fot. M. Kaczyński, CK Zamek

Zmylam widza

„Przez całą historię sztuki kobieta była pokazywana jako estetyczny obiekt widziany okiem mężczyzny” – menady i obrazy ciała Magdy Hueckel na wystawie w CK Zamek.

Barbara Kowalewska: W centrum eksponowanych na wystawie prac jest ciało. Jaki wpływ na tworzenie ma choroba w rodzinie? To tworzenie mimo cierpień ciała czy w jakimś siostrzeństwie z nimi?

Magda Hueckel: Tak, jest w siostrzeństwie. Przeżyte doświadczenia nas kształtują, wpisują się też w naszą świadomość, nasze ciało, nasze myślenie. Wybrałam taką drogę twórczą, w której te doświadczenia wykorzystuję. Traktuję je jak coś, co mnie wzbogaca, co poszerza widzenie. Skrajnie trudne doświadczenie może zabić, ale może też poszerzyć perspektywę.

 

BK: W sytuacjach granicznych rozpada się świat, ale rodzi się też energia twórcza?

MH: Gdy wydarza się ekstremalne doświadczenie, dochodzi do silnej dekonstrukcji wewnętrznego świata, wartości, relacji, sposobu życia. Padają wszystkie fasady. I potem, po chwili rozpaczy, paraliżu, buntu, bólu, przychodzi moment na budowanie od nowa. Jest to też szansa.

 

BK: Jeden z cykli odnosi się do starożytnych menad. Zagadkowy jest tytuł wystawy. Dlaczego „Boga”?

MH: Zacznę od menad. Starożytne menady nigdy nie istniały. Powstały z wyobraźni, były ideą powołaną do życia przez męski strach przed nieujarzmioną siłą kobiet. Moje menady w tej formie, w której je ukazuję, też nigdy nie istniały. Są ideą, zlepkiem stworzonym z różnych kobiet, ich żyć, historii, doświadczeń. Każda z menad prezentowanych na wystawie ma swoje imię. Te imiona powstały z imion kobiet, z których zrodziły się same menady. ADGA, BARFIA, ELRA, GRANA, IRDA… Jedna z nich ma na imię BOGA i jest dla mnie szczególnie ważna, ale nie chciałabym zdradzać, dlaczego. Niech widzowie wystawy odkryją to sami.

 

BK: Sięgnijmy do starożytności i powiedzmy więcej o menadach.

MH: Mit dzikich i niepohamowanych kobiet został stworzony przez mężczyzn – powołał je do życia ich strach. Menady w tym wyobrażeniu były dzikie – budziły wstręt, strach, a jednocześnie pożądanie. Przedstawiane były, jak uprawiają orgie, rozrywają ciała na strzępy, jedzą surowe mięso, piją krew. Były ogarnięte dzikim szałem; wspaniałe i straszne zarazem.

Taka autentyczność kobiet jest w naszej kulturze wypierana od antyku. Przez całą historię sztuki kobieta była pokazywana jako estetyczny obiekt widziany okiem mężczyzny. Nie taka, jaka jest, ale jaka powinna według mężczyzny być. I to do tej pory pokutuje. Od kobiet oczekuje się, żeby się podobały. Nadal często ich poczucie wartości zależy od oka patrzącego.

 

BK: Jak idea menady istnieje w pani pracach?

MH: Kiedyś opróżniałam starą piwnicę, która należała do zmarłego ortodonty. Znalazłam tam archiwa z lat 60. i 70., dokumenty, książki i zdjęcia. Szczególnie zafascynowały mnie fotografie – dokumentacja medyczna, na którą składały się potrójne portrety zrobione przy pomocy lustra – widać na nich osoby z przodu i z dwóch profili. Urzekły mnie. Skojarzyły mi się z wielokrotnym portretem Witkacego i popularną i jarmarczną zabawą.

 

Zszokowało mnie jednak to, że w 90 proc. na tych portretach były kobiety. Głównie one decydowały się na trud noszenia aparatu ortodontycznego, bo chciały wyglądać lepiej, chciały się podobać.

Druga rzecz, która mnie poruszyła, to sposób, w jakie stawały przed obiektywem. Dzisiaj, w dobie selfie i filtrów, trudno już o takie autentyczne zdjęcia. W tym archiwum każda kobieta była inna, każda była oddzielna, była sobą. Godzinami wpatrywałam się w ich twarze – każda wyrażała coś innego i niosła w sobie inną historię, wiele można było z nich wyczytać.

