fot. RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pękniecie

Riverbeds – opowieść o kruchym ciele rzeki

"Cały czas czułam niedostępność rzeki – w moim osobistym odbiorze – dystans, dlatego próbowałam się do niej zbliżyć." - mówi Anna Kędziora, stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego z roku 2021.

Maria Krześlak-Kandziora: Pamiętam, że przeszłaś dużo kilometrów wzdłuż Warty podczas codziennych spacerów, w czasie kiedy nasza mobilność stanęła kompletnie, kiedy w domach i niepewności uwięziła nas pandemia, a ty musiałaś nagle wrócić do Polski z rezydencji. Czy projekt „Riverbeds” jest owocem pandemii?

AK: Nie, rzekę „przywiozłam” z wyjazdu do Azji, do Tajlandii, gdzie płynie Mekong. Przepływa też przez sąsiednie kraje, gdzie ścierają się interesy różnych państw. Chiński kapitał mocno zmienił reżim rzeki między innymi w Laosie, budując wielkie tamy czy na samym Mekongu, czy na jego dopływach.

 

Poruszyło mnie to i skierowało moją uwagę ku rzece – bezbronnej wobec politycznych i ekonomicznych tarć.

 

Zaczęłam nad tym tematem pracować, będąc przez chwilę w Kambodży, ale wszystko dosyć szybko zostało przerwane przez pandemię. Przyjechałam z tymi przemyśleniami do Wielkopolski i czułam, że chcę rozwijać temat relacji z rzeką, gdziekolwiek będę. Drugą połowę 2020 roku spędziłam w mieście, w Poznaniu, a rzeka stała się moim traktem spacerowym.

 

MKK: Chodziłaś po paręnaście kilometrów wzdłuż Warty – z Wildy na Szeląg i z powrotem. O czym wtedy myślałaś, pamiętasz? Zwracałaś uwagę na rzekę, czy była wtedy tylko pretekstem, azymutem, bytem wyznaczającym prosty kierunek, czymś, co prowadziło cię przez pandemiczny czas?

AK: To zależało chyba od dnia… Zaczynając pracę nad projektem „Riverbeds”, uświadomiłam sobie, że rzeka nigdy nie była w centrum mojego życia. Konin, z którego pochodzę, niby jest nad Wartą, ale ona jest raczej za miastem. Poznań ma Wartę, ale nie jest ona jak Odra we Wrocławiu, w jakimś sensie w jego środku.

RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pękniecie

RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pękniecie

 

Rzeka to zawsze było tzw. „za miastem” i nie czułam, że nad rzeką mogę siedzieć na brzegu, być, że mogę do niej wejść.

Uświadomiłam sobie, że do rzeki mam duży dystans. Podczas pracy nad poznańską odsłoną projektu „Riverbeds” dotarło do mnie, że cały czas przekraczam granicę bycia tylko obserwatorką, ale mimo wszystko to nie jest moje natywne środowisko. Bardziej naturalną bliskość odczuwam z morzem, jeziorami. Rzeka budzi respekt, może lęk? Czuję, że ciągle jestem na brzegu, na zewnątrz, a rzeka jest nie do objęcia.

 

MKK: Paweł Bravo w „Tygodniku Powszechnym”, pisząc o Padzie (dramatycznie wysychającym), nazwał go „kręgosłupem” Włoch. Ty też w swoim projekcie piszesz o ciele rzeki, odwołujesz się do różnic językowych: „Anglojęzyczne «riverbed» czy niemieckie «Flussbett» rozszyfrowane przez nienatywnego użytkownika języka odsłania «łóżko», w którym naturalnie może się złożyć «water body» – ciało, którym jest rzeka. «Riverbed» to jednocześnie wyraźna obecność, bliskość, dopasowanie, relacja, naturalne środowisko, spokój. «Koryto» niesie wydźwięk raczej zidentyfikowania granic rzeki, które potem można zakwestionować”.

AK: Tak, bo ciało może chorować i umrzeć, a akwen?

 

MKK: Przyglądasz się rzece na różne sposoby, patrzysz na jej dno, wydobywasz symbolicznie glinę z „trzewi” rzeki, obejrzałaś ją z różnych stron. Co zobaczyłaś?

AK: Cały czas czułam niedostępność rzeki – w moim osobistym odbiorze – dystans, dlatego próbowałam się do niej zbliżyć. Chyba tylko dwa razy w życiu weszłam do jakiejkolwiek rzeki, więc pierwszym krokiem była decyzja o ekstremalnym zanurzeniu się i obejrzeniu jej dna, zarejestrowanego za pomocą sonaru. Dzięki tym zapisom zgromadzonym przez OSP w Mosinie oglądałam godziny nagrań, które totalnie mnie urzekły swoją wizualnością.

 

Przypominały obrazy z wnętrza ciała człowieka i, może nie wprost, obrazy USG.

 

Ale zdjęcia z sonaru, tak jak zdjęcia medyczne, trzeba umieć odczytać. Z jednej strony są bardzo abstrakcyjne, z drugiej budują skojarzenia z obrazami z przestrzeni kosmicznej, z powierzchni planet – może nie naukowe, może tylko wyobrażeniowe.

