Wspólna mała ojczyzna
Opublikowano:
7 czerwca 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jesteśmy przyzwyczajeni mówić i myśleć o sobie jako o mieszkańcach Polski, Polakach. Mamy w głowie polską historię – jakkolwiek byśmy ją sobie opowiadali, z Grunwaldem i Jedwabnem.
Jednak żyjemy w Poznaniu, Kaliszu, Piecewie, w konkretnych małych fragmentach tego, co nazywamy Polską. Bardzo często na temat tych najbardziej bliskich „małych ojczyzn” mamy znikome pojęcie. Nie wiemy, co je tworzyło, jakie były dzieje tych miejsc.
To się zmienia. Profesjonalna historia coraz więcej uwagi poświęca lokalnym dziejom, historiom małych wspólnot, bo one – odległe od wielkiej historii i wielkiej polityki – ukazują odmienne wymiary procesów dziejowych.
Coraz też więcej uwagi poświęcają lokalnej historii ci, których najbardziej dotyka ona jako dziedziców – mieszkańcy większych czy mniejszych miejscowości, niedużych regionów.
I wcześniej wielu było pasjonatów miejscowych dziejów, gromadzących pamiątki, wspomnienia. Ale właśnie – pasjonatów, którzy mogli wzbudzać podziw, częściej uśmiech pobłażania, a przez profesjonalistów traktowani byli z pełną protekcjonalności rezerwą. Dzięki ich wysiłkom istnieją teraz źródła do tych małych historii.
Skraj Krajny
Wydana pod koniec ubiegłego roku książka Krystyny Nity „Na skraju Krajny” tego rodzaju zmianę poświadcza. Autorka ma wprawdzie wykształcenie geologiczne – co wyraźnie widać w skrupulatnym opisie warunków geograficznych interesującego ją obszaru – jednak swój tom skomponowała niezwykle starannie, wyróżniając różne konteksty historii, by dać pełny obraz lokalnych dziejów.
Zainteresowanie małym fragmentem – tytułowym skrajem – Krajny, leżącej na północy Wielkopolski w okolicach Złotowa i Zakrzewa, ma swój biograficzny rodowód.
Nita urodzona w Piecewie, tam się wychowała, do liceum uczęszczała w Złotowie. Jakkolwiek studiowała w Krakowie i tam już zamieszkała, swojej „małej ojczyzny” nie opuściła.
W tym tkwi sedno – Polska jest abstraktem, pojęciem ogólnym, „mała ojczyzna” ma zapach, smak, postać konkretnych miejsc, charakterystycznych i niepowtarzalnych krajobrazów. To ślad, jaki przestrzeń pozostawia w pamięci. Doświadczenie miejsca w najbardziej fizycznym wymiarze czyni je „własnym”.
Na stronach książki Krystyna Nita niejednokrotnie się do własnych wspomnień odwołuje, co czyni jej publikację swoistym wyrazem intymnej więzi z miejscami. Nic w tym czułostkowego czy sentymentalnego – to zdanie sprawy z prostego faktu, że chociaż zwykle umyka to uwadze, historia ucieleśnia się w nas poprzez miejsca, w których żyjemy.
Trudna mała historia
O tym, jak taka „mała historia” może wyglądać, daje pojęcie już pierwszy rozdział „Na skraju Krajny” zawierający rys dziejów małego skrawka ziemi. Zauważa autorka, że jej rodzinne okolice dotychczas nie wzbudzały zainteresowania historyków, bo w odróżnieniu od pobliskiego Złotowa czy Zakrzewa, nie zapisały się znacząco i wyraźnie, choćby walką o polskość podczas zaborów.
Tymczasem Tarnówka, Piecewo poprzez swoje dzieje pokazują, jak narracja historyczna, ta oficjalna, najbardziej utrwalona, może być odległa od realnych doświadczeń ludzi.
W skrótowo zarysowanym przeglądzie zdarzeń z dawnej historii (bo nacisk kładzie autorka na historię najnowszą) daty z podręczników rozbrzmiewają echem dalekim – wpływają na życie mieszkańców bardzo pośrednio, często w niczym nie naruszają rytmu życia.
