Bajarz z Szamotuł o Napoleonie
Opublikowano:
14 lutego 2015
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Gdyby posadzić obok siebie wszystkie drzewa w Wielkopolsce, pod którymi miał siadywać Napoleon, wyszedłby gęsty las! – śmieje się Łukasz Bernady, bajarz z Szamotuł, który od dwóch lat zajmuje się opowiadaniem historii. W Sierakowie opowiadał lokalne podania, związane z czasami napoleońskimi.
W lutym 1813 r. zdziesiątkowane wojska Napoleona, ciągnące z Rosji na zachód, „zmęczone długą podróżą, zgłodniałe i obdarte” znalazły się w Sierakowie. „W pogoni za nimi szli Kozacy. Koło jeziora Jaroszewskiego dopadli garść żołnierzy francuskich, których wycieli w pień. „Krzyż (…) wskazuje miejsce ich wiecznego spoczynku. Pewien gospodarz, kopiąc tam, znalazł dużo kościotrupów poukładanych na przemian” – tak opisał te wydarzenia ich świadek.
Z okazji 202. rocznicy bitwy zorganizowano w Sierakowie uroczystość, podczas której Łukasz Bernady, bajarz z Szamotuł, opowiadał lokalne podania związane z Napoleonem.
Kult Napoleona był w Wielkopolsce (i nie tylko) niezwykle silny. Cesarza postrzegano jako pozbawionego wad zbawcę, Bożego pomazańca, przynoszącego Polsce wolność w darze.
W modlitwie, którą powszechnie wówczas odmawiano, znalazły się słowa: „Któryś utworzył Napoleona z ducha męstwa, mądrości i dobroci…”! Sarkofag z kosmykiem włosów Napoleona – niemal relikwią (pytanie czy prawdziwą), chętnie sprzedawaną przez sługę cesarza, można oglądać w Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu. Niewiele osób stać było na ironię, widoczną w pamiętnikach Wirydianny z Bnińskich Fiszerowej, witającej cesarza w 1806 r. w Poznaniu: „Nadmierna otyłość przeszkadzała mu w chodzie (…). Rysy zgrubiały zatracając delikatność. Wiele słyszałam o wdzięku jego uśmiechu – ale uszedł on mojej uwadze. Ale to był Napoleon (…)”.
Wielkopolanie tłumnie zgłaszali się do tworzonego wojska polskiego, by walczyć u boku cesarza. Po latach wspominanie wspaniałych czynów rodaków w kampaniach Napoleona budziło poczucie dumy, a byłych napoleończyków otaczano powszechną czcią. Nawet trzeźwa ocena czasów napoleońskich nie zmniejszyła czci dla „wielkiego cesarza” i jego żołnierzy.
Uroczystości związane z kolejną rocznicą bitwy o Sieraków przypominają wydarzenia niweczące nadzieje Polaków związane z Napoleonem, ale także jego kult, który nigdy do końca nie wygasł (czego dowodem jest m.in. cykl książek Mariana Brandysa, poświęconych polskiej gwardii Napoleona).
Obchody rocznicy bitwy rozpoczął wernisaż wystawy grafiki „Codzienność osobliwa – życie paryżan w XVIII i na początku XIX w. od Ludwika XIV do Napoleona Bonaparte” w Muzeum Zamek Opalińskich. Grafiki pochodzą ze zbiorów Muzeum w Nysie. Potem odbył się uroczysty przemarsz z zamku na rynek, gdzie pod pomnikiem upamiętniono tych, którzy zginęli w bitwie i odtańczono poloneza. Na zakończenie Łukasz Bernady w Napoleon Cafe opowiadał lokalne podania związane z czasami napoleońskimi – a jest ich w Wielkopolsce całkiem sporo.
„Odczucia Niemców i Polaków zamieszkujących Wielkopolskę, związane z wkroczeniem na ten teren wojsk napoleońskich, były skrajnie różne. Polakom Napoleon przynosił nadzieję na wolność. Niemcy traktowali wojska francuskie jako dzikie, zdemoralizowane hordy. Ten strach utrwalił się w niemieckich podaniach” – opowiada Bernady.
Prócz legend związanych z wkroczeniem wojsk francuskich, sporo jest też takich, które utrwalają pobyt – czasem domniemany – Napoleona w danym miejscu.