Przepiękne wrażenie, zapośredniczone przez technologię, ale przez to, że oglądane obrazy rejestrowałam następnie aparatem typu polaroid, do fotografii natychmiastowej, budowałam wrażenie, że to było coś, co zobaczyłam i uchwyciłam na żywo. Próbowałam usunąć uczucie zapośredniczenia i stworzyć iluzję bezpośredniego doświadczenia.

 

MKK: Od jakiegoś czasu odrywasz się od swoich fotograficznych korzeni i pracujesz z gliną. Tak było i tym razem?

AK: Glina pojawiła się po raz pierwszy w moim projekcie „A beast of no burden”, który powstawał w Tajlandii. Była to podłoga z gliny, robiona ręcznie, odciśnięte w niej były kopyta bawoła wodnego. To była odpowiedź na potrzebę przejścia z warstwy czysto wizualnej do „dotykowej”. Poczucie ciepła, możliwość bezpośredniego kształtowania, formowania obrazów, form.

Przy „Riverbeds” podjęłam kolejną próbę. Znów inspiracją była Tajlandia, stamtąd przywiozłam prototypy minirzeźb. To gest odnoszący się do relacji artystów z naturą, która była ideałem, zawsze niedoścignionym, który zawsze musieliśmy po swojemu korygować, próbowaliśmy go prześcignąć.

 

Nawiązałam też do rzeźbotwórczych sił rzeki, która jest w stanie kształtować teren w odpowiednio długim czasie geologicznym. Ja ten proces przyspieszyłam i próbowałam ręcznie formować otoczaki rzeczne.

 

Tytuł tej części projektu – „Rzeźba” – z jednej strony odnosi się do rzeźby terenu, którą rzeka kształtuje, a z drugiej do dziedziny sztuki, za pomocą której próbowałam się do rzeki zbliżyć, może trochę z nią porównać, wejść w rodzaj dialogu.

Może to też forma zestawienia czasu geologicznego z czasem ludzkim? Trwałości zmian dokonywanych przez rzekę i nietrwałości wyników działalności ludzkiej? Po uformowaniu polerowałam je tak, jak robiłaby to swoim nurtem rzeka. Więc z jednej strony chciałam złożyć hołd, a z drugiej pokonkurować z rzeką (śmiech).

 

MKK: Zbadałaś również wahania poziomu wody w Warcie. Czy twój projekt, w związku z tyloma spojrzeniami na rzekę, można nazwać rodzajem puzzli składających się na intymny obraz Warty? Podnoszącej się, opadającej, mającej sondowane przez sonar życie wewnętrzne, rozbieranej z betonu?

AK: Myślę, że tak, że to mogą być puzzle, a taka forma pracy – fragmentaryczna – przy tym projekcie bardzo mi odpowiadała. Szukałam różnych punktów dostępu. Motywem przewodnim w całym procesie była kategoria śladu – śladu, który zostaje po naszej relacji z rzeką, często przemocowej. Ale też śladu, który pozostawia rzeka, gdy nam się sprzeciwia.

W pracy audio – „Stan alarmowy” – jednym z elementów projektu, recytowałam teksty inspirowane hydrologicznymi komunikatami radiowymi, które bardzo dobrze pamiętam z dzieciństwa. To stany rzeki mierzone przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Poznaniu na wysokości mostu Rocha, wszystkie odczytane 1 lutego na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat.

 

W jakiś sposób jest to wgląd w rzekę dość osobisty, pokrywający się z przestrzenią czasową mojego życia.

Pozostałe elementy puzzli to efekt krótkiej, kilkumiesięcznej obserwacji. Okazało się, że nawet tak krótki okres wystarczył, żeby zarejestrować ogrom zmian, które się wydarzyły. Zaczęłam realizację projektu w trakcie, wydawałoby się, logistycznie nieznaczącego procesu wymiany umocnień brzegowych z betonowych opasek, które były robione bodajże w latach 60., na nowe kosze gabionowe.

Chodząc przez wiele miesięcy wzdłuż Warty, rozróżniałam na własny użytek trzy ekosystemy. Pierwszy to Szeląg, gdzie rosną wysokie drzewa, jest siedlisko kormoranów, gęsta roślinność przyjazna zwierzętom. Później odcinek przejściowy, gdzieś między Śródką a mostem Rocha, no i później zaczynał się odcinek do ronda Starołęka, czyli do końca moich regularnych wypraw, i tam zaczynały się bardzo widoczne zmiany.

RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pęknięcie

RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pęknięcie

 

Ale to było na etapie przejściowym, w moim odczuciu teraz są już tylko dwa ekosystemy – ten miejsko-dziki i ten remontowany, który teraz, w trakcie realizacji, wygląda na dewastację przyrody. Wiem, że to perspektywa laika, dla którego te przekształcenia wyglądają bardzo agresywnie.

Więc mimo że projekt nie trwał długo, to wiele w tym czasie się dla Warty wydarzyło. Niektóre ze śladów, które zarejestrowałam, przeszły już do historii. Część projektu dotyczyła ptaków, realizowałam ją w styczniu, i w nim wprowadzałam jeszcze ten amatorski podział na trzy ekosystemy.

