fot. Dobrawa Borkała, Danny Moore, Piotr Macha, Teodor Ajder

Długie postscriptum do końca świata, cz. II

Od: 18/07/2018

Do: 22/07/2018

Próby wyjścia z impasu reprezentacji poprzez prace artystyczne odnoszące się do natury często w sposób brutalny utwierdzały dominację nad nią człowieka. Co innego miłosne zaloty do Ziemi w całej okazałości jej rujnowanych przejawów.

 NA PRZEŁAJ DO EKOSEKSUALIZMU

Kontrnarracje dla apokaliptycznego wymiaru antropocenu i maskowanej przez media prawdy na temat katastrofy ekologicznej wykształcane są dziś przez rozmaite zjawiska związane z krytyką dominacji człowieka na Ziemi. Choć mało kto dziś wierzy w sprawczość sztuki, jeden z impulsów płynie od artystów, którzy działając wespół z ekologami oraz aktywistami, tworzą niekiedy niewielkie, lecz dynamiczne społeczności, okazujące wzmożone zainteresowanie tematyką ochrony środowiska. Tego typu koalicje formułowane są nierzadko pod banderą pozytywnych utopii, nadających polityczne znaczenie relacjom sztuki i przyrody. Te bowiem nadal są w powszechnej świadomości kojarzone z reprezentacją natury w sztuce, plenerami artystów czy chociażby użyciem naturalnych materiałów do tworzenia estetycznych obiektów. Wyraźnie trzeba jednak zaznaczyć, że ekologiczna ścieżka dostępu do natury wyodrębniła się w efekcie złożonych procesów, m.in. poprzez redefinicję związku z nią człowieka, historię poszerzania i krytyki instytucjonalnego pojęcia sztuki, kryzysu systemów ekonomicznych nowoczesnego świata czy wypracowanych przez nowoczesność kategorii, takich jak rozum, postęp czy technologia.

Jeden z ciekawszych, społecznie pożytecznych obszarów sztuki współczesnej pod różnymi kątami ideologicznego nachylenia współistnieje przy tym z refleksją płynącą z biologii, chemii, nauk społecznych czy – last but not least– humanistyki zaangażowanej oraz wykształconej w jej obrębie ekohumanistyki (inna nazwa to humanistyka środowiskowa czy zrównoważona), w Polsce popularyzowanej m.in. przez profesor Ewę Domańską z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

OJCOWIZNA LAND ARTU

Przewartościowaniu poddawana jest również dominująca zachodnia narracja historii sztuki, która mówi o przełomie, jaki nastąpił w drugiej połowie lat 60. ubiegłego stulecia, kiedy to z impasu związanego z ruchem antygaleryjnym narodziła się sztuka ziemi. Scenerią dla niej często były odległe pustynie Stanów Zjednoczonych. Jak zauważa Rebecca Ledzion, prace powstałe w ramach tego nurtu były zróżnicowane, a część z nich powstała w Europie – w mniejszej skali, akcentująca czasowy proces oraz organiczny związek z naturą – doprowadziła do wzrostu wrażliwości na kwestie ochrony środowiska. Najbardziej jednak zapadły nam w pamięć te, które związane były z dość brutalną ingerencją w naturalny krajobraz oraz nadawaniem mu artystycznej, nierzadko geometrycznej formy, kojarzącej się z patriarchalnymi dyskursami na temat sztuki abstrakcyjnej.

Partytura oddechowa dla klimatu, fot. Dobrawa Borkała

Perspektywa feministyczna, rozwijana m.in. przez Annę Chave, pozwala na przykład zauważyć, że artyści sztuki ziemi często byli spadkobiercami konstruktywistycznej tradycji awangardy. Taka konstatacja ma oparcie w przemysłowym charakterze oraz inwazyjnych technologiach, jakimi posługiwali się chociażby Michael Heizer czy Robert Smithson, jedni z najbardziej znanych przedstawicieli tego nurtu. Chociaż w początkowym etapie land art nie spełnił oczekiwań pokojowego i zrównoważonego współbycia człowieka z przyrodą, co miało miejsce chociażby w znacznie starszej sztuce plemiennej (prymityzowanej i traktowanej redukcjonistycznie przez dominujący, zachodni dyskurs sztuki powszechnej), to zarazem dał on impuls artystom do politycznego zaangażowania w sprawy środowiska. Ledzion wymienia prace wspomnianego już Beuysa, Agnes Denes czy „chodzącego artysty” Hamisha Fultona, zwracającego uwagę na zmiany klimatu i globalne ocieplenie.

