Wiersze jako instalacja: przestrzeń, dźwięk, kolor i kształt
Opublikowano:
12 kwietnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Po ciepłym przyjęciu „Karapksu”, książce-laureatce Nagrody Literackiej Gdynia, Natalia Malek powraca z kolejnym tomem wierszy. Choć zasadniej w przypadku poetki mówić o projektach, a nawet instalacjach.
Minimalizm w mowie i piśmie
Tym razem Natalia Malek powraca do czytelników i czytelniczek z minimalistycznymi Obręczami. W przypadku pisarki konsekwentnie zestawiającej teksty poetyckie z pracami artystek lepiej nawet mówić o małych instalacjach czy po prostu: dziełach sztuki. I nie ma tutaj odrobiny przesady: każda kolejna książka okazuje się tak samo (jeśli nie bardziej) doszlifowanym koncepcyjnie i graficznie dziełem. Ważny jest tu również aspekt współpracy pomiędzy kobietami-artystkami. Nie po raz pierwszy Natalia Malek zaprasza do współtworzenia książki poetyckiej ilustratorki, fotografki czy malarki.
Wiersz nie jest tu odosobnionym tworem, ale ilustracją, opisem doświadczenia interdyscyplinarnego: warstwę tekstową oświetlają akwarele, grafiki w książce dialogują z poezją. Jedna forma nie przyćmiewa drugiej – oświetlają się wzajemnie i wyprowadzają projekt Natalii Malek z, mimo wszystko, niszowego świata poezji współczesnej.
Co więcej, Malek decyduje się na jeszcze jeden, dość zaskakujący dla śledzących karierę twórczyni gest. Oto bowiem poetka rezygnuje, choćby częściowo, ze swojego znaku rozpoznawczego: hermetyczności tekstu. W tegorocznych „Obręczach” więcej jest za to uważności i docenienia ważnych w życiu poetki kobiet – akcent przesuwa się z jednostkowego doświadczenia na współdziałanie, z bezczasu na konkretne lato, z abstrakcyjnych konceptów i gier językowych na pracę pamięci:
króliki
Tłem pracy jest pamięć,
tłem pamięci – tartaki.
Na granicy w ciepłym samochodzie
lądują siatki ze szkłem.
A wcześniej ten sam zapach
na styku
leśnictwa i sołectwa, wióry, króliki.
Fasony
Czas, ta obtłuczona misa.
Wkładasz stopy
i jesteś profesorem UMCS-u, dozorcą Elektrimu,
sprzedajesz oliwę
w workach po 3 litry,
masz działkę w gminie Reszel.
Leśna działka, na którą złażą się
psy, koty, osy i glizdy.
plandeka i przeźrocza
I
Poruszenie, ale czego,
tematu? Plandeki na wozie.
I naraz: głosy w plikach AVI,
trochę ścięte.
Gdyby ktoś mnie widział w tym tureckim wychodku,
kuczną,
zapatrzoną
w ciebie, jak próbuję się z tym kryć!
I naraz: kłódka na abisynce, taras pod skosem,
osa między palcami u stóp.
Co to tak właściwie znaczy? Poetyka Natalii Malek do tej pory krążyła blisko warstwy dźwiękowej: teksty nie zawsze miały być przejrzyste, znaczenia nie zawsze musiały być rozkodowane. Wiele tekstów uwodziło obcością, jak zapadająca w pamięci fraza-mantra z wiersza w nagrodzonym tomie „Karapaks”:
Jestem wolna jak żararaka
Jestem groźna jak córka żararaki
Jeszcze nikt mnie tak nie pożądał.
Nie jest jednak w „Obręczach” tak, że Malek zupełnie zrywa z wypracowanym przez lata stylem. Choć przejrzystość znaczeniowa jest tu o wiele większa, poetkę wciąż pociągają współbrzmienia wynajdowane w języku:
ciepłe włókna żarowe
Sefiry, litery. Wyrys i wypis, ciepłe włókna żarowe,
tylko jako kolor.
Nie jeździło się daleko.
Potrzebne i niepotrzebne sztaple,
potrzebny tor,
niepotrzebny tabor.
Od bramy wodzi za nami wzrokiem okazała bagira.
Jak rodzi się wiersz?