Natomiast najbardziej poruszające było dla mnie zderzenie z tym, co pozostało (a raczej fakt, że nic nie pozostało) po wszystkich mikrosiedliskach, mikroekosystemach, które zaczęły się tworzyć w pęknięciach starzejących się betonowych opasek. Wiem, że opaski miały mnóstwo wad, były nieprzepuszczalne, ale po tych 50 latach wydawały się…

 

MKK:…przepuszczalne.

AK: Tak, chociaż tutaj, siedzimy na wysokości katedry i wybrzeże jest totalnie zarośnięte, jest przepięknie. Tam rośliny niejako wybrzeże forsowały, zdobywały. Zebrałam stamtąd kilkadziesiąt gatunków i sfotografowałam je w stylu poprzedniej realizacji – „Plantae Malum” – pokazywanej w Galerii Fotografii pf. Powstało herbarium zawierające rośliny, które miały w swoim cyklu życiowym kontakt z rzeką lub żyły w jej bezpośredniej bliskości, zebrane wprost z tych opasek betonowych.

 

Roślin w pewnym stopniu pionierskich, ruderalnych, odważnie wkraczających w miejsca mocno przez człowieka zmodyfikowane.

W studio ostatni raz zanurzałam je w wodzie przyniesionej z rzeki. Tej przestrzeni i roślin już nie ma. Jest to dla mnie poruszający, historyczny ślad…

 

MKK: Gdyby dano nam, laikom, zadecydować o rewitalizacji nabrzeża Warty, to pewnie zostawilibyśmy betonowe opaski i patrzyli, jak rozsadza je, kruszy i przejmuje przyroda. Podobno pod betonem dom zbudowały sobie bobry.

AK: W cyklu „Pęknięcie”, dotyczącym nieadekwatności kontroli za pomocą betonu, powstało kilka zdjęć. Przyglądałam się odłamkowi jednej z tych opasek i trochę potraktowałam go jak skamielinę, która nosi w sobie ślad pięciu dekad bezpośredniego kontaktu z wodą.

RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pęknięcie

RIVERBEDS, Anna Kędziora, Pęknięcie

 

Ten fragment pokazuje, jak rzeka sobie radziła z betonem, jak go wypłukiwała, podmywała; większość opasek była pod spodem mocno wydrążona.

To też jest świadectwo niedopasowania środków regulacji i tego, jak one potem działają. Im bardziej rzeka jest naciskana i regulowana, tym gwałtowniej reaguje. Chodząc po tej części rzeki jeszcze przed rewitalizacją, patrzyłam na ogrom bioróżnorodności, a to co widzę teraz… teraz tam nie chodzę, trudno patrzeć na tak ogołocone nabrzeże.

 

MKK: Spędziłaś z rzeką intensywne kilka miesięcy, rozmawiałaś z naukowcami i ludźmi żyjącymi nad jej nurtem. Kim jest dla ciebie teraz Warta?

AK: Teraz wydaje mi się jeszcze bardziej krucha i narażona na krzywdę z naszej strony, bardziej niż jeszcze rok, pół roku temu. Zauważyłam, jak wiele może się w tak krótkim okresie zmienić, gwałtownie i na złe. Myślę, że obecność rzeki w mieście nadal wydaje się nieoswojona i Warta w Poznaniu chyba nigdy nie będzie wodą, do której będę chciała wejść i w której chciałabym pływać. Zawsze pozostanie dystans. Chciałabym bardzo znaleźć takie rzeki i takie ich odcinki, w które wchodząc, mogłabym poczuć, że nie muszę się o nie martwić.

 

MKK: Co dalej? Projekt związany z Wartą, z rzekami, nie kończy się w Poznaniu?

AK: Tak, zaczął się gdzieś w Azji, tutaj, w Wielkopolsce, przyjął najpełniejszy kształt na tę chwilę. Podążając za rzeką, będę niedługo pracować i obserwować rzekę w Strasburgu, przyglądając się też, w jaki sposób funkcjonuje w mieście. Strasburg leży w bezpośrednim sąsiedztwie Renu, ale przepływa przez niego również Ill.

 

Mając cały czas z tyłu głowy obecność Renu, ikony regulacji rzek, rzeki, która służy ludziom, chciałabym znaleźć przejawy dzikości rzeki w mieście, ale też przyjrzeć się jej z punktu widzenia historycznego. Zobaczyć, jak reagowała na zbyt silną regulację. Czy poradzono sobie z tym lepiej?

Chciałabym, żeby rzeka była znowu punktem odniesienia otwierającym wiele ścieżek, pól badawczych. Tak było tutaj, nad Wartą. Współpracowałam i rozmawiałam z wieloma osobami, które zawodowo zajmują się rzeką – z hydrologami, ornitologami, z osobami, których pasja łączy z tą wodą od dekad. Zwłaszcza ci ostatni obserwują Wartę uważnie, holistycznie. Te spotkania poprowadziły mnie do ciekawych wniosków i inspiracji. Jestem przekonana, że w Strasburgu będzie podobnie.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
7
Smutne
Smutne
1
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0