fot. Monika Stolarska

Znów o Holokauście?

Dom jest parterowy, stoi pod lasem, ma niski strych z mnóstwem gratów, zakamarków i tajemnic. Drzwi są stare, drewniane, skrzypią, klamki nie wymieniano od przedwojnia. Wchodzisz w wąski korytarz, tu możesz odwiesić płaszcz, zdjąć buty i przejść do sporej przestrzeni kuchennej. Kuchnia jest sercem domu. Dopiero stąd można przejść do kolejnych pomieszczeń.

Stary, porzucony, niszczejący dom w niewielkiej miejscowości Dobre między Krakowem a Lublinem, w którym przy wspólnym stole spotyka się kilka pokoleń rodziny Dobrowolskich, wraz ze swoimi partnerami i partnerkami. Dementywny dziadek Hubert na wózku, wiecznie poirytowana babcia Wanda, rozgoryczona matka Kama, rodzeństwo i dzieci mają świętować urodziny Adama, męża i ojca, pierworodnego syna Wandy.

Wśród nich wszystkich osobne miejsce zajmuje Kaja. Została czarną owcą, wydając książkę, w której dokonała wiwisekcji wojennych, problematycznych dziejów familii, narażając się najbliższym. Do Dobrego przyjeżdża z Żydem Saulem, a ten ma ze sobą nietypowe prezenty – dwa zdjęcia. Początkowo te fotografie wydają się świadectwem ocalenia, lecz niespodziewanie okazują się elementem złożonej opowieści o zbrodni i traumie. A pozornie wesoła celebracja przekształca się w konfrontację z wypartą przeszłością, w trakcie której ujawnione zostają tajemnice i mroczne postępki Dobrowolskich.

 

„Wciąż wracamy”, fot. Jeremy Mimnagh

Czy ta rodzina się aby tak dobrze zna, a stary dom należy do nich?Marcin Wierzchowski nawiązał współpracę z Michaelem Rubenfeldem po obejrzeniu poruszającego, pełnego słodko-gorzkiego humoru spektaklu „Wciąż wracamy”.

Kanadyjski aktor wraz ze swoją matką przetwarzają w nim na scenie autentyczną sytuację. To wyjazd do tajemniczej, znanej im tylko z opowieści Polski, który podjęli, aby odnaleźć swoje korzenie i dotrzeć do miejscowości pradziadków. Pełna kluczenia podróż po mapie i kraju w poszukiwaniu rodzinnej Komarówki przynosi jednak więcej pytań niż odpowiedzi, a przy tym nakreśla bogaty obraz skomplikowanej relacji między matką a synem. To spektakl o pracy z pamięcią, zacieraniu się wspomnień i gubieniu drogi (bohaterowie błędnie trafiają do Komarówki Podlaskiej) – po to, aby natrafić na coś nieoczekiwanego, lecz równie, może nawet i bardziej, cennego.

 

Spory o biografie

Po ożenieniu się Rubenfeld postanowił wraz z partnerką zamieszkać w Polsce. W Krakowie utworzyli FestivALT, podejmując w jego ramach tematy związane ze społecznością żydowską. I stworzyli zarazem jedną z przestrzeni dla odnowy i rozwoju kulturalnego życia żydowskiego w Polsce. Jak przyznaje artysta:

 

Wychowując się jako wnuk w rodzinie ocalonych z Holokaustu, otrzymałem w spadku głęboko negatywną narrację na temat Polaków i Polski: że kraj jest jednym wielkim cmentarzyskiem, a wszyscy jego mieszkańcy to antysemici. Kiedy zamieszkałem w Polsce, zacząłem sobie uświadamiać, jak bardzo złożona, a nierzadko również zniekształcona jest historia, którą mi opowiadano i którą przez większość życia opowiadałem sam sobie.

 

„Alte hajm…”, fot. Monika Stolarska

Rubenfeld i Wierzchowski nie chcieli jednak stworzyć przedstawienia o Holokauście, lecz raczej spektakl o współczesnej Polsce, skierowany do lokalnej widowni – opowieść o tym skomplikowanym kraju, napiętnowanym przez wciąż nierozliczoną, a przy tym niejednoznaczną historię.

 

Stąd „Alte hajm / Stary dom” to zniuansowana wypowiedź o tym, jak obecnie rozmawia się w polskiej przestrzeni publicznej i w polskich domach o Zagładzie, o sprawiedliwych, szmalcownikach i zbrodniarzach.

To rzecz o braku jednowymiarowości, co symbolizują wiszące w Starym Domu zdjęcia –  publicznego bohatera, lecz zarazem i antysemity Maksymiliana Kolbego oraz Maksa Dobrowolskiego, bohatera rodzinnego, „dobrego” granatowego policjanta. To również przedstawienie, w którym twórcy stawiają pytanie o to, co Shoah może współcześnie znaczyć. Wielość wątków, długość przedstawienia (prawie trzy godziny) wcale jednak nie sprawiają, że widz gubi się i męczy w tej materii, opowieści o ojczyźnie jako ponurym kraju, napiętnowanym ledwie namacalnym, acz stale powracającym koszmarem, sytuującym się jakby na krawędzi wzroku.

