fot. Wydawnictwo WBPiCAK

Praca w traumie

Czy świat po odejściu najbliższej osoby ma prawo istnieć? A co, jeśli śmierć dotyka wszystkich innych, pozostałych przy życiu? W najnowszej książce Pauliny Korzeniowskiej trauma zastępuje witalność, odbiera pamięć.

„Mniej” Pauliny Korzeniowskiej to opowieść podzielona na trzy części: każda z nich zadłuża się w przeszłości i zwraca do konkretnego odbiorcy: siebie samej, onych, a w końcu: śmierci.

 

Nostalgiczny obraz przeszłości z całym ekwipunkiem rekwizytów – piosenkami Myslovitz, cekinowymi sukienkami, układani tanecznymi ćwiczonymi w pokoju nastolatki – nie ma wiele wspólnego z idealizowaniem wspomnień.

To pułapka, pokazuje w wierszu poetka. Każdy powrót do dzieciństwa jest podszyty traumą: każdy okruch pamięci ustępuje naczelnemu obrazowi: śmierci matki.

 

To byłam ja w sukni z cekinów

i plastikowych klapkach

trochę płakałam ale szybko zajęłam się

śpiewaniem do dezodorantu

a mama tej nocy wirowała w tańcu

myślę o tym czy już wtedy

jej żyły i aorty nierytmicznie pulsowały

z napięcia czy wszyscy patrzą na co mają patrzeć

ile karmazynowej szminki wtedy zjadła

jak szampan uszkodził jej wątrobę

czy moja mama zaczęła starzeć się tej nocy

czy to stało się nagle na krześle w poczekalni

gdy zobaczyłam że łaknie powietrza

jak ja łaknę żeby została

 

Otóż co się okazuje

z czułością i szacunkiem

czyszczę odpływ pod prysznicem

zatkany esencją mojej urody

w uszach dzwonią słowa matki

nie ścinaj

nic innego nie masz

 

i zrobię wszystko

by ta brązowa masa

została

zamiast rozpuszczać się

pod naporem octu i chemii

gospodarczej

 

przepis na wcierkę

witaminy w szklance wody

dyscyplina

lekki dotyk

dobre słowo

nic innego nie mam?

 

Nie chodzi bowiem tylko o przykre wspomnienie, ale nieprzepracowaną traumę, która nawiedza bohaterkę wierszy Korzeniowskiej, nie pozwalając jej na dalsze funkcjonowanie.

 

Co to znaczy? Choćby niepisany matczyny zakaz ścinania włosów pojawiający się zawsze wtedy, gdy tylko do głowy przychodzi taki pomysł.

Gdy znika „jedyna więź warta zachodu”, świat bohaterki wysyca się śmiercią. Roboczy kombinezon zarzucony na drzewo staje się łudząco podobny do wisielca, przyszłość jest czarną dziurą nieistnienia.

A co z relacjami?

Druga część tomu to wiersze „dla nich”: wszystkich tych, z którymi bohaterka cyklu nawiązała relacje.

 

I nie chodzi tu bynajmniej o ważne związki, dawne miłości czy historie o byłych przyjaźniach. W opowieściach poetki na pierwszy plan wybija się przede wszystkim szeroko rozumiana przemoc: nadużywanie alkoholu, niekonsensualny seks, poturbowanie ciała.

Bo, jak zaznacza poetka, to wiersz „Dla tych pamiętanych aż za dobrze”.

Mechanizm przywoływania przeszłości po raz kolejny w „Mniej” uruchamia się poprzez traumę. O ile w pierwszej części tryptyku widmo matki odciskające piętno na życiu postaci jest interesującym konceptem, o tyle łączenie zła z byłymi partnerami wydaje się wyjątkowo wyeksploatowanym tematem bez większego stopnia skomplikowania tych relacji ze strony autorki.

