W kuluarach poezji
Opublikowano:
9 czerwca 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Gdy ma się istotę, sedno tego, co można przekazać ludziom, to ma się już książkę. Jednak tworzenie jej to wiele energii i pasji, jak budowanie domu według autorskiego projektu” – mówi Edyta Kulczak, tegoroczna stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury, poetka, krytyczka literacka, nauczycielka i redaktorka naczelna „Wielkopolskiego Widnokręgu”.
Sebastian Gabryel: Stypendium Marszałka Województwa Wielkopolskiego pozwoli ci na przeprowadzenie cyklu kreatywnych warsztatów. Ich uczestnicy będą mogli poznać proces powstawania książki poetyckiej niemal od A do Z. Jak długa jest tak naprawdę droga „od słowa do okładki”, nawiązując do nazwy twoich warsztatów?
Edyta Kulczak*: Podejrzewam, że oczywiście masz na myśli czas, a nie jednostkę miary innego dystansu. Czas drążenia wzdłuż i wszerz pomysłu w sposób świadomy i podświadomy, spisywania tego pomysłu w formie, która realizowałaby go jako wiersz, myślenia o tym, czytania nieskończoną ilość razy i przechodzenia ze stanów egzaltowanej radości z pisania do stanów egzystencjalnego zniechęcenia, od aprobaty do odrzucenia, od myślenia o sobie „ale jestem genialny”, po nazywanie tego, co się stworzyło zupełnym średniactwem czy w skrajnym przypadku szmirą.
I za tydzień od nowa, te wszystkie stany… I od nowa…
Aż się wyciszą, ułożą, zniknie subiektywne przeżycie autorskie i stanie się cykl wierszy oswojonych przez najwyższą instancję, jaką jest intelekt. Potem to już zwykła robota. Gdy ma się istotę, sedno tego, co można przekazać ludziom, to ma się już książkę. Rzuca się kilka wierszy, to tu, to tam – do pojedynczych publikacji na stronach www lub w czasopismach, okazjonalnie odczytuje na spotkaniach literackich. A wiersze, jak calvados podczas leżakowania w dębowych beczkach, nabierają mocy, aromatu i wartości.
Czasem trzeba odkorkować na chwilę – zmienić jedno słowo, przerzucić wersy, zrobić enter – i stwierdzasz, że jest OK.
I myślisz… o okładce. Szukasz autora, mierzysz się z jego graficznymi i malarskimi pomysłami, które zazwyczaj są nie takie jak trzeba, tłumaczysz mu istotę tego, co napisałeś itd., itd… To wiele energii i pasji – jak budowanie domu według autorskiego projektu.
SG: Podejrzewam, że twoje warsztaty są swego rodzaju odpowiedzią na potrzeby osób, które choć może i dobrze piszą, to wciąż nie wiedzą, jak tak naprawdę powinna wyglądać ich praca, by była możliwie najbardziej efektywna. Co mogłabyś im poradzić na dobry początek?
EK: Moje warsztaty nie są dla poetów. Absolutnie nie. Im poradzić można jednym słowem, no, może zdaniem.
One są dla odbiorców. Dla tych, którzy trzymają w ręku książkę jako gotowy produkt, choć brzmi to trochę fabrycznie.
Dla tych, którzy książki kochają albo niezbyt kochają, a chcą pokochać. Warsztaty uczą miłości do książki i pokazują – jak to dzisiaj modne – proces jej powstawania od kuchni. Co tam się dzieje w kuluarach. Aby zrozumieć, czym jest tworzenie, czym jest natchnienie, czym jest praca nad słowem, czym jest metafora i jak stylistyka wiersza różni się od zwykłego mówienia. Przybliżają też perspektywę patrzenia na autora, ilustratora, korektora, krytyka piszącego blurb czy artystę, który tworzy okładkę. I jak potem to sprzedać. Tak, tak, sprzedać. Dotrzeć do odbiorcy z tak tkliwym i wymagającym zjawiskiem, jakim jest książka poetycka. Ukształtować odbiorcę świadomego.
To moja próba wyprowadzenia wiersza właśnie z grona odbiorców, którzy są poetami na szerszą przestrzeń.
Aby poezja nie ukisiła się we własnym sosie nabożnego lub kpiącego kiwania głowami „ho ho!” panów od poezji i poetek od tomików stu.
SG: Jak twoje warsztaty będą wyglądać w praktyce?