Rubenfeld i Wierzchowski stworzyli świetną i misternie dopracowaną sztukę oryginalną, w której udało im się pomieścić i pogodzić wiele, zdawałoby się, kłócących się ze sobą potrzeb. To, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, wciąż pasjonujące, angażujące emocje spotkanie z teatrem dramatycznym, a przy tym odważna wypowiedź, prowokująca do refleksji o analogiach, historii, czy polsko-polskim i polsko-żydowskim sporze o odpowiedzialność.

 

Bieżącym punktem odniesienia jest w przedstawieniu kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej.

„Alte hajm…”, fot. Monika Stolarska

Analogia między obecną sytuacją a Holokaustem i II wojną światową może budzić wiele zastrzeżeń, lecz Rubenfeld i Wierzchowski nie dokonali jej jako pierwsi, a przy tym nie traktują tego porównania jako zestawienia dwóch identycznych wydarzeń, a raczej – prezentują wir historii ludzkiego cierpienia, która stale się powtarza, w coraz to nowych odsłonach, zmienionych dekoracjach i kontekstach. Badają, jak w różnych sytuacjach ludzie stają się obojętni na bliźnich, eksplorując przy tym rasizm, antysemityzm, islamofobię, ksenofobię i konformizm współczesnych Polaków, a także ogólnonarodowe lęki związane z powracającą co jakiś czas debatą na temat zwrotu zawłaszczonego, pożydowskiego mienia.

 

Powtarzające się historie

Włoski kompozytor i muzyk Ezio Bosso w konceptualnym albumie „12. pokój” (2015) stworzył obraz ludzkiego losu jako splotu powtarzających się emocji i sytuacji – metaforę pokoi, do których na przestrzeni lat po wielokroć wkraczamy. Zaproponował zatem nie linearny, a kulisty model życia człowieka, wykreślając ramy pewnego rodzaju pułapki czy skali, ograniczonych możliwości doświadczania świata. Podobnie jest w przypadku „Alte hajm / Stary dom” – przedstawieniu o mechanizmie powtarzającej się historii, lecz zarazem – zdolności do jej przezwyciężania. Część aktorów występuje w nim podwójnie, co podkreśla możliwość odkrywania różnych ról – w zależności wyboru, kim chcemy zostać.

 

I tak Dawid Ptak jest zarówno tragicznym, osamotnionym Maksymilianem Dobrowolskim, jak i cynicznym Antkiem, starszym synem Adama i Kamy.

„Alte hajm…”, fot. Monika Stolarska

Z kolei Jan Romankowski tworzy kreacje egoisty i zbrodniarza Huberta oraz Kacpra, który altruistycznie angażuje się w pomoc uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. Natomiast Andrzej Niemyt występuje jako policjant Kania, morderca i szmalcownik, oraz Krystian – najmłodszy syn Wandy, który wiąże się z Żydówką Nataszą. Dość ambiwalentne role przypadają w udziale Dariuszowi Pierogowi – jest synem Abrama Mojszem i Kostkiem, najbardziej zagadkową postacią sztuki, sprawiającym wrażenie łącznika między światami i czasami.

Dwa plany wydarzeń przenikają się ze sobą, a upiorny, niszczejący i odbudowywany Stary Dom zamieszkują duchy żydowskiej rodziny, obserwujące żyjących i wchodzące w interakcje z Hubertem, bratem Maksa. Zgrzebna, surowa scenografia Magdaleny Muchy podkreśla nietrwały charakter zawieszonego między światami miejsca, a jej kostiumy – modelowość, plastyczność postaci. Z wymiennymi rolami i historią polsko-żydowską wiąże się natomiast bogaty, wielojęzyczny tekst sztuki, w którym język polski sąsiaduje z jidysz i angielskim.

 

Najbardziej charyzmatyczny aktor to bez wątpienia sam Rubenfeld jako mówiący w jidysz Abram i jego kanadyjski potomek Saul, który komunikuje się z rodziną Dobrowolskich już po angielsku.

Artysta w tej roli sięga do prywatnych, trudnych emocji, inspirując się losami własnej rodziny, a przy tym staje się na scenie po raz kolejny emblematycznym Żydem. Bo przyjmuje rolę trochę podobną do tej, którą z taką ironią i dwuznacznością odgrywał w krakowskim performansie site-specific „Żyd na szczęście”, artystycznym komentarzu na temat handlu antysemickim przedstawieniem Żyda z pieniążkiem. Jako Abram wyraża przywiązanie do rodzinnego domu i marzenie o spokoju, a jako Saul testuje reakcje rodziny Dobrowolskich na zderzenie ich z przykrą wiedzą na temat rodzinnych zbrodni, wywołując strach przed odpowiedzialnością.