 

Paulina Korzeniewska "Mniej", Wydawnictwo WBPiCAK

Paulina Korzeniewska „Mniej”, Wydawnictwo WBPiCAK

W wierszach Korzeniowskiej problematyczny bywa język: budowaniu napięcia i złowrogiej atmosfery aż nazbyt często towarzyszą słowa z patetycznie wysokiego rejestru, które przeciążają tekst, dociskają puentę. Zgrzyt potęguje również sąsiedztwo kolokwializmów, w założeniu, jak sądzę, naśladujących młodzieżowy slang. Jak to jednak z odtwarzaniem języka pewnych grup bywa, granica między ich poprawnym użyciem a boomerskim żonglowaniem jest bardzo cienka.

Niezręczności przydarzają się poetce także na poziomie obrazowania. Scenariusz, w którym „ktoś w końcu wyłączy internet”, a w konsekwencji powrócimy do budowania bliskości i wizji, w której „będziemy na powrót drukować zdjęcia”, wydaje się już nie tyle niedosięgłym marzeniem, co nadmiernym uproszczeniem.

Trudno uznać tego typu typu zabiegi za słowa cyniczki, gdy kolejny wiersz rozpoczyna się od sparafrazowania utartego zdania, ciążącego już na całym tekście:

 

Dom

trudno jest kochać ludzi

tak szybko zawodzą

otłuszczona po zimie

otrzewna psa ogrzewa

to nasze scenario

które wygląda tak

(bo takeśmy je zastali)

na kuchennym blacie nóż

i trochę rozlanego wosku

dźwięki z głośnika

pod sufitem

jak rozdrażniona szarańcza

grzejniki zapowietrzone

dom jak noc

spokojny i cichy

 

nie napiszą o nas „społecznicy”

„kochali ludzi”

ale ja napiszę

że tu był niechwiejny płomień

a na zewnątrz wataha

że tu oddychałam głęboko

a na zewnątrz pękała kra

(bo takiego domu chcieliśmy)

Oda do śmierci

Trzecia część „Mniej” została zadedykowana Tanatosowi, uosobieniu śmierci. To jednocześnie najbardziej udane skrzydło tego tryptyku.

 

Tutaj widmo końca nie przybiera kształtu matki czy niebezpiecznych byłych.

W kilkunastu wierszach Korzeniowska eksploruje bliżej niesprecyzowany lęk, zaświadcza niepokojowi. Reakcje ciała budzą strach, sceny bitew w filmach przyciągają śmierć, życie rysuje się jako rozłożony w czasie proces gnicia.

 

Kwiaty

podlewam intuicyjnie

obficie

pilnie

inicjując procesy gnilne

w nich i sobie

 

komórki macierzyste dziecka

zostają na zawsze w ciele matki

skoro gniję

wyściełana w moim mózgu

część syna

gnije razem ze mną

unicestwia się

ponownie

skoro zostaje mi co raz mniej oddechów

i on oddychał będzie krócej

choć nie wykształcił nawet płuc

wyobrażam sobie

i wrażenia mam z tych wyobrażeń

potworne

że kawałek jego palca

noszę w żołądku

kosmyk czarnych włosów

gdzieś pod obojczykiem

talent do rysunku

i niechęć do autorytetów

w oku

zgnijemy w ziemi

pięknie nasadzonej kwiatami

 

W końcowej partii książki znika stylizacja, a także samozachowawcza i niekiedy niezgrabna ironia. Zamiast próby ucieczki, czytamy niezwykle sugestywny wyciąg z udręczonego umysłu. Wyłożenie wyobraźni tanatycznej, czyli poniekąd życia w perspektywie śmierci, nie jest jednak celem tomu.

 

Siła bólu świadczy przecież – co i paradoksalne, i całkowicie zrozumiałe – o sile przywiązania do życia, ludzi i miejsc.

Ostatni wiersz jest jak przypis do całej książki: nie bez powodu (choć to również liczba wszystkich utworów w tomie) jako jedyny został opatrzony cyfrą „26” zamiast frazy. Oceniając książkę Korzeniowskiej z perspektywy rozrysowanego tryptyku, chciałoby się rzucić tytułowe „mniej” – dyptyk składający się z pierwszej i trzeciej części broniłby się zdecydowanie lepiej.

 

26

niech was to wszystko nie zwiedzie

to książka o miłości

spóźnionej albo pokracznej

ale miłości

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0