fot. T. Jankowiak

Sowa Minerwy nad Rusałką

Obrazy jeziora są współczesne. Ale film, zarejestrowany kamerą niemieckiej produkcji z 1938 roku, przenosi nas w podwójny mrok: mrok wydarzeń związanych z genezą Rusałki i mrok zapomnienia. Instalacja Adriany Molendy i Antona Vargi w Galerii Miejskiej Arsenał ma wywołać dyskusję o przemilczanej historii.

Barbara Kowalewska: Zacznijmy od miejsca. Są takie miejsca, które krwawią. Takim miejscem jest Rusałka. Przypomnijmy, jak powstał ten zbiornik.

Adriana Molenda: To sztuczne jezioro powstało w wyniku realizacji planu Niemców, którzy już na początku okupacji w czasie drugiej wojny światowej zaczęli przekształcać Poznań, tworząc tereny rekreacyjne. Prace nad stworzeniem jeziora rozpoczęły się w 1941 roku, a w 1942 porzucono je ze względu na problemy Niemców na froncie. Okupanci wykorzystali do budowy zbiornika więźniów przetrzymywanych w obozach z Poznania i okolic, głównie Żydów.

Jeden z więźniów, którego fragment wypowiedzi cytujemy w ramach wystawy, opowiada o nieludzkich warunkach, jakie panowały w obozie na terenie Poznania, gdzie był przetrzymywany, i w jakich pracowali więźniowie. Ludzi wieszano za błahe przewinienia, jak kradzież kawałka chleba czy podniesienie niedopałka z ziemi, mnóstwo osób zostało zabitych przy budowie jeziora.

 

Jego dno w celu utwardzenia zostało wyłożone macewami z cmentarza żydowskiego przy Głogowskiej.

Gdy zaczynamy badać historię Rusałki, okazuje się, że ta tragedia naznaczyła różne części Poznania. Z drugiej strony, miejsc, których historia powstania jest równie tragiczna jak Rusałki, jest wiele i o wielu z nich, podobnie jak tutaj, niewiele się mówi w tym kontekście. Ta historia jest zapomniana, wyparta z powszechnej świadomości.

 

BK: Co jest przedmiotem instalacji?

AM: Instalacja składa się z trzech części. Symboliczną rolę gra ciemność, z której się wynurzają obiekty. W pierwszym pomieszczeniu za kotarą na niewielkim postumencie prezentowana jest kamera z 1938 r., model Zeiss Ikon Movikon 16, niemieckiej produkcji, używany w drugiej połowie lat 30. i w latach 40. XX wieku.

 

Ze względu na jej kompaktowość i wygodę stosowania była często używana przez Wermacht dla rejestrowania różnych zdarzeń podczas drugiej wojny światowej. Zachowały się takie zapisy.

Taka sama kamera była też stosowana na terenie getta krakowskiego, prawdopodobnie przez zamieszkujących je Żydów. Zależało nam na tym, żeby użyć modelu kamery wykorzystywanej na terenie okupowanym przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej i zarejestrować obraz w taki sposób, jak zostałby zarejestrowany w tym miejscu i w tamtym czasie.

 

fot. T. Jankowiak

fot. T. Jankowiak

Drugą część wystawy stanowi właśnie 24-minutowy film, wykonany tą kamerą. Ujęcia do niego nagraliśmy latem 2022 roku. To portret współczesnej Rusałki, widzimy na nim to, co udało nam się z Antonem zarejestrować nad brzegiem jeziora. Początkowo, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o historii tego miejsca, chcieliśmy też znaleźć archiwalne zapisy wideo lub zdjęcia dokumentujące budowę zbiornika, ale był z tym problem, nie udało nam się dotrzeć do takich dokumentów wizualnych.

Są jakieś zdjęcia, ale archiwiści nie są pewni, czy to Rusałka, czy Jezioro Maltańskie. Ten brak dokumentacji wizualnej jest porażający w kontekście tego, jak wiele osób zginęło w tym miejscu.

