometrowej.

 

Małgorzata Lebda (ur. 1985), poetka, dorastała w beskidzkiej wsi Żeleźnikowa Wielka. Autorka sześciu książek poetyckich, w tym nagradzanych tomów „Matecznik”, „Sny uckermärkerów” (Nagroda Literacka Gdynia 2019) i „Mer de Glace” (Nagroda im. Wisławy Szymborskiej 2022). Doktorka nauk humanistycznych i sztuk audiowizualnych. Ultramaratonka. We wrześniu 2021 roku przebiegła dystans 1113 kilometrów, od źródeł rzeki Wisły do jej ujścia do Bałtyku (literacki i wizualny reportaż „Czytanie wody: Wisła” publikowany był na bieżąco w „Piśmie” w 2021 roku). Pracuje nad debiutem prozatorskim. Instagram: @malgosia_lebda.

Rafał Siderski (ur. 1984). Artysta wizualny zajmujący się głównie fotografią. Ukończył studia magisterskie w Instytucie Twórczej Fotografii w Opawie, gdzie obecnie pisze doktorat. Jest częścią inicjatywy Albom.pl zajmującej się digitalizacją i pracą na archiwach fotograficznych oraz założycielem stowarzyszenia Rava.Stories zajmującego się promocją fotografii. W 2019 roku wydał książkę „Wyjedź Zostań”. W wolnym czasie „dokądś” jedzie lub jest „gdzieś”. www.rafalsiderski.com, Instagram: @rafal.siderski.

Wystawa prezentująca aktualne opracowanie materiałów powstałych w czasie biegu, uzupełniająca je o nowe teksty i narrację fotograficzną, otwarta zostanie 12 sierpnia w Galerii im. Sleńdzińskich w Białymstoku przy ulicy Wiktorii 5. Kuratoruje Michał Sita.
Zdjęcia autorstwa Rafała Siderskiego publikujemy dzięki uprzejmości artysty.
Projekt „Czytanie wody: Wisła” był realizowany wspólnie z Fundacją „Pismo”.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
3
Smutne
Smutne
1
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0