Najważniejsi są aktorzy
Opublikowano:
1 kwietnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Hamlet to postać, której nie znoszę. Może dlatego jednego z dwóch Hamletów, którzy są bohaterami naszego spektaklu, obsadziłam w roli reżysera – mówi Agata Duda-Gracz.
Za nami pierwsze odsłony „Improwizacji” w Teatrze Nowym w Poznaniu, czyli zainicjowanego przez panią comiesięcznego cyklu pokazów, w czasie których poznańska publiczność może oglądać działania aktorskie odbywające się zazwyczaj podczas zamkniętych prób. Skąd pomysł na ten projekt?
Z zachwytu aktorami. Z podziwu i szacunku dla ich wyobraźni i umiejętności. Moją intencją przy tworzeniu tego projektu było pokazanie widowni części procesu powstawania spektaklu, jakim jest improwizacja aktorska na zadany temat. Wspaniałe jest to, że każdy aktor improwizuje inaczej. Ze spotkania ich odmienności powstają jednorazowe, niezwykłe „spektakle” wolne od ingerencji reżysera. Moja rola ogranicza się do postawienia im zadań tworzących ramy improwizacji.
Postanowiła pani wpuścić widzów do swojego świata?
To bardziej opowieść o kreatywności aktora niż o moim świecie. Chciałam, żeby widzowie zobaczyli, z czego dane jest mi czerpać w trakcie prób. Projekt w Teatrze Nowym daje szansę na spotkanie artystów, którzy w różny sposób postrzegają teatr, mają inne doświadczenia. Zapraszam zarówno artystów grających w klasycznych repertuarowych teatrach, jak i w teatrach eksperymentalnych czy muzycznych, a także aktorów filmowych.
Czym się różni improwizacja prezentowana widzom od takiej, która jest elementem próby?
Przede wszystkim obecnością widza oraz tym, że w przypadku pokazu aktor wie, że improwizacja jest jednorazowym zdarzeniem samym w sobie. Jest to niepowtarzalny pokaz aktorskiego warsztatu.
Natomiast te wykonywane w trakcie pracy nad spektaklem są rodzajem ćwiczeń, składową większej całości i służą wyłącznie budowaniu świata bohaterów spektaklu. To bardzo ważny etap pracy nad spektaklem.
Improwizacje pozwalają nam przeżyć przeszłość postaci, stworzyć jej wspomnienie, zbudować relacje i doświadczyć stanów i uczuć niereżyserowalnych.
W zależności od zadań czy formuł improwizacyjnych zdarzenia sceniczne mogą być bardziej bądź mniej abstrakcyjne, ale zawsze są oparte na głębokich emocjach, które potem widz może zobaczyć na scenie.
Oglądanie improwizacji jest dla widzów innym przeżyciem niż przedstawienie, nad którym pracuje się miesiącami?
To są dwie zupełnie różne materie teatralne. Improwizacja służy spektaklowi, ale jest też jakością samą w sobie. Nie musi być efektowna, może się nie udać, nie ma ograniczeń czasowych ani żadnych innych z wyjątkiem tych ujętych w zadaniach. Nie jest konkursem na puentę, standapem ani kabaretem. Przez taki, a nie inny dobór ludzi i tematu staram się doprowadzić do jak najciekawszego spotkania.
Co otrzymuje widz?
Kiedyś, gdy jeszcze byłam w szkole, wydawało mi się, że takie publiczne improwizowanie ma na celu „zaglądanie aktorowi pod spódnicę”, że widz może w równym stopniu obserwować zarówno jego bezradność, jak i sposoby radzenia sobie w sytuacjach nieprzewidywalnych. Po kilkunastu latach pracy z improwizacją wiem, że to bardzo świadomy, wymagający proces, który u każdego aktora przebiega inaczej.
Projekt w Teatrze Nowym potrwa rok – co się zmienia w kolejnych odsłonach?