EK: Warsztaty, które wymyśliłam to praca twórcza dla uczestników. To warsztaty kreatywne, praca w słowie, rysunku, poprawności, krytycznym patrzeniu na wiersz. To ćwiczenia mające otwierać głowę, wyobraźnię, uczyć pokory wobec nieskończoności i niezwykłości procesu tworzenia, odpowiedzialności za słowo, świadomości znaczenia, które niesie i zmian, jakie może wywołać. Warsztaty wymyśliłam dla przeróżnych grup wiekowych – od małych dzieci do seniorów.
Nie chcę kilkanaście razy powtarzać tego samego scenariusza – lubię sama mieć korzyść z tego, czym się zajmuję i czegoś się nauczyć przy okazji.
Będzie budowanie metafor, wyszukiwanie słów kluczowych, określanie na ich podstawie tematyki wiersza lub układanie nowych utworów, tworzenie okładki do wierszy klasyków, robienie ilustracji, grafiki, zdjęć do wierszy, sprawdzanie błędów, poznawanie budowy wiersza wolnego, docenianie ciszy w wierszu, formułowanie wypowiedzi krytycznych, reklamowych, ocenianie książki po okładce też (śmiech).
SG: W ostatnich latach wiele mówi się o tym, że dziś książkę może wydać każdy, że obecnie jest to już znacznie łatwiejsze. Czy jednak tak jest w rzeczywistości? W jakich kwestiach autorom jest dziś faktycznie łatwiej niż choćby w latach dziewięćdziesiątych?
EK: Nie wiem, jak było w latach dziewięćdziesiątych, ale dzisiaj każdy może wydać książkę, gdy za to wydanie zapłaci. Nie istnieje żadna instytucja, która kontrolowałaby ten proces pod względem jakości. A wydawnictwo komercyjnie wyda wszystko, gdy na tym zarobi. Nada numer ISBN. I dobrze. I tak, autor mizernej książki zostanie z nakładem, którego nie zdoła rozdać wśród znajomych czy na spotkaniach autorskich.
Nie mówię tego mściwie, bo poezja ogólnie sprzedaje się źle. Nawet najlepsza.
Trzeba by znaleźć na nią receptę, przepisywać wszystkim. Nad tym głowią się teraz najtęższe umysły twórcze, te same, które rozwiązują zagadkę znalezienia największej liczby pierwszej w matematyce od lat.
SG: Porozmawiajmy o przeszkodach – co twoim zdaniem można określić mianem punktów krytycznych w procesie powstawania książki? To szukanie jej wydawcy?
EK: Najbardziej stawiałabym na sam proces twórczy, na „zrobienie” książki. Te punkty krytyczne są w autorze, w jego poczuciu jedności z dziełem, które wydaje światu. Wydawca się znajdzie. Pewnie najlepszy jest taki, który wyda książkę za własne pieniądze, zapłaci autorowi honorarium autorskie za jego pracę, a potem zajmie się należycie i nowocześnie promocją… Ale tak jest rzadko, to luksus, o którym poeta możne pomarzyć, powzdychać i pozazdrościć autorom popularnych powieści.
SG: Jak twoim zdaniem wygląda obecny rynek książki w Polsce – bez wnikania w detale, ale właśnie patrząc na niego z lotu ptaka? Pytam, bo choć czytelnictwo wciąż kuleje, to co rusz podnoszą się głosy, że czytelnicy mają coraz więcej powodów do radości. Niewątpliwie ukazuje się mnóstwo świetnych tytułów, a jakość ich wydania również już częściej zachwyca aniżeli odstręcza.
EK: Jakość wydania to dzisiaj ważna rzecz. Rzeczywistość, w której wszyscy uczestniczymy w internecie jest zbyt różnorodna, kolorowa i dostępna, żeby po tej przygodzie wszyscy biegli do bibliotek z półkami pełnymi zakurzonych tytułów, oprawionych w szary papier pakowy i umieli się tym delektować. A co się wydaje? Wszystko. Rynkiem wydawniczym rządzi komercja, często powiązana z sukcesami pewnych zjawisk twórczych w innych obszarach i mediach. Na szczęście dla koneserów jest też literatura piękna z nieśmiertelnymi tytułami. Dobrze by było, by czytelnik częściej po nią sięgał. I właśnie ten cel próbuje osiągnąć cykl warsztatów, które zaplanowałam i które tak miło zostały docenione.
Edyta Kulczak* – absolwentka filologii polskiej UAM w Poznaniu, autorka czterech książek poetyckich, krytyk literacki, nauczyciel, redaktor naczelny „Wielkopolskiego Widnokręgu”. Stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury na rok 2022.