fot. z archiwum Adama Wajraka

Zakochać się w Arktyce

„Kto chce czytać o lodzie? Kogo to obchodzi? Gdybyś chciał pojechać do Afryki, to pewnie, że tak. Tam jest ciekawie, kolorowo, coś się dzieje, a Arktyka… to tylko śnieg, śnieg i lód – mówił. A ja wiedziałem, że ma trochę racji. Był  rok 1995 i mało kto uważał Arktykę za region, w którym będą się rozgrywać losy świata. Wszyscy moi koledzy i koleżanki dziennikarze jeździli na Południe, na Wschód, na Zachód. Wszędzie jeździli, ale nie na Północ, bo Północ wydawała się nijaka”.

Północ wydawała się nijaka ówczesnemu szefowi młodego dziennikarza ogólnopolskiej gazety, który bardzo chciał w te zimne, nijakie miejsca jeździć.

 

Młody dziennikarz nazywał się Adam Wajrak i dopiął swego.

To znana już nieco historia – podczas tej mało obiecującej rozmowy zza pleców Wajraka rozlega się męski głos, który oznajmia, że sfinansuje mu bilet w zimne, skoro redakcja odmawia. To głos Ryszarda Kapuścińskiego.

I tak młody dziennikarz uzyskuje pieniądze i zgodę na wyjazd na Svalbard, gdzie w fiordzie Hornsund, pod Górą Wrzasku czeka na niego traperska chata. Spędzi tam lato, pracując dla polskich naukowców.

Szalone lata dziewięćdziesiąte

Książka Wajraka „Na północ. Jak pokochałem Arktykę” jest opowieścią o zakochiwaniu się coraz głębszym w przygodach w świecie, którego przyrodę lubimy określać jako surową, bezwzględną, niewybaczającą błędów, zabójczą. Tymczasem dla Wajraka jest po prostu zachwycająca. I w dodatku często wybacza mu błędy – niewłaściwe buty, ryzykowną wędrówkę we mgle, niewyczyszczoną broń (tę, którą nosi na wypadek ataku niedźwiedzia polarnego), pierwsze kroki na lodowcu – czy to szczęście, czy przypadek?

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

 

Wajrak mógł kilka razy zginąć, ale przyroda chyba wiedziała, że ten koleżka w kiepskich butach i ciężkich postkomunistycznych ciuchach jeszcze jej się przyda.

Cofanie się reportera do lat 90. jest jak znajomo brzmiąca historia dzieciństwa wielu z nas. To opowieść, w której jak z zakurzonej szafy wypadają co jakiś czas artefakty minionego systemu. Czeskie kalosze, milicyjne parki, czy nawet granaty odziedziczone po ZOMO, a służące teraz do płoszenia niedźwiedzi polarnych.

Ale przede wszystkim w latach 90., szalonych „najntisach”, gdy Polacy migrowali do Szwecji zarabiać, Szwedzi do Polski najeść się i napić za małe pieniądze, a Wajrak jechał w śnieg, gdzie „nic się nie dzieje” – działo się już coś bardzo ważnego.

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

Naukowcy już „to” widzieli, zaczynali się mocno niepokoić, zbierali dowody. „Najntisy” przyniosły rosnącą pewność, że radość po upadku „komuny” zastąpi za chwilę niepokój o świat topniejącego lodu, coraz krótszych zim, wymierających gatunków.

Widmo katastrofy klimatycznej już tu było od dawna, ale do tej pory chyba nie było czasu aż tak się nią zajmować, a przynajmniej nie w mainstreamie. W 1994 roku przy brzegach Wyspy Niedźwiedziej naukowcy, z którymi i tam włóczy się Wajrak, znajdują omułka jadalnego, mula. Powinno mu tu być za zimno, ale jednak nie jest, co może świadczyć o ocieplaniu się wód. Dziesięć lat później, w 2004 roku, omułek jest już na Spitsbergenie. Ostatnio był tam 7 tys. lat temu, w poprzednim okresie ocieplenia.

