A na zamku straszy
Opublikowano:
5 kwietnia 2023
Od:
Do:
Początek:
Koniec:
Siostry Raj opuściły Poznań. Ale, mam nadzieję nie na długo. Akcja najnowszej powieści kryminalnej Joanny Jodełki przenosi się wraz z siostrami do Gniewu.
A dokładniej rozgrywa się głównie w gniewskim zamku, z mniejszym udziałem lokalnego kościoła i rynku. Dzięki sprowokowanym przez Józefinę obchodom jej urodzin owe przenosiny akcji wciąż mają w sobie „ducha Sołacza”, który tak dobrze pamiętamy z poprzednich tomów.
Kryminalna intryga
„Żony Gniewu”, gdyż taki tytuł nosi ta najnowsza, trzecia już odsłona cyklu o powikłanej relacji Tycjany i Angeliny zyskały na tej przeprowadzce. Okazało się, że utkana w poprzednich tomach sieć relacji między bohaterkami, ich ciotką Józefiną, eks-policjantem Jarotą jest na tyle wytrzymała i elastyczna, że przenosiny dobrze zniosła. Ponadto więcej miejsca znalazło się w powieści dla syna Tycjany Leonarda i odrobinę zagadkowej nastolatki, której tożsamości w tej recenzji zdradzać nie zamierzam. Tak duży udział kolejnej generacji dobrze zrobił dynamice naszej książkowej, dość skomplikowanej rodziny, choć przyznam, że postać Leonarda i jego towarzyszki przygód zyskałby na staranniejszym i odrobinę subtelniejszym odmalowaniu.
Wyjazd do Gniewu i umieszczenie akcji zarówno w scenerii zamkowej jak i równocześnie na planie filmowym pozwoliło Jodełce na wygrywanie swych ulubionych „melodii”. Z jednej strony muzealna kościelno-zamkowa sceneria pozwoliła na obszerne didaskalia, pełne odniesień do historii sztuki. A umieszczenie akcji na planie filmowym, do tego podczas kręcenia filmu kostiumowego z królem Janem III Sobieskim i Marią Kazimierą de La Grange d’Arquien – Marysieńką w rolach głównych dało szansę na jeszcze głębsze zanurzenie w historycznych odniesieniach.
Joanna Jodełka dzięki temu jeszcze sprawnie realizuje tak charakterystyczną dla poprzednich tomów formułę kryminału „pedagogicznego” ze swadą dzieląc się z nami swą wiedzą historyczną. Czytelniczki i czytelnicy podążający za siostrami Raj od pierwszego tomu ucieszą się z kolejnych wymiarów ich relacji. Mnie osobiście ucieszyła większa niż w drugim tomie obecność Tycjany i ujawnienie jej nieoczekiwanych atutów.
Co więcej „Żony Gniewu” dzięki zlokalizowaniu w klasycznej scenerii zamkowej pozwalają autorce na momentami brawurową zabawę z formułą klasycznej kryminału w stylu Agaty Christie.
Wychodzi to naturalnie. Rolę „Pana na Zamku” pełni biznesowy nuworysz obsadzający swą córkę w roli księżniczki. Rolę arystokracji rozkapryszeni aktorzy i reżyser, a rolę tła-sług zastępy techników, makijażystek, kamerzystów i innych pracowników planu filmowego. Dzięki temu czytelnicy dostają udaną domestykację „angielskiego dworu” i jego społecznego otoczenia. Ów dwór i jego próżność były potrojone – bawiąc się z „dworskości” filmowego światka, dodatkowo wzmnocnione targowskiem próżności jakim są media społecznościowe, równocześnie przecież prześwitywał tam świat dworu Marysieńki i jej pełen intryg romans a następnie małżeństwo z Janem III Sobieskim.
Przyznam się w tym momencie do pewnej słabości – jestem bezkrytycznym wielbicielem filmu „Śmieszność” w reżyserii Patrica Leconte. Odmalowany w nim obraz przedrewolucyjnego dworu króla Ludwika XVI jako pełnego intryg, szpil, walk podjazdowych gniazda żmij chyba na trwałe „ustawił” moje postrzeganie świata pałaców i dworów. W gniewskim zamku Jodełce udało się częściowo ów świat dworskiej śmieszności i próżności przedstawić.
Gra z konwencją
Umieszczenie akcji równocześnie w gniewskim zamku jak i na planie filmowym pozwoliło też na udaną grę z konwencją zabawę w metapoziomowe komentarze bliskie momentami znanemu z teatru burzeniu czwartej ściany. Jak przystało na zabawę z konwencją w początkowych partiach powieści pojawia się obowiązkowy nieboszczyk. Mamy też salę tortur, kryptę pełną starych trumien i błyskające zębami w ciemnościach kuny a nawet Quasimodo. Mamy też klasyczny motyw strzelby zawieszonej w pierwszym akcie, a która „wystrzeli” w ostatnim (choć uprzedzam, nie będzie to dosłownie strzelba).
Pojawienie się sporej ilości postaci pobocznych pozwoliło także zmniejszyć koncentrację na znanych nam już postaciach. Dzięki, temu mogliśmy traktując je jako już znajome razem z nimi wpadać w tarapaty. I co ważne dla katharsis z nich się wyplątywać.
„Żony Gniewu” nie są jednak jedynie kryminałem z zacięciem historycznym, ważnym w tym tomie jest świat „żon”, czyli momentami gorzko, momentami na granicy pastiszu odmalowany przez Jodełkę teatr ról genderowych.
I podobnie jak w „Córce nieboszczyka” to kobiety stanowią pierwszy plan, niezależnie czy myślimy o postaciach trzecioplanowych jak Szewcowa, pierwszoplanowych jak Siostry Raj, czy wreszcie samej królowej Marysieńce, wokół której opleciona jest fabuła powieści.
Tak, siostry Raj opuściły Poznań i dobrze im to zrobiło. Mam jednak nadzieję, że do naszego miasta jeszcze w kolejnych tomach powrócą. Tym bardziej, że nie wiem, kto się opiekował pojawiającym się w pierwszym tomie mopsem.