Imponuje książka Krystyny Nity podejściem do najbardziej obszernie potraktowanej trudnej historii dwudziestego wieku. Opisywany przez nią region stanowił przez wieki szczególne miejsce styku. Tu nachodziły na siebie różne interesy, krzyżowały się różne wpływy. W ostatnich czasach zamieszkiwany był przeważająco przez Niemców. Wrośli w tę ziemię przez pokolenie równie głęboko i mocno, jak ich polscy sąsiedzi. To była także ich „mała ojczyzna”.
W wyniku tragedii II wojny światowej, zmian w układzie politycznym, przesunięć granic państwowych stali się wychodźcami. By uniknąć śmierci, zmuszani opuszczali tak zwane Ziemie Zachodnie bądź Ziemie Odzyskane pozostawiając wszystko. Ich domy zamieszkali przybysze pchani tymi samymi przymusami bądź poszukujący odmiany losu po wojennej zawierusze. Mieszkali w tych samych ścianach, pośród tych samych lasów, uprawiając te same pola.
Ten trudny fragment historii Polski wciąż jest i mocno zmistyfikowany i mało wciąż znany. Krystyna Nita oddaje głos wszystkim aktorom zdarzeń.
Przytacza wspomnienia, przeprowadza wywiady. Niemieckim mieszkańcom skraju Krajny daje możliwość opowiedzenia o gwałtach, jakich doznali ze strony żołnierzy rosyjskich, o strachu o życie własne i bliskich. O bolesnej świadomości, że muszą opuścić swoje domy. O poczuciu straty.
Możemy przeczytać o trwałości tego żalu skłaniającego do poszukiwania rozproszonych po Niemczech niegdysiejszych sąsiadów, gromadzenia pamiątek, spisywania wspomnień. Ale też do wyrażania dezaprobaty i sprzeciwu wobec traktatów o wzajemnym uznaniu granic z 1970 roku. One niweczyły nikłą i silną jednocześnie nadzieję na powrót. Trudno to może pojąć, ale to punkt widzenia wielu „wypędzonych”, jak sami siebie nazywali.
Różne głosy
Z drugiej strony możemy poznać losy Polaków, którzy w opuszczonych przez niemieckich właścicieli domach odnaleźli swoje miejsce na ziemi. Jak trudne było wrastanie w ten nowy świat, tworzenie wspólnoty z innymi przesiedleńcami, równie wyobcowanymi, z mieszkającymi tu już wcześniej Polakami, którzy długo byli traktowani z podejrzliwością. Jak wreszcie przez lata towarzyszyło im poczucie niepewności i tymczasowości – z racji nieuregulowanej kwestii granic. I jak z narodzinami kolejnych pokoleń, z kolejnymi latami ta ziemia stawała się swojska i zmieniła się w ich „małą ojczyznę”.
Autorka pozwala wybrzmieć tym różnym głosom. W ich współbrzmieniu w przywiązaniu do skraju Krajny i dysonansie w ocenie zdarzeń daje obraz złożoności dziejów.
Krystyna Nita – i to wielka wartość jej pracy – nie ocenia, nie wydaje werdyktów. Będą potomkinią przesiedleńców, z uwagą wsłuchuje się w głos wcześniejszych mieszkańców swojej wsi. Rozumie ich tęsknotę i żal. Oni także są historią tej ziemi, i dla nich była ona droga. To jest łącznikiem.
„Na skraju Krajny” to książka ważna. Pokazuje nie tylko istotność lokalnych, małych historii, dalej też przykład, jak mogą być pisane dzieje pograniczy. Dostrzegając zmienność losu, wychodząc poza ideologiczne zaangażowania, unikając ferowania łatwych wyroków w trudnych sprawach, Krystyna Nita pisze historię łączącą, wspólną historię wszystkich mieszkańców małego skrawka ziemi, która przecież nie jest niczyją własnością.