fot. Maciej Kaczyński, na zdj. Maria Krześlak-Kandziora, Michał Książek

Gramatyka żywotności

„Kiedy mówimy im [dzieciom], że klon drzewo to nie «ktoś», ale «coś», robimy z klonu przedmiot. Stawiamy między nami barierę, zwalniając się z moralnej odpowiedzialności i otwierając drzwi do wyzysku. Mówienie «to» zamienia żyjącą ziemię w «zasoby naturalne». Jeśli klon jest «czymś», możemy sięgnąć po piłę łańcuchową. Jeśli zaś jest «kimś», zastanowimy się dwa razy” – pisze Robin Wall Kimmerer w „Pieśni Ziemi”.

A ty jesteś rzeczownikiem czy czasownikiem? Pytam o to studentów na warsztatach i pytanie najpierw budzi konsternację, a później, wraz z odpowiedziami kolejnych osób, oglądam na twarzach grupy rosnący namysł. Bo jeśli rzeczownik, to czy dlatego, że jesteśmy ciałem stałym, fizycznym, namacalnym?

 

A jeśli czasownik – to może określają nas procesy, zmiana w czasie? Ktoś mówi, że właściwie czuje się przymiotnikiem, być może dlatego, że bardzo intensywnie szuka odpowiedzi na pytanie „jaka jestem”? A może spójnikiem? Rzeczownikiem, ale odczasownikowym?

Uznajemy, że rzeczywiście ta część mowy w języku polskim jest czymś, co być może otwiera rzecz, coś na ruch, na zmianę i łączy ważne dla nas sprawy – bycie sobą i bycie w świecie? Nikt nie mówi o tym, że rzeczownik określa przecież rzeczy. Że uprzedmiotawia. To najpewniej dlatego, że rozmawiamy o sobie, o ludziach, a człowiek nie jest rzeczą, to jasne. A gdybyśmy rozmawiali o drzewach, skałach, rzekach?

Język wyszedł z lasu

Michał Książek – przyrodnik, pisarz, poeta – powiedział kiedyś, że brzmienie języka polskiego przypomina mu szum lasu liściastego. Każde drzewo brzmi inaczej, jak słowa. Brzoza i dąb, topole, lipy i gdzieś wpleciony czasem iglasty świerk. Każde drzewo szumi inaczej. Jeżeli język może urodzić się z głosów lasu, to czy nie powinien być ciągle i zawsze z tym lasem związany więzią szacunku? Czy sama materia języka może opowiedzieć o stosunku jego użytkowników do przyrody?

fot. Maria Krześlak-Kandziora

fot. Maria Krześlak-Kandziora

 

„Kiedy mówimy im [dzieciom], że klon drzewo to nie «ktoś», ale «coś», robimy z klonu przedmiot. Stawiamy między nami barierę, zwalniając się z moralnej odpowiedzialności i otwierając drzwi do wyzysku. Mówienie «to» zamienia żyjącą ziemię w «zasoby naturalne». Jeśli klon jest «czymś», możemy sięgnąć po piłę łańcuchową. Jeśli zaś jest «kimś», zastanowimy się dwa razy” – pisze Robin Wall Kimmerer w „Pieśni Ziemi”.

Podwójne wymieranie, podwójne odzyskiwanie

„Język jest sercem naszej kultury. To z niego wypływają nasze myśli, nasz sposób patrzenia na świat” – powiada starsza kobieta władająca językiem potawatomi.

 

To jeden z języków społeczności rdzennych Kanady. Kiedy Robin Wall Kimmerer pisze swoją książkę, jednocześnie odbywając podróż do korzeni – do tradycji i języka ludu rdzennego Potawatomi – żyje już tylko dziewięciu jego użytkowników.

 

„Las i język są swoistą biblioteką gatunków: kiedy ginie język, umiera coś znacznie więcej niż słowa, znika też wiedza gromadzona przez dziesiątki tysięcy lat: o florze, faunie i siedliskach danego obszaru. To tak zwany kryzys podwójnego wymierania” – powtarza za badaczami z Światowego Funduszu na rzecz Przyrody Szymon Opryszek, autor książki „Woda. Historia pewnego porwania”.

