Wystarczy przystanąć
Opublikowano:
10 sierpnia 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Jest 20 lipca, 18:30. Ogarnął mnie rodzaj zadumy, w który wprawiła mnie cisza lasu. Można było odnieść wrażenie, że ptaki już się wyśpiewały i oczekują na jesienne odloty. W końcu stanąłem, nieco zrezygnowany. I wtedy się zaczęło.
Pierwszą rzeczą, którą spostrzegłem, był piękny, zielony kożuch rzęsy wodnej. Od razu skojarzyłem go z rzęsorkiem rzeczkiem (bardziej lingwistycznie, niż biologicznie), ale i rzęsami pań, które bardzo, może czasami za bardzo, dbają o obfitość, gęstość, długość i zalotność rzęs. Tej naturalnej obfitości rzęsy wodnej jednak nie przebiją.
Ptasie radio
Na pniu powalonego drzewa w pocie czoła uwijały się mrówki, przywodząc na myśl filmy przyrodnicze kręcone w Amazonii. W oddali zaczęły „pohukiwać” grzywacze. Aktywne głosowo były dzwońce. Do chóru dołączył pierwiosnek, który szybko wybił się na solistę, a którego głos jest nie do pomylenia z innymi śpiewakami leśnymi. To swoiste, długo powtarzane, wyraźnie rozdzielane cilp-calp-cilp-cilp-calp. W tle zaczął podśpiewywać kos.
Niespodziewanie, z bezlistnej tu korony drzewa zerwał się szczygieł. Mama opowiadała mi, że ptaki te hodowano kiedyś w klatkach – na szczęście to już przeszłość. Zarówno kolorystyka tego ptaka, jak i jego głos są w istocie zjawiskowe i niepowtarzalne.
Wcześniej „poczykał” trochę strzyżyk – chyba młody, tegoroczny ptak chciał mi się przyjrzeć z bliska. Dał o sobie znać dzięcioł zielony, a zaraz po usłyszanym „kuzynie” żerowanie na okolicznych olchach rozpoczął dzięcioł duży. Odgonił innego dzięcioła, który konkurencyjnie próbował rozgościć się na tym samym drzewie. Z pomocą lornetki w puchatej kulce odkryłem modraszkę i wysoko krzątającego się kowalika, który w promieniach wieczornego słońca wyglądał egzotycznie.
Kontemplację raz po raz przerywał mi komar, który próbował walczyć o przetrwanie gatunku, dobierając mi się do skóry. Na wodzie siedziały krzyżówki. O kurka wodna! – ciut dalej spostrzegłem kokoszkę wodną z młodymi, nie tak już znowu małymi. Wyjaśnię od razu, że kokoszkę nazywamy inaczej kurką wodną…
Zapachy
W powietrzu unosiła się mieszanina zapachów: mięty, tataraku, wody, ale jako że to teren olsu, nieco bagnisty, w którym zachodzą procesy gnilne, to trafiał się i siarkowodór, który, gdy dolatywał do nozdrzy, nie kojarzył się zbyt uroczo. Dlatego, mając za plecami przechodzących, przebiegających lub przejeżdżających na rowerach (a nawet konno) ludzi, słyszałem raz po raz różne komentarze. Zazwyczaj rozmarzone:
„Jak pięknieee… albo: – Jak tu łaaaadnie!”
Zachwyty dotyczyły światła, krajobrazu, zieloności, bobrowej tamy. Pojedyncze, pewnie co wrażliwsze osoby schodziły ze ścieżki na nieco już wydeptane w tym miejscu łono natury, aby utrwalić ten widok i mieć go dla siebie już na zawsze lub przynajmniej do pierwszej awarii elektronicznej karty (nie)pamięci.
Wśród tych, którzy mijali mostek zlokalizowany za moimi plecami były też osoby neutralne. To ci spośród nas, którzy patrzą przed siebie, zadaniowi, uważający, trenujący w rytm muzyki podawanej do uszu przez szczelnie nałożone lub wetknięte w uszy słuchawki.
Cóż, każdy czerpie z przyrody tak jak chce, jak lubi, umie lub, po prostu, jak został nauczony.
Niemniej, jak to w życiu, zdarzali się i malkontenci albo po prostu ci, którzy mieli pecha i gdy przejeżdżali, zapachniało, a właściwie zawiało im w nosy siarkowodorem. Wtedy komentarze były innej natury, choć wciąż wygłaszane wyważonym językiem, gdyż zwykle formułowane przez przedstawicielki płci pięknej:
„Ale zapaszek…”
Gdzie to jest
Przez chwilę znów zrobiło się cicho. W miarę postępowania kolejnych dni lata będzie coraz ciszej. W pewnym momencie szczygieł chyba już wrócił, bo zaczął podśpiewywać pod dziobem. „Zachichotał” na to dzięcioł zielony. Niepełną zwrotkę pełnym głosem wyśpiewała kapturka. W górze… Ach, w górze, nad lasem – to już niemal odrębna historia. Najwyżej latały jeżyki, niżej: dwa gatunki jaskółek. Raz po raz słychać było ich wesołe głosy.
Prrriii, prrriii – doszło do moich uszu, gdy nad lasem, w kierunku nad jezioro przeleciały co najmniej dwie rybitwy.
Majestatycznym lotem przemieściła się po niebie czapla siwa. A „na parterze” zaistniała kolejna nowość: odezwał się pełzacz. Pełną zwrotkę zaśpiewał strzyżyk. Pojawiły się też nowe głosy, dochodzące z kilku miejsc punktowo. To chyba rodzina kwiczołów przemieszczała się w gęstwinie leśnej, wzajemnie informując się o swoim położeniu. Taki głosowy GPS.
W międzyczasie pojawiła się ważka równoskrzydła, o ile dobrze dostrzegłem, z rodzaju Lestes (pałątka) – to potwierdzenie, że fenologicznie weszliśmy w okres letni. Przyroda bucha zielonością, kwiatami, dojrzewającymi na słońcu owocami. Wystarczy przystanąć, popatrzeć, posłuchać i pooddychać zapachami, które proponuje nam natura w danej porze dnia i roku.
Ciekaw jestem, czy ktoś z Państwa odgadnie z opisu lub po fotografiach – gdzie obserwowałem przyrodę tego wieczora?
Kto odgadł, może w nagrodę sam się tam wybrać i poczynić podobne obserwacje. Kto nie zgadł – nie musi się denerwować, wręcz przeciwnie: niech wybierze się na obserwacje w swoim najbliższym otoczeniu.
Serdecznie polecam – zawsze znajdzie się coś ciekawego i wartego uwagi. Kontakt z przyrodą wycisza i wygładza zmarszczki na ciele i duszy. Zadbajmy o siebie w tym urlopowo-wakacyjnym czasie.