Recenzja: „Apolonia, Apolonia”
Opublikowano:
21 grudnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Trzynastoletnia wiwisekcja francusko-polskiej artystki w świetnym, intymnym dokumencie w reżyserii Lei Glob.
Reżyserka Lea Glob niczym Richard Linklater z obsadą w „Boyhood” spędziła naście lat z subiektką swojego dokumentalnego filmu, malarką Apolonią Sokół. Kamerę ustawiła bardzo blisko. Towarzyszyła młodej kobiecie na co dzień. Początkowo zdaje się, że bez specjalnego scenariusza. „Wydawała się znajoma i całkiem obca jednocześnie” – mówi Glob z offu. To trudne do pełnego zdefiniowania przyciąganie i swoiste odbicie reżyserki w bohaterce i bohaterki w reżyserce co rusz pojawia się i znika na przestrzeni trzynastu lat kręcenia.
Kim jest bohatera?
Kim jest Apolonia? Początkującą malarką? Performerką wychowaną w maleńkim Lavoir Moderne Parisien, paryskim teatrze rodziców (ojca Francuza i matki Polki)? Aktywistką, która całą sobą broni ów teatr przed zakusami deweloperów? W pierwszej części filmu Sokół chyba sama nie wie. Ma pewne wyobrażenia, z których czasem wyłania się wizja malarki z komercyjnym sukcesem.
Może i w ustach dwudziestoparolatki nie brzmi to konkretnie, ale Apolonia jest uparta.
Niewątpliwie projekt „artystki/kobiety w trakcie tworzenia” musiał Lei Glob wydać się atrakcyjny. Tym bardziej, że przed kamerą Apolonia nigdy nie jest nieśmiała. Wie, że jest kręcona, ale lubi być w centrum uwagi. Daje o sobie znać wychowanie na teatralnych deskach przybytku rodziców, gdzie w performatywnej atmosferze dochodziło do artystycznych wybuchów i szaleństw; gdzie wreszcie stawiano na wolność, w poszukiwaniu której matka Apolonii do Paryża uciekła z komunistycznej Polski. Dopełnieniem, zarówno bohaterki, jak i filmu Glob, są nagrania z VHS-u rodziców Sokół nie tylko z czasów działania Lavoir Moderne Parisien, a nawet poczęcia dziewczyny i jej narodzin.
Podobieństwo
Tak wieloletnie przypatrywanie się życiu jednostki daje reżyserce więcej okazji do sportretowania nieprzewidywalności życia. To z jednej strony może w osobie tworzącej budzić niepokój i niepewność tego, jaki finalnie film ujrzy światło dzienne. Z drugiej jednak kusi, bo puszczenie scenariuszowych lejców daje poczucie twórczej swobody. Nie oznacza to, że „Apolonia, Apolonia” nosi ślady chałupniczości. Albo prób dokręcania naprędce „ważnych” wątków, aby spełnić narzucone założenia tematyczne. Akcja posuwa się naturalnym tempem.
To, co rodzi się na ekranie, jest efektem tego nagłego poczucia paralelności przeżyć reżyserki i bohaterki. Lub też – Glob miała po prostu intuicję.
Wraz z dojrzewaniem wytraca się romantyczność. Co prawda Apolonia uczęszcza do prestiżowej paryskiej Beaux-Arts de Paris, ale zetknie się z płciową hierarchią. Dostanie dyplom, lecz bez wyróżnienia. Jeden z profesorów zawyrokuje: „Twoja osobowość jest ciekawsza niż twoje obrazy”. Czy powiedzieliby tak do któregoś z jej kolegów? – zarówno Apolonia, jak i Lea w to wątpią. Na pewno Glob, jako reżyserka i artystka, też spotkała się z nierównym traktowaniem. Co prawda szowinizm zostaje „tylko” zaakcentowany i bezpośrednio nie powróci już w trakcie filmu, jego powidok będzie nam jednak towarzyszył do końca.
Siła siostrzeństwa
Wcześniej, kiedy Apolonia próbuje ratować Lavoir Moderne Parisien, poznaje Oksanę, ukraińską artystkę i założycielkę radykalnie feministycznej grupy Femen. Kobieta po wyrzuceniu jej z rodzinnego kraju szuka azylu. Apolonia przygarnia ją do teatru. Obie mieszkają na piętrze. Kamera Glob podąża za tą dwójką. Rejestruje narodziny przyjaźni. Chwila tak ulotna, że gdyby nie ciągła obecność reżyserki w życiu Sokół, nie do odtworzenia. Oksana i Apolonia pomagają sobie nawzajem. Ta pierwsza dopinguje drugą w artystycznych ambicjach.
Ta druga stara się wyciągnąć pierwszą z kolejnych epizodów depresyjnych. Oksana nie może odnaleźć się na obczyźnie, z dala od bliskich, bez języka.
Pomiędzy tą relacją nadal toczy się życie. Teatr musi zostać zamknięty. Artystyczne i komercyjne niespełnienie męczy Apolonię. Głód popularności i docenienia, który czuje artystka, daje szansę reżyserce na błyskotliwe obnażenie hipokryzji świata sztuki. Pokazuje poszukiwanie nowych talentów, mamienie ich wielkimi sukcesami i pieniędzmi, przy równoczesnym zmuszaniu do pracy w prekarnych warunkach. Gdy Sokół zrozumie, że sprzeniewierza się swoim ideałom, Lea z offu powie: „Apolonia, nie chcąc zaprzedać duszy diabłu, broni się za pomocą własnego ciała”. Wróci do korzeni, do alternatywnej egzystencji, którą wpoili jej rodzice.
Nie tylko życie Apolonii ewoluuje. Lea również nie pozostaje obojętna na przemijający czas.
W pewnym momencie drogi reżyserki i bohaterki się rozchodzą. Potem już będą rzadziej się zbiegać. W dokumencie przebiega to bardzo naturalnie, ot, koleje losu, które przecież znamy z naszych przyjaźni, znajomości. Co nie znaczy, że Glob nie wraca z kamerą do Apolonii. Czasami jest „na telefon”, czasami wpada z wizytą do artystki. Nie traci jej z oczu, ale priorytetem staje się rodzina. W pewnym momencie to reżyserka zaczyna być główną bohaterką. Film zmienia ton – jest filozoficznym rozmyślaniem nad macierzyństwem i kobiecością. Jednocześnie dopełnia obraz zarówno Apolonii, jak i Lei.
Do zobaczenia na HBO Max