fot. Marta Konek

Wesele bez pary młodej i coolturystyka w Straduniu

W długi, czerwcowy weekend Maja i Jurek zrobią w stodole niezwyczajne targi ślubne. Będzie wesele, choć pary młodej nie będzie. Ceremonię poprowadzi znany komik (tak, jest coś takiego jak ślubny stand-up), goście będą częstować się pysznym jedzeniem z foodtrucka i odpoczywać na leżaczkach rozstawionych wokół stodoły.

A do tego ślubne tatuaże, festiwal sukien ślubnych z drugiej ręki, gry plenerowe i świetne koncerty. Gdzie? W Straduniu koło Trzcianki. W miejscu, w którym od trzech lat działa najbardziej zakręcona coolturystyka.

 

Pojedziemy, spodoba ci się. – powiedziała koleżanka Małgorzata, a na zachętę bezę z owocami obiecała 

 

Będzie fajnie. – zapewniła widząc, jak tęsknie w stronę pasieki spoglądam i kombinuję, czy aby na pewno chce mi się w nieznane jechać.

 

I w ten oto sposób zaciągnęła mnie do Stradunia. Tego koło Trzcianki. Już na leśnym parkingu uszami strzyc zaczęłam, bo las drżał od ptasich śpiewów. Za chwilę staw zobaczyłam, a tuż przed Mayovką strumień drogę przeciął.

 

„Jest dobrze.” – pomyślałam, studiując regulamin II Antyinflacyjnego Kiermaszu Lokalnych Przedsiębiorców Jayovka.

 

Bo w regulaminie napisano – baw się dobrze, szanuj przyrodę, kupuj, oglądaj, chwal, doceniaj, obdaruj wszystkich miłym słowem i nie zapominaj o… jajkach!

Gdy stodołę zobaczyłam i drewniany budynek za stodołą, gdy między stoiska weszłam, już wiedziałam, że będzie bardzo dobrze. W trzy minuty zdążyłam między stoiskami zgubić koleżankę Gosię, w kolejne trzy minuty wypatrzyłam właścicieli. Myślicie, że było to łatwe, skoro nie wiedziałam, dokąd się wybieram? Jak zwykle uznałam bowiem, że skoro Gosia wie, to ja sobie tym głowy zawracać nie będę.

Całe szczęście Maja i Jurek właśnie wywiadu skończyli udzielać, więc kropki połączyłam, że dziennikarz na pewno organizatorów o imprezę pytał i jak się okazało, kropki połączyłam właściwie. A skoro już właścicieli znalazłam, to u źródła postanowiłam zapytać w jakim to miejscu jesteśmy.

 

„Jesteśmy tak naprawdę w Wielkopolsce. Skoro „Kultura u podstaw” jest z Wielkopolski i my jesteśmy z Wielkopolski, to na pewno się dobrze zrozumiemy. Tym bardziej, że my zaczęliśmy tutaj od podstaw trzy lata temu.” – zaczął opowieść Jurek Hippmann – tak, ten od zespołu „Trupięgi”.

 

„Jesteśmy w szczerym lesie, nad rzeką Bukówką, nad rozlewiskiem, kilka kilometrów od centrum Trzcianki. – kontynuował gospodarz mówiąc, iż miejsce ma same walory, bo położenie w lesie sprawia, że nie odczuwa się bliskości miasta, a ta bliskość sprawia z kolei, że bez problemu do Mayovki można się wybrać rowerem czy piechotką. Miejscówka idealna, chciałoby się powiedzieć.