Z przypadku, z podchwyconego dialogu, z powolności dnia. W najnowszej książce Natalia Malek bardzo uważnie przygląda się chwili: leniwej niedzieli, gestom wykonywanym od niechcenia, rozgrywanym mimowolnie scenkom rodzajowym. Poetka skupia się przy tym na wrażeniach jak najbardziej zmysłowych, na działaniu jak najmniej zapośredniczonych żywiołów. Dlatego też wiele tu światła, wyczuwanego niemal pod palcami piasku, żaru, narastającej w cieniu pleśni, zapachu ciasta, uderzeń deszczu:
tędy, niedziela
Tędy, niedziela, gdzie stoją
chodaki, a my się uczymy pisma roślinnego.
Gdzie wołają o rozbój światła
w sypialni bez zasłon.
Tędy,
gdzie niebieskie szlaki, kuźnia i kartuzja,
obie nieczynne.
Gdzie puchnie żyła lampasowa
i sztangla pleśnieje pod pokrywą kosza.
Wiosną odmarza
zespół parkowy,
suche rozmowy rzuca się ptakom.
Wiersz się rozlewa
Kluczem do „Obręczy” są ilustracje zawarte w książce: ta okładkowa Basi Hajduk oraz te wewnątrz autorstwa Basi Bańdy. Zwłaszcza przygotowane na potrzeby książki Malek prace Bańdy współpracują z tekstami poetki. Motywem przewodnim jest tu bez wątpienia minimalizm: Natalia Malek próbuje swoich sił w formacie haiku, Bańda stawia na oszczędne i abstrakcyjne formy.
Liczy się tu również technika wykonania tychże prac: wiele tu kształtów rozlanych, przepływających z jednego w drugi. Efekt ten umożliwia akwarela – i właśnie w łudząco podobny sposób do pigmentu rozlewającego się na papierze Malek komponuje swoje teksty: ogień płonie, słowa tlą się, światło się rozlewa. Żadna z figur nie ma tu ostrych krańców, opowieść pozostaje miękka, zawieszona w niedopowiedzeniu.
II
Mur – partykuła.
Ruch – partykuła.
W sadzawce cień się rozlał,
za bardzo wlazł pod słońce.
odpoczywanie
Czekałeś na ich jesienne płomienie.
Ziemia i jej kategorie.
Woda i jej kategorie.
Wentylatornie i masztalarnie.
Świąteczne natarcie.
Ciało, które pędzi, chłodzi się w pościeli.
Światła: krótko, długo.
Nie naszym argumentem jest odpoczywanie.
Prywatny hołd
W odróżnieniu od wcześniejszych konceptualnych dzieł Malek, w „Obręczach” niezwykle ważny pozostaje ślad autorki: wiele utworów zadedykowano kobietom, istotnym zarówno w życiu pisarki, jak i we współczesnym polu literackim. Poetka zwraca się do Beaty Guli, byłej kierowniczki działu literackiego w Staromiejskim Domu Kultury, Agnieszki Wolny-Hamkało, poetki i aktywistki literackiej z Wrocławia czy Pani Jakimiak:
smodzielna pani jakimiak
I jej gabinet w lewym skrzydle
budynku.
Samodzielne kroki po schodach.
Samodzielne dojazdy z Podkowy.
Samodzielne poranki,
lustra przetarte ziemniakami.
Wakacje na wyspie
kleszczy,
rozmazane smsy, sałatki
owocowe.
A teraz wszystkie jesteśmy psami. Psami z głową w dół.
nur
Agnieszce Wolny-Hamkało
Jeśli nur – to w euforii.
Ręce całe w piachu.
Jakieś letnisko i jakaś parcelacja.
Dach-próchno,
ale lepią się konary.
A ona? Robi kanapkę
z dżemem i kanapkę z majonezem,
prosi ludzi
na swoją werandę.
Nuci dziecku i je ubiera.
I kiedy poprzedni „Karapaks” był pancerzem, osłoną, kryjówką, czy: jak chciałby słownik, grzbietową częścią pancerza skorupiaków i żółwi, „Obręcze” są pracą na miąższu: konkrecie wyciągniętym z pamięci, kobietom ważnym na artystycznej drodze, dotykaniu, smakowaniu i czuciu niegdysiejszego dnia.
Cóż można na koniec: proszę uwierzyć, to dykcja po prostu niepodrabialna.