Za każdym razem zaproszeni aktorzy mają inne zadanie improwizacyjne, inne są też zasady improwizacji. Lutowy pokaz, inspirowany „Folwarkiem zwierzęcym” George’a Orwella, nie miał celu – tam aktorzy dostali tylko informacje o charakterach postaci, wzajemnych relacjach i okolicznościach. Nie wiadomo było, w którą stronę potoczą się ich działania. Z kolei edycja marcowa, inspirowana „Trzema siostrami” Antoniego Czechowa, przede wszystkim wytyczała każdej postaci jasny cel. Pod wpływem celu zmieniał się charakter postaci i okoliczności.
Czy aktorzy są w stanie przygotować się do pokazów improwizacyjnych?
Nie. Na godzinę przed improwizacją dostają listy z instrukcjami. Nie znają zadań pozostałych uczestników, z wyjątkiem ogólnych okoliczności lub naczelnej zasady, która będzie danego wieczoru obowiązywała.
Przed wielkopolską publicznością nie tylko kolejne odsłony „Improwizacji”, ale także kwietniowa premiera „Hamleta”. To nie jest pani pierwsze spotkanie z Szekspirem. Czasami korzysta pani jego z dramatów, a kiedy indziej pisze własne teksty do niego nawiązujące. Z czego wynikają te różne strategie dramaturgiczne?
Pierwsze dwa spektakle „Romeo i Julia” oraz „Otello – wariacje na temat” były moimi adaptacjami tekstów Szekspira. Wydawało mi się wtedy, że „uzupełnianie” Szekspira własnymi słowami jest w porządku. Po czasie zrozumiałam, że to głupie i pyszałkowate.
Tak dziś myśli pani o „Otellu”?
Tak. Choć robiony był oczywiście z pełną pasją i wiarą. Spotkał się też z bardzo dobrym odbiorem, był wielokrotnie nagradzany, m.in. na Festiwalu Szekspirowskim…
Może dlatego nieraz mi się wydaje, że nagrody i tzw. sukcesy są o wiele bardziej niebezpieczne niż klęski, bo mogą nam zaciemnić rzeczywisty obraz naszych działań. Niemniej udało mi „przejrzeć na oczy w oszołomieniu”.
Teraz albo pracuję nad tekstami Szekspira – w zeszłym roku zrobiłam „Makbeta” we wrocławskim Teatrze Capitol – albo nad swoimi. Dwukrotnie wyreżyserowałam spektakl na podstawie własnego tekstu inspirowanego Szekspirem: „Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej” na podstawie „Troilusa i Kressydy” oraz „Po Burzy Szekspira”, którego inspiracją była „Burza”. Teraz w Poznaniu pracujemy nad przedstawieniem inspirowanym „Hamletem”. Jeszcze nie ma tytułu.
Pisanie własnego dramatu daje większą satysfakcję?
Pisząc swój tekst, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za stworzenie scenicznego świata. Taka forma jest dla mnie pełniejsza. Tak jak w przypadku poznańskiego „Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk”, gdzie każde słowo jest moje i było pisane z myślą o konkretnej scenie, a przede wszystkim o konkretnym aktorze. Bo to zawsze on, aktor, jest i będzie dla mnie najważniejszy.
Czy Szekspir jest nasz, współczesny?
Tak. Jest tak do głębi ludzki, tak wszechstronny, że stanowi diagnozę każdej epoki. Odarcie go z obyczajowości czasów, z tła historycznego, nie czyni go niezrozumiałym. Wręcz przeciwnie.
O czym jest pani „Hamlet” i co mówi dziś?
Hamlet to postać, której nie znoszę. Może dlatego jednego z dwóch Hamletów, którzy są bohaterami naszego spektaklu, obsadziłam w roli reżysera. Zamiast opowiadać o nim, zacytuję list do postaci, który na początku naszej pracy wręczyłam Michałowi Kocurkowi grającemu tę rolę:
„Strzeżcie się, zwykli ludzie, szarzy ludzie, zwykli bez tego czegoś w środku, zwyczajni ludzie, normalni, przeciętni zjadacze chleba, ludzie ciułacze codzienni, strzeżcie się, ludzie tak zwani wszyscy obywatele, ludzie rodacy, sąsiedzi, bracia jak każdy ogół w większości!