Trzecim elementem wystawy jest fragment wypowiedzi jednego z więźniów, Freda Roera. W archiwum wywiadów Fundacji Shoah udało nam się znaleźć ponaddwugodzinny zapis wywiadu, w którym Roer opowiada między innymi o swoim pobycie w Poznaniu i pracy przy budowie jeziora.  W ramach wystawy wykorzystujemy jedynie krótki fragment jego opowieści.                      

 

BK: Tym obrazom towarzyszy cisza.

AM: Cisza nie jest przypadkowym elementem. Z jednej strony, użyliśmy kamery, która nie rejestruje dźwięku, jak w materiałach kręconych w czasie wojny, więc wydało nam się naturalne, żeby przy niej pozostać. Z drugiej strony, ta cisza jest też symboliczna – nawiązuje do przemilczenia związanego z tym miejscem i mu podobnymi.

 

fot. T. Jankowiak

fot. T. Jankowiak

Użyliśmy kamery, która mogłaby być zastosowana do zapisu wydarzeń w trakcie budowy Rusałki, żeby podjąć próbę zwrócenia uwagi na przemilczenie tego, co się stało, stworzyć portret tego miejsca, który przełamuje rozdźwięk pomiędzy dominującą narracją o Rusałce jako miejscu rekreacji i kontaktu z przyrodą a tą drugą, pozostającą gdzieś w ukryciu, wypartą, niemal wstydliwą, o genezie tego miejsca i tragedii ludzi, którzy zostali zmuszeni do jego budowy.

Historia tego jeziora w niewielkim stopniu przebija się do powszechnej świadomości, brakuje też informacji przy samym zbiorniku, jak powstał. To przemilczenie razi, kiedy już pozna się historię tego miejsca. Co prawda około dwa lata temu pojawiła się tablica pamiątkowa nad Rusałką w wyniku oddolnej inicjatywy mieszkańców, ale była wykonana z nietrwałych materiałów i uległa zniszczeniu (nie wiemy zresztą, czy ktoś tego celowo nie zrobił).

Mija już niemal rok od tego faktu i przez ten rok nic się nie wydarzyło. Próba przywrócenia widoczności historii Rusałki okazała się nietrwała. Dziwi mnie, że na takie rzeczy nie ma pieniędzy i woli politycznej. Taka tablica mogłaby być jednym ze sposobów wskrzeszenia pamięci o genezie miejsca.

 

BK: Jak przebiegał proces dochodzenia do końcowego efektu projektu?

AM: Anton pochodzi z Ukrainy, od kilku lat żyje i pracuje głównie w Nowym Jorku. Jest też jednym z trzech aktualnych członków ukraińskiego kolektywu artystycznego Open Group. Natomiast w swoich indywidualnych przedsięwzięciach od kilku lat tworzy projekty związane z końcem historii i końcem świata, nawiązując w nich do estetyki socrealistycznej, sprzeciwiając się jej tradycyjnie zwycięskiej, utopijnej wymowie.

W 2014 roku był w Poznaniu na półrocznym stypendium Ministerstwa Kultury Gaude Polonia. Wtedy też Rosja pierwszy raz zaatakowała Ukrainę i zaczął się pierwszy etap wojny. My natomiast poznaliśmy się już w Ukrainie, dwa lata później, kiedy przeprowadziłam się tam, żeby zbierać materiał do publikacji na temat kobiecych doświadczeń związanych z wojną.  Tematy wojny i Zagłady podejmowałam już wcześniej. Od kilkunastu lat jestem związana ze Stowarzyszeniem Jeden Świat, będącym częścią Service Civil International – międzynarodowej organizacji działającej na rzecz pokoju.

 

fot. T. Jankowiak

fot. T. Jankowiak

W tym czasie realizowałam różne projekty wolontariackie, edukacyjne i społeczne, m.in. na terenie byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku czy w ośrodkach dla uchodźców. Od wielu lat działam też na rzecz ochrony klimatu i środowiska, między innymi jako edukatorka. W mojej praktyce twórczej nawiązuję do tych aktywistycznych doświadczeń.

