Zaufanie do czytelnika
Opublikowano:
9 sierpnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Wiele osób, pisząc powieść, którą chciałoby wydać w „kościelnym” wydawnictwie, łatwo wpada w schematy i od razu zabiera się za moralizowanie. A od dobrej książki oczekujemy przecież czegoś więcej” – mówi Katarzyna Smardzewska, redaktorka z Wydawnictwa Świętego Wojciecha.
KUBA WOJTASZCZYK: Święty Wojciech jest jednym z najstarszych wydawnictw w Polsce. Czy mogłaby pani pokrótce opowiedzieć jego historię?
KATARZYNA SMARDZEWSKA: Historia Wydawnictwa Świętego Wojciecha sięga XIX wieku. W 1897 roku abp Florian Stablewski wykupił udziały spółki „Kurier Poznański” i założył Drukarnię i Księgarnię Świętego Wojciecha. Początki przedstawiały się skromnie – publikowano kilkanaście tytułów rocznie, w większości wznowienia. Warto dodać, że od początku nie były to tylko książki religijne – wydawano powieści, poezję, książki popularnonaukowe.
Jak Wydawnictwo się rozwijało?
Prężny rozwój wydawnictwa zapoczątkował ks. Piotr Wawrzyniak, dyrektor Świętego Wojciecha od 1902 roku. Wtedy znacznie poszerzono profil wydawniczy, zaproszono do współpracy twórczych i uzdolnionych kapłanów, księgarzy, ilustratorów. W niedługim czasie liczba wydawanych tytułów podwoiła się.
Co było dalej?
Największy rozkwit wydawnictwa przypadł na lata międzywojenne. Zapewne nie bez znaczenia była likwidacja cenzury. Kierujący wtedy wydawnictwem ks. Szczepan Jeleński rozpoczął wydawanie książek podróżniczych, przyrodniczych, a także literatury dla dzieci – często w pięknej szacie graficznej. Wtedy też zaczęto publikować i sprzedawać na dużą skalę podręczniki – nie tylko do religii, ale też do innych przedmiotów, np. matematyki. Te działania zaowocowały zajęciem przez DiKŚW czołowego miejsca wśród wydawców polskich.
Warto dodać, że to u nas debiutował chociażby Gustaw Morcinek, a swoje utwory wydawali Kazimiera Iłłakowiczówna, Zofia Kossak-Szczucka czy Jan Sztaudynger.
Gdy przeglądałam katalog naszych książek z okresu międzywojnia, nasunęła mi się refleksja, że, jak na tamte czasy, publikowało u nas wiele kobiet. Wydawaliśmy też utwory zagraniczne – Dickensa, Verne’a, Wellsa i wielu innych.
II wojna światowa przerwała działalność wydawnictwa i całej spółki…
Tak, ale już w 1945 roku podjęto decyzję o wznowieniu pracy wydawniczej. Zaczynano od początku… udało się opublikować 5 tytułów. Represje stalinowskie uniemożliwiły wydawnictwu szybki rozwój – tematyka religijna podlegała surowej cenzurze, papier często był nie zdobycia. Mimo to DiKŚW wypuszczała na rynek coraz więcej tytułów. Rok 1973 przyniósł pierwszy tom „Biblii Poznańskiej” – nowego przekładu Pisma Świętego z języków oryginalnych.
Jak Wydawnictwo odnalazło się po 1989 roku?
Wydawnictwo mogło wreszcie rozwinąć skrzydła. Ówczesny redaktor naczelny rozszerzył profil wydawniczy o poradniki, literaturę piękną oraz dziecięcą. W latach 2000–2004 ukazał się komplet podręczników do nauki religii na wszystkich poziomach nauczania. Kolejne lata przyniosły szereg dalszych zmian. W 2007 roku na wniosek dyrektora wydawnictwa stworzono nową identyfikację wizualną firmy, zmieniono także jej nazwę – słowo „księgarnia”– coraz mniej kojarzone z działalnością wydawniczą, a bardziej z dystrybucją książek – zmieniono i przyjęto nazwę Wydawnictwo Świętego Wojciecha.
W jaki sposób Święty Wojciech funkcjonuje dzisiaj?
Kontynuujemy tradycje naszych poprzedników, oczywiście wciąż szukając nowych rozwiązań. Wydajemy książki z zakresu duchowości, poradniki, książki dla dzieci, poezję, powieści. Ważny element naszej działalności stanowią podręczniki i materiały pomocnicze dla nauczycieli. Jako redakcja pracujemy w kameralnym gronie; wszyscy dobrze się znamy. Mamy też grupę bliskich współpracowników – tłumaczy, ilustratorów, grafików, specjalistów DTP.
Początki Wydawnictwa łączą się z powstaniem polskiego czasopisma katolickiego dla Wielkopolan. Co współcześnie poznańskość i wielkopolskość znaczą dla Świętego Wojciecha?
