Poznań jest miastem hip-hopu
Opublikowano:
17 kwietnia 2019
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Żywe instrumenty wprowadzają na scenie taką energię i rodzaj brzmienia, którego nie jest w stanie wygenerować żaden DJ. Jednak znanych polskich artystów hip-hopowych grających na co dzień z zespołem wciąż możemy liczyć na palcach jednej ręki – mówi Piotr Kraśner, poznański perkusista i twórca projektu Neo Soul / Hip-Hop Live Session.
SEBASTIAN GABRYEL: W ubiegłym roku odbyła się pierwsza impreza w ramach projektu Neo Soul / Hip-Hop Live Session. Ma wypełnić lukę, którą dobrze widać w Poznaniu, a której nie ma w Berlinie, Paryżu czy Nowym Jorku. O jakiej dokładnie mowa?
PIOTR KRAŚNER*: Mam wrażenie, że kilka lat temu Poznań przeżył swego rodzaju kulturalny upadek. Nie mówię tu o takich instytucjach jak filharmonia, opera czy teatr muzyczny, które działają prężnie od lat, lecz o miejscach i imprezach o charakterze rozrywkowym, przeznaczonych dla młodych ludzi. Kluby taneczne i bary nadal cieszą się dużym powodzeniem, jednak piję trochę do czegoś innego, a mianowicie do sfery undergroundowej.
Zamknięcie takich miejsc jak Piwnica 21 czy Alligator, które podczas koncertów i jam sessions pękały w szwach, było wielkim ciosem dla poznańskiej kultury muzycznej.
Oprócz likwidacji klubów do upadku przyczyniał się również spadek zainteresowania odbywającymi się wydarzeniami, co spowodowało pewien zastój na tym mniej komercyjnym podwórku.
Koncepcja Neo Soul / Hip-Hop Live Session wzięła się właśnie z powodu tej luki. Początkowo spotykaliśmy się z kolegami z Akademii Muzycznej, by pograć takie rzeczy dla rozrywki, we własnym gronie. Później, pod wpływem kilku bodźców, postanowiłem przenieść „naszą zajawkę” na nowe tory i zarazić tym innych muzyków, co zaowocowało pierwszą edycją. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę, ponieważ impreza zaczęła cieszyć się zainteresowaniem w środowisku.
Podobno jedną z inspiracji do powstania projektu były opowieści twoich znajomych muzyków, którzy tego typu wydarzenia mogli zobaczyć z bliska. Co zafascynowało cię w nich najbardziej? Poczucie wspólnoty?
Jednym z bodźców były właśnie opowieści kolegów o jamach, podczas których spotykali się instrumentaliści, raperzy, wokaliści i DJ-e. Z czasem zacząłem coraz bardziej interesować się tym tematem, szukałem materiałów wideo w internecie. Okazało się, że w wielu miastach na świecie takie imprezy funkcjonują bardzo dobrze. Z racji mojego gustu muzycznego najbardziej zafascynowała mnie właśnie koncepcja połączenia świata raperów oraz żywych instrumentów podczas jam session. Co do samej wspólnoty, to jest ona nieodłącznym, jednym z najważniejszych elementów kultury hip-hop. Wydaje mi się, że właśnie taką wspólnotę udało nam się stworzyć.
Z jednej strony zauważasz, że w przeciwieństwie do poznańskiego środowiska bluesowego, rockowego czy jazzowego, w stolicy Wielkopolski wciąż nie ma miejsca do regularnych spotkań osób związanych z hip-hopem. Z drugiej natomiast, w Poznaniu niemal co tydzień odbywają się koncerty raperów. To za mało?
Poznań jest bardzo hip-hopowym miastem. Obok Warszawy jest chyba największym w kraju ośrodkiem reprezentowanym przez plejadę gwiazd tego gatunku. Koncerty mają to do siebie, że jednego dnia odbywają się w Poznaniu, a drugiego ten sam artysta gra na drugim końcu Polski. Oczywiście, one są bardzo ważne, bo opiera się na nich cały rynek muzyczny. Jednak mam wrażenie, że nie dają możliwości integracji osobom ze środowiska muzycznego i publiczności, a także stworzenia tak ważnej, wspomnianej wcześniej, wspólnoty. Bardzo cieszy mnie fakt, że powołując do życia Neo Soul / Hip-Hop Live Session, mogłem zainspirować kilka osób, które postanowiły dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju kulturalnego naszego miasta i zorganizowały lub wznowiły tego typu imprezy. Wydaje mi się, że w tej kwestii Poznań przechodzi swego rodzaju renesans.
Każde Neo Soul / Hip-Hop Live Session rozpoczyna się od krótkiego koncertu, po którym odbywa się otwarta impreza, w której udział może wziąć każdy chętny. Jak wygląda to od strony technicznej?