 

fot. M. Kaczyński, CK Zamek

fot. M. Kaczyński, CK Zamek

W archiwach fascynuje mnie to, że poza tym, co miało być udokumentowane, jest bardzo wiele innych treści, do których można się odnieść. Te kobiety w chwili fotografowania myślały, że ich zdjęcia nie ujrzą światła dziennego, więc nie kreowały swojego wizerunku. Nie musiały uwodzić, zachwycać, podobać się. Były, jakie były.

Na podstawie znalezionych fotografii, posługując się techniką montażu, stworzyłam nowe obrazy; nowe byty, będące połączeniem różnych osób. Każda menada składa się z dwóch, trzech, a nawet czterech kobiet. Antyczna rzeźba również poszukiwała idei, nie ukazywała realnych ludzi.

Ekspozycji towarzyszy nagranie dźwiękowe – zapis spotkania pięciu kobiet, do którego doszło tuż po lockdownie. Prowadziła je Halszka Sokołowska. To zapis procesu emocjonalnego, który przeszłyśmy w czasie tego, powiedzmy, rytuału. Komunikowałyśmy się z sobą pozawerbalnie – przy pomocy gestu, dźwięku, ruchu. Trwało to ok. dwóch godzin, podczas których przeszłyśmy przez różne emocje – od śmiechu przez smutek czy złość. Całe to spektrum uczuć zostało zapisane w postaci swego rodzaju wspólnej „pieśni”.

 

BK: Tam, gdzie język nie daje rady, inne sposoby ekspresji pozwalają wyrazić więcej?

MH: Czasem tak. Istnieją różne sposoby komunikacji. Na przykład przez sztukę. Sztuka wielokrotnie ratowała mi życie. Wypowiadała to, co niewypowiadalne. Jako artystka robiłam coś, co pomagało mi przetrwać kryzysy, ale w trudnych chwilach uciekałam się do sztuki także jako jej odbiorczyni.

 

BK: Część prac powstała inspirowana książką „Żenszczina”, którą znalazła pani na targowisku antyków w Tbilisi. Co panią w niej zafrapowało?

MH: Wszystko. Byłam po stworzeniu cyklu „In my garden” i wciągnęłam się w kolaże. Na rynku znalazłam książkę „Żenszczina” – jeden z 12 przedruków kompendium wiedzy o kobietach, napisanego przez niemieckiego antropologa, ginekologa i położnika Hermanna Heinricha Plossa.

Wówczas to opracowanie uznawane było za postępowe. Zawierało podsumowanie ówczesnej wiedzy dotyczącej kobiet, traktowanych niemalże jak inny gatunek niż mężczyzna. Rola kobiety w tej książce jest sprowadzona do funkcji prokreacyjnej. Pozycja demaskuje też fakt, że medycyna nie pochylała się nad kobietą, traktując jako jednostkę mniej ważną. Choroby męskie były szeroko badane, a kobiece w większości marginalizowane.

 

fot. M. Kaczyński, CK Zamek

fot. M. Kaczyński, CK Zamek

Drugi wątek poruszany przez autora dotyczył zwyczajów praktykowanych w różnych społecznościach. Mamy tu opisy wiązania stóp, palenia kobiet na stosie, obcinania palców, golenia głów. Uderza tu niewyobrażalna przemocowość. Ta książka mnie niezwykle wzburzyła, ale bardziej wzburzyła mnie świadomość, że w zasadzie niewiele się zmieniło. Ta książka na tyle dała mi do myślenia, że postanowiłam stworzyć swoją, trzynastą wersję, z groteskowymi ilustracjami.

Stosuję taką strategię, że zmylam widza. Zazwyczaj kolaże są tak tworzone, że demaskują linie cięcia, a ja prowadzę grę z widzem, żeby to wyglądało tak, jakby tak było, żeby widz się zastanowił, co tu jest nie tak.

 

BK: Jeśli chodzi o sytuację kobiet, cały czas mamy do czynienia z próbą przysłowiowego zawracania rzeki kijem?

MH: Tak, ciągle musimy być czujne. Bo nasze prawa mogą być nam odebrane. Stało się tak w wielu krajach muzułmańskich, jak np. Algieria czy Iran, gdzie kobiety straciły swoje prawa. 

 

BK: Rzadka choroba czyni życie człowieka i jego bliskich innym. Wydaje nam się, że jesteśmy nowocześni, dużo się teraz mówi o akceptacji inności itd. A jaka jest rzeczywistość? Z czym się zderzacie? Jak ludzie faktycznie reagują na inność? I jak reagują instytucje?