RUCH EKOSEKSUALNY

Współczesną, małą znaną, choć bardzo efektowną próbą politycznego zaangażowania sztuki w sprawy ekologii jest nurt ekoseksualizmu, który – jak wskazuje nazwa – stanowi połączenie ekologii z seksualnością rozumianą jako fundamentalna zasada społecznego funkcjonowania świata.

 

Jak pisze Jennifer J. Reed, jego genezę stanowi krytyka relacji płci i władzy wpisanych w nowoczesne rozumienie natury w ramach kultury Zachodu, opierającej się na upraszających dualizmach.

Autorka przypomina, że tradycyjne podejście do tej kwestii zakładało silne skojarzenie kobiety z naturą i postawą pasywną, mężczyzny zaś z kulturą i postawą aktywną. Ten podział umacniały przesłanki płynące z religii chrześcijańskiej, w ramach których natura-kobieta miała podlegać człowiekowi-mężczyźnie.

Okiełznanie chaotycznej natury stało się celem uprzemysłowionych społeczeństw kapitalistycznych, zidentyfikowanym i poddanym zresztą coraz bardziej skomplikowanej krytyce przez ekofeminizm, feministyczną ekologię polityczną oraz studia ekogender. Zwłaszcza te ostatnie zajęły się przywróceniem sprawstwa i feministycznej podmiotowości naturze. W jej normatywnym ujęciu nie ma bowiem szans na emancypację połowy ludzkości!

Ekoseksualizm wyrasta jednak nie tylko z feminizmu, ale także teorii queer, która specjalizuje się w redefiniowaniu i przekraczaniu kulturowych norm. Jego inicjatorkami są amerykańskie artystki – Elizabeth Stephens oraz Annie Sprinkle, stanowiące parę w życiu i sztuce. Pierwsza z nich jest reżyserką filmową, fotografką, profesorką i dziekan Wydziału Sztuki na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Cruz; druga zasłynęła jako gwiazda pornobiznesu w złotej erze lat 70., a dziś jest ekoseksualną i radykalną edukatorką, performerką oraz nagradzaną pisarką.

Ekoseksualność stanowi ideę przewodnią, spajającą rozmaite obszary ich działań. Artystki stosują seksekologię i publiczne zaślubiny z elementami natury jako aktywistyczną taktykę, sięgającą ich wcześniejszego, wspólnego projektu „Love Art Laboratory”, realizowanego od 2004 roku przez kilka lat. Jego tematem była miłość i zaślubiny traktowane jako eksperymentalna konwencja społecznego kontraktu, która przy późniejszych, ekoseksualnych projektach nabrała radykalnego, politycznego wymiaru, obejmującego pozaludzki świat przyrodniczy. Traktując Ziemię jako swoją kochankę, artystki twierdzą, że:

 

„ekoseksualistka to ktoś, kto odczuwa zmysłową i erotyczną naturę natury. Może cię nakręcić to, że leżysz na plecach na trawniku; może patrzenie na chmury. I wówczas możesz poprzytulać się z twoim człowiekiem”.

Nurt ten, choć z pewnością nie wyczerpuje możliwych kierunków pojednania ludzi z Ziemią, to traktowany szeroko – jako afektywna propozycja regeneracyjna, obejmująca sztukę, kulturę, systemy ekonomiczne, sfery obyczajowości czy myśli humanistycznej – stanowi ważne, angażujące energię seksualną, pole odniesień na bezdrożach homo stupidus.

Ciąg dalszy nastąpi…

 

CZYTAJ TAKŻE: Długie postscriptum do końca świata, cz. I. Relacja z Obozu dla Klimatu w Świętnem

Podziel się kulturą!
What’s your Reaction?
Ciekawe
Ciekawe
0
Świetne
Świetne
0
Smutne
Smutne
0
Komiczne
Komiczne
0
Oburzające
Oburzające
0
Dziwne
Dziwne
0