Cała historia naszego wydawnictwa wiąże się z Poznaniem i wiemy, że nie wolno nam o tym zapominać. Staramy się wspierać kulturę w naszym mieście, jesteśmy obecni na różnych wydarzeniach, współpracujemy na przykład z Biblioteką Raczyńskich czy z Biblioteką Kórnicką. Publikujemy książki poznaniaków i o poznaniakach.
Poza tym jesteśmy bardzo poznańscy w… oszczędzaniu. W naszej redakcji nic się nie marnuje – oszczędzamy papier, segregujemy śmieci, opakowania i koperty wykorzystujemy kilkukrotnie. Czasem żartujemy, że byliśmy „zero waste”, zanim stało się to modne [śmiech].
Kiedy dołączyła pani do zespołu?
Od razu po studiach.
Pamięta pani pierwszy tytuł, który pani redagowała?
Pamiętam doskonale, bo rzucono mnie wtedy na głęboką wodę, a może raczej – obdarzono zaufaniem. Dostałam do zredagowania tekst rekolekcji wygłoszonych przez kardynała Carlo Marię Martiniego. Martini był charyzmatyczną postacią, słyszałam o nim wcześniej i czytałam jego wypowiedzi, a nagle okazało się, że będę redaktorką jego książki.
Z których publikacji Wydawnictwo jest najbardziej dumne?
Na pewno z „Nowego słownika wczesnochrześcijańskiego piśmiennictwa” księdza profesora Marka Starowieyskiego – to pozycja unikatowa; nie przesadzę, jeśli powiem, że na światową skalę.
Ale takie pytania chyba należy kierować do każdego członka redakcji z osobna – każdy z nas ma „swoje” książki, z którymi jest szczególnie związany. Mnie najbardziej cieszą udane publikacje dla dzieci -– z niebanalnymi tekstami, rozwijającymi wyobraźnię ilustracjami. Ostatnio wydaliśmy na przykład książkę „Dokta”, opowiadającą o Wandzie Błeńskiej – Poznaniance Stulecia, z tekstami i ilustracjami Elizy Piotrowskiej. Wciąż nie zdecydowałam, co bardziej mnie w tej książce urzeka: stylizowane na dziecięcy pamiętnik, cudownie wiarygodne teksty czy afrykańsko-bajeczne, często zaskakujące ilustracje. Zresztą takie rozważania chyba nie mają sensu – książka to całość.
Jako jedno z nielicznych katolickich wydawnictw publikujecie powieści. Katolicki kryminał? Katolicka powieść drogi? A może katolicki romans? Co to za pozycje?
Przede wszystkim powieści historyczne, obyczajowe i sensacyjne. Nie wiem natomiast, czy katolickość to ich główna cecha. Staramy się wydawać dobrą literaturę – z dobrze skonstruowanymi fabułami i przekazującą dobre wartości. Większość naszych powieści zawiera wątki związane z wiarą, ale nie jest to czynnik dominujący. Niektóre z nich rzucają nowe światło na wydarzenia lub postaci znane nam z Biblii czy z żywotów świętych. Pokazują, że często to, czemu przykleiliśmy etykietkę „religijnego”, wcale nie jest jednowymiarowe i nie podlega prostej interpretacji.
Kiedy wydaliśmy książkę „Judasz” autorstwa Tosca Lee, pokazującą tę postać od trochę innej strony, niż zwykliśmy na nią patrzeć, nie wszyscy byli takim pomysłem zachwyceni. Pojawiły się głosy oburzenia, że przeinaczamy historię biblijną.
Wśród powieści wydanych przez Świętego Wojciecha nie ma polskich autorów. Dlaczego?
Mogę zdradzić, że to się niedługo zmieni. Od dłuższego czasu poszukujemy dobrych fabuł, które wyszły spod piór polskich autorów, ale zadanie to nie należy do najprostszych. Wiele osób, pisząc powieść, którą chciałoby wydać w „kościelnym” wydawnictwie, łatwo wpada w schematy, od razu zabiera się za moralizowanie. A od dobrej książki oczekujemy przecież czegoś więcej. W naszej ofercie znajdują się powieści polskich autorów, są to jednak pozycje dla młodszych czytelników.
Na stronie Świętego Wojciecha czytamy: „Wyjątkową publikacją w ofercie wydawnictwa jest «Biblia Poznańska», uznana przez biblistów za najlepszy przekład Pisma Świętego na język polski”. Co to znaczy? Czym „Biblia Poznańska” różni się od innych przekładów?
Tłumacze pracujący nad „Biblią Poznańską” założyli daleko idącą wierność oryginalnemu tekstowi – chcieli, aby czytelnik był pewien, że ma przed sobą żywy tekst biblijny, a nie jego parafrazę. Czasem owa wierność oryginałowi okazuje się wręcz ważniejsza od piękna języka polskiego – wszystko po to, by umożliwić odbiorcy jak najbliższy kontakt z oryginałem.