 

Tego wymarzonego miejsca szukali dość długo, a gdy wreszcie zdecydowali się na zakup, wybuchła pandemia. Pomyśli ktoś, że na starcie los rzucił im kłody pod nogi? Ależ skąd! Ludzi ciągnęło do lasu, a Maja i Jurek w okienkach pandemicznych ukręcili w Mayovce koło setki wydarzeń mniej lub bardziej kulturalnych, bo oprócz koncertów czy warsztatów zdarzały się kiermasze czy imprezy surwiwalowe.

plakat

plakat

 

Gdy Jurek zaczyna gości wymieniać, którzy pojawili się w Mayovce, oczy mam coraz większe ze zdumienia, bo niejeden dom kultury mógłby tych nazwisk Hippmannom pozazdrościć: Kobranocka, Bukatryk i Ajagore, Łydka Grubasa, Chłopcy z Placu Broni, Paweł Małaszyński z Cochise. Czesław Mozil, Falkenblues, Cheap Tobacco, Marco Bartoccioni & The JB IT, Viking Roast, Bajzel, Dom o Zielonych Progach, Mamadou & Sama Yoon, Karol Ochodek, Prorock, Big Cyc, Zazu, Orkiestra Prowincjonalna, Grażyna Łobaszewska, Mitochondrium i wiele, wiele innych.

„Jak wy to robicie?”- pytam wreszcie, bo kalkulator w głowie zmienia mi te nazwiska na pozycje w budżecie biednego domu kultury.

 

Odpowiedź jest długa, więc pozwolę sobie na streszczenie: jakoś tak się fajnie układa, że ludzie chcą tu przyjeżdżać.

 

„A dlaczego Mayovka?” – pytam podejrzewając, iż ma to coś wspólnego z imieniem właścicielki.

 

Jednak okazuje się, że tym razem nie trafiam, bo źródeł nazwy szukać należy w kulturze Majów, trochę w kulturze skandynawskiej, ale najbardziej w założeniach, które legły u podstawy stworzenia tego miejsca. 

 

„Nazwa kojarzy nam się z momentem, kiedy po raz pierwszy po zimie spędzamy beztrosko czas z rodziną, z przyjaciółmi, na łonie natury. Kojarzy nam się z zabawą, z odpoczynkiem.” – mówią – A nam chodzi o to, żeby ludzie tutaj czuli się beztrosko, jak u siebie, jak u przyjaciół w lesie.” 

 

Na dodatek tak się złożyło, że przeprowadzili się tu pierwszego maja, więc w majówkę obchodzą urodziny Mayovki, na których jest tort w kształcie stodoły, koncerty i różne fajne wydarzenia.

Plany

Pytam Maję i Jurka o plany na przyszłość, a oni się śmieją, że trudno cokolwiek planować, skoro wszystko się toczy z rozmachem i samo nakręca. 

 

„Znajomi wiosną mówią, że otwierają sezon grillowy, a my się śmiejemy, że nie skończyliśmy go od trzech lat i jakoś się nie zapowiada na to, żebyśmy go zakończyli. Cały czas coś się dzieje. Z dnia na dzień pojawiają się nowe pomysły, nowe propozycje wydarzeń. A my na nic się nie zamykamy, jesteśmy otwarci na wszystko. Jurek kiedyś powiedział, że jak ktoś będzie chciał zagrać na klamkach, to też tutaj zagra, byleby to było dobre.” – Maja opowiada, że czasami wydaje się, że kalendarz imprez jest już zamknięty, gdy pojawia się nowy artysta, nowy pomysł do zrealizowania.

 

 

„Plany nam się co chwilę rozmnażają.” – śmieją się, a Jurek dopowiada, że choć wie już, iż w Mayovce odbędzie się kilkadziesiąt koncertów, dwa spektakle słowno-muzyczne, pojawią się kolejne kabarety, to tak naprawdę do końca nie może przewidzieć, czy nie pojawią się nowe propozycje.

 

Kulturalnej działalności nie przerywa nawet zima. W domu, w największym pokoju robią koncerty na 25-30 osób, warsztaty i stand-upy.

 

„Siedzimy na dywanie, na poduchach i kanapach, rozmawiamy, ludzie przychodzą ze swoimi ulubionymi domowymi kapciami – opowiada Jurek.