 

Według naukowców zanik bioróżnorodności powoduje ubożenie języków rdzennych społeczności. Ale nie tylko antropogeniczna degradacja środowiska przyczynia się do zaniku języków, a zatem i sposobów rozumienia świata innego niż anglojęzyczny. Potawatomi poddawani byli przez lata tym samym procesom, co wiele społeczności rdzennych na całym świecie – dzieci odbierano rodzicom, umieszczano w szkołach z internatem.

fot. Maria Krześlak-Kandziora

fot. Maria Krześlak-Kandziora

 

Tam, stosując metody porównywalne z torturami i nękaniem, katoliccy misjonarze wyrzucali z ciał i umysłów dzieci pamięć o ich języku i kulturze.

Proces ten przeprowadzali na podbijanych ziemiach kolonizatorzy i Kościół. Wszystko w imię dobra, rozwoju, cywilizacji, jednoczenia ludzi pod sztandarem wspólnych wartości i wspólnego języka. Języka, który jest rzeczownikowy.

Wspólnota

„Oczywiście, by naprawdę mówić w jakimś języku, trzeba znać czasowniki (…). Angielski jest językiem opartym na rzeczownikach, co w sumie pasuje do kultury, która ma obsesję na punkcie rzeczy. Tylko trzydzieści procent angielskich słów to czasowniki, w potawatomi natomiast odsetek ten wynosi siedemdziesiąt procent”.

 

Gramatyka żywotności. Co więc tracimy, tracąc znajomość języka rdzennego, co nam, europocentrycznym, żyjącym w nieco homogenicznym językowo państwie, w rzeczywistości rzeczownikowej, może dać nawet nie znajomość, ale świadomość, że w innym języku myśli się inaczej?

Potawatomi nie przypisuje rzeczownikom rodzaju, nie dzieli świata na żeński i męski. Potawatomi dzieli świat na ożywiony i nieożywiony:

 

„Różne formy czasownika, różne formy liczby mnogiej, wszystkiego używa się inaczej w zależności od tego, czy to, o czym się mówi, żyje”. „Język odzwierciedla nie tylko wiedzę, ale też intymny sposób rozumienia natury i tego, jak ludzie się do niej odnoszą” – mówi Szymonowi Opryszkowi Martin von Hildebrand, ekspert od języków amazońskich.

 

„Trzeba traktować wszechświat jako wspólnotę podmiotów, a nie zbiór przedmiotów” – dodaje Kimmerer za ekoteologiem Thomasem Berrym. Jak nietrudno się domyślić, to w języku rdzennym świat będzie wspólnotą.

Wikwegamaa

 

fot. Maria Krześlak-Kandziora

fot. Maria Krześlak-Kandziora

Wikwegamaa znaczy w potawatomi „być zatoką”. Zatoka jako rzeczownik jest wodą między dwoma brzegami. Wikwegamaa to ruch, zapach, relacja pulsującej wody ze skałami, wodorostami, ptakami wodnymi, korzeniami drzew zwisających z brzegu. To przesuwanie się piasku po dnie, uderzanie wody o brzeg. Zamknij oczy i pomyśl o zatoce jak o całości, bycie.

Rzeki, które zyskują osobowość prawną, nie są tylko ciekami wodnymi, to całe środowiska, objęte ochroną jest wszystko, co ma bezpośredni wpływ na rzekę i to, na co rzeka ma wpływ.

 

„Czy to znaczy, że chodzi o to, że rzeka się rzeczy”? – zapytała moja studentka.

 

Banalne? A ja poczułam, że skruszyliśmy jakiś fragment muru. Bo trzeba zacząć od śmielszej relacji ze słowami, otworzyć się na to, że są na świecie nadal języki rdzenne, które ujmują świat w sposób czasem dla nas trudny do pojęcia. Jednocześnie otwierają przed nami świat innych wartości – takich, na które światło kierują dziś ci, którzy zastanawiają się nad rozwiązaniami umożliwiającymi choćby częściowe naprawienie ludzkiej relacji z przyrodą i odwróceniem od nas katastrofy klimatycznej.