Pamiątki po ludz-kości

Obok zmian klimatu truchtają niepokojące lub zwyczajnie okropne zmiany antropogeniczne. I na Wyspie Niedźwiedziej i na Spitsbergenie młody reporter ogląda cmentarzyska zwierząt. To morsy i wale grenlandzkie wybite miejscami do ostatniego osobnika. Zostały po nich hałdy kości, których nikt nie usuwa, a na Svalbardzie mają wręcz status chronionych zabytków kultury – mają kłuć w oczy, przypominać o skali ludzkiej zachłanności.

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

Populacje odradzają się z trudem – zwierzęta albo nie wracają w miejsca pogromu wcale, albo bardzo powoli. A więc to też lekcja odczuwania czasu w świecie, który błyskawicznie zużywa paliwa kopalne, rozwija się, zarabia jak wściekły.

I nagle Wajrak przypomina, że wale grenlandzkie mogą żyć 200 lat, a dojrzałość osiągają koło 25 – jeśli nikt i nic ich nie zabije. To jest jak znak stop, albo nagłe zatrzymanie się przed urwiskiem. Bo co my wiemy o życiu, kim jesteśmy, że tego wala, który może sięgać pamięcią gdzieś do historii dawnych wielorybników, traktujemy jak beczkę tłuszczu? Że drobne rybki przerabiamy na mączkę rybną, skazując ptaki i większe ryby na głód? Tak było z gromadnikiem, w latach 70. i 80. wyławianym masowo z Morza Barentsa.

Wajrak na jego przykładzie pokazuje zależności i dynamikę łańcuchów pokarmowych rejonów arktycznych – dużo delikatniejszych niż zróżnicowane ekosystemy cieplejszych rejonów. Gdy gromadników zabrakło, głodowały foki, zniknął śledź (bo stał się pokarmem dorsza, do tej pory jedzącego właśnie gromadniki), a w końcu wielki głód zdziesiątkował populację nurzyków – pingwinowatych ptaków z Wyspy Niedźwiedziej. Populacja nurzyka w ciągu roku zmniejszyła się tam o 85% – z 250 tys. ptaków pozostało 36 tys.

Depcząc po piętach Curwoodowi

Książką rządzą dwie warstwy – przeszłość, owe „najntisy”, i teraźniejszość. Dziennikarz sięga do wspomnień, ale uzupełnia je o pozyskaną w międzyczasie wiedzę, sprawdza fakty wtedy niezrozumiałe dla naukowców, a dziś już opisane. I prowadzi nas przez lodowiec faktów. A lodowiec jak to lodowiec – ma przerażające szczeliny, ale przecież jest niebywale ciekawy i piękny.

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

Te szczeliny to wiedza o masakrach popełnianych na zwierzętach, zanieczyszczeniu środowiska, topnieniu lodowców. Jednak Wajrak nie zapomina o zachwycie i poczuciu humoru.

Najbardziej podśmiechuje się z siebie, młodego i niedoświadczonego „polarnika”, zafascynowanego lekturami Londona czy Curwooda, pozującego przybywającym pod Górę Wrzasku na statku wycieczkowym turystom. Wciela się wtedy przez chwilę w trapera, któremu niestraszne niedźwiedzie, pozuje z nigdy nieużytą strzelbą.

Książka jest oczywiście nasycona historiami braci mniejszych. Opowiada choćby o mewach bladych, nurzykach, fokach czy wydrzykach pasożytnych, fascynujących ptakach, które pozyskują pokarm, m.in. dręcząc mewy wracające do młodych z pokarmem w wolu. Wydrzyk tak długo denerwuje mewę, aż ta zwymiotuje pokarm, który oczywiście przejmuje wydrzyk.

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

Para wydrzyków mieszkała po sąsiedzku przy chatce pod Górą Wrzasku. Ptaki i dziennikarz przywykli do siebie, on codziennie obserwował ich perypetie, one odprowadzały go aż do „szaletu” i bacznie pilnowały, by nie zbliżył się zanadto do młodego.

Kiedy jedno z pary ginie zabite antropogenicznymi toksynami PCB, a potem ginie też młode, wtedy Wajrak najpierw grzebie je pod kamieniem, a potem siada przed chatką i po prostu płacze.

