fot. Dawid Stube, Teatr Fredry w Gnieźnie, Krótka rozmowa ze Śmiercią

Zawsze interesowało mnie fotografowanie ludzi

Z fotografem Dawidem Stube - rozmawia Joanna Ostrowska.

Joanna Ostrowska: Dawidzie, w tej chwili jesteś uznanym fotografikiem, masz na koncie wiele nagród. Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?

Dawid Stube: Swoją przygodę z fotografią rozpocząłem bardzo wcześnie, gdy miałem 6 lat. Na weselu starszego brata Jarka razem z młodszym bratem Waldkiem otrzymaliśmy aparaty analogowe. Można powiedzieć, że fotografowaliśmy wszystko, co było możliwe.

 

Byliśmy cały czas w działaniu, niestety nic nie wyszło.

Do dziś Jarek pyta nas, kiedy oddamy jego materiał z wesela [śmiech]. Potem przyszedł okres szkoły podstawowej i dostałem drugie zlecenie – wesele siostry. Z niego już zdjęcia są [śmiech].

Równocześnie pojawiła się pasja zbierania autografów i robienia zdjęć z koncertów. Jeździłem także na festiwale gwiazd do Międzyzdrojów, prowadziłem swój blog i wtedy poczułem, że chcę zostać fotografem.

 

JO: Co zrobiłeś, żeby zrealizować to postanowienie?

DS: Zacząłem chodzić na różne warsztaty fotograficzne, po prostu interesować się fotografią, rozmawiać ze znanymi fotografami. Potem wraz z Waldkiem założyliśmy Fotostube – Studio fotograficzne w naszym rodzinnym Gnieźnie.

 

JO: Jakie miały być cele Studia, bo chyba nie chodziło o zwykły warsztat fotograficzny? Pamiętasz swoje pierwsze poważne zlecenie?

DS: Moje pierwsze zlecenie? Tak, pamiętam, bo czułem wtedy ogromny stres. Miałem wtedy 19 lat i znów było to zlecenie ślubne [śmiech]. Na szczęście jakoś poszło, nie miałem informacji zwrotnej, że coś było źle. 

 

Jeśli chodzi o cele Studia, to zawsze interesowało mnie fotografowanie ludzi.

W gimnazjum myślałem o technikum fotografii, ale tam była rozszerzona chemia i matematyka, a ja jak mogłem, zawsze unikałem tych przedmiotów [śmiech]. Poszedłem więc do liceum, a potem wybrałem studia na kierunku pedagogika na UAM. Nauki o człowieku pomagają mi w mojej pracy.

 

Teatr Fredry, fot. Dawid Stube

Teatr Fredry w Gnieźnie, fot. Dawid Stube

Fotograf, który zajmuje się fotografią ludzi, nie tylko musi lubić ludzi, ale też dobrze poznać ich od strony psychologii czy socjologii.

JO: Czyli fotografowanie ludzi miało być waszą specjalizacją…

DS: Tak. Nawet jeszcze zanim w 2008 powstało Studio Fotostube, czuliśmy fotografowanie ludzi. To właśnie z tego wynika, że zajmujemy się fotografią ślubną, sesjami portretowymi, fotografią eventową, ale też prasową czy teatralną. Dodatkowo brat prowadzi warsztaty fotograficzne.

 

JO: Skoro już o tym wspomniałeś: jak to się stało, że zainteresowałeś się fotografią teatralną, mieszkając w mieście, w którym jest jeden teatr, na dodatek z bardzo w owym czasie specyficzną opinią?

DS: Sam się kiedyś nad tym zastanawiałem. Kiedy po raz pierwszy zainteresowała mnie fotografia teatralna…? Myślę, że było, to kiedy byłem zdecydowanie młodszy, chodziłem do szkoły.

 

Teatr Fredry w Gnieźnie, fot. Dawid Stube

Teatr Fredry w Gnieźnie, fot. Dawid Stube

Wracając do domu, czekałem na autobus. Na przystanku, w gablotach przy teatrze, wisiały zdjęcia teatralne. Później, będąc na spektaklu, nie mogłem się doczekać, kiedy będzie ten moment, który znałem ze zdjęć w gablotach.