Utarło się powiedzenie, że „Pismo Święte” to najczęściej kupowana i jednocześnie najrzadziej czytana książka na świecie. Wydając „Biblię”, chcemy choć trochę zmienić te proporcje, wyjść czytelnikowi naprzeciw; dlatego nasze „Pismo Święte” opatrzono licznymi komentarzami i przypisami, które mają pomóc w jego zrozumieniu.
Przygotowuje pani również materiały edukacyjne. Co to za publikacje?
To książki dla młodszych dzieci i pomoce dla nauczycieli (katechetów) pracujących na poziomie wczesnoszkolnym. Odpowiadam za podręczniki i różne materiały dydaktyczne. To odpowiedzialne zadanie, ale cieszę się, że mogę wraz z zespołem zrobić dla polskiej edukacji coś więcej niż tylko narzekać na jej fatalny stan. Opracowujemy głównie materiały dla nauczycieli religii, ale nie tylko. Dużo rozmawiamy z katechetami, wychowawcami, nauczycielami. Pytamy, jakich materiałów edukacyjnych potrzebują. Spotykamy się też z dziećmi; zapraszamy je na warsztaty albo odwiedzamy w szkołach czy bibliotekach.
Publikujecie też poradniki o różnej tematyce. Jak odnoszą się one do dzisiejszej sytuacji w kraju i na świecie?
Chcemy, aby były to książki realnie pomocne, otwierające oczy, wskazujące drogę. Część z nich to poradniki traktujące o duchowości chrześcijańskiej; inne dotyczą spraw bardziej przyziemnych, ale równie ważnych (np. podejścia do ekologii, wychowania dzieci, relacji międzyludzkich). Katolik żyje w obu tych rzeczywistościach i w obu powinien żyć świadomie. Chociażby po to, aby umieć odpowiadać na trudne pytania, które stawiają wierzącym osoby spoza wspólnoty Kościoła.
Ci, którzy przebywają z dala od chrześcijańskich klimatów, rzadko nurtujące ich pytania kierują do biskupów czy księży. Zazwyczaj na pierwszej linii frontu znajduje się po prostu ktoś znajomy, zdeklarowany jako katolik. Zatem to bardzo ważne, aby miał on wiedzę dotyczącą swojej wiary i – co równie istotne – umiał ją przekładać na życie w świecie.
Na co Wydawnictwo zwraca uwagę, wydając książki dla dzieci? Co chcecie przekazać, docierając do rodziców i młodych odbiorców?
Książki dla dzieci mają przede wszystkim wspomagać ich rozwój, rozwijać kreatywność, dostarczać radości. To nasze nadrzędne cele. Najbardziej lubię przygotowywać edukacyjne książki dla dzieci, które pozornie edukacyjne nie są – ale przemycają wiedzę pod płaszczykiem zabawy. Na przykład ostatnio zajmowałam się wydaniem zbioru śmiesznych opowiadań dla dzieci, które bawiąc, uczą o zasadach savoir-vivre’u w internecie, a także o zagrożeniach, jakie on ze sobą niesie.
Tak, wiele osób pewnie pomyśli teraz: „Oho, katolicy straszą internetem. Pewnie napisali w tej książce, że gry komputerowe to dzieło szatana”. A my nie chcemy nikogo straszyć, tylko pokazać, jak się sprawy mają, podpowiedzieć najmłodszym, jak poruszać się po wirtualnej rzeczywistości.
Zawsze się uśmiecham, gdy czytam w sieci komentarze dotyczące naszych książek, brzmiące mniej więcej tak: „Hm, nie spodziewałem się po katolickim wydawnictwie takiej fajnej książki! Ona po prostu przedstawia pozytywne wzorce, które warto przekazać dzieciom”. Wiemy, że moralizowanie to nie ta droga; ufamy rodzicom, ufamy też dzieciom. Ufamy naszym czytelnikom.
Na koniec proszę zdradzić, co teraz pani czyta?
Jestem dość niesubordynowanym czytelnikiem i zazwyczaj zaczynam kilka książek jednocześnie. Aktualnie czytam biografię twórców lwowskiej szkoły matematycznej autorstwa Mariusza Urbanka, niedawno po kilkuletniej przerwie wróciłam do dzieł Hermanna Hessego; zaglądam też do wierszy Emily Dickinson.
KATARZYNA SMARDZEWSKA — urodzona na Kujawach, lecz od kilku lat to Poznań jest jej domem. Ukończyła polonistykę na UAM. Redaguje książki naukowe, beletrystykę, literaturę religijną i dziecięcą. W wolnym czasie zgłębia tajniki sztuki krawieckiej. Mówi, że najbardziej na świecie lubi ludzi i książki – zazwyczaj w tej kolejności.
CZYTAJ TAKŻE: Nikt nie uczy się żeglarstwa na spokojnym morzu. Rozmowa z pastorem Piotrem Zarembą
CZYTAJ TAKŻE: Rozumna wiara. Rozmowa z Tomasz Grabowski OP z Wydawnictwa „W drodze”
CZYTAJ TAKŻE: Siostrzana intuicja. Rozmowa z Marią Stefaniak z Wydawnictwa Filia