Na dachu Leszna
Opublikowano:
19 kwietnia 2022
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
„Nie patrz na nikogo z góry, chyba że pomagasz mu wstać”. Stara dobra rada, która zdaje się nie obowiązywać podczas odwiedzania tarasów i punktów widokowych.
Coś bliżej nieokreślonego, jeszcze niezbadanego, powoduje, że wielu z nas z uporem maniaka pokonuje kolejne kondygnacje budynków, aby z najwyższego punktu spoglądać na panoramę miasta. Być może ludzie widziani z wysokości wydają się przyjemniejsi? Być może daje to nam niesamowite poczucie wolności i poszerza horyzonty, ćwicząc mięśnie naszej duszy? Być może działamy pod wpływem hollywoodzkich (i nie tylko) produkcji, w których główny superbohater, pragnąc zaimponować bliskiej mu osobie, zabiera ją w miejsce, skąd rozpościera się niesamowity widok na całe miasto.
Pomiędzy Poznaniem a Wrocławiem
Leszno jest położone pomiędzy dwoma dużymi ośrodkami akademickim – Poznaniem i Wrocławiem. Wielu moich znajomych decyduje się na podjęcie edukacji, a później pracy w jednym ze wspomnianych miast. Sprzyja to dyskusjom o wyższości (celowo używam tego słowa) jednego miasta nad drugim. Zdecydowanie zarówno stolica Dolnego Śląska, jak i stolica Wielkopolski są wyjątkowe, oferują mnóstwo atrakcji.
Jest jednak kwestia, w której trudno obronić Poznań. To punkty widokowe.
Czy tarasy widokowe zamku królewskiego spełniają swoje zadanie? Czy panorama widziana z dachu Galerii MM zapiera dech w piersiach? A może lepiej wdrapać się na dach któregoś z wysokich budynków? Przy odrobinie szczęścia można podziwiać gród Przemysła z najróżniejszych „wysokościowców”. We Wrocławiu zdecydowanie łatwiej spojrzeć na miasto z wysokości. Wróćmy jednak do Leszna, które przedstawię z innej, wyższej perspektywy.
Wieże
Wieża w średniowiecznym mieście najczęściej wskazywała, kto w nim rządzi. I choć przeważnie była najsłabszym elementem budynku (uderzały w nią pioruny i przewracały wichury), to przy budowie prestiżowych obiektów nie mogło jej zabraknąć. Wieża stanowiła nie tylko element ozdobny, ale (często) była dogodnym punktem obserwacyjnym.
W krajobrazie Leszna zachowało się mnóstwo wież i wieżyczek.
Niestety żadna z tych, które umożliwiają obserwację, nie jest udostępniona do codziennego zwiedzania. Nie można jednak zapominać, że jest różnica pomiędzy obiektem nieudostępnionym a niedostępnym. Okazjonalnie, najczęściej podczas parafialnych uroczystości, istnieje możliwość zobaczenia miasta z dzwonnicy przy kościele św. Antoniego. Z różnych przyczyn jeszcze trudniej podziwiać panoramę z wież kościoła pw. św. Jana oraz bazyliki kolegiackiej. Podobnie sytuacja wygląda z wieżą ratuszową.
Strażnica
Paradoksalnie moje zainteresowanie wieżami rozpoczęło się od chęci zejścia pod ziemię. Przygotowanie artykułu poprzedziła wizyta w Wydziale Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa w Lesznie. W momencie kiedy rozmowa zbliżała się ku końcowi, zostałem zapytany, czy mam ochotę zobaczyć panoramę miasta z wieży budynku, w którym się znajdujemy. Miałem. I trudno było pohamować radość. Wdrapałem się na szczyt międzywojennej wieżycy, zbudowanej na potrzeby ówczesnej straży pożarnej. Obok fantastycznych widoków dostrzegłem na sąsiedniej działce kolejne relikty działalności strażaków. To nieczynne dystrybutory zaopatrujące dawniej wozy strażackie.