Teraz kiedy sam zajmuję się fotografią, słyszałem od kilku osób, że oglądając spektakl, szukają scen, które widziały na moich zdjęciach. To bardzo fajne uczucie.

Kiedy pojawiła się w Teatrze Fredry nowa dyrekcja w osobie Joanny Nowak, dowiedziałem się, że trwają poszukiwania nowego fotografa. Wraz z innymi fotografami zostałem zaproszony do wykonania zdjęć z próby i na ich podstawie zostałem wybrany.

I tak współpracuję z teatrem do dziś. W efekcie zacząłem jeździć na różne warsztaty z fotografii teatralnej, uczyłem się, rozwijałem swój warsztat.

 

JO: Pamiętasz ten pierwszy spektakl, który fotografowałeś w ramach „przesłuchania” do pracy w Teatrze Fredry?

DS: Tak, była to pierwsza premiera za nowej dyrekcji, „Między nami dobrze jest” według Doroty Masłowskiej, w reżyserii Piotra Waligórskiego [spektakl wystawiany był później pod tytułem „Światy równoległe” – wtrącenie JO].

 

JO: Potem byłeś fotografem niemal wszystkich spektakli Teatru Fredry. Masz jakiś swój ulubiony, z którego obrazy sceniczne szczególnie cię zainspirowały?

DS: Jest ich kilka: plenerowy „Tiegenhof” za zdjęcia, z którego dostałem się do finału Konkursu Fotografii Teatralnej organizowanego przez Instytut Teatralny w Warszawie. Podobnie było z „Listopadem”, za który zostałem po raz pierwszy wyróżniony. Lubię „Gaz”, „I tak nikt mi nie uwierzy”. Akurat wymieniłem te zestawy, które pojawiły się w Konkursie Fotografii Teatralnej.

 

Teatr Muzyczny w Poznaniu, fot. Dawid Stube

Teatr Muzyczny w Poznaniu, fot. Dawid Stube

Moim ulubionym jest jednak spektakl, który nie zaistniał w konkursie: „Krótka rozmowa ze Śmiercią” Marcina Libera. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że z tekstu średniowiecznego można zrobić wizualne show z muzyką na żywo.

Plus genialne dziewczyny w roli Śmierci. Uwielbiam! I polecam.

 

JO: Rozpocząłeś od współpracy z jednym, niezbyt wtedy znanym teatrem, a potem przyszły zaproszenia z innych ważnych, polskich scen. Jak to się stało?

DS: Doczekałem się przysłowiowego telefonu [śmiech]. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jak to się stało. W jednym z teatrów powiedziano mi, że śledzili na bieżąco Konkurs Fotografii Teatralnej i tam zauważyli moje prace.

Wykonałem fotografie dla teatrów w Poznaniu: Nowego („Krzycz, ale ciszej) i Muzycznego („Kombinat” i „Irena”), Polskiego w Bydgoszczy („Beksińscy”), Współczesnego we Wrocławiu („Nagasaki”), Kalisza („Kto się boi Virginii Woolf”), a ostatnio robiłem sesję do musicalu „Daisy” dla teatru w Wałbrzychu.

 

JO: Skoro jesteśmy przy konkursach… Zdobyłeś wiele nagród: dwukrotnie byłeś laureatem Konkursu Fotografii Teatralnej Instytutu Teatralnego. W 2020 zdobyłeś trzecie miejsce w kategorii „Teatralne zdjęcie sezonu” za zdjęcia ze spektakli Teatru Fredry: „Atlas wysp odległych” w reżyserii Łukasza Zaleskiego oraz „I tak nikt mi nie uwierzy” w reż. Wiktora Rubina. Trzy razy byłeś finalistą tego konkursu. Kilkukrotnie byłeś nagradzany w konkursie Wielkopolska Press Photo, a także w konkursie fotografii dokumentalnej Moja Wielkopolska. W 2018 zdobyłeś pierwszą nagrodę w najważniejszym konkursie prasowym w Polsce – Grand Press Photo. Ostatnio zostałeś stypendystą Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury. Która z nich jest dla ciebie najcenniejsza?

