fot. materiały prasowe

Recenzja: „Piękny taniec”

Nominowana do Oscara Lily Gladstone wraca w filmie o więzach krwi i zaginionych osobach, o których mało kto chce pamiętać. Warto.

W języku Kajugów, plemienia rdzennych Amerykanów i Amerykanek z północy kraju, słowo „ciocia” oznacza „drugą matkę”. Dla dziecka osobę niemal tożsamą z mamą, bo gdy tej zabraknie, to właśnie ciocia ma posiadać odpowiednie kompetencje, by siostrzeńcem/siostrzenicą się zająć, pomóc, poprowadzić w dorosłe życie. Taką osobą jest Jax (nominowana do Oscara za „Czas krwawego księżyca” Lily Gladstone), która tymczasowo zajmuje się Roki (Isabel DeRoy-Olson), 13-letnią córką siostry Tawi.

 

„Piękny taniec”, fot. materiały prasowe

Mija już któryś tydzień z rzędu od jej zaginięcia. W rezerwacie Seneca-Kajuga, gdzie mieszkają, Jax i Roki rozwieszają ulotki z czerwonym napisem „Zaginęła”. Jednak mało kto interesuje się kolejną rdzenną kobietą, do tego pracownicą seksualną i sporadyczną dilerką.

Kiedy Jax pyta: „Czy widziałeś tę osobę?”, bardzo często słyszy: „Tak, na zdjęciu!”. Ani policja, ani tym bardziej FBI też nie zamierzają kiwnąć palcem. Oczywiście przyjęto zgłoszenie, ale procedura poszukiwacza może ruszyć dopiero, kiedy ktoś na infolinię zgłosi, że widział Tawi. „Na pewno uciekła z jakimś typem” – mówią niektórzy.

 

Nić łącząca ciocię i siostrzenicę

Film otwiera scena, w której Jax z wykrywaczem metalu przeszukuje nadbrzeże rzeki w poszukiwaniu czegokolwiek, co może sprzedać w lombardzie. Tymczasem jej siostrzenica wyławia raki na posiłek. W scenę wpisane jest i poszukiwanie, bo jeśli Tawi się znajdzie, to tylko za sprawą tych dwóch kobiet, ale też i radość ze spędzania ze sobą czasu i spokój, uczucia dziwne, zważywszy na niełaskawą rzeczywistość. Widać, że troszczą się jedna o drugą. Na koniec trafiają do lombardu, ale… z rzeczami i samochodem ukradzionemu spotkanemu rybakowi. Czy Jax naprawdę jest odpowiednią osobą, by zająć się nastolatką?

 

Dla widowni odpowiedź nie jest taka prosta. Gros rdzennych Amerykanów i Amerykanek przez strukturalne bariery (czyt. rasizm) pogrążonych jest w kryzysie ekonomicznym, mają ograniczony dostęp do szerszych perspektyw zawodowych i edukacyjnych.

„Piękny taniec”, fot. materiały prasowe

Zatem Jax robi wszystko, aby przetrwać. Dla fukcjonariuszy_ek państwowych sprawa jest jasna: mimo że kobieta jest pierwsza w kolejce do zajęcia się nastolatką po zaginięciu Tawi, jej kryminalna przeszłość skutecznie ją z tego wyklucza. Natomiast wklucza Franka (Shea Whigham), białego ojca sióstr, z którym te urwały kontakt, gdy po śmierci żony związał się z inną, tym razem białą kobietą, a który teraz z chęcią przysposobiłby sobie wnuczkę. Brzmi złowrogo, lecz w oczach Franka i jego drugiej żony to szansa na posiadanie wymarzonego dziecka. To też szansa dla Roki na – w ich oczach – lepszą przyszłość. Naprawdę się starają, nie chcą rugować kujagowskich tradycji, ale, mimo to czuć od nich smrodek kompleksu białego zbawiciela.

 

Niczym „Thelma i Louise

Gdy sytuacja wydaje się bez wyjścia, Jax, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jakie jej działanie może mieć konsekwencje, „uprowadza” siostrzenicę. Wsiadają do samochodu Franka i jadą na doroczny zjazd  plemienny pow-wow w Oklahoma City, podczas którego odbywa się konkurs tańca. Jax okłamuje Roki, mówiąc, że Tawi na pewno tu się pojawi. Wie też, iż ich życie nie ruszy do przodu, gdy nie rozwiążą sprawy zaginionej kobiety. Desperacko stara się scalić swoją rodzinę, kiedy to każdy policjant w mieście jej poszukuje.

 

„Piękny taniec”, fot. materiały prasowe

Taniec pow-wow jest ostatnią nicią, która łączy Roki z matką.

Wcześniej razem go wykonywały, celebrując tradycję i łączącą je relację. Teraz, ćwicząc, nastolatka odseparowuje się od trudną rzeczywistość, próbując kolejnych ruchów (świetna jest scena, gdy wkłada buty na wysokich obcasach, wprost z klubu go-go, i tańczy do plemiennej pieśni z magnetowidu). W trakcie akcji filmu wielokrotnie zetknie się z niesprawiedliwościami serwowanymi przez świat. Jax będzie się starać, by jej dorastanie przebiegło jak najbardziej gładko.

 

 

„Piękny taniec” Eriki Tremblay łączy w sobie wiele gatunków. Z jednej strony to thriller o zaginionej osobie.

Z drugiej opowieść coming-of-age, w której nastolatka uczy się życia od osoby, która nie do końca się na to pisała, a granica opiekunka/kumpela nie zawsze jest widoczna. Wreszcie też to politycznie świadomy dramat o społeczności, która dla białych Amerykanów i Amerykanek bywa niewygodna, co unaocznia się w deprecjonowaniu jej problemów czy ograniczaniu perspektyw. Czasami jednak scenariusz (napisany przez Tremblay wraz z Micianą Alise) osuwa się w banał i podsuwa proste rozwiązania niczym z podręcznika dla początkujących scenarzystów. Stąd też tak ważna jest obecność Lily Gladstone.

 

„Piękny taniec”, fot. materiały prasowe

Jej umiejętność gry ciszą, gestem, ale też spojrzeniem sprawia, że trudno oderwać od niej wzrok. A fakt, że niesie film na swoich ramionach, tylko potwierdza, że jest jedną z najwybitniejszych aktorek swojego pokolenia.

W mniej uzdolnionych rękach postać Jax mogłaby być zbuntowaną czarną owcą albo cool ciocią, która pozwala siostrzenicy na wszystko, w taki sposób ukrywając brak pewności siebie. Z Gladstone to przedstawienie nigdy nie jest jednoznaczne. Pewnie – musiała za wcześnie dorosnąć. Ale musi też dokonywać niemożliwego, bo po prostu nie ma innego wyboru. Świetna rola. Dobre kino.

 

Do zobaczenia na Apple TV+.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0