„Na przykład nazwa miejscowości Pakawie miała pochodzić od tego, że cesarz w tym miejscu wypił kawę! A gdyby posadzić obok siebie wszystkie drzewa w Wielkopolsce, pod którymi miał siadywać Napoleon, wyszedłby gęsty las! – śmieje się Bernady. Dużo mamy też wielkopolskich opowieści o ukrytych w ziemi skarbach, kasach wojennych, które wojska francuskie przywoziły z Rosji”.
Osobną grupę stanowią podania związane z cofaniem się Francuzów po klęsce w Rosji, jak np. ta z Chojna, o trzech duszach panien, które zostały prawdopodobnie wykorzystane i zabite przez maruderów francuskiej armii.
„Niektóre historie opowiadają o wydarzeniach, które rzeczywiście się zdarzyły, inne są fantazją, ale pokazującą, jak ważny dla Polaków był Napoleon i nadzieje z nim związane” – dodaje Bernady.
Opowieściom towarzyszyła muzyka w wykonaniu gitarzystów: Wojciecha Halamskiego i Mikołaja Pociechy.
Od kilku lat sztuka opowiadania przeżywa renesans. W krajach anglojęzycznych nazywana jest „storytelling”, w Polsce – bajaniem, opowiadaniem historii. Opowiadacze i bajarze traktują ją jako twórczość artystyczną, inspirowaną tradycją, ale uwzględniającą współczesny kontekst.
„Od dziecka lubiłem baśnie i bajki. Mój dziadek miał niemieckie czasopisma jeszcze sprzed I wojny światowej i tłumaczył mi z nich różne historie, głównie stare wielkopolskie podania ludowe”– wspomina Łukasz Bernady. Bajaniem zajął się poważnie dwa lata temu.
„Po studiach trafiłem do szkoły jako nauczyciel języka polskiego. W ramach zajęć miałem omówić baśnie i legendy z regionu. Ale kiedy poszedłem do biblioteki, poszukać książek na ten temat, okazało się, że nie ma żadnej!” – mówi. „Zacząłem zatem sam zbierać lokalne podania. Najpierw chodząc z notatnikiem po wsiach – bez rezultatów, by w końcu wrócić do czasopism i książek, które niegdyś czytywałem z dziadkiem”. W ciągu kilku lat udało mu się zgromadzić materiał na pierwszą książkę „Królewna na dnie studni. Podania, opowieści, baśnie i legendy ludowe powiatu szamotulskiego” (wyd. 2000), która trafiła na listę lektur w niektórych szkołach w powiecie.
„W 2010 r. ukazało się wydanie uzupełnione o nowe teksty, które odnalazłem. Jednocześnie zacząłem się interesować opowiadaniem baśni i legend, instytucją bajarza, choć mam straszną tremę przed występami publicznymi” – mówi.
Zaczął szukać kontaktu z innymi opowiadaczami (m.in. z poznańską Grupą „Baśnie Właśnie”) i warsztatów dla bajarzy. Z czasem sam zdecydował się wystąpić – podczas „Nocy 1001 baśni”, którą w kwietniu 2013 r. zorganizował Grupa „Baśnie Właśnie”.
„Przekonało mnie to, że bajarze nie uczą się opowieści na pamięć, by ją recytować. Raczej improwizują na osnowie znanego tekstu. Tak się zaczęła moja przygoda z opowiadaniem” – dodaje.
Obecnie w wolnych chwilach występuje z lokalnymi podaniami na imprezach organizowanych w Poznaniu, Szamotułach i powiecie szamotulskim. Kilka dni temu z Anetą Cruz-Kąciak i Szymonem Góralczykiem powrócił z Meksyku, gdzie opowiadał polskie podania i spotykał się z lokalnymi bajarzami w ramach projektu „Na styku światów. Polska – Meksyk”. Pod koniec 2014 roku wydał zbiór, przeznaczony dla dzieci pt. „Baśnie doliny Samy”.
Poniżej zdjęcia ze spotkania z legendami pt. Zapadnia trzech dusz i francuska skrzynia. Przekazy ludowe i legendy o kampanii.
CZYTAJ TAKŻE: Niech żyje rysunek!
CZYTAJ TAKŻE: Punks not dead. Recenzja książki „Please kill me. Punkowa historia punka”
CZYTAJ TAKŻE: Bajka o starym domu