Pomysł filmu nakręconego nad Rusałką za pomocą kamery niemieckiej był początkiem wszystkiego i powstał już kilka lat przed open callem w Arsenale. Stało się to niejako organicznie, w wyniku naszych rozmów z Antonem o Rusałce i o tym, jak takie miejsca jak ona funkcjonują współcześnie i co się dzieje z pamięcią o nich. Niestety, nie mogliśmy sobie wówczas pozwolić na realizację takiego projektu, bo koszt kamery i wywołania tradycyjnych klisz był zbyt duży. Odłożyliśmy więc pomysł na półkę, z nadzieją, że może kiedyś uda się go zaproponować jakiejś instytucji i pozyskać środki na jego realizację.

 

BK: Jak zdobyliście odpowiednią kamerę?

AM: Początkowo myśleliśmy o innym modelu kamery, ale po konsultacji z kolegą ekspertem w tej materii zdecydowaliśmy się na Zeiss Ikon Movikon 16. On też pomógł nam znaleźć taką kamerę, która by dobrze nadawała się do realizacji naszej koncepcji. Kupiliśmy ją w Austrii od prywatnej osoby. Jest teraz naszą własnością. Kilka osób pytało, czy użyjemy jej jeszcze. Nie wiem.

 

BK: Projekt artystyczny nawiązuje do heglowskiego twierdzenia, że przeszłość możemy zrozumieć dopiero, kiedy minie. Ale odwołujecie się też do Slavoja Žižka, który odnosi to do przyszłości, twierdząc, że nie da się jej zmienić, jeśli punktem wyjścia jest ta sama teraźniejszość. Jak w tym kontekście potraktowaliście państwo maksymę „Historia jest nauczycielką życia”? Co mówi o tym nasza teraźniejszość?

AM: To jest pytanie, na które może inaczej byśmy odpowiedzieli w momencie, kiedy zaczęliśmy myśleć o tym projekcie, kilka lat temu, a inaczej teraz, gdy na terenie Ukrainy od roku trwa brutalna, ludobójcza wojna. Jeszcze do niedawna powszechne było przeświadczenie, że tu w Europie wyciągnęliśmy wnioski z tragedii drugiej wojny światowej. Niestety, okazało się to naiwnym założeniem. Wiele osób, które oglądały obrazy z Ukrainy, szczególnie po tym, jak wiosną rosyjscy żołnierze opuścili okupowane przez siebie tereny wokół Kijowa, przeżyło szok, że tak może wyglądać dziś wojna w Europie. To zmienia kontekst naszej pracy.

 

fot. T. Jankowiak

fot. T. Jankowiak

Kiedy pisaliśmy tekst propozycji w odpowiedzi na open call Arsenału na początku lata 2021, ten cytat z Hegla potraktowaliśmy przewrotnie. Jeśli sensem tego, co się wydarzyło przy powstawaniu Rusałki, jest to, jak współcześnie o tym myślimy i jak to miejsce funkcjonuje, to stwierdzenie „sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu” jest stwierdzeniem ironicznym i, można powiedzieć, że zastosowanym tu przez nas przewrotnie.  

Wyraża ono też niepokój o to, jaki sens przypiszą wydarzeniom, w których my sami bierzemy udział, ci, którzy przyjdą w te same miejsca po nas. Jednocześnie chcemy otworzyć dyskusję nad tym, jak można oddać sprawiedliwość ofiarom, tym, którzy zmuszeni do budowy jeziora, doświadczyli przy tym niewyobrażalnych okrucieństw, a wielu z nich straciło życie. To nie była po prostu praca, a celowe wyniszczenie poprzez pracę (niem. Vernichtung durch Arbeit).  

Žižek, parafrazując Hegla, stwierdza, że aby zmieniać przyszłość, aby historia nie zataczała koła, trzeba doprowadzić do przemiany przeszłości. Na pozór to coś niemożliwego do zrobienia. Nie mamy przecież wehikułu czasu. Jak w takim razie możemy zmienić przeszłość?  Możemy zmienić narrację o niej, spojrzeć na nią „świeżym spojrzeniem” i wyciągnąć z tego, co się wydarzyło, inne lekcje niż te, które wydają się nam oczywiste. Takie miejsca jak Rusałka mogą nam służyć za swego rodzaju „portale” do przeszłości. One potrzebują przemiany.

