Gwarancja ochrony przed chaosem. Jadwiga Sawicka w Galerii Ego
Opublikowano:
27 lutego 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Kompozycja obramowująca świat nie znajduje już uzasadnienia w świecie, który wymyka się możliwości ramowania, nie należy już do nas i codziennie od nowa stawia nas na skraju przepaści.
Na wystawie prac Jadwigi Sawickiej „CHAOSY” w poznańskiej Galerii Ego chaos występuje w liczbie mnogiej, a język spotyka się z malarską materią. Zderzenie językowej warstwy symbolicznej z żywiołem farb, które stało się znakiem rozpoznawczym artystki, dobrze zakorzenione jest w historii eksperymentów z medium obrazu.
Tym razem na obrazach Jadwiga Sawicka skondensowała słowa kluczowe dla czasów, w których żyjemy, takie jak: władza, chwała, katastrofa, mdło, mdłe, zemdlenie, chaos, chaosy. Mocną czernią wyróżniają się na powierzchniach pojedynczych obrazów oraz tryptyków, utrzymanych w dość sentymentalnej kolorystyce, która może kojarzyć się z mitologią twórczego chaosu.
UMIARKOWANE ARTYSTYCZNE FORMATY
Na wystawie pokazywana jest również instalacja z opakowanych pudeł z napisem „Chwała” oraz obwoluty książek, którym Sawicka nadała nowe, kiczowate tytuły: „Life”, „Przez łzy”, „Kury domowe”, „Sztuka upadku”, jakby przykładając lustro do witryny mijanej księgarni z popularną beletrystyką. Pudła natomiast przypominają „Brillo Box” Andy’ego Warhola, który z przedmiotów odartych ze znamion indywidualności uczynił pop-artowe symbole społeczeństwa konsumpcyjnego. Wszystkie prace rezonują z kapitalistycznym formatem sztuki, same go jednak kontynuując.
Oprócz dość powabnej krytyki konsumpcjonizmu w sztukę Sawickiej wpleciona zostaje polityka.
Nawet abstrakcyjna „chwała” okazuje się pustym słowem na opakowaniach pudeł o niewiadomej zawartości; komentarzem na temat rodzimej politycznej próżni i kupczenia patriotycznymi ideami.
Obrazy, na których namalowane zostały słowa „władza” czy „katastrofa”, bardziej sublimują ochronny porządek semantycznej pustki, niż pozwalają nam zmierzyć się z sublimacją samej pustki.
Można więc odnieść wrażenie, że trochę jak Jenny Holzer – amerykańska artystka, która czerpała inspiracje z truizmów masowej wyobraźni oraz aforyzmów tuzów literatury – Jadwiga Sawicka wpadła w pułapkę umiarkowanego formatu popularyzatorskiej artystycznej narracji, której podstawą jest sztuka rozumiana jako ekran projekcji.
Zawarte w jej obrazach mocne komunikaty odnoszą się do trzewi lokalnej i globalnej rzeczywistości, jednak zaklinane w uniformach malarstwa o malarstwie uwodzącą i nieco otępiają, podobnie jak dostrzegane w przypadku instalacji podobieństwa do opatrzonych już, mainstreamowych dzieł. Troska Sawickiej o status prac estetycznie wykoncypowanych oraz czysto „reprezentacyjne” potraktowanie języka sprawia, że na margines spychana jest sprawczość artystycznej pracy.
GWARANCJA OCHRONY PRZED CHAOSEM
„CHAOSY” pozostawiają współczesne bolączki świata nieco z boku – poza przestrzenią galerii. Pulsując uładzoną prawdą na temat pozornego porządku i rozpadu systemu, w którym funkcjonujemy. Prace Sawickiej to fragment ludzkiego świata, którego artystyczna obiektywizacja trzyma w ryzach emocje, uwagę, czujność i zaangażowanie. Z tego powodu u części z nas może pojawić się pytanie o termin przydatności postaw odwlekających mierzenie się z wytoczonym przez człowieka globalnym chaosem oraz dystansem do skraju przepaści – miarą tej sztuki.
Prowizoryczna genealogia tego dystansu wiąże się z refleksją nad rolą kultury Zachodu, która nauczyła nas traktować ludzki język jako system porządkowania świata.
Podążyła śladem monoteistycznej religii chrześcijańskiej, w której Słowo stało się fundamentem dla wprowadzenia ładu w chaos.