Reszta zespołu aktorskiego Rubenfeldowi wcale jednak za bardzo nie ustępuje. Szczególnie zwracają uwagę mocne kreacje żeńskie – Doroty Abbe jako Kamy i Marii Rybarczyk jako Wandy – dwóch nieszczęśliwych kobiet, które poświęcają własne potrzeby na rzecz utrzymania rodzinnego szczęścia i dobrobytu, a ostatecznie przypada im w udziale gorzkie, pełne rozczarowań życie.

 

„Alte hajm…”, fot. Monika Stolarska

Nigdy się to nie stanie?

Sięgnięcie po temat Holokaustu celem opowiedzenia o współczesności zamieszkiwanego przez nich kraju sprawia, że działanie Rubenfelda i Wierzchowskiego przypomina mi słynny spektakl „Arbeit macht frei”. Izraelska grupa teatralna, którą stworzyli Palestyńczyk Khaled Abu Ali, córka ocalałego z Holokaustu Madi Smadar Maayan i potomek irackich Żydów Moni Yosef, zrealizowała w latach 90. kontrowersyjne, pięciogodzinne przedstawienie, w którym podjęli temat Shoah, aby stworzyć wypowiedź o współczesności ich kraju. Andres Veiel w filmie dokumentalnym „Balagan” (1993) zaprezentował ich biografie i to, jak postrzegają Izrael.

 

I tak Moni Yosef, mieszkający z rodziną w jednej z żydowskich osad na terenach okupowanych, przyznaje z goryczą:

 

Moja rodzina nie zna sztuki „Arbeit mach frei”. Moja żona wie, że gram w przedstawieniu o Shoah. Nie ma pojęcia o Holokauście. Moja rodzina również. Nie znają też mojej pracy. To bardzo bolesne. Nie jest tak, że nie wiedzą o Holokauście, ale nie wiedzą o mojej pracy w Akko. Jak miałbym im wytłumaczyć, że w tym przedstawieniu występuję nago? Pomyśleliby, że zwariowałem. Lepiej nic nie mówić.

 

Moim zdaniem to społeczeństwo, które nie myśli. Kiedy się rozwinie i otworzy oczy? Myślę, że nigdy się to nie stanie. Drogi zostały utwardzone, ale ich umysły pozostają zamknięte. Wszystko, co zajmuje ich myśli, to drogi i sygnalizacje świetlne.

 

Wracam do domu, a potem natychmiast znów wyjeżdżam. Niczego tam nie znajdę. Ani w domu, ani w osadzie. Czasem zostaję w Akko po pracy, bo nie chcę wracać do osady. Jest ona dla mnie tylko miejscem do spania – trochę jak hotel.

 

„Alte hajm…”, fot. Monika Stolarska

Z kolei Maayan postrzega Holokaust jako nową religię, która spaja Izrael, a zarazem jest nietykalna:

 

„Nie wiem, czy byłabym w stanie to robić, gdyby mój ojciec żył, bo nie wiem, jak mogłabym się z nim wówczas zmierzyć”.

 

Tłumaczy, że:

 

„są rzeczy tak święte, że jeśli się je skala, to się umrze. To niemożliwe – tak, jak w przypadku tego, aby bardzo pobożni ludzie dokonali świętokradztwa, potępili boga, powiedzieli «do diabła z bogiem». Dla osoby religijnej to rzecz ekstremalna. A dla nas Holokaust jest nową religią”.

 

Trudno byłoby jednak o dwa tak skrajnie różne od siebie spektakle. „Arbeit macht frei” to działanie bardziej performatywne niż literackie, oparte na szokowaniu cielesnością, seksualnością i ostentacyjną „desekracją”, zdawałoby się nietykalnych, symboli i obrazów związanych z Holokaustem. Z kolei w „Alte hajm / Stary dom” Rubenfeld i Wierzchowski stawiają na siłę dialogów, za pomocą których konfrontują ze sobą różne postawy, ujawniając lęki i fobie.

W przypadku obu spektakli idzie o sprowokowanie odbiorcy do refleksji nad współczesnością w oparciu o zdecydowane, wstrząsające wypowiedzi na temat przeszłości. Ożywienie minionych zbrodni i sprawienie, że znów ranią, wydaje się główną „przewiną” Rubenfelda i Wierzchowskiego, ukrytą siłą ich scenicznego działania. Bo poza ramami muzeum i tego, co skończone, Holokaust szokuje i wywołuje skrajne emocje.

 

Bibliografia:

Michael Rubenfeld i Marcin Wierzchowski, scenariusz „Alte hajm / Stary dom”.

Michael Rubenfeld, „Historie rodzinne”, [w:] „Alte hajm / Sary dom. Program”, Poznań 2022.

„Balagan”, reż. Andres Veiel, Niemcy, Izrael 1993

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
5
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0