W językach rdzennych znajdziemy nie tylko upodmiotowienie przyrody, ale także nakaz umiarkowanego czerpania z jej zasobów czy raczej – darów. W systemie wartości Potawatomi znajdziemy konieczną troskę o świat, w którym żyć będą przyszłe pokolenia. Znajdziemy więź z przeszłością i zmienimy stosunek do czasu, który jest większy niż nasze trwanie na Ziemi.

Jestem rzeką

Może dlatego to właśnie wspólnoty rdzenne wywalczyły nowe prawo, zmieniły jego zapisy, dokonały tego, czego potrzebujemy: ustanowienia prawa chroniącego przyrodę, zasoby, inne istnienia. W 2021 roku kanadyjska Mutehekau Shipu/Magpie River zyskuje osobowość prawną.

 

fot. Maria Krześlak-Kandziora

fot. Maria Krześlak-Kandziora

 

„Dwie równoległe uchwały, inuickiej Rady Ekuanitshit i władz hrabstwa Minganie uznały, że Magpie River ma dziewięć przysługujących jej praw, w tym prawo do swobodnego płynięcia, do utrzymania bioróżnorodności i prawo do podejmowania działań prawnych. Rzeka może być zgodnie z uchwałami reprezentowana przed sądami przez swoich «strażników», czyli przedstawicieli prawnych”.

 

Dla Inuitów rzeka jest istotą żywą, płynącą przez ziemię ich przodków, jest elementem ich kultury, historii, jest sąsiadką – nie jest przedmiotem, jest podmiotem. Pierwsza była Whanganui. W 2017 roku rząd Nowej Zelandii dochodzi do porozumienia z Maorysami, po wielu latach walki tych drugich o szacunek dla rzeki.

 

„Podstawy do uznania rzeki za osobę prawną tkwią w wierzeniach i wizji świata Maorysów. W kosmologicznym spojrzeniu Maorysi widzą naturę jako przodka człowieka, widzą też głęboki związek między człowiekiem a naturą – jest to związek niepolegający na podległości tej ostatniej, lecz na współistnieniu na równych prawach”.

 

Maorysi mówią „Ko au te awa, ko te awa ko au”. To znaczy:

 

„Jestem rzeką, a rzeka jest mną”.

 

fot. Maria Krześlak-Kandziora

fot. Maria Krześlak-Kandziora

 

Za językiem idzie zmiana. Może to czas, byśmy wszyscy stali się trochę bardziej czasownikami?

Wyjaśnienia

Trudno przełączyć sobie umysł na myślenie w językach rdzennych, nie znając ich, a do tego czytając o nich jednak w języku polskim. Trzeba pamiętać, że to trudne oddać sens i sposób myślenia języka czasownikowego w języku rzeczownikowym. Od czego jednak mamy wyobraźnię? Próbujmy, obracając w ustach i głowach słowa z książek:

Za Robin Wall Kimmerer:

puhpowee (potawatomi) – to siła, która w nocy wypycha grzyby z ziemi

Za Szymonem Opryszkiem:

ishuayohui (z języka nahuatl, azteckiego) – moment, w którym roślina tworzy liście,
sosomoka – dźwięk, kiedy liście ocierają się o siebie,
ccajonapode (z języków amazońskich) – drzewa, które istniały w przeszłości

 

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie po raz kolejny Robin Wall Kimmerer, autorka „Pieśni Ziemi” przetłumaczonej na język polski przez Monikę Bukowską, a wydaną przez Znak. Zachwycające fragmenty o języku, który wyszedł z lasu, napisał Szymon Opryszek w książce „Woda. Historia pewnego porwania” wydanej przez Wydawnictwo Poznańskie. Z autorem miałam przyjemność rozmawiać podczas Festiwalu Filmów Dokumentalnych OFF CINEMA. O osobowości prawnej rzek poczytacie na stronie osobaodra.pl oraz teraz-srodowisko.pl.

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
3
Świetne
Świetne
7
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0