Każdą imprezę rozpoczyna tzw. „warm up”, czyli rozgrzewka prowadzona przez naszego nadwornego DJ-a Wojtka „WJS-a” Ślusarskiego, który serwuje najsmaczniejsze hip-hopowe i soulowe kawałki. Na każdą edycję zapraszamy gości specjalnych – raperów lub wokalistów, z którymi jako House Band, czyli zespół będący gospodarzem imprezy, przygotowujemy koncert. Jest to zwykle autorski materiał, który aranżujemy pod zespół instrumentalny.
To czasem trudne, ponieważ zaproszeni artyści reprezentują różne style: od neo soulu, oldschoolowego hip-hopu, po west coast, afro czy trap. Jednak jest to dla nas interesujące wyzwanie, którego zawsze chętnie się podejmujemy.
Po koncercie i krótkiej przerwie technicznej następuje jam session. Każdy obecny artysta może zaprezentować się na scenie, ma to formę koleżeńskiego muzykowania. Brzmi to trochę infantylnie i nieprofesjonalnie, jednak zapewniam, że poziom artystyczny występujących jest najwyższy z możliwych w tym mieście. Najczęściej odwiedzają nas zawodowi muzycy, z czego większość jest związana z tymi gatunkami muzycznymi na co dzień. To rewelacyjni DJ-e, świetni wokaliści i raperzy z całej Polski. Z naszej strony zapewniamy cały „backline” – bębny, piece gitarowe, instrumenty klawiszowe, mikrofony, gramofony, a także wysokiej klasy system nagłośnieniowy wraz ze świetnym realizatorem dźwięku.
„W sytuacji bitew freestyle’owych zachowajmy minimalny poziom kultury i brutalnie nie obrzucajmy siebie, swoich mam i dziewczyn mięchem” – apelujecie w zapowiedziach. Wiele osób żachnie się, że freestyle zawsze był ostrą jazdą po bandzie i nie ma potrzeby go cenzurować…
Zgadzam się w stu procentach. Jednak impreza ma charakter koleżeński i wielu zawodników, takich jak Arci, C-Zet, Maggy, Siwa, Esdobe, Babinci, Ericky0 czy Alemzo, udowodniło, że można fajnie, w kulturalny sposób „ponawijać”, wywołując u wszystkich uśmiech. Niestety, obecna scena polskiego freestyle’u w znacznym stopniu charakteryzuje się rymami niskich lotów – obrażającymi rodzinę, kota, psa i „niunię” rywala. Dla wielu fanów tego typu zabaw pewnie rzucę frazesem, jednak wystarczy powrócić do pamiętnego finału WBW z 2004 roku między Te-Trisem a Duże Pe, którzy udowodnili wtedy, że nawet w sytuacji bitewnej można zrobić show na wysokim poziomie bez słowa na „k” w każdej frazie. Mieliśmy przypadki, że ktoś się „podpalił”, jednak nie spotkało się to z aprobatą ani pozostałych artystów na scenie, ani publiczności.
Jak dotąd odbyły się cztery edycje Neo Soul / Hip-Hop Live Session. To dobry moment, by zapytać o powodzenie projektu. Frekwencja wciąż dopisuje?
Szczerze powiem, że największą niewiadomą była pierwsza odsłona, która odbyła się w klubie Dubliner Irish Pub. Wiedziałem, że takiej imprezy wcześniej w Poznaniu nie było, frekwencja stała pod wielkim znakiem zapytania.
Kiedy chwilę przed zagraniem koncertu przyszedłem do klubu, okazało się, że na zewnątrz jest około pięćdziesiąt osób, które niestety nie zmieściły się w lokalu, a w środku bez walki nie dało się dojść nawet do toalety, nie mówiąc już o scenie.
Po imprezie, manager klubu poinformował mnie, że tego wieczoru łącznie przewinęło się w nim ponad czterysta osób, w co nie mogłem uwierzyć. Druga edycja okazała się powtórką pierwszej.
Stresująca była ta trzecia, która odbywała się w nowym miejscu – Klubie „Pod Minogą”. Zdecydowałem się na ten krok, ponieważ przestrzeń Dublinera była zbyt mała, okazało się, że do takiej muzyki potrzebowaliśmy zdecydowanie mocniejszego sprzętu, większej sali i jej lepszej akustyki, którą dysponowała właśnie „Minoga”. Zgodnie z moimi przeczuciami odnośnie zmiany miejsca, ta edycja okazała się dużo słabsza, bo gościliśmy zaledwie około stu osób.