DS: Myślę, że jednak najważniejsze dla mnie jest Grand Press Photo. To było moim marzeniem od czasów studiów. Pisałem pracę magisterską o fotografii prasowej, więc także o tym konkursie. Wtedy sobie myślałem, jakie to musi być fajne uczucie zdobyć taką nagrodę.

Potem byłem fotoreporterem „Głosu Wielkopolskiego”, publikowałem zdjęcia m.in. w „Dużym Formacie”, „Polska. The Times”, „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”.

 

Teatr Fredry w Gnieźnie, fot. Dawid Stube

Teatr Fredry w Gnieźnie, fot. Dawid Stube

Po wielu próbach zdobyłem pierwszą nagrodę w kategorii Projekt dokumentalny za mój najważniejszy, czteroletni projekt „Zespół kociego krzyku”.

JO: Bardzo pięknie napisałeś o tym projekcie. Jego bohater Igor cierpi na bardzo rzadką chorobę genetyczną zespół kociego krzyku.

„Codziennie wraz z matką walczy o to, aby odkrywany przez niego świat choć trochę przypominał ten normalny. Na początku ukazanie takiego świata było dla mnie celem projektu. Jednak im dłużej fotografowałem, tym bardziej wyłaniał mi się obraz dwojga ludzi, którzy mimo olbrzymich problemów w tej codziennej walce zbudowali ze sobą potężną więź między matką a synem. Filarem tej więzi jest miłość. To wcale nie jest więc tylko walka o codzienność. To przede wszystkim ciągłe poszukiwanie siły, w której dwoje ludzi tworzy między sobą głęboką relację, pomagającą im przetrwać. Z projektu, który był budowany przez 4 lata, wyłania się więc przede wszystkim obraz niezwykłej pielęgnacji miłości… Ale też również obraz chłopca samotnego, zagubionego. W tle jednak zawsze jest czuwająca nad nim matka. Jest dla niego filarem, na którym może się opierać w swojej trudnej codzienności. A on dla niej”.

 

DS: Na gali Grand Press Photo zadedykowałem swoją nagrodę ludziom, którym inni wmawiają, że nie ma sensu próbować albo że nic z nich nie będzie. Doskonale wiem, że zawsze warto próbować, próbować mimo wszystko.

Cieszy mnie także nagroda w Konkursie Fotografii Teatralnej. Nagrody zawsze dają kopa do dalszej pracy, motywują. Jednak wiem też, że konkursy to czasem loteria.

 

JO: Chciałabym wrócić jeszcze na chwilę do fotografii teatralnej. Co cię w niej pociąga? Co jest takiego interesującego w fotografowaniu spektakli?

DS: Od kilku lat fotografia teatralna to nie tylko dokumentacja, ale także autorskie spojrzenie fotografa na danych spektakl. Mnie bardzo fascynuje fotografowanie teatru.

 

Teatr Nowy w Poznaniu, fot. Dawid Stube

Teatr Nowy w Poznaniu, fot. Dawid Stube

Zdarza mi się, że fotografuję spektakle, których nie miałem możliwości wcześniej zobaczyć, przygotować się. Czuję wtedy podwójne emocje, zaciekawienie, co się wydarzy.

Jest to proces ciągłej obserwacji, można go porównać to też do sposobu pracy fotoreportera – szukania i wybierania właściwych momentów. Zdjęcia pełnią też funkcję nadawania znaczenia w spektaklach.

Mogę w ten sposób zasugerować widzowi, co jest ważne, zwrócić jego uwagę na daną rzecz albo spróbować pokazać scenę zupełnie inaczej, niż ją widzi widz.

 

JO: Dziękuję za rozmowę. Też jestem widzem, który bardzo lubi oglądać spektakle przez soczewki twojego aparatu.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
8
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
1