 

BK: W ostatnim czasie wyraźnie zmienia się nastawienie artystów – coraz więcej jest projektów zaangażowanych politycznie, społecznie. Czym pani się kieruje, podejmując takie tematy?

AM: Mi to wychodzi dość naturalnie. Nie wystarcza mi wyłącznie estetyzacja. Nie mówię, co jest lepsze – doceniam potencjał różnych form i przejawów twórczości, nie tylko tej wprost zaangażowanej politycznie czy społecznie.

 

fot. T. Jankowiak

fot. T. Jankowiak

Czasem to może nie być zaangażowanie dosłowne czy nawet świadomie zamierzone przez artystkę czy artystę, a jednak pozostaje aktualne i oferuje jakieś świeże spojrzenie, jest czymś poruszającym, skłania do myślenia. „Artaktywizm” też wpada w pewne koleiny. Sztuka zaangażowana może być koniunkturalna, może wyłącznie powtarzać  zastane narracje. Jeśli mówimy o sztuce, to mnie nie wystarcza, że mówi się o czymś ważnym, istotne jest dla mnie również to, w jaki sposób się to robi, żeby nie popadać w banał.

Myślę, że tego też staraliśmy się z Antonem uniknąć w przypadku naszej wystawy „Tutaj i wtedy o zmierzchu”. Czy to się udało, pozostawiam innym osobom do oceny. Sama zwracam na to uwagę, kiedy zaciera się granica między sztuką i aktywizmem. Ciekawią mnie takie działania, w których te sfery się przenikają. Jednocześnie jestem też myślami z tymi osobami, aktywistkami i aktywistami, które podejmują twórcze, ważne społecznie i politycznie działania, a nie dokumentują, nie postrzegają ich jako sztuki, nie funkcjonują w ramach instytucji sztuki.

Wiele z tych działań ma charakter kolektywny i nie akcentuje „autorstwa”. Ich odbiorowi nie towarzyszy „blichtr”, z którym często mamy do czynienia w przypadku sztuki. Uważam, że powinno się o tym pamiętać. Warto podejmować takie działania, które zrywają z dominującą narracją, wytrącają z letargu automatyzmów i przełamują to, co wydaje się oczywiste. I to zarówno, kiedy robimy to w ramach instytucji sztuki, jak i poza nimi.

 

Instalacja „Tutaj i wtedy o zmierzchu”, Galeria Miejska Arsenał, twórcy: Adriana Molenda i Anton Varga, kuratorka: Bogna Błażewicz; 13.01 – 5.03.2023

Adriana Molenda – filozofka, edukatorka edukacji globalnej, aktywistka, związana z organizacją Service Civil International. Realizując projekty edukacyjne, artystyczne i wolontariackie, współpracowała m.in. z Muzeum w Żabikowie, Muzeum na Majdanku, Ośrodkami ds. Cudzoziemców w Lininie i Dębaku, Galerią im. J. Tarasina w Kaliszu, Stowarzyszeniem Scena Robocza i in. W latach 2016–2017 współrealizowała w Ukrainie projekt „Jej kraina”, zbierając osobiste historie kobiet związane z wojną. Publikowała m.in. w „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”, „Tlenie Literackim”. Obecnie żyje i pracuje w Poznaniu.

Anton Varga –  ur. w Użhorodzie w Ukrainie. Współzałożyciel kolektywu Open Group. W roku 2014 w ramach półrocznego stypendium Gaude Polonia mieszkał i pracował w Poznaniu. W 2016 roku wspólnie z Open Group był kuratorem wystawy „Stopień zależności. Kolektywne praktyki młodych ukraińskich artystów 2000–2016” we wrocławskim BWA, a trzy lata później – Narodowego Pawilonu Ukrainy na Biennale w Wenecji. Od roku 2015 roku żyje i pracuje głównie w Nowym Jorku. Jego ostatni indywidualny projekt „Wiadomości o krajobrazach końca historii” powstaje pod silnym wpływem teorii końca historii Alexandre’a Kojève’a w interpretacji Borisa Groysa.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
1
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0