Dzisiaj

Dzisiaj nikogo nie dziwi, kiedy mówimy, że wybieramy się na Spitsbergen albo fotografować góry lodowe na Zatoce Disko. Zimno i śnieg przyciągają z magnetyczną siłą tych, którzy poszukują sensu życia, i tropicieli zapierających dech w piersi kadrów, czy widocznych jak na dłoni oznak katastrofy klimatycznej. Jesteśmy wyposażeni we wszystko, co sprawia, że taka wycieczka jest bezpieczna, a mróz niestraszny.

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

Do lamusa odeszły czeskie kalosze i koszule flanelowe. Stać nas na wełniane swetry i termobieliznę, na turystycznych statkach czekają profesjonalne skafandry chroniące przed wychłodzeniem i łodzie, które podwiozą turystów bliżej pożądanych widoków.

W 2019 roku zapytałam Mikołaja Golachowskiego – biologa, ekologa, podróżnika, który pokazuje turystom Antarktykę – czy domyśla się, co ich przyciąga w „zimne”?

 

„Bo zawsze marzyli, żeby zobaczyć rejony polarne, bo już wszędzie byli, ale jest też grupa, która rzeczywiście przyjeżdża w Antarktykę, żeby zobaczyć coś, co znika, chcą się przekonać na własne oczy, jak to przebiega. I widzę w ich postawach, w tym co deklarują, że generalnie ich to obchodzi – stan świata – niezależnie od motywacji. Zresztą, wydaje mi się, że jeśli ktoś już się tu wybrał – a nie są to luksusowe warunki, trzeba być gotowym na zimno, wysiłek fizyczny – to chyba musi mu trochę na przyrodzie zależeć. Rzadko spotykam kompletnych ignorantów”.

 

W zimne rejony zabiera czytelników już od kilku lat Ilona Wiśniewska, reporterka pisząca o Spitsbergenie, północnej Norwegii i Grenlandii. Oprócz wiedzy przyrodniczej zaczęliśmy dzięki niej lepiej poznawać mieszkańców zaśnieżonych krańców kontynentu i wysp. Wiedza ta nie jest wygodna, bo to mroczne historie kolonizowania ziemi i umysłów rdzennych mieszkańców zimnych rejonów.

 

fot. z archiwum Adama Wajraka

fot. z archiwum Adama Wajraka

Słowem – wiemy więcej, wiemy całkiem dużo. A katastrofa klimatyczna trafiła do głównego nurtu dyskusji o problemach, które bardzo pilnie musimy jako ludzkość spróbować rozwiązać.

Przepaść wiedzy dzieli nas też od ukochanych lektur dzieciństwa – Londona, Centkiewiczów i Curwooda, którzy zainspirowali nie tylko Adama Wajraka, ale podobno również wielu naukowców, którzy duszę oddali Arktyce.

Przed spotkaniem autorskim w Poznaniu oboje – Adam i ja – sięgnęliśmy po „Łowców wilków” Curwooda (w przekładzie Jerzego Marlicza) i choć sentyment duży, to trudno czyta się dzisiaj sceny zarzynania i oskórowywania wilków i nastrojowe opisy tych „dzikich bestii” biegnących w świetle księżyca.

Wiemy więcej, jesteśmy gdzie indziej. Kto by pomyślał, od szalonych „najntisów” minęło niecałe trzydzieści lat, a dwadzieścia nadchodzących dzieli ludzkość od krytycznej granicy, za którą prawdopodobnie czekają nas mocno nieprzyjemne i nieodwracalne zmiany związane z podwyższeniem się średniej globalnej temperatury. Zdążymy coś z tym zrobić?

 

PS

„Na północ” Wajraka to pierwsza część trylogii o Arktyce. Druga już się pisze, trzecia jest w planach. Ta trzecia będzie miała tytuł „Jest mi za gorąco” – rozumiem autora doskonale, codziennie zerkając na termometr, który w listopadzie i grudniu 2022 niepokojąco rzadko spada poniżej zera. Impulsem do napisania o książce Adama była lektura i rozmowa z nim, którą miałam przyjemność poprowadzić 5 grudnia br. w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Za zaproszenie do moderowania spotkania dziękuję Adamowi i Wydawnictwu AGORA.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
6
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0