„Zatrzymać, żeby poruszyć.”
Opublikowano:
7 lipca 2021
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Artysta zaangażowany, którego plakaty znane są w całej Polsce i które prowokują skrajne reakcje – doceniany i nagradzany, ale też cenzurowany i prześladowany. Z Szymonem Szymankiewiczem, laureatem nagrody Marszałka Województwa Wielkopolskiego, rozmawia Barbara Kowalewska.
Barbara Kowalewska: W odpowiedzi na jaką potrzebę zrodził się plakat jako forma sztuki i jaka była jego rola w powojennej historii w Polsce?
Szymon Szymankiewicz: Od swoich początków plakat pełnił funkcję informacyjną oraz perswazyjną i propagandową. Również po wojnie pojawił się na ulicach po prostu jako nośnik informacji i propagandy władzy.
Później wykształcił się nurt dla mnie najciekawszy i najistotniejszy, który chcę kontynuować – plakat zaangażowany. Jego narodziny mają związek m.in. z pojawieniem się w Polsce zachodnich filmów.
Władza komunistyczna postanowiła zlecać tworzenie polskich wersji plakatów filmowych rodzimym artystom, by nie mieć nic wspólnego z „kapitalistycznym złem” oraz by zaoszczędzić. Dzięki temu artyści z tzw. polskiej szkoły plakatu w latach 50. i 60. próbowali przemycać w swoich pracach różne treści i nawiązania do współczesności, omijając cenzurę i ograniczenia ustroju. W mistrzowski sposób wykorzystywali skrót myślowy, czego uczę studentów – jak przemycić „dużą historię” w wąskich ramach.
Dlatego wykorzystujemy gry skojarzeń, sięgamy po znane symbole i obrazy, a potem bawimy się znaczeniami, poprzez umieszczanie tego, co jest powszechnie znane, w nowych, często zaskakujących kontekstach.
Przy tworzeniu takich plakatów używamy skrótu myślowego, który wywołuje często błyskawiczną reakcję widza. W głowie odbiorcy „rozpakowują się” różne znaczenia i w ten sposób widz w pewnej mierze staje się współautorem plakatu, rozkodowując graficzne rebusy.
BK: Symbole, znaki graficzne są wieloznaczne. Z jednej strony to zaleta, bo pozwalają na różne skojarzenia, ale z drugiej strony są obarczone tak wieloma konotacjami, że gra ze znaczeniami – taka, jak na pana plakatach – może być mylnie interpretowana. Jak pan to widzi?
SSZ: To kwestia wyczucia i kontekstu. W różnych kręgach kulturowych pewne symbole mogą być inaczej odbierane. Ważny jest zresztą nie tylko kontekst geograficzny, ale też kontekst czasów, w których żyjemy.
Staram się, by umieszczane przeze mnie w sieci wizualne komentarze były bardzo aktualne. Plakat z samej definicji jest ulotny, a przekazywane przeze mnie komunikaty dotyczą przemijających sytuacji. Tempo, w którym żyjemy, jest zawrotne, duża zmienność dotyczy również mediów i tego, na jak długo są w stanie skupić naszą uwagę. Dlatego w swoich pracach próbuję skoncentrować się na tym, co istotne w danym czasie.
BK: Oprócz treści aktualnych wiele z pana plakatów niesie ze sobą przekaz uniwersalny.
SSZ: Rzeczywiście, choć często komentuję bieżące wydarzenia, to moje prace i tak się odnoszą do uniwersalnych wartości, które są dla mnie szczególnie ważne. To wolność, równość i szacunek do człowieka. Stąd m.in. wynika cała seria plakatów związanych z równouprawnieniem środowiska LGBT+.
BK: I „Loading”, praca, za którą otrzymał pan Złoty Medal na Biennale Plakatu Polskiego w Katowicach. Przypomnijmy, że medal związany był z nagrodą finansową, która po werdykcie jury została panu odebrana przez marszałka województwa śląskiego.
SSZ: Ten plakat powstał w styczniu 2019 roku, kiedy podczas obchodów wyzwolenia obozu Auschwitz odbywał się marsz polskich neofaszystów. Poczułem wtedy, że to jest niebezpieczna sytuacja. To, przed czym jesteśmy ostrzegani, odrodzenie się faszyzmu, ma właśnie miejsce. I to jest niedopuszczalne.
Symbolika tego plakatu może być odbierana opacznie, bo faktycznie użycie swastyki może być i ostrzeżeniem przed odradzającym się nazizmem i zachętą do jego odrodzenia. Trzeba też pamiętać, że swastyka była kiedyś pozytywnym symbolem, dopiero Hitler zmienił jej znaczenie. Niektórzy odbiorcy nie odczytali mojego komunikatu jako antynazistowski, lecz przeciwnie. Albo tylko udawali, że nie rozumieją kontekstu i przesłania. Mam na myśli urzędników, którzy tłumaczyli się z odebrania mi nagrody finansowej. Sytuacja skończyła się pozytywnie – dostałem nagrodę główną Międzynarodowego Biennale Plakatu Społeczno-Politycznego w Oświęcimiu.