Ja jestem Hamlet, co wam dupska skopie czarownie, aż «wam bebechy wyjdą przez wszystkie otwory wasze»!
Ja jestem Hamlet, co się wam dobierze do wszystkiego, co wasze, a wszystko, co wasze jest do dobrania się przeze mnie, bo ja wiem i znam was aż za dobrze! Miernoty nijakie i ni takie, ni siakie!
Ja jestem artystą, który się ponad waszym niczym unosi i pęcznieje sobą, czyli istotnością ponad wszelką wątpliwość! Ponad nijakością waszą i celem jestem, który wam się wydaje ważny, ale jest bez znaczenia dla mnie, czyli jest bez znaczenia w ogóle!
Ja jestem krzyk wielkości pojedynczej! Uciemiężonej przez prymitywizm matek! Przez ich zaborcze ramiona, mleczne piersi i tkliwe wypowiedzi uwłaczające synom!
Ja jestem dziedzic spotworniałych ojców, którym się coś wydaje na swój temat, a którzy są tylko ciężarem i prędzej czy później pogrzebem!
A ten ich pogrzeb musi być głośny! Bo ojca Hamleta trzeba zakopać jak kamień węgielny pod cokołem kolosa! Trzeba świat oblec kirem, a niebo napełnić zawodzeniem ludzi, co choć nie mają znaczenia, stanowić będą tło dla wybitnej jednostki osieroconego syna!
Nastał czas Hamletów! Pierdolcie się więc umięśnieni koledzy ze szkoły, i wy, dziewczyny w złośliwie cielistych podkolanówkach, znajomi rodziców, mentorzy i wy – portrety noblistów gapiące się na mnie ze ścian sal wykładowych! Teraz ja!
Ja jestem Hamlet i wyreżyseruję wam taki świat, na jaki zasłużyliście!”.
O tym właśnie jest mój „Hamlet”.
Każdy pani spektakl ma swojego malarskiego patrona – kto nim jest w przypadku „Hamleta” i co właściwie taki patronat oznacza?
Tym razem są to Caravaggio, Bacon i Egon Schiele. Z ich poetyk czerpiemy inspiracje do budowania plastyki spektaklu, kostiumów i rodzaju oświetlenia.
To niezwykły sezon teatralny w Poznaniu, bo wiosną odbędą się aż dwie premiery „Hamleta”: w Teatrze Polskim pracuje nad nim Maja Kleczewska. To przypadek czy szczególny moment, który każe artystom sięgać po „Hamleta”?
Myślę, że to zbieg okoliczności. W końcu „Hamlet” jest najczęściej wystawianym dramatem na świecie.
Od kilku sezonów dość regularnie pracuje pani w Poznaniu, nie tylko w Teatrze Nowym. Lubi pani tu wracać?
Tak. Po pierwsze ze względu na wspaniałe miejsce, którym jest Teatr Nowy. A po drugie ze względu na czujnych i wrażliwych poznańskich widzów.
Tekst ukazał się w dodatku do „Głosu Wielkopolskiego”, Kultura u Podstaw, Teatr/Wielkopolska, 30–31 marca.
AGATA DUDA-GRACZ – reżyserka teatralna, scenografka, autorka scenariuszy. W 2003 roku ukończyła Wydział Reżyserii PWST w Krakowie, jest też absolwentką historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od kilkunastu lat reżyseruje w najważniejszych polskich teatrach w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Łodzi, Opolu i w Poznaniu. Wielokrotnie nagradzana za pracę reżyserską i scenograficzną.
CZYTAJ TAKŻE: Teatr bez prób. Improwizacje w Teatrze Nowym w Poznaniu
CZYTAJ TAKŻE: Lot w kosmos. „Dziwny przypadek psa nocną porą” w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
CZYTAJ TAKŻE: Pytania o teatr (recenzja „Ja jestem Hamlet”)