Obecnie działka jest w kręgu zainteresowań deweloperów i z pewnością w najbliższych latach widok z wieży ulegnie zmianie.
Najbardziej charakterystycznym elementem widocznym z mojego punktu obserwacyjnego był jednak ogromny silos nieczynnego młyna. Kompleks młyński właśnie poddawany jest dezindustrializacji, czyli zmienia swoje przeznaczenie. Zgodnie z zapowiedzią powstaną w nim mieszkania oraz obiekty usługowe. Silos górujący nad miastem może okazać się wisienką na tym industrialnym torcie. Pozostaje zaciskać kciuki za właściwe wykorzystanie architektonicznej perełki posiadającej ogromny potencjał w postaci niezapomnianych widoków.
Dachy
Mogą uchronić przed powodzią, dają możliwość pokontemplowania nieba. Czy dachy zarezerwowane są wyłącznie dla kotów, kominiarzy i monterów kablówki? W miastach takich jak Nowy Jork, Berlin, Rotterdam czy Zurych od wielu lat organizowane są festiwale, podczas których istnieje możliwość wejścia na miejskie dachy. Z kolei przeglądając media społecznościowe, zauważyłem, że dachy coraz częściej wykorzystywane są do uprawy warzyw, sąsiedzkich spotkań czy też jako miejsce do złapania doskonałej opalenizny.
Dostępność leszczyńskich dachów nie wygląda imponująco.
Jedna z restauracji na najwyższej kondygnacji posiada taras letni. Niestety oferuje widok jedynie na najbliższą okolicę. Bardzo zachęcająco wygląda oferta Miejskiej Biblioteki Publicznej, która w najbliższym czasie przeprowadzi się do nowego obiektu, a w planie jest użytkowy dach. Czytanie gwiazd pod gwiazdami brzmi wyśmienicie. Ja nie mogę się doczekać.
Odkrywanie historii
Zacząłem pytać znajomych mieszkających na najwyższych kondygnacjach o dostępność dachów. Odpowiedzi były dwojakie: część z nich nigdy się tym nie interesowała, nie wiedząc nawet, którędy się kierować, aby zobaczyć podniebne miasto. Kilkoro z zapytanych natomiast odpowiedziało, że nie ma żadnego problemu z wejściem na najwyższy poziom.
Rozpocząłem zwiedzanie. Stojąc na dachu i widząc małe samochody i jeszcze mniejszych ludzi, straciłem poczucie czasu i przestałem spoglądać na zegarek.
Po powrocie na ziemię zacząłem się zastanawiać nad dziejami kamienicy, którą miałem pod nogami. A może bardziej nad losami jej mieszkańców. Czy mieli okazję choć raz dziennie serdecznie się pośmiać? I czym się zajmowali?
Jeden z pierwszych dachów, który odwiedziłem, znajdował się przy ulicy Chrobrego. Kwerenda doprowadziła do informacji, że to właśnie w oficynie tego budynku zamieszkała rodzina Maciejewskich po przybyciu do Leszna.
Później przeprowadzili się do kamienicy przy Rynku, o czym informuje skromna tabliczka. A dach tejże kamienicy był moim kolejnym celem.
Obecnie Roman Maciejewski jest patronem Państwowej Szkoły Muzycznej w Lesznie, a przed nią znajduje się pomnikowa ławeczka. Kompozytor jest także patronem parku w Poznaniu w sąsiedztwie Akademii Muzycznej. Na zielonej enklawie znajduje się popiersie artysty.
Co dalej?
Liczba znajomych z dostępem do dachów szybko się wyczerpała. Zacząłem pytać znajomych o znajomych oraz o ich znajomych. Dzięki uprzejmości gospodarzy nie towarzyszy mi uczucie, że nie powinno mnie tutaj być i nie czuję się jak nieproszony gość na przyjęciu. A jednocześnie mogę, zupełnie jak kot, chodzić swoimi ścieżkami i podziwiać kolejny piękny leszczyński dzień. Pozwala to zdystansować się od pełnych napięcia zdarzeń, jakie przyniósł dzień.