MH: W Polsce wsparcie instytucjonalne jest na poziomie żenującym (nie ma miejsca dla osób z chorobami rzadkimi, jestem sfrustrowana systemem), my żyjemy, funkcjonujemy tylko dzięki pomocy ludzi. Gdyby nie ta pomoc ludzka, to byśmy utonęli. A z drugiej strony – każdy ma tak skomplikowaną sytuację życiową, że trudno znaleźć przestrzeń na tych potrzebujących. Często granicą empatii jest granica własnego poświęcenia. Czasem ludziom trudno się „posunąć”.

 

BK: W jednym z wywiadów powiedziała pani, że ograniczenia są w głowie. Na ile ciało i choroba nas ograniczają?

MH: Oczywiście, że ciało i choroba nas ograniczają . Pewnych rzeczy nie można zrobić, bo byłoby to niebezpieczne, albo chociaż nieprzyjemne. Mam raczej na myśli uważne badanie granic i możliwości, zracjonalizowanie tego, obejrzenie na nowo. Tym bardziej, że często mamy do czynienia z multiplikowanymi mitami i półprawdami: tego nie można, tego się nie da.

 

fot. M. Kaczyński, CK Zamek

fot. M. Kaczyński, CK Zamek

Powiedziano nam, że przy chorobie Leo będziemy mogli wyjść najwyżej na balkon. To wzbudziło we mnie taki bunt, że powiedziałam: nie, to ja ten balkon poszerzę. Wielu lat przygotowań wymagało, zanim zaczęliśmy powoli podróżować z Leo poza Europę. Trzeba było zbudować system zabezpieczeń. I okazało się, że te ograniczniki udało się przesunąć.

To nie jest tak, że wszystko jest w głowie, ale bardzo dużo. Warto zawsze się przyglądać, które ograniczenia są realne i zastanawiać się, co można zmienić.

 

BK: Nad czym teraz pani pracuje?

MH: Zrealizowaliśmy z Tomkiem Śliwińskim – moim mężem i artystycznym partnerem – film o Narodowym Starym Teatrze, który będzie miał za chwilę premierę. To pełnometrażowy dokument, w którym uczestniczył cały zespół teatralny. Film jest w ostatniej fazie postprodukcji i niedługo ujrzy światło dzienne. A jeśli chodzi o moje indywidualne działania, to dostałam się na studia doktoranckie i zaczęłam pracę nad bardzo dużym projektem. Zdradzę, że także dotyczy kobiecości i pewnych archetypów kulturowych. To fascynujący temat, który zgłębiam z wielką radością.

 

Wystawa prac Magdy Hueckel „Boga”, CK Zamek, Galeria PF, 20.01. – 26.03.2023.

Magda Hueckel – artystka wizualna, autorka scenariuszy, filmów, fotografka teatralna. Jej prace wystawiane były na ponad 40 indywidualnych i około 60 zbiorowych wystawach w kraju i na świecie (m.in. w Tate Britain w Londynie, Circulation w Paryżu, Unseen Amsterdam, Vienna Art Fair), znajdują się w kolekcji Muzeum Narodowego we Wrocławiu oraz licznych kolekcjach prywatnych. Autorka albumów fotograficznych „Anima. Obrazy z Afryki 2005–2013” oraz „HUECKEL/TEATR” (nominacje do nagrody Fotograficzna Publikacja Roku 2014 i 2016). Współpracuje z Tomaszem Śliwińskim przy realizacji filmów jako autorka scenariuszy i art director. Ich dokumentalny film „Nasza klątwa” otrzymał nominację do Oscara oraz kilkadziesiąt nagród na międzynarodowych festiwalach. Współautorka scenariusza do krótkometrażowych filmów „Ondyna” i „Studium chaosu” oraz serialu internetowego „Kroniki zarazy”, który otrzymał nagrodę główną w konkursie DIG IT na najlepsze działania teatralne w czasie pandemii COVID-19. Autorka dokumentacji kilkuset spektakli teatralnych, stale współpracuje z kilkunastoma teatrami w Polsce. Absolwentka Wydziału Malarstwa i Grafiki gdańskiej ASP. Stypendystka Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Miasta Sopot, laureatka nagrody Sopocka Muza dla Młodych Twórców, W latach 2002–2004 tworzyła z Agatą Serafin duet fotograficzny hueckelserafin. Prezeska i założycielka Polskiej Fundacji CCHS „Zdejmij Klątwę”, uhonorowanej nagrodą EURORDIS Black Pearl Award 2020. Kuratorka i producentka projektu „Ondinata. Songs for Ondine”.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
2
Świetne
Świetne
2
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0