Po tej imprezie zwróciłem się o pomoc do mojej serdecznej przyjaciółki, Joanny Majdak z Artscope Music Management, która z wielką ekscytacją zgodziła się pomagać mi w sprawach PR-u, promocji i kontaktu z mediami. Poznałem także wspomnianego wcześniej poznańskiego rapera, Dawida „C-Zeta” Michalaka, który również chętnie podjął ze mną współpracę jako prowadzący oraz „łącznik” między moją inicjatywą a poznańskim środowiskiem hip-hopowym. O czwartą edycję byłem już spokojny. Dobra promocja i duże zainteresowanie imprezą zaowocowały frekwencją na poziomie trzystu osób, z czego jestem bardzo zadowolony.
Swoją drogą, dlaczego w projekcie postanowiłeś hip-hop połączyć akurat z neo soulem?
Z bardzo prostego powodu – neo soul powstał w latach 90., a obok soulu największy wpływ na nowy nurt miał właśnie hip-hop. Artyści neo soulowi chętnie podejmują współpracę z raperami i producentami hip-hopowymi. Oprócz tego, że bardzo lubię obydwa gatunki, to po prostu nie chciałem tych koneksji zacierać.
Słuchacze często zapominają, że muzyka hip-hopowa to nie tylko beaty z samplera. Nie odnosisz wrażenia, że w Polsce, ale też w innych krajach Europy, hip-hop organiczny – żywy, z live bandem – traktowany jest trochę po macoszemu?
Staram się bardzo wnikliwie obserwować i analizować zjawiska, które zachodzą w przemyśle muzycznym. Z czasem zacząłem mieć wrażenie, że wielu raperów w jakiś sposób boi się żywych instrumentów. Po pierwszych dwóch edycjach zrobiłem rekonesans wśród raperów, którzy nas odwiedzili. Większość ich kolegów nie przyszła, ponieważ stwierdzili, że „to nie ich klimaty” lub po prostu bali się czegoś, co dla nich było nowe.
Kolejną kwestią jest to, że nie każdy muzyk potrafi zagrać hip-hop. Może się wydawać, że nie ma w nim niczego trudnego do grania, ale nic bardziej mylnego. Niestety, im „łatwiejsza” jest muzyka, tym trudniejsza jest do zagrania.
Tak jak z każdym gatunkiem muzycznym, najpierw trzeba przerobić odpowiednią liczbę płyt, by później przełożyć to na swój instrument i grę zespołową. Niestety, przyzwyczajenie do schematu MC + DJ wciąż króluje w hip-hopie. W jakiś sposób jest to uzasadnione, bo właśnie w takiej formie został on zapoczątkowany w USA, jednak od samego początku historii tej muzyki można było dostrzec zainteresowanie także żywymi instrumentami.
Tak jest również i dziś, gdy większość amerykańskich artystów tego nurtu gra koncerty właśnie z live bandem. Żywe instrumenty wprowadzają na scenie taką energię i rodzaj brzmienia, którego nie jest w stanie wygenerować żaden DJ. Jednak znanych polskich artystów hip-hopowych grających na co dzień z zespołem wciąż możemy liczyć na palcach jednej ręki… Jakby nie patrzeć, brzmienia wykorzystywane w produkcji beatów hip-hopowych zwykle są zaczerpnięte z żywych instrumentów. Uważam zatem, że każdy fan hip-hopu powinien zrobić rachunek sumienia, powrócić do takich albumów jak np. seria „Jazzmatazz” Guru lub zapoznać się z projektem Robert Glasper Experiment, który współpracuje ze światową czołówką raperów, takich jak Mos Def, Pete Rock czy Common.
Ile imprez w ramach twojego projektu odbędzie się jeszcze w tym roku?
Tego sami nie wiemy. Organizacja tej imprezy pochłania ogromne ilości czasu i wymaga wielu wyrzeczeń – nie jesteśmy pewni, na ile możemy sobie pozwolić. Każdą edycję staramy się przygotować z jak największą dbałością o detale, takie jak jakość koncertu, promocja, zaplecze techniczne i inne kwestie organizacyjne. Trzy lub cztery edycje w ciągu roku to pewniak. Chcemy też pozostawić lekki niedosyt, by kolejne eventy nadal były unikalne i cieszyły się jeszcze większym zainteresowaniem.
*PIOTR KRAŚNER – poznański perkusista związany z polską sceną muzyki hip-hop, soul, pop i gospel. Pomysłodawca i organizator projektu Neo Soul / Hip-Hop Live Session. W 2016 i 2017 roku, wspólnie z DK Big-Band, zajął odpowiednio II i III miejsce na Big-Band Festival w Nowym Tomyślu. W 2017 roku album zespołu Gospel Joy pt. „Napełniaj”, który współrealizował artysta, został okrzyknięty płytą roku przez portal Chrześcijańskie Granie.
CZYTAJ TAKŻE: Paluch: Czerwień i platyna. Recenzja płyty „Czerwony dywan”
CZYTAJ TAKŻE: Peja: Inne życie, inny rap („25_godzin”)
CZYTAJ TAKŻE: Muzyka bezcenna w Wielkopolsce #11