Świecką zasadę dla całej wytwarzanej przez człowieka kultury dostrzegli w języku strukturaliści w latach 60. XX wieku. Jej artystycznym wyrazem stały się minimalistyczne prace Sol LeWitta – kruche, architektoniczne struktury, obnażające absurdalność racjonalności manifestującej się w modularnym języku sztuki tego artysty, sugerującej jałowość technologicznej progresji. Śpiewając „Language is a virus (from the outer space)”, Laurie Anderson, tegoroczna laureatka nagrody Grammy, słusznie zwracała uwagę na hegemoniczny wymiar ludzkiego świata.
Ambicją poststrukturalistów stało się z kolei pokazanie płynnych przejść między różnymi porządkami reprezentacji ludzkiej rzeczywistości. Chcieli zacierać granice między tym, co widzialne i niewidzialne, wizualne i dyskursywne, zewnętrzne i wewnętrzne etc. Ich idee wpłynęły na komentatorów sztuki w ponowoczesności, chcących nadążyć za różnorodnością, która przypadła w udziale różnego typu obrazom, w tym malarskim.
W rezultacie autorzy obrazów przestali być instancjami porządkującymi (a zatem autorytetami) i dopuszczono wiele zewnętrznych punktów widzenia. Sam obraz został natomiast wydarty modernistycznemu, optycznemu reżimowi. Stał się niejednorodnym tekstem kultury – punktem w otwartym wszechświecie interpretacji, którego ramy zostały zakreślone przez kulturowe horyzonty czytelników. Obraz mienił się w nich ideologicznym konstruktem, politycznym argumentem, wirtualną grą z własnym kapitałem symbolicznym etc.
Ponieważ z pola zainteresowania zniknął związek obrazu z ciałem, w pewnym sensie ten nowo odkryty wszechświat okazał się jednak komorą deprawacyjną. Przywróciły go teorie antropologiczne, a ponieważ znów chodziło głównie o ludzkie ciało – feministyczne, genderowe i postkolonialne koncepcje doprecyzowały nowe granice: zachodnie, białe, męskie, heteronormatywne ciało było czynnikiem dominującym w produkcji i recepcji większości znanych nam obrazów. Znów zeszliśmy na Ziemię.
Jak pisze W.J.T. Mitchell, obrazy czegoś jednak od nas chcą… Jeśli potraktować to stwierdzenie jak coś więcej niż retoryczną rozgrywkę z własnym umysłem, to wyłącznie ludzka miara, którą przykładamy do obrazów, traci impet.
Dziś kategorią, która fascynuje, stała się materia. Jasne są powody tej zmiany: człowiek przestał ogarniać rzeczywistość, a jego panowanie skończyło się ogromnym bałaganem, na co dowodem jest deterytorializacja kapitału, masy niepodzianych na naszej małej planecie ludzi czy zalewające internet obrazy śmieci z całego świata. Wykonują je tak profesjonalni hermesi zachodniego kręgu kulturowego, czerpiący korzyści z obrazowania postapokaliptycznej rzeczywistości, jak i zawodowi zbieracze śmieci z Indii.
S.O.S.
Właśnie tego słowa zabrakło mi na wystawie Sawickiej! Mówi ono o odpowiedzialności, której rozmiary stały się abstrakcyjnie duże i przy której karleją dawne teorie i praktyki artystyczne, mówiące o obrazie czy to jako spójnej, wizualne całości, czy obrazowo-tekstowej kombinacji.
Kompozycja obramowująca świat coraz słabiej daje się uzasadnić w świecie, który wymyka się możliwości ramowania. Ten świat nie należy już do nas i codziennie od nowa stawia nas na skraju przepaści. Możemy opakować ten świat w konwencję sztuki, a zapewniając sobie bezpieczną odległość, czerpać przyjemność z trwania. Jednak bez próby korekty naszej pozycji, ta przyjemność zaczyna nieco uwierać. To przydarzyło się sztuce Holzer czy Christo.
JADWIGA SAWICKA – urodziła się w 1959 roku. Studiowała na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni Jerzego Nowosielskiego. Tworzy obrazy, fotografie, obiekty, instalacje tekstowe. Przy realizacji instalacji i fotografii współpracuje z Markiem Horwatem. Mieszka i pracuje w Przemyślu. Współpracuje z Galerią BWA Warszawa.
Jadwiga Sawicka, „CHAOSY”, Galeria Ego, 08.02.2019–30.03.2019.
CZYTAJ TAKŻE: Tożsamościowe machlojki. Recenzja książki „Sztuka podręczna Wrocławia. Od rzeczy do wydarzenia”
CZYTAJ TAKŻE: Faux queen? Nie, dziękuję! Rozmowa z Małgorzatą Maciaszek vel Lolą Eyeonyou Potocki
CZYTAJ TAKŻE: Zagłębie rokitnikowe. Rozmowa z Dianą Lelonek