 

Koncerty w stodole, pomimo że pojawia się na nich 150-200 osób, również są bardzo kameralne. 

 

Nie mamy podwyższonej sceny, jest luźny klimat, zasada zaufania. Nawet artyści, którzy z początku są nieco przestraszeni tym brakiem dystansu do publiczności, wyjeżdżają zachwyceni. Dziękują, że było tak normalnie, bez barier i tak intymnie. Bo dla artystów ważne jest, żeby były emocje.

 

Z technicznych planów, to chcieliby zagospodarować drewniany budynek przy stodole, ale to wiadomo, zależy od finansów. Tym bardziej, że nie korzystają z dofinansowań zewnętrznych. Może jest trudniej, może to wszystko dłużej trwa, ale jak mówią:

 

„Od nikogo nie jesteśmy zależni. Nie wchodzimy w żadne układy polityczne, bo polityka nie powinna się do kultury mieszać. Po prostu jesteśmy niezależni, można powiedzieć, że alternatywni. Dzięki temu możemy robić to, co chcemy robić.” 

 

Wiosną postanowili zrobić kolejny Antyinflacyjny Kiermasz Lokalnych Przedsiębiorców. Uznali, że czasy są ciężkie, szczególnie dla drobnych twórców i przetwórców. 

 

„Skupiamy wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy robią fajne rzeczy. Pomysł był taki, żeby nauczyć ludzi lokalnego patriotyzmu, żeby wspierać lokalne firmy, lokalnych artystów. Takich, których kojarzymy i znamy. Naszych znajomych, przyjaciół, kolegów naszych kolegów. Chcemy uczyć lojalności w biznesie i wzajemnego wsparcia.” – tłumaczą.

 

Miało być smacznie, barwnie, lokalnie i swojsko. Tak, jak zwykle w Mayovce, gdy goście siedzą przy ognisku, kręcą się między stoiskami, rozmawiają, odpoczywają. Na luzie i bez pośpiechu. I uwierzcie, że tak właśnie było.

 

Pod zadaszeniem same przysmaki serwowano – ciasta i desery z lokalnej cukierni, wędzone ryby, kozie sery, bochny świeżego chleba, miody. W stodole kiermasz rozmaitości trwał w najlepsze – można było kupić ziołowe kosmetyki, mydła, kolczyki z ptasich piór, ręcznie robione torby i torebeczki (wszystko w duchu zero waste), ozdoby z drewna, świece z wosku pszczelego, oleje, mąki, obrazki. W tle warsztaty bębniarskie się toczyły, a na jednym ze stoisk można było nabyć bębny i bębenki.

 

fot. Marta Konek

fot. Marta Konek

Podobno na pierwszym i jedynym w Polsce festiwalu ślubnym atmosfera ma być jeszcze fajniejsza. Wystąpią Meteroids, planowany jest także koncert – niespodzianka. Odbędą się warsztaty ze ślubnej kaligrafii i warsztaty ze ślubnego malowania na kurtkach, trampkach, marynarkach. W programie jest także ślubny stand-up z Vikingiem, występ kapeli Odloty i zespołu Big Joe.

No i oczywiście wesele bez pary młodej, które jest dla każdego – dla par planujących wesele, dla tych, co chcą świętować rocznicę ślubu, dla tych, co z różnych względów ślubu wziąć w Polsce nie mogą, dla grup przyjaciół, które chcą się dobrze pobawić i dla tych nawet, którzy nigdy nie byli na weselu w stodole.

 

P.S.
Podsumowując – obiecanej bezy z owocami nie dostałam, nie udało nam się dopchać do stoiska ze słodkościami. Ale dzięki Gosi poznałam świetnych ludzi, świetne miejsce i jeszcze nie raz do Mayovki wrócę, żeby zobaczyć, jak w środku lasu tworzy się kulturę.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
4
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0