To była klamra – plakat powstał w odpowiedzi na wydarzenia związane z Oświęcimiem, a po tych wszystkich perypetiach z marszałkiem śląskim został zrozumiany i doceniony właśnie w Oświęcimiu. Odezwało się też do mnie pismo o kulturze żydowskiej „Miasteczko Poznań”, które opublikowało plakat, z czego się cieszę, bo to również znak, że zrozumiano antyfaszystowski wydźwięk tej pracy.
BK: Skąd pana zainteresowanie formą plakatu? Dlaczego wyraża się pan właśnie w niej?
SSZ: Pierwsze przygody z plakatem zaczęły się już w liceum plastycznym w Łodzi. Wybrałem plakat, ponieważ jestem niecierpliwy, a plakat daje szybki efekt i przemawia wyjątkowym językiem, pasującym do mojego charakteru – lubię konkret, uważam, że o sprawach ważnych należy mówić bezpośrednio i konkretnie. Przekonuje mnie też minimalizm, który uważam za najbardziej uniwersalny język wizualny. Najważniejsze jest przekazanie treści, forma jest na drugim miejscu.
BK: Kto wpłynął na pana rozwój jako artysty?
SSZ: Profesor Lex Drewinski w czasach liceum, później na ASP w Poznaniu wybrałem pracownię profesora Eugeniusza Skorwidera. To on mnie nauczył, czym jest prostota, skupienie się na puencie, wyciąganie z obrazu tego, co najważniejsze. I ta nasza relacja trwa dalej – jestem asystentem w jego pracowni, a profesor często jest pierwszym odbiorcą moich plakatów, daje swoje uwagi, nim plakat pójdzie w świat.
BK: Jest pan przedstawicielem sztuki zaangażowanej. Czy to czasy wywołały potrzebę włączenia się w dyskurs społeczny, czy też był to wcześniejszy wybór?
SSZ: Angażować się trzeba w każdych czasach. Od zawsze czułem, że sztuka powinna być zaangażowana, że może być dla ludzi na tyle ważna, żeby ich zmieniać. Przez sztukę można się starać zatrzymać zło, które dzieje się na świecie, a które – jak uważam – niejednokrotnie wynika z braku świadomości, wiedzy.
Propaganda ogłupia i wprowadza w błąd.
W naszych czasach ludzie nie sięgają do rzetelnych informacji na wiele tematów, choć są one tak masowo i łatwo dostępne. Wiedząc, że plakat jest wspaniałym nośnikiem informacji i mając poczucie odpowiedzialności jako pedagog i artysta, uznałem, że mam jakieś możliwości wpływu na świat poprzez sztukę. A forma plakatu, przez wyjątkowość przekazu, ma szansę trafić do bardzo różnych ludzi i pobudzić refleksję.
BK: Dobry plakat to jaki?
SSZ: Taki, który porusza. Mój profesor Eugeniusz Skorwider mówił mi często, że:
„Plakat powinien zatrzymać, żeby poruszyć”.
Samo to stwierdzenie już jest „plakatowe”, skrótowe. Rzeczywiście plakat powinien „zahaczyć” widza, żeby przystanął i zastanowił się. Dlatego używam znanych powszechnie symboli, które mogą być czytelne dla przechodnia na ulicy, czy użytkownika Internetu.
BK: Jest granica wolności w twórczości artystycznej? Jeśli tak, to co wyznaczałoby tę granicę, a gdzie nie powinno jej być?
SSZ: Granica przebiega tam, gdzie prostota zamienia się w prostactwo. Trzeba wiedzieć, o czym mówić, kiedy i pamiętać, że są zasady dobrego smaku. Żeby przekazywać czytelne komunikaty, staram się wyważać swój język między sztuką wysoką i popularną.
Jeśli zaś mówimy o zawartości treściowej, to uważam, że nie ma tematów tabu. To zawdzięczamy w Polsce m.in. sztuce krytycznej lat 90. – prace, którymi zajmowano się podczas sądowych procesów, dziś są w kanonie.
Katarzyna Nieznalska i Katarzyna Kozyra czy Artur Żmijewski – by wspomnieć najbardziej głośne nazwiska – przesunęli swoimi pracami granice wolności, dzięki nim możemy rozmawiać dziś o większej liczbie tematów krytycznym językiem.
Rozmawiałem z moim przyjacielem gejem, któremu jest smutno, że za jego życia nie będzie nigdy w Polsce takiej wolności i równouprawnienia, o jakich marzy. Ale w latach 80. czy 90. było jeszcze gorzej. Na przestrzeni ostatnich 30–40 lat bardzo wiele się zmieniło, również dzięki przesuwaniu granic wolności wypowiedzi w polu sztuki.
BK: Przeżył pan próby cenzurowania swojej działalności. Artysta obawia się krytyków, a artysta zaangażowany?
SSZ. Moim krytykiem jest odbiorca. Ku mojemu zaskoczeniu, nie licząc skrajnie prawicowych głosów, spotykam się z niewieloma negatywnymi reakcjami. Cieszę się, że ludzie pozytywnie reagują na moje komunikaty wizualne i widzę, że potrzebują takich impulsów.
Natomiast skrajna prawica jest gotowa na najgorsze i to budzi mój niepokój. Plakat z nożem i profilem Jarosława Kaczyńskiego wpisanym w rękojeść był odpowiedzią na śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i na to, że obóz władzy, który ma środki i możliwość zatrzymania fali nienawiści, działa odwrotnie – podsyca ją.
Przecież jeszcze przed tym morderstwem wystawiano politykom opozycji akty zgonu, wieszano ich kukły – uważam to za absolutnie niedopuszczalne. Władza nic z tym nie robiła, umarzała śledztwa, dając w ten sposób zachętę do eskalacji nienawiści. Za udostępnienie tego plakatu w sieci próbowano zwolnić ze stanowiska wicedyrektora Muzeum Warszawy Jarosława Trybusia, ja też miałem z powodu tej pracy kłopoty na uczelni i spotkały mnie różne pogróżki.
Innym przykładem cenzurowania jest też ostatnia sytuacja zaistniała podczas wystawy „Oblicza Wolności” w Radomiu. Niektóre moje prace zostały zniszczone – organizatorzy musieli dodrukować dwa plakaty, a kilka innych posklejać. Młodzież Wszechpolska wraz z Konfederacją złożyły do prokuratury zawiadomienie o zniesławieniu i bezczeszczeniu symboli narodowych. Chodzi głównie o plakat PW, który jest jasną wypowiedzią przeciwko „patriotycznym” koszulkom, pościelom, majtkom i kijom bejsbolowym ze znakami powstania warszawskiego.
To moja reakcja przeciw wykorzystywaniu grozy II wojny światowej do celów marketingowych przez różne firmy i polityków. Trywializowanie tragicznych wydarzeń może doprowadzić do ich powtórzenia. A zachowanie działaczy Młodzieży Wszechpolskiej świadczy albo o braku kulturowej kompetencji, dzięki której można plakat prawidłowo odczytać, albo o cynicznych zamiarach.
BK: Jakie ma pan pomysły i plany związane z dalszą twórczością artystyczną?
SSZ.: Plakat nie jest tylko kawałkiem kartki, ale pewnym sposobem myślenia, może więc zmieścić w sobie różne treści. Nadal będę projektował plakaty, bo czuję się w tej formie coraz swobodniej, odczuwam większą łatwość i przyjemność z ich tworzenia. Mam tylko nadzieję, że rzeczywistość nie będzie już dostarczać tylu negatywnych inspiracji. Są pomysły na wydanie książki/katalogu, stworzenia w Poznaniu muralu oraz na kilka nowych odsłon w postaci wystaw z użyciem różnych mediów.
BK: Czym dla pana jest nagroda Marszałka Województwa Wielkopolskiego?
SSZ: Potwierdzeniem mojej wiary w to, że miasto i region, w którym żyję, jest miejscem bezpiecznym dla wymiany idei, dla debaty, dla szczególnie ważnej dla mnie wolności słowa.
Tę nagrodę odczytuję także jako akt odwagi ze strony Marszałka – bo wręczając mi ją, pokazuje, że stoi na straży wartości, które są w dzisiejszej Polsce zaciekle atakowane przez prawicę.
Mam szczęście mieszkać w miejscu, gdzie można myśleć normalnie i nie jest to karane – a nie w każdym mieście w Polsce tak jest. Jestem więc dumny i szczęśliwy z powodu tego wyróżnienia, to dla mnie duże wsparcie w dalszych działaniach artystycznych.
Szymon Szymankiewicz (ur. 1985 r. w Łodzi) – absolwent i wykładowca Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, twórca grafik i plakatów. Jest laureatem licznych nagród i wyróżnień, ostatnio Złotego Medalu na 26. Biennale Plakatu Polskiego w Katowicach w 2019 r. oraz I nagrody na Biennale Plakatu Społeczno-Politycznego w Oświęcimiu w 2020 r. Jego prace były pokazywane na wystawach i przeglądach w kilkudziesięciu krajach Europy